13:30

Azeloglicyna - równie skuteczny, a o wiele tańszy zamiennik maści z kwasem azelainowym + Przepis na tonik z azeloglicyną w roli głównej

Azeloglicyna - równie skuteczny, a o wiele tańszy zamiennik maści z kwasem azelainowym + Przepis na tonik z azeloglicyną w roli głównej

Cześć kochani :)

Kwas azelainowy przynosi u mnie wyśmienite efekty (możecie je zobaczyć m.in. TUTAJ! ), ale ze względu na wycofanie (choć dzięki Wam dowiedziałam się, że być może są to jedynie opóźnienia w produkcji i oby tak było) popularnego środka jakim jest acne derm zaczęłam poszukiwać tańszego i najlepiej lżejszego zamiennika. Kwas azelainowy jest niezwykle trudną substancją czynną, wymaga wysokiej temperatury podgrzewania i tłustego podłoża, jest nierozpuszczalny w wodzie. Pewnie już wiecie, że jestem ogromną fanką toników, bezolejowych ser, więc prędzej czy później zainteresowałabym się azeloglicyną. Azeloglicyna zachowuje wszystkie właściwości kwasu azelainowego, a w dodatku jest substancją niezwykle prostą w obsłudze. Ma ona postać wodną, przeliczamy ją tak jak wodę, nie wymaga podgrzewania, doskonale rozpuszcza się w wodzie i potrzebuje niższego stężenia, by działać równie skutecznie jak kwas azelainowy (20% kwasu azelainowego odpowiada 10% azeloglicyny). Jest o wiele lepiej tolerowana przez naszą skórę, rzadko kiedy wywołuje podrażnienia i może być używana przez kobiety spodziewające się dziecka lub karmiące. Bardzo łatwo penetruje naszą skórę i w naszych formulacjach możemy pominąć alkohol czy glikol propylenowy, a dodatkowo wykazuje działanie nawilżające. Można stosować ją latem. Azeloglicyna jest stabilna w pH= 5-11

Azeloglicyna to opatentowana pochodna kwasu azelainowego w postaci płynnego roztworu łatwo rozpuszczalnego w wodzie, powstała w wyniku połączenia kwasu azelainowego z aminokwasem glicyną.
Dzięki zastosowanej modyfikacji, otrzymano substancję aktywną o lepszych właściwościach chemicznych i fizycznych, która zachowuje typowe cechy kwasu azelainowego i dodatkowo zyskuje nawilżające i uelastyczniające cechy ze strony glicyny, a jednocześnie jest składnikiem o dużo łatwiejszym zastosowaniu w formulacjach kosmetycznych w stosunku do czystego kwasu azelainowego.Azeloglicyna jako nowoczesna pochodna kwasu azelainowego rozwiązuje techniczne problemy, zachowując jednocześnie wszystkie, cenne właściwości kwasu azelainowego Źródło

Jak działa kwas azelainowy?
  • Antybakteryjnie. Działa zarówno na bakterie beztlenowe, jak i tlenowe. Badania dowodzą, że po 3 miesięcznej terapii 20% kwasem azelainowym dochodzi do zmniejszenia bakteryjnej kolonizacji mieszków włosowych, UWAGA w ponad 97%. Należy także podkreślić, że kwas azelainowy nie powoduje wystąpienia oporności bakterii nawet przy długotrwałym stosowaniu.
  • Przeciwprzebarwieniowo. To najwcześniej poznane działanie kwasu azelainowego. Kwas azelainowy wykazuje zdolność hamowania tyrozynazy. Dokładny mechanizm działania kwasu azelainowego nie jest tak naprawdę do końca wyjaśniony, aczkolwiek domniema się, że kwas hamuje także syntezę DNA w obrębie pobudzonych melanocytów oraz hamuje aktywność enzymów mitochondrialnych wchodzących w skład łańcucha oddechowego. Ponieważ kwas azelainowy nie działa na melanocyty w fazie spoczynku, dlatego nie jest skuteczny w walce ze znamionami płaskimi oraz brodawkami (tzw. pieprzyki). Natomiast genialnie rozjaśnia przebarwienia pozapalne, urazowe, oparzeniowe oraz posłoneczne.
  • Przeciwzapalnie. Mianowicie wpływa na wolne rodniki (dlatego warto go stosować także rano), które silnie inicjują procesy zapalne.
  • Przeciwzaskórnikowo. Kwas azelainowy ma wpływ na keratynocyty i proces rogowacenia naskórka (keratynizację). Procesy te zostają znormalizowane.
  • Reguluje pracę gruczołów łojowych i zmniejsza przetłuszczanie skóry tłustej.Normalizacja wydzielania sebum następuje poprzez hamowanie aktywności enzymu 5-alfa reduktazy, enzym ten powoduje przemianę testosteronu w dihydrotestosteron (DHT), który zwiększa aktywność gruczołów łojowych.
  • Ponadto kwas azelainowy wpływa doskonale na cery naczyniowe - łagodzi rumień, zaostrzone zmiany naczyniowe, grudki.
Dzięki dodatkowi aminokwasu - glicyny, wykazuje działanie uelastyczniające skórę oraz nawilżające. Zgodnie z testami klinicznymi wykonanymi przez producenta, azeloglicyna w stężeniu 3% stosowana dwa razy dziennie przez okres trzech tygodni, wyczuwalnie zwiększyła poziom nawilżenia oraz elastyczność skóry. Źródło


Niestety, ale azeloglicynę oferuje jedynie jeden sklep z półproduktami (e-naturalne) i bardzo często świeci pustkami. Sama czekałam dość długo, aż będzie znowu dostępna i od razu zakupiłam większą pojemność, która starczy mi na jakieś 2-3 miesiące, czyli do czasu aż zacznę stosować retinoidy ;)

Serum z azeloglicyną oferuje nam także BiochemiaUrody, a tonik z tą substancją czynną oferowała firma NOAlab i L'azel Active.

Mój tonik bazuje na 6 substancjach aktywnych, choć zdarza mi się pominąć kwas hialuronowy, ponieważ posiadam ekstrakty z e-naturalne, które bazują na glicerynie. Azeloglicynę połączyłam z witaminą B3, kwasem hialuronowym, ekstraktem z lukrecji i zielonej herbaty oraz łagodzącą alantoiną. Jest to doskonała mieszanka dla cer trądzikowych, działa nie tylko antybakteryjnie, ale przeciwzapalnie, rozjaśniająco, antyoksydacyjnie i nawilżająco. Sama maść z kwasem azelainowym nie ma aż tak wielokierunkowego działania, mój tonik już tak ;) 

  •  Ekstrakt z zielonej herbaty jest stosowany w kosmetykach antyaging, antycelulitowych, tonizujących, przeciwzmarszczkowych, przeciwtrądzkiowych, w produktach do higieny intymnej, w produktach po opalaniu łagodzących podrażnienia, w produktach do pielęgnacji cery naczynkowej, w produktach do pielęgnacji włosów tłustych, przetłuszczających się i skłonnych do łupieżu ze względu na następujace właściwości: przeciwrodnikowe (polifeonole mają nawet dwustukrotnie  mocniejsze działanie antyutleniające niż witamina E) ,działanie ściągające, udrażniające, ochronne, łagodzące, nawilżające, bakteriobójcze, słaby, naturalny filtr UV ponadto wzmaga syntezę melaniny, normalizujące działanie gruczołów łojowych Źródło
W przypadku pielęgnacji skóry z problemami naczynkowymi polecane jest równoczesne stosowanie trzech ekstraktów - z zielonej herbaty, z miłorzębu oraz z soi. 
  •  Ekstrakt z lukrecji. Głównym składnikiem aktywnym korzenia lukrecji jest kwas glicyryzynowy (glicyryzyna) - trójterpenoid, który odpowiada za charakterystyczny słodki smak i aromat korzenia lukrecji oraz jego cenne właściwości. Glicyryzyna posiada silne własności wiązania wody w skórze, jest więc skutecznym składnikiem nawilżającym. Składową kwasu glicyryzynowego jest kwas glicyretynowy. Oba związki odpowiadają za działanie antyalergiczne, immunostymulujące, przeciwłojotokowe, antyzapalne, przeciwbakteryjne, przeciwwirusowe, antyobrzękowe, redukujące zaczerwienienie, antyoksydacyjne i łagodzące korzenia lukrecji.
    Właściwości i działanie na skórę kwasu glicyryzynowego:
    - Jest to związek o wysokim stopniu aktywności i koncentracji, chemicznie stabilny w szerokim zakresie pH i dobrze rozpuszczalny.
    - Jest bardzo dobrze tolerowany przez skórę i łatwo penetruje w głąb skóry, bez skutków ubocznych.
    - Posiada silne właściwości łagodzące, przeciwalergiczne, stymulujące układ immunologiczny i przeciwpodrażnieniowe (jest to składnik leków bez recepty w Japonii)
    - Łagodzi stany zapalne skóry, podrażnienia, swędzenie i działa przeciwobrzękowo, przy mało nasilonych zmianach może zastępować środki steroidowe (hydrokortyzon). Hamuje uwalnianie histaminy i reakcje alergiczne.
    - Polecany jako środek wspomagający leczenie zmian atopowych skóry, egzemy, dermatozy i łuszczyce.
    - Działa antybakteryjnie, przeciwgrzybiczo i antywirusowo.
    - Zmniejsza zaczerwienie skóry i wzmacnia naczynka krwionośne.
    - Wspomaga regenerację komórkową oraz przyśpiesza gojenie ran, drobnych uszkodzeń skóry i wyprysków.
    - Wspomaga ochronę anty-UV oraz zmniejsza zaczerwienienie i podrażnienie powodowane poparzeniem promieniowaniem słonecznym UVB.
    - Jest skutecznym składnikiem nawilżającym; kwas glicyryzynowy już przy stężeniu 0.1% posiada silne własności wiązania wody w skórze.
    - Wspomaga walkę z trądzikiem; działa antybakteryjnie oraz zmniejsza produkcję sebum, poprzez hamowanie działania enzymu 5-LOX (5-lipooksygenazy).
    - Dzięki własnościom immunostymulującym i antyoksydacyjnym, wzmaga regenerację komórek skóry, która obniża się wraz z wiekiem, dodatkowo hamuje działanie hialuronidazy, enzymu rozkładającego naturalny kwas hialuronowy w skórze, który odpowiada za jędrność i nawilżenie skóry, dlatego jest polecany także jako składnik przeciwzmarszczkowy.
    - Hamuje produkcję PGE2 (prostaglandyny E2), czynnika, który przyczynia się nie tylko do stanów zapalnych skóry, ale również do przemieszczania brązowego barwnika skóry - melaniny. Dzięki temu kwas glicyryzynowy zmniejsza aktywność melanocytów, komórek produkujących brązowy barwnik i tym samym redukuje tworzenie przebarwień skóry. Jest on zaliczany również do składników o charakterze depigmentacyjnym, który wspomaga działanie innych substancji rozjaśniających przebarwienia.
    - Polecany również w produktach do skóry głowy, łagodzi podrażnienie, swędzenie i wysuszenie. Źródło
  • Witamina B3. Amid kwasu nikotynowego (niacynamid, niacyna) wchodzi w skład substancji zaangażowanych w procesy oksydoredukcyjne. Składnik dwóch koenzymów nikotynoadeninowych, które w połączeniu ze specyficznymi białkami tworzą enzymy zaliczane do grupy oksydoreduktaz borących udział w syntezie i rozkładzie cukrów, kwasów tłuszczowych i aminokwasów. Niedobór prowadzi do pelagry,  (pelle agra - znaczy szorstka skóra) oraz  zaburzeń metabolizmu glikolizy, zaburzeń w łańcuchu oddechowym. Witamina PP wywiera korzystny wpływ na tworzenie oraz funkcjonowanie i stan skóry, istotnie wpływa na stopień ukrwienia skóry, ma korzystne działanie na mikrokrążenie skórne.  Zmniejsza TEWL - transepidermalną utratę wody przez naskórek, wpływa na produkcję kolagenu. Przyczynia się do poprawy  nawilżenia i elastyczności skóry. Działa łagodząco i przeciwpodrażnienieniowo, dzięki czemu łagodzi przebieg wszelkiego typu dermatoz. Rozjaśnia przebarwienia. Jest silnym antyoksydantem. Źródło

  • Alantoina jest pochodną mocznika. Działa regenerująco, ułatwia gojenie i odnowę uszkodzonego naskórka. Zmniejsza pieczenie, łagodzi, zaczerwienienie skóry wrażliwej. Ma także działanie nawilżające, wygładza i zmiękcza skórę. Kosmetyki z alantoiną znajdują zastosowanie w pielęgnacji cery wrażliwej, skłonnej do uczuleń, podrażnionej. Poleca się ją także w preparatach przeciw trądzikowych, po opalaniu w zasypkach i pudrach kosmetycznych.
   

Przepis na tonik z azeloglicyną 50ml by MademoiselleEve (w przeliczeniu na ml)

77,5% Woda  38.75ml
10% Azeloglicyna 5ml
5% Kwas hialuronowy 2.5ml
4% Witamina B3 1.1ml
2% Ekstrakt z lukrecji (na glicerynie) ok.1ml
1% Ekstrakt z zielonej herbaty (na glicerynie) ok.0.5ml
0,5% Alantoina szczypta

Do wody dodajemy kwas hialuronowy i rozpuszczamy go delikatnie mieszając. Następnie dodajemy witaminę B3 i alantoinę, mierzymy pH. Następny składnikiem jest azeloglicyna, na samym końcu dodajemy ekstrakty roślinne, oczywiście możecie je pominąć. Tonik ma pH około 8, dlatego obniżyłam pH do 6 kwasem mlekowym (możecie także kwaskiem cytrynowym). Tonik przechowujemy w lodówce.

Na dzień dzisiejszy mogę powiedzieć, że tonik sprawdza się u mnie doskonale i jak tylko skończę serum z  witaminą C z Apisu, będę używać go dwa razy dziennie. Cera przede wszystkim jest widocznie jaśniejsza, sam kwas azelainowy nie przynosił u mnie tak szybkich efektów. Nie miałam wielkiego wysypu, pojawiają się jedynie pojedyncze, małe ropne krostki, które znikają w przeciągu dwóch dni. Jestem ciekawa, czy lepiej ruszy moje zaskórniki, na pewno pojawi się dokładna relacja na blogu. Na dzień dzisiejszy bardzo Wam polecam ukręcenie takiego kosmetyku, zwłaszcza jeśli macie cerę trądzikową z przebarwieniami.Warto!


Znacie azeloglicynę? Kwas azelainowy ?

16:11

Sylveco, Tymiankowy żel do twarzy - czy pobił swojego rumiankowego brata?

Sylveco, Tymiankowy żel do twarzy - czy pobił swojego rumiankowego brata?

Firmę Sylveco bardzo lubię, od pewnego czasu żywię ogromną sympatią do polskich, regionalnych producentów. Mimo wtopy z lekkimi kremami, które lekkie dla mojej skóry nie były, firma ta posiada w swojej ofercie niezmienne hity mojej pielęgnacji - jeśli nie używaliście żelu rumiankowego, czy pomadki brzozowej z betuliną, musicie koniecznie w nie zainwestować. Warto.

Żel tymiankowy kupiłam razem z  rumiankowym, ale przez wydajność (żele Sylveco starczają mi na około 5-6 miesięcy, czyli czas przez jaki powinny być zużyte po otwarciu) musiałam czekać na otwarcie dość długo. Rączki świerzbiły, ale dałam radę :D

Zacznę może od składu. Gdybym miała zrobić sobie żel, to wyglądałby tak jak żele Sylveco, chociaż bardziej skłaniam się ku rumiankowemu, kwas salicylowy bardziej mi służy. Skład jest bajecznie krótki, prosty i bez zbędnej chemii. Nie jestem zaciętą fanką naturalnej pielęgnacji, nie stronię od szeroko pojętej chemii, ale jednak żele z oferty Sylveco bardziej do mnie przemawiają, niż typowy żel drogeryjny (chociaż nie wyobrażam sobie wstępnego demakijażu bez żelu micelarnego z Biedronki). Żel jest hypoalergiczny, zawiera UWAGA! jeden środek myjący, który nie podrażnia nawet najbardziej wrażliwej skóry. Z drugiej strony glukozyd laurylowy doskonale usuwa nadmiar sebum i zanieczyszczenia. Producent dodatkowo wzbogaca formułę o olejek eteryczny tymiankowy i ekstrakt z tymianku i kwas jabłkowy, które działają antybakteryjnie, antyseptycznie, przeciwzapalnie i zapobiegają nadmiernemu rogowaceniu skóry. Nie znam stężenia kwasu jabłkowego w tym produkcie, ale jest to jeden z łagodniejszych kwasów z grupy AHA i wątpię, by zrobił krzywdę, jeśli będziemy używać go przy aktualnej, letniej pogodzie. Poza tym jego stężenie musi być niewielkie, jeśli jest za wodorowęglanem sodu. No i oczywiście producent nie zapomina o tym, że w dobrym żelu nie może zabraknąć nawilżaczy (pantenol i gliceryna)- oczyszczamy porządnie skórę, ale nie wysuszamy jej na wiór. Brawo za logiczne myślenie! Jeśli ja jestem zadowolona, to i wy będziecie.A poniżej zamieszczę Wam analizę składu, informacje o poszczególnych składnikach pochodzą ze strony Sylveco :) I dla jasności - nie nawiązałam z nimi współpracy, chwalę, bo ich kosmetyki są świetnej jakości i na nasze polskie portfele.

  • Woda
  • Glukozyd laurylowy należy do gupry związków o nazwie "alkilopoliglukozydy", są to środki powierzchniowo czynne, mające w swojej budowie cząsteczki cukru prostego. Glukozyd laurylowy to pochodna kwasu glutaminowego i kwasów tłuszczowych (z oleju kokosowego). Jest to delikatny i skuteczny detergent biodegradowalny o charakterze niejonowym. Łagodny dla skóry i włosów, posiada również właściwości lekko kondycjonujące
  • Gliceryna - należy do grupy humektantów, czyli składników o właściwościach nawilżających. Jest to związek o budowie alkoholu wielowodorotlenowego. Posiada dobre zdolności penetracyjne, dzięki czemu zwiększa również transport składników aktywnych w głąb skóry. Jest wysoce higroskopijny, w związku z czym skutecznie zwiększa zdolność wiązania i zatrzymywania wody w naskórku - te obszary stają się bardziej elastyczne, a woda potrzebna w głębszych warstwach skóry zostaje wykorzystana, m.in. do syntezy włókien kolagenowych i elastynowych.
  •  Ekstrakt z tymianku pospolitego - działa przeciwzapalnie i antyseptycznie, dzięki zawartości garbników również ściągająco i oczyszczająco na skórę.
  •  Panthenol - prowitamina B5, należy do grupy humektantów. Jest to substancja silnie higroskopijna, działa nawilżająco. Dzięki swojej niskocząsteczkowej budowie posiada duże powinowactwo do keratyny - podstawowego białka budującego skórę, włosy i paznokcie. Łatwo wnika w głąb skóry, gdzie ulega przekształceniu w kwas pantotenowy, czyli właściwą witaminę B5. Jako związek aktywny i łagodzący, przyspiesza procesy regeneracji naskórka, chroni i pielęgnuje skórę wrażliwą i skłonną do podrażnień.
  • Wodorowęglan sodu - czyli kwaśny węglan sodu (soda oczyszczona). Jest to biały, krystaliczny proszek, spełnia głównie funkcje pomocnicze w kosmetyku, tj. reguluje pH, zmiękcza wodę i zwiększa rozpuszczalność innych związków. Jako substancja aktywna wykazuje korzystne działanie przecwizapalne, oczyszczające i zmniejszające wydzielanie sebum w przypadku cery trądzikowej i przetłuszczającej się.
  •  Kwas jabłkowy -  kwas alfa-hydroksylowy (AHA), obecny w wielu niedojrzałych owocach (np. jabłkach, winogronach ). Hamuje procesy tworzenia się zaskórników, zmniejsza nadmierne rogowacenie naskórka, zapobiega rozwojowi patogennej mikroflory na skórze, łagodzi stany zapalne mieszków włosowych. Działa delikatnie rozjaśniająco i nawilżająco, zmiękcza i wygładza skórę. Stymuluje komórki do syntezy ważnych białek (kolagenu, elastyny), zapobiegając powstawaniu zmarszczek i pobudza skórę do naturalnej odnowy
  •  Benzoesan sodu - sól sodowa kwasu benzoesowego, jak i sam kwas benzoesowy to konserwanty, czyli substancje zabezpieczające kosmetyk przed skażeniem mikrobiologicznym. Są one dopuszczone  przez organizacje certyfikujące do stosowania w kosmetykach naturalnych. Benzoesan sodu jest stosowany w kwaśnym pH (2-5.5) i jest odporny na działanie promieni UV. Jest bezpiecznym konserwantem, nie drażni skóry ani błon śluzowych.
  • Olejek tymiankowy - jego głównymi składnikami są tymol i karwakrol. Posiada bardzo silne właściwości przeciwwirusowe i przeciwgrzybicze. Hamuje rozwój bakterii chorobotwórczych (m.in. Staphylococcus aureus  i Propioniobacterium acnes, które odpowiadają za rozwój zmian trądzikowych). Łagodzi stany zapalne, działa na skórę oczyszczająco i tonizująco. Jest zaliczany do antyoksydantów.

Żel ma żółto-złote zabarwienie, nierozcieńczony lepi się (przez wysoką zawartość gliceryny), a przez dodanie wody tworzy delikatną emulsję. Nie pieni się. Świetnie rozprowadza się po skórze, mam podobne uczucie kiedy używam olei myjących. Nie przelewa się przez palce, moim zdaniem ma idealną konsystencję i dobrze się spłukuje. Jest delikatny, świetne oczyszcza i nigdy mnie nie podrażnił. Nie wysusza, ani nie ściąga skóry, pod względem nawilżenia wypada zdecydowanie lepiej niż wersja rumiankowa i bardziej polecam go osobom z suchą skórą. Nie zauważyłam także wpływu na moje naczynka, żel pod tym względem jest neutralny.


Producent obiecuje nam działanie wygładzające i rozjaśniające - no cóż, przyznaję, że nawet tego nie oczekiwałam. Muszę ze smutkiem stwierdzić, że o ile wersja rumiankowa działała na moją cerę genialnie (a przecież to tylko żel), to wersja tymiankowa jest tylko dobrym, oczyszczającym żelem ;) Nie zauważyłam większego wpływu na skórę - odkąd nie używam wersji rumiankowej, na mojej twarzy już zdążyło pojawić się kilka zaskórników, a ranki nie goją się tak świetnie. Cera jakoś widocznie mi nie pojaśniała, cudów nie ma, ale muszę mieć na uwadze, że to tylko produkt do oczyszczania twarzy, który nie ma długiego kontaktu ze skórą. Doskonale odświeża, świetnie sprawdził się w upały, używałam go w  tym czasie z przyjemnością. :)


Największym plusem tego kosmetyku jest to, że odczuwalnie nawilża. Osoby, które narzekały na ściągniętą skórę po wersji rumiankowej, powinny być zadowolone z wersji tymiankowej (chociaż czytając recenzje i ta wersja lubi podrażniać). Cera jest delikatnie wygładzona, nie podrażnia oczu. Przez czas, kiedy używałam wersji tymiankowej odłożyłam wszystkie kwasy (i aktualnie używam azeloglicyny) i być może dlatego nie widzę większych zmian. Produkt stosowany samodzielnie nie odmieni naszej skóry, ale nikt tego nie obiecuje i nie nastawiałabym się na to. Jeśli szukacie dobrego żelu dla cery mało wymagającej, lub wrażliwej, to koniecznie spróbujcie tej wersji. Być może okaże się Waszym hitem ;)


Żel ma bardzo mocny zapach tymianku, tak silny, że przy pierwszym 'powąchaniu' bałam się go nałożyć na twarz ;) Na szczęście mimo mocnego zapachu, żel okazał się łagodniejszy niż poprzednia wersja.

Opakowanie - bez zarzutu. Pompka działa sprawnie, a pojemność (150ml) starczy nawet na pół roku, bowiem żel jest bardzo, ale to bardzo wydajny. No i zmieści się w torebce na wyjazdy, odzwyczaiłam się od dużych tub ;) No i piękna szata graficzna, jak ja lubię takie ładne, proste, skromne etykiety.Cena około 14-16 złotych, za taką jakość i wydajność to bardzo mało.


Jeśli szukacie dobrego żelu - warto zakręcić się obok wersji tymiankowej, jednak osobiście bardziej skłaniam się ku wersji rumiankowej. Warto spróbować, na pewno znajdą się zwolennicy jednej i drugiej wersji ;)

A poniżej zamieszczam Wam link do recenzji wersji rumiankowej KLIK!


Znacie firmę Sylveco? Używacie ich kosmetyków? :)

12:10

Jak używać filtrów, aby działały?

Jak używać filtrów, aby działały?

Wpis miał pojawić się znacznie wcześniej, niestety przez braku czasu pojawia się w takim, a nie innym czasie. W planach mam jeszcze dwa wpisy o tej tematyce, widzę, że posty o filtrach należą do najbardziej popularnych ;) 

Najczęstszym błędem ( i chyba nikogo to nie zdziwi) jest zbyt mała ilość nałożonego preparatu. Jest to ciemna strona używania filtrów, ponieważ żaden produkt nałożony w takiej ilości nie będzie wyglądał estetycznie na skórze. Nawet 'lekki fluid' , czy emulsja matująca. Zaczynają pojawiać się przebarwienia, zmarszczki, nie widzimy efektów stosowania filtrów i je odkładamy, pewnie większość zna ten schemat ..;) Odpowiednia ilość produktu na samą twarz, to około 1,25ml, choć spotkałam się z opinią, że i 1ml jest w stanie zapewnić nam skuteczną ochronę. Wszystko zależy od powierzchni skóry, wiadomo, że nikt tego nie obliczy. Miary są zazwyczaj zawyżone, mi wystarcza 1,15-1,25ml, ale tylko dlatego, że nie mam żadnych nierówności i jest to maksymalna ilość produktu jaką jestem w stanie nałożyć, warstwami. Zanim nałożycie preparat, koniecznie zmierzcie go strzykawką, wtedy orientacyjnie będziecie wiedzieć ile musicie nałożyć produktu. Jeśli to dla Was zbyt dużo - nakładajcie warstwami. Wiele osób nie ma pojęcia co to znaczy nałożyć dużo kremu z filtrem, ten typ kosmetyku nigdy nie będzie wydajny. To nie jest krem pielęgnacyjny, przy odpowiednim użytkowaniu produkt powinien nam starczyć na mniej więcej 2 tygodnie. Czy to Vichy, czy to Ziaja, wydajność jest taka sama - jeśli jest inaczej, nie stosujecie odpowiednio filtrów. Żaden krem z filtrem nie będzie badzo lekki, niewidoczny, komfortowy, hmm.. żaden krem nałożony w 4-5ml na twarz (+reaplikacja) nie będzie wyglądał dobrze. Filtrów się nie lubi, filtrów się używa ;)

Kolejną sprawą jest drastyczny spadek ochrony przez nieodpowiednią ilość. Jeśli nałożymy produkt(z faktorem spf 50+, czyli około 60) w o połowę mniejszej ilości nie otrzymujemy faktora 30, tylko około 8-4 SPF. Ochrona ta jest 1/4, a nawet 1/8 ochrony nałożonego w odpowiedniej ilości produktu. Na BU był kiedyś świetnie obrazujący to zjawisko wykres, niestety post już nie istnieje. Na forum pani Basi znalazłam także tabelkę, jak zmienia się ochrona przed UVA, jeśli nie nałożymy odpowiedniej ilości. Tabelka dotyczy filtrów z faktorem SPF 30 (ilość na twarz i część szyi).


1 - kolumna: ilość mg kremu na cm2 skory (mg/cm2) 

2- kolumna: przybliżona wartość faktora PPD 

3- kolumna: ilość kremu w ml potrzebna na sama twarz typowej wielkości 

2.0 - 30.0 - 1.85ml 
1.9 - 27.1 - 1.75ml 
1.8 - 24.6 - 1.65ml 
1.7 - 22.2 - 1.55ml 
1.6 - 20.1 - 1.50ml 
1.5 - 18.2 - 1.40ml 
1.4 - 16.5 - 1.30ml 
1.3 - 14.9 - 1.20ml 
1.2 - 13.5 - 1.10ml 
1.1 - 12.2 - 1ml 
1.0 - 11.0 - 0.95ml 
0.9 - 10.0 - 0.85ml 
0.8 - 9.0 - 0.75ml 
0.7 - 8.2 - 0.65ml 
0.6 - 7.4 - 0.55ml


SPF - przy nałożeniu połowy wymaganej ilości preparatu, otrzymujesz mały ułamek ochrony, około 1/4 lub nawet 1/8, czyli coś około 5-8 SPF przy filtrach 50 SPF+, dlatego tak ważne jest aplikowane przepisowej ilości (1-1.5ml, w zależności od powierzchni twarzy). 

Kolejnym grzechem jest zbyt rzadka reaplikacja bądź jej brak. Czy to krem z  filtrami mineralnymi, czy z chemicznymi, każdy trzeba poprawiać, zwłaszcza latem, kiedy dzień jest długi i często się pocimy. Filtry mineralne nie zapewniają nam całodobowej ochrony, mimo że od razu nałożone chronią. Ulegają one bardzo łatwemu ścieraniu, bywa, że musimy poprawiać je częściej niż filtry chemiczne. Te chemiczne po jakimś czasie zaczynają się rozkładać (i mogą namnażać wolne rodniki oraz zwiększać absorpcję promieniowania UV), wszystko zależy od oświetlenia, zazwyczaj co 2-4 godziny filtr powinien być ponownie nałożony. I tutaj osoby noszące makijaż mają mały problem, bo makijaż trzeba zmyć (koniecznie jeśli używacie filtrów chemicznych), albo przestawić się na podkłady mineralne z filtrami.

Edit: Wiele osób źle mnie zrozumiało, wiele zależy od naszego trybu życia, nasłonecznienia, typu produktu z filtrem, czy pory roku. To, o czym piszę tyczy się aktualnych warunków pogodowych i aktywnego przebywania na słońcu. Jeśli przebywacie w zaciemnionych pomieszczeniach i unikanie słońca, wystarczą Wam 2-3 aplikacje kremu z filtrem, natomiast osoby aktywne, czy pracujące na słońcu, powinny oprócz stosowania filtrów co 1,5-2 h używać ochrony fizycznej.

Brak wiedzy na temat specyfikacji chemicznej filtrów. Mam na myśli jak je stosować, zazwyczaj nie czytamy dokładnie etykiet, bo po co ?:) Inaczej działają filtry mineralne,a  inaczej chemiczne, stąd i inne mają zasady użytkowania.
  • Filtry mineralne działają na zasadzie lustra, a więc odbijają promienie słoneczne. Na logikę - aby były skuteczne, muszą być nałożone jako ostatnie i często nakładane. Najlepszym wyborem będzie puder, podkład mineralny. Zanim nałożycie preparat z filtrem, możecie nałożyć krem, serum, fluid, co tam chcecie - ważne, aby filtry mineralne były nałożone jako ostatni produkt, a nie jako pierwsze. Jest to dobra opcja dla tych, których przeraża zmywanie makijażu w ciągu dnia. Łatwiej przypudrować nosek, choć maksymalna ochrona takiego pudru, to SPF 30+ i nie zapewnia zbyt wysokiej ochrony przed promieniowaniem UVA. 
  • Filtry chemiczne działają nieco inaczej. Filtry nakładamy na czystą, osuszoną skórę. Zanim zapewnią nam ochronę, muszą połączyć się ze skórą, na etykiecie znajdziecie informację, że należy odczekać około 15minut. Po tym czasie mamy zapewnioną ochronę UV i możemy zrobić na nich makijaż. Dlaczego polecam filtry chemiczne osobom noszącym makijaż? Dlatego, że nie musimy obawiać się o to, że filtry nie będą działać. Będą. Plusem jest to, że nawet jeśli nałożymy na nasz filtr chemiczny (po 15 minutach)  puder z filtrami mineralnymi, nie obniżymy jego ochrony. Minusem jest fakt, że musimy zmywać makijaż i ponawiać tę samą czynność, ale jeśli zależy nam na wysokiej ochronie, to zdecydowanie filtry chemiczne będą lepszym wyborem. Nie ulegają one tak łatwemu ścieraniu i działają zupełnie inaczej niż filtry mineralne.   
Kremy z  filtrem nakładamy palcami, nie używamy do tego gąbeczek, ani pędzli, zależy nam na ochronie, a nie efekcie końcowym.  I jest to zwykłe marnotrawstwo ;)


Faktory się nie sumują. Mam podkład 20 SPF, filtr SPF 30+,a  więc mam ochronę na poziomie 50 SPF. Nie. ;) Ochrona jest taka, jaką zapewnia nam produkt o najwyższej ochronie, w tym przypadku SPF 30+.


Nakładając filtr czujemy się usprawiedliwieni i korzystamy ze słońca znacznie dłużej niż zwykle. Jest to ogromny błąd, filtry nie zapewniają nam 100% ochrony i nie są przyzwoleniem na wylegiwanie się godzinami na plaży. Przez takie podejście coraz więcej ludzi dotyka nowotwór skóry, mimo że stosowali ochronę przeciwsłoneczne. Słyszałam o rakotwórczym działaniu filtrów,, to my, przez zbyt mała ilość produktu, brak reaplikacji i zbyt długie ekspozycje słoneczne sobie szkodzimy. Żaden produkt z filtrem nie daje nam 100% ochrony, niezbędna jest też ochrona fizyczna, czyli korzystanie z cienia, noszenie okularów przeciwsłonecznych, kapelusza z szerokim rondem. Unikajmy także przebywania w godzinach największego nasłonecznienia, choć czasami bywa to nieuchronne.

Nie ma filtrów wodoodpornych, czy odpornych na pot. Jeśli jednak nadmiernie się pocicie na twarzy (dotyczy to i niestety mnie w okolicach nosa i ust) lepszym wyborem będą filtry chemiczne, ponieważ po połączeniu się ze skórą zapewniają nam wysoką ochronę. Po każdym spoceniu, powinniśmy filtr ponownie nałożyć, zwłaszcza tyczy się to filtrów mineralnych.

Filtry mają określony termin ważności,  po otwarciu mogą nam służyć nawet przez 12 miesięcy, nie dłużej, potem zaczynają się rozkładać. Najlepiej jednak jest je zużyć w przeciągu 3 miesięcy. Na opakowaniu powinniśmy znaleźć taką informację (słoiczek z  odkręcaną nakrętką i data w środku).

Kremy z filtrami można przechowywać w temperaturze pokojowej, najlepiej jednak nie w miejscach intensywnie nasłonecznionych. Łazienka jest dobrym do tego miejscem. Nie trzeba ich koniecznie przechowywać w lodówce, no chyba, że temperatura w pomieszczeniu sięga do 30 stopni C. Zasada ta odnosi się do wszystkich kosmetyków. Zapasy zamkniętych, nieużywanych kremów nie trzeba koniecznie trzymać w lodówce, wystarczy w temperaturze pokojowej do 25 stopni C, w szafce. Kremy otwarte, których nie mamy zamiaru zużyć od razu, można trzymać na dnie lodówki. Zaś w przypadku kremów z filtrami, otwarty krem lepiej jest zużyć od razu i nie zostawiać go sobie na później, zaś kremy nieużywane można przechowywać maksymalnie do 3 lat, bez obaw, że stracą swe właściwości ochronne
BiochemiaUrody


Reasumując:
  • nakładamy odpowiednią ilość preparatu, mierzymy ją strzykawką, by mieć pewność, że nałożyliśmy co najmniej 1,25 ml na twarz.
  • filtr reaplikujemy kilkukrotnie w ciągu dnia. Filtry chemiczne 2-5 razy, mineralne po każdym starciu, spoceniu się
  • jeśli nosimy makijaż, a nie widzi nam się zmywanie go w ciągu dnia - zdecydujcie się na podkład mineralny
  • faktory się nie sumują
  • żaden filtr nie zapewnia nam 100% ochrony przed promieniowaniem UV 
  • Zapewniam Was, że po skorzystaniu z moich rad, filtry będą skuteczne ;) 

Jeśli nie czytaliście moich wcześniejszych postów, zapraszam Was na wstępny wpis o filtrach i ich specyfikacji chemicznej (TUTAJ! ), filtrach naturalnego pochodzenia (TUTAJ!) i filtrach przenikających w produktach promieniochronnych (TUTAJ!) :)



11:23

Filtry przenikające i parabeny w kosmetykach promieniochronnych

Filtry przenikające i parabeny w kosmetykach promieniochronnych

Temat filtrów przenikających wciąż budzi wiele kontrowersji i często pojawiają się pytania, czy czasem sobie nie szkodzimy używając kosmetyków z ochroną anty UV. Temat aktualnie jest wyjątkowo gorący, po opublikowaniu listy szkodliwych składników w produktach kosmetycznych, gdzie filtry przenikające, jak i parabeny zajmują zaszczytne, wysokie miejsce. Zawsze, kiedy recenzuję filtry firmy Ziaja, pojawiają się zapytania na temat filtrów przenikających i parabenów, czy szkodzę sobie ich używając?

I tak, i nie. Na dzisiejszy stan wiedzy filtry przenikające nie są zagrożeniem dla naszego zdrowia,wiadomo jedynie, że mogą (ale nie muszą) działać delikatnie estrogennie i wykryto je w mleku matki. Stąd (nie znając do końca wpływu filtrów przenikających na zdrowie człowieka) nie są one zalecane ani kobietom w ciąży, ani karmiącym piersią. Z innymi przeciwwskazaniami się nie spotkałam.

Zacznijmy od tego, że każdy kosmetyk i to bez względu na to jakiej jest marki i jakiego przeznaczenia, musi przejść przez rygorystyczne badania UE. Każdy produkt wypuszczony na rynek UE musi być bezpieczny dla nas - dla skóry, dla włosów,a  przede wszystkim dla naszego zdrowia. Stąd bardziej ufam firmie Ziaja, niż kosmetykom azjatyckim, o których praktycznie nie wiem nic. Fitry Ziai, skoro znalazły się na naszym polskim rynku, muszą być stabilnie, niefototoksyczne i muszą zapewniać deklarowany stopień ochrony. Często to my jesteśmy winni - nie używamy produktów zgodnie z zaleceniami producenta.

Sprawa jednak tyczy się filtrów przenikających. Filtry przenikające mają zdolność do przenikania do krwiobiegu, lub mogą działać kancerogennie (Oxybenzone) i naśladują działanie hormonów. Brakuje jednak badań, by potwierdzić te informacje, dlatego dla bezpieczeństwa matki, a przede wszystkim dziecka, karmiące i spodziewające się dziecka powinny tych filtrów unikać (ich maksymalna przepuszczalność to 8.7%). Wbrew pozorom nie występują one jedynie w kremach promieniochronnych, ale balsamach, kremach pielęgnacyjnych, kolorówce. Filtrami przenikającymi są: Etylhexyl Methoxycinnamate (Octylmethoxycinnamate), Benzophenone-3 , 4- Methylbenzylidene Camphor , Octyl Dimethyl PABA
Nigdy nie poleciłabym na swoim blogu produktu szkodzącego zdrowiu, a mam pewność, że Ci, którzy mnie uważnie czytają, używają produktów zgodnie z przeznaczeniem. Nie można mieć pretensji do filtru spf 50+ o pojawiają się opaleniznę, jeśli nie nakładamy przepisowej ilości i nie reaplikujemy go co 2-4 godziny (w zależności od nasłonecznienia). Filtry chemiczne ulegają rozkładowi, producent o tym nie napisze, ale na etykiecie mamy informację o kilkukrotnej aplikacji produktu w ciągu dnia. Jeśli postępujemy zgodnie z zaleceniami - produkt musi być skuteczny. Tyczy się to kremów z ochroną anty UV oczywiście, z kosmetykami pielęgnacyjnymi bywa różnie.Filtry przenikające mogą działać na zasadzie prooksydantów, po upływie kilku godzin mogą namnażać wolne rodniki i zwiększać absorpcję szkodliwego promieniowania, aby tego uniknąć należy stosować kremy z  filtrem zgodnie z przeznaczeniem i zaleceniami. Nie wiemy tak naprawdę zbyt wiele o filtrach przenikających i ich wpływie na zdrowie, badania rzadko kiedy są przeprowadzane w realnych warunkach, dotyczą skrajnych sytuacji. Jedno jest pewne, nieużywanie filtrów przeciwsłonecznych szkodzi nam bardziej niż ich stosowanie. 

Octyl Methoxycinnamate. Otóż rzeczywiście zostały opisane pewne badania, których wyniki wskazują na potencjalne ryzyko ze strony filtrów chemicznych. Jeden z artykułów pojawił się w marcu 2001 r. Opisywał on badania przeprowadzone na Uniwersytecie Alabama w USA. Tytuł tego artykułu brzmiał " Filtr Octyl Methoxycinnamate ma zdolność wiązania się do DNA". Sam tytuł mogł rzeczywiście wzbudzić zaniepokojenie. Jednak wnikając dokładnie w przebieg opisanych badań, okazuje się, że testy były przeprowadzone na zasadzie zmieszania w probówce powszechnie stosowanego filtru anty-UVB będącego pochodną cynamonową i spermy śledzi. Powiązanie między oddziaływaniem filtru na spermę śledzi a efektem jaki daje nakładanie na ludzką skórę warstewki kremu z użytym w małych ilościach filtrem jest znikome. Poza tym sami autorzy tych badań nie starali się tłumaczyć czy wyniki ich doświadczenia mogą mieć jakiekolwiek powiązania z ludźmi.
 Methylbenzylidene Camphor. Kolejna sprawa to dwa badania, których wyniki zostały opisane w artykułach z 2001 r. Wskazywały one , że filtr 4- Methylbenzylidene Camphor może wpływać na równowagę estrogenową w organizmie. Co jednak mało kto wyraźnie podkreślał - doświadczenia te były przeprowadzone na szczurach i rybach oraz polegały na tym, że filtr ten był dodawany do karmy tych zwierząt, a więc był podawany wewnętrznie do organizmu, a nie aplikowany na skórę. Trzeba przyznać, że jedzenie preparatów zawierających filtry to nie to samo, co nakładanie ich na skórę. Tym bardziej, że główne dane na temat filtrów chemicznych potwierdzają, że filtry zawarte w kremach aplikowanych na skórę, wnikają tylko do wierzchnich warstw naskórka, natomiast nie mają zdolności wnikania głęboko w skórę, a to oznacza, że negatywne działanie filtrów jakie uzyskano w doświadczeniach przeprowadzanych w specyficznych warunkach nie jest możliwe w rzeczywistości. Nawet sami wykonawcy tych badań podali ostatecznie, że uzyskane przez nich wyniki nie są powodem do stwierdzenia, że filtr 4- Methylbenzylidene Camphor może być niebezpieczny dla ludzi podczas aplikacji na skórę. Jedyne ograniczenie jakie podali dotyczy małych dzieci, ale to z takiego powodu, że ich skóra jest bardzo delikatna i ze względu na możliwość podrażnień bezpieczniej jest stosować nieuczulające filtry mineralne.
 Pozostałe filtry chemiczne. Zanim sprawdzicie jaki rodzaj filtrów zawierają wasze kremy wiedzcie, że w zasadzie na temat wielu filtrów chemicznych i fizycznych istnieją jakieś pogłoski, nie tylko na temat tych dwóch. A oto jak naukowcy wypowiadają się w tej kwestii.
            Faktem jest to, że każdego roku przeprowadzana jest cała masa doświadczeń naukowych w różnych dziedzinach. Wyniki każdego z nich są zawsze opisywane i podawane do wiadomości. Często badania te są przeprowadzane w specyficznych warunkach i nie odnoszą się do rzeczywistej praktyki, nawet sami wykonawcy nie starają się tworzyć powiązań. Na przykład opisując doświaczenie na spermie śledzi stwierdzono tylko, że filtr użyty w doświadczeniu wiązał się konkretnie do DNA w spermie śledzi, natomiast nie wiązano tych wyników bezpośrednio z człowiekiem. Żadne z doświadczeń przeprowadzonych bezpośrednio na ludzkiej skórze z udziałem stosowanych obecnie filtrów nie wykazało zagrożenia związanego z możliwością wpływu na DNA czy gospodarkę hormonalną naszego organizmu. Ważne jest też, że takich nie w pełni jasnych i potwierdzonych badań na temat negatywnych efektów stosowania filtrów jest kilka, zaś istnieje ogromna ilość badań wielokrotnie potwierdzonych przez niezależne laboratoria, które stwierdzają jednogłośnie, że nie stosowanie filtrów może spowodować wiele niebezpiecznych problemów w tym raka skóry. Nawet w tekście opisującym doświadczenie na 4-Methylbenzylidene Camphor podkreślano, że stosowanie preparatów z filtrami jest niezbędne i bardzo pomocne.
            Moim zdaniem tak naprawdę istnieje wiele prawdopodobnych zagrożeń ze strony wielu stosowanych przez nas składników, choćby różnych leków. Wystarczy wziąć ulotkę przykładowo z tabletek hormonalnych i przeczytać listę działań niepożądanych, a mimo to nie odstrasza to nikogo do ich stosowania.
            Ktoś, może stwierdzić, że teraz się podaje, że filtry są bezpieczne, a może za parę lat będzie się mówiło coś innego. Coż, co mogę potwierdzić na pewno, to, że pogłoski na temat efektu estrogenowego 4-Methylbenzylidene Camphor zostały obalone. Natomiast jeśli chodzi o inne filtry to zawsze istnieje takie zagrożenie i to w przypadku wielu innych składników, mimo wszystko ja jestem przekonana, co to dużej i uzasadnionej potrzeby stosowania preparatów z filtrami i wierzę, że przyniesie to więcej pożytku niż szkody, zresztą taką opinię potwierdza bardzo wielu naukowców. Oczywiście ostateczna decyzja to osobista sprawa każdej z osób, ja mogę tylko poinformować, że opozycją to tych kilku pogłosek jest cała masa wielokrotnie potwierdzonych badań przemawiających za tym, że nie używanie filtrów powoduje wiele niekorzystnych efektów, co stwierdzono nie tylko na podstawie laboratoryjnych badaniach, ale potwierdziło się to także w praktyce. Można spotkać liczne przykłady osób, które cierpią z powodu nadmiernego wystawiania się na działanie słońca bez ochrony (nie mam tu na myśli tylko raka skóry, w końcu nadmierna ilość zmarszczek to także cierpienie dla dużej liczy osób), natomiast nie spotkano jeszcze przykładu osoby cierpiącej z powodu nadmiernego używania preparatów ochronnych. Jedyną, udowodnioną ciemną stroną filtrów jest możliwość wystąpienia w indywidualnych przypadkach podrażnienia skóry pod wpływem niektórych filtrów chemicznych, o czym była już mowa w poprzednich tekstach. Źródło


Filtry, zwłaszcza te chemiczne nie są obojętne dla naszej skóry. Bywało, że wywoływały silne alergie kontaktowe,podrażnienia, czy odczyny fototoksyczne. Miejmy jednak na uwadze fakt, że substancje te zostały zakazane i nie mogą znaleźć się w produkcie produkowanym na terenie UE (jedynie niektóre dopuszczalne filtry chemiczne mogą podrażniać skórę, dlatego osoby, które mają uwrażliwioną skórę powinny używać filtrów mineralnych lub mineralno-chemicznych) UE nie zostaje obojętne wobec filtrów przenikających,z  racji tego, że o ich działaniu na ludzki organizm wiemy niewiele mogą być one stosowane jedynie w określonym stężeniu i w takiej kompozycji, by były bezpieczne. Kremy z filtrem to kompozycja filtrów, wiele osób o tym zapomina. Jeden filtr przenikający nie zrujnuje nam zdrowia, przykładowo Ziaja posiada Tinosorb, który nie tylko zapewnia wysoką ochronę anty UV, ale i chroni EM przed rozkładem. Ziaja nie jest odpowiednim filtrem na lato (dla aktywnych) nie dlatego, że zawiera filtry przenikające, ale dlatego, że kompozycja filtrów zapewnia zbyt niską ochronę UVA. Cena filtrów aptecznych nie tylko wynika z prestiżu, czy marki, ale przede wszystkim z użycia innowacyjnych filtrów o szerokim spektrum działania wobec promieniowania UVB, ale i UVA, które kosztują. Uriage Hyseac dostaniecie już za 35 złotych, a zapewnia ochronę przed UVA na poziomie 40 PPD. 

Nie posiadam tak szerokiej wiedzy, by opowiadać Wam o specyfikacji chemicznej i zalecanych połączeniach. Prawda jest taka, że najbardziej toksyczne i szkodliwe są samoróbki, a nie kremy z  filtrem dostępne na rynku. Nawet genialna Lorri (wizaż), która zgniata mnie swoją wiedzą, nigdy nie stworzyła własnego produktu promienioochronnego. Oprócz pudru, który może zrobić każdy. Jest to wyższa szkoła jazdy, wymaga nie tylko wiedzy, czasu, cierpliwości, ale odpowiedniego sprzętu. Filtry nie mają tylko działania chroniącego przed promieniowaniem UV, ale i nawzajem się stabilizują i chronią przed rozkładem. 

Zwracajcie uwagę na źródło informacji. Producenci kosmetyków naturalnych zawsze będą wytykać palcami flity chemiczne, a nigdy od nich nie usłyszycie o równie toksycznym dwutlenku tytanu.O wiele częsciej dochodzi do alergii, czy odczynów fototoksycznych pod wpływem substancji naturalnych (najczęściej ekstrakty),a  nie filtrów chemicznych. 

Parabeny. Mimo tego, że są najlepiej przetestowanymi substancjami konserwującymi w kosmetykach, wciąż budzą wiele kontrowersji. Pewnie wiele z Was słyszało o tym, że mogą powodować raka piersi, czy zaburzać gospodarkę hormonalną. Do tej grupy nalezą: Methylparaben, Ethylparaben, Isopropylparaben, Propylparaben, Butylparaben

Zamętu o parabeny nie rozumiem,  nie przechodzą one tak łatwo przez barierę skórno-naskórkową jak piszą o tym niektóre osoby. Poza tym  po przeniknięciu do krwioobiegu są metabolizowane i nie kumulują się w tkankach, więc doniesienia a jakikolwiek wpływ na gospodarkę hormonalną, czy wywoływanie raka piersi są bezpodstawne.  Fakt, są osoby, które są na nie uczulone, ale nie jest to nawet 1%.

Komitet w opinii z czerwca 2008 roku jeszcze raz potwierdził, że stosowanie w produktach kosmetycznych metyloparabenu oraz etyloparabenu jest bezpieczne. W najnowszej opinii, opublikowanej w grudniu 2010 roku Komitet stwierdził, że również stosowanie parabenów o dłuższych podstawnikach: butyloparabenu i propyloparabenu jest bezpieczne dla konsumentów jeżeli stężenie w produkcie gotowym nie przekracza 0,19% zarówno w przypadku stosowania tych substancji pojedynczo jak i w mieszaninie. Komitet zalecił tym samym ograniczenie stosowania tych konserwantów w stosunku do dotychczas stosowanego (0,4% pojedynczego związku oraz 0,8% dla mieszaniny w przeliczeniu na kwas benzoesowy).Źródło

Jeśli służą Wam produkty chroniące przed promieniowaniem UV, które zawierają filtry przenikające, czy parabeny, nie widzę większych przeciwwskazań, by zaprzestać ich używania. Chyba, ze jesteście w ciąży, czy karmicie piersią, wtedy lepiej zdecydować się na filtry mineralne.Nie dlatego, że są szkodliwe, ale dlatego, że dzisiejszy stan wiedzy jest niewystarczający ;)


Pozdrawiam,
Ewa