Ciężko jest mnie wyprowadzić z równowagi, ale udało się to uczynić Twórcom promującym bez najmniejszego krytycyzmu niezwykle szkodliwe społecznie treści gloryfikujące stosowanie kubeczków menstruacyjnych. Dzisiaj napiszę najbardziej konkretny i zwarty artykuł w mojej blogerskiej historii - dlaczego mogą one nie być całkowicie bezpieczne dla miesiączkującej kobiety?
Zacznijmy od samego początku. Będę do bólu logiczna.
Nie ma idealnego rozwiązania dla młodych kobiet w tym jakże trudnym czasie menstruacji - a z pewnością nie są to rozwiązania ekologiczne. Równie nieekologiczna jest antykoncepcja mechaniczna, czy większość świadczeń medycznych gwarantowanych - nikt na tym polu nie kwestionuje słuszności proceduralnej, więc tym trudniej jest mi zrozumieć osoby, które nie dostrzegają czarnych stron metody "kubeczkowej". A krew - umówmy się - jest materiałem biologicznie niebezpiecznym.
Wychodzę z prostego założenia, że osoby świadomie promujące i uznające kubeczki menstruacyjne za w pełni bezpieczne, powinny być konsekwentne w swym działaniu i z taką samą pewnością w głosie prosić na przykład operatora na sali o niemycie rąk, czy też brak jałowości podczas bezpośredniego dostępu do pęcherza moczowego (procedura zakładania cewnika) - czekam na ten moment, gdy w końcu internetowi znawcy zostaną rozliczeni za swoje słowa, które aktualnie uderzają o kamienny mur braku jakiejkolwiek odpowiedzialności cywilno-prawnej. To nie jest szaleńcza lustracja, ale nie przekładajmy wizjonerskiej fantasmagorii naturalnego środowiska ponad bezpieczeństwo i zdrowie jednostki. Miejmy też trochę wyobraźni i spójrzmy choć przez chwilę dalej niż czubek własnego nosa - to jest naprawdę pomocne.
Moja ogólna niechęć wynika z prostych, logicznych połączeń. Ciało obce we wnętrzu dróg rodnych kobiety nie jest bezpiecznie - co więcej, jest źródłem wielu powikłań zdrowotnych, szczególnie, gdy znajduje się w nim materiał niebezpieczny biologicznie - wymagający natychmiastowej ewakuacji.
Kubeczek należy zamontować w pochwie, w pobliżu szyjki macicy. Oczywiste jest również to, że należy go opóźniać i tym samym - montować wielokrotnie. I tutaj dostrzegam już kilka problemów natury typowo fizykalnej. Ciało obce we wnętrzu dróg rodnych jest czymś nienaturalnym dla kobiety - gimnastykuje brutalnie mięśnie dna miednicy, utrzymując je w ciągłym, wysokim napięciu - może to być pozytywny aspekt u kobiet mających osłabione czucie, ale będzie to jedynie mechanizm kompensacyjny. Nie jest to jednak zjawisko akceptowalne fizjologicznie i w niedalekiej przyszłości nadmiernie spięte mięśnie w końcu z mięśni tonicznych, staną się wyćwiczonymi, niefunkcyjnymi mięśniami fazowymi. To nie jest entuzjastyczna wiadomość. Nadmierna, niepulsacyjna i ciągła wysiłkowość mięśni dna miednicy (do której dochodzi również na skutek ciąży, otyłości, nierozsądnych ćwiczeń) prowadzi w konsekwencji do rozluźnienia i upośledzenia siły mięśniowej i tym samym do obniżenia narządów rodnych, osłabienia funkcyjności zwieraczy, czy zmniejszenia doznań seksualnych. Kubeczek częściowo się zasysa, ale to nie wystarcza, ileż osób może go nawet podświadomie podtrzymywać wysiłkowo, na przykład podczas ruchu? Kwestionuję również bezpieczeństwo montażu, gdyż wielokrotne umieszczanie ciała obcego w przekrwionej, nierzadko wysuszonej i zmuszonej do skurczu pochwie skutkuje urazami mechanicznymi, a w szczególności - uszkodzeniami wstępującymi szyjki macicy. Dzieje się to szczególnie okrutnie, gdy kubeczek jest niedopasowany pod względem wielkości, sprawiając przy tym ogromny ból. Sytuacja ta jest bezpośrednim zagrożeniem zdrowia, gdyż na skutek uszkodzeń na takiej szyjce mogą powstawać nadżerki i polipy (nawet jeśli kubeczek jest pod względem rozmiaru dobrany prawidłowo), co jest tożsame z rozwojem na wysokich piętrach infekcji, krwotoków, czy w dalekiej przyszłości nowotworzeniem w obrębie tej części macicy. To najgorsze sytuacje, do których wcale nie musi dojść, ale może, a wpływają one bezpośrednio na płodność i życie kobiety. Czy osoby, które umieszczają bezkrytyczne recenzje kubeczków tkwią nadal w swojej zaawansowanej mitomanii, twierdząc, że największą wadą tej rewolucyjnej metody jest możliwość przerwania błony dziewiczej? Ta wada jest oczywista, ale warto zreflektować nieco głębiej.
Nie zapominajmy, że mamy jednocześnie materiał niebezpieczny biologicznie, również, a przede wszystkim, dla samej kobiety. Krew miesiączkowa. Jest to krew, która w prawidłowych warunkach zbiera się przez niemal cały miesiąc (+/-) w endometrium macicy, i jeśli jej odpływ jest prawidłowy, zgodnie z cyklem miesiączkowym, jest swobodnie ewakuowana. Pragnę podkreślić słowo ewakuacja i słowo swobodnie. Krew odpowiednio ewakuowana, przy zachowaniu prawidłowych zasad higieny, nie stanowi zagrożenia dla zdrowia kobiety (chociaż nawet w prawidłowych warunkach wzrasta ciepłota ciała, a kobieta w pewnym sensie tkwi w stanie zapalnym), w przypadku zaniedbań podczas stosowania podpasek - może być przyczynkiem infekcji wstępujących, najczęściej cewki moczowej lub sromu. Nie kwestionuję ich niebezpieczeństwa, a w szczególności, gdy bywają (a nader często się to zdarza) zaniedbywane, co prowadzi do dalszej ekspansji patogennych szczepów i pociąga za sobą finalnie fatalne skutki kliniczne. Z tego powodu nie do końca widzę kubeczki u kobiet z endometriozą oraz jakimikolwiek patologiami w obrębie endometrium macicy, ale mogą okazać się kompromisowym rozwiązaniem dla osób z chorobami sromu, zewnętrznymi patologiami części pochwy czy częstymi infekcjami pęcherza moczowego.
Krew przetrzymywana we wnętrzu pochwy w towarzystwie szyjki macicy to bezpośrednie zagrożenie zdrowia - nie wyobrażam sobie, by chirurg po wycięciu pęcherzyka żółciowego nie zamontował drenu odbarczającego, dlatego tak szokująca jest dla mnie aprobata wobec przetrzymywania krwi miesiączkowej w ciele kobiety (gdzie jest dostęp powietrza, bakterii, podwyższonej temperatury) - gdzie notabene właśnie organizm w sposób naturalny za pomocą fizjologicznego "drenu", swoistego przewężenia, odprowadza krew na zewnątrz. Zdecydowanie zalecałabym o wiele częstszą wymianę krwi miesiączkowej - z każdą godziną ryzyko skutków niepożądanych rośnie i nie cieszyłaby mnie myśl fundowania schronu kubeczkowi w ciele przez nawet 12 godzin.
Kwestią, której nie należy pomijać jest całkowity brak higieny i sterylności kubeczków (atutem jest materiał z jakiego są wykonane, ale sposób jego użytkowania i częstotliwość wymiany nie jest w żaden sposób "czysta") - przemycie akcesorium wodą i ponowny montaż w ciele, gdy silikon miał bezpośredni kontakt z potencjalnie skażoną krwią, wodą i samym, nawet chwilowym środowiskiem zewnętrznym stanowi ogromne ryzyko - nie zapominajmy, że flora bakteryjna pochwy stanowi swoistą barierę ochronną, a montaż kubeczka w wyższych piętrach prowadzi do adekwatnie większego ryzyka rozwoju zakażenia - nie sposób zamontować go próżniowo, a dodatkowo zasysa się on jedynie częściowo - mając przez cały czas kontakt z powietrzem. Dodatkowo bakterie pozostawiają biofilm, który wymaga bardziej wyrafinowanych metod sterylizacyjnych, i niestety, ale najrozsądniejszą opcją byłoby posiadanie co najmniej 2-3 kubeczków, które zostały poddane działaniom wysokiej temperatury oraz złożonym preparatom dezynfekcyjnym o szerokim spektrum działania. Skutki są naprawdę poważne - implikacją nie będzie nieprzyjemne pieczenie podczas oddawania moczu i delikatny ból w nadbrzuszu, a potwornie trudna w leczeniu powikłana infekcja dróg rodnych, wstrząs toksyczny, a nawet tragiczna w skutkach sepsa. Przecież to prowadzi do kalectwa, a bardzo często do śmierci.
Można oczywiście bronić się, że to tylko wyjątki. Bo tak rzeczywiście jest. A na wyjątkach nie buduje się reguły. Ale czułabym się wstrętnie, gdyby z mojego polecenia na zdrowiu ucierpiała choć jedna kobieta - stąd ta patetyczność artykułu. Objawy tego typu powikłań często bywają niespecyficzne, pomijam już zupełnie fakt, że większości kobiet profilaktyka narządów rodnych jest zupełnie obca, a wizyta u ginekologa stanowi zazwyczaj potwierdzenie ciąży, dlatego w tym miejscu chciałabym zachęcić Was, Drodzy, do prostego, codziennego samobadania, a zwłaszcza regularnego poboru cytologii. Nie tylko kobiety, lecz również Panów - nowotwór jądra rozwija się równie podstępnie i wstrętnie.
Tak jak napisałam - nie ma dobrych rozwiązań dla kobiet w czasie menstruacji, powyższe zagadnienia dotyczą również powszechnie stosowanych tamponów, dlatego wybieram dla siebie mniejsze zło i decyduję się świadomie na stosowanie podpasek. Przypadki bywają różne, dlatego nie upieram się co do słuszności wygłaszanych tez, a ostatnią cechą jaką posiadam - jest zgubna pewność. Ludzie są rożni, mają odmienne potrzeby i stanowi to znakomite pole do dyskusji - bowiem u kogoś ta kubeczkowa metoda fantastycznie poprawi stan zdrowia dróg rodnych, a także wzmocni funkcjonalność mięśni dna miednicy, a innego wpędzi w plugawą chorobę. Tak czy inaczej, gorąco zachęcam do krytycznego myślenia i profilaktyki.
ARTYKUŁ NIE JEST SPONSOROWANY.
Pozdrawiam ciepło,
Ewa
Hmm wydawało mi się, że było tu kiedyś więcej komentarzy? Od jakiegoś czasu noszę się z zamiarem zostawienia swojej opowieści tutaj, ale jakoś ciągle mi nie było po drodze, a dzisiaj - taka niespodzianka. Same pustki. Nie wiem czy opublikujesz ten komentarz Ewo, jeżeli nie – to przynajmniej niech to będzie głosem poparcia dla Ciebie. Ze wszystkimi osobami sceptycznymi w stosunku do powyższego posta chciałabym się podzielić swoją historią z kubeczkiem menstruacyjnym. Otóż, z tym wynalazkiem zetknęłam się po raz pierwszy zupełnie przypadkowo jakieś dobre 5 albo nawet 6 lat temu, kiedy to w PL w zasadzie niewiele było o nim wiadomo. Znalazłam co prawda kilka filmików na polskim YT oraz całkiem sporo informacji na stronie jakiejś drogerii ekologicznej i w sklepie online MoonCup, ale były to materiały czysto marektingowe, bez subiektywnych opinii użytkowniczek. Mimo to, od razu wiedziałam, że to jest "sprzęt" dla mnie. Albo inaczej – po prostu byłam na maksa zdesperowana :) do tamtego czasu używałam tamponów - jako kobieta dość aktywna sportowo (bieganie, wspinaczka) oraz z mocno obfitymi pierwszymi dniami i długimi miesiączkami, nie wyobrażałam sobie korzystania z podpasek. Pamiętam dobrze swoje pierwsze miesiączki, kiedy w obawie przed przeciekaniem, mama zakładała mi 2-3 najgrubsze podpaski Bella... Masakra! Uczucie mokrej pieluchy i ten wieczny stres, że coś się "wymsknie". Dlatego tampony były dla mnie wręcz wybawieniem. Niestety, po kilku dobrych latach korzystania z nich, aplikacja zaczęła być problemem - standardowy scenariusz pt. dyskomfort i wieczne uczucie suchości. W tych najobfitszych dniach, gdzie potrzebny "poślizg" zwyczajnie dawała krew, dało się jeszcze to wytrzymać, natomiast później musiałam korzystać z żelów nawilżających. Jednak mimo to, nie wyobrażałam sobie powrotu do podpasek. I wtedy właśnie trafiłam na kubeczek. Na początku zamówiłam Mooncup, ale ten okazał się totalnie nietrafiony - za miękki i za duży (byłam wówczas jeszcze dziewicą - sic! od razu uprzedzam pytania: tak, jest możliwe korzystanie z kubeczka nie współżyjąc, z tym że jak wyżej wspominałam - długo korzystałam z tamponów i to tych w największym rozmiarze, być może to "ułatwiło" mi rozpoczęcie przygody z kubeczkiem). Kolejny - Yuuki - okazał się strzałem w dziesiątkę. Początki nie były łatwe - pierwsze aplikacje szły mi dość opornie i na wszelki wypadek zakładałam jeszcze dodatkową wkładkę w razie w. Dodatkowo miewałam często sytuacje, że kubeczek nie układał się odpowiednio i zamiast obejmować szyjkę – opierał się na niej, lub też zahaczał o nią w jakiś sposób krawędzią – ciężko mi to sprecyzować, w każdym razie odczuwałam spory dyskomfort, czasami nawet powodowało to nasilanie bólów menstruacyjnych. Z czasem jednak nabrałam wprawy i problem więcej się nie pojawił. Dużym ułatwieniem było dla mnie to, że pracowałam wówczas w miejscu, w którym toaleta i umywalka były w jednym pomieszczeniu, dlatego opróżnianie kubeczka i wielokrotne poprawianie go nie były dla mnie kłopotliwe. Jak już nauczyłam się obycia z kubeczkiem, potrafiłam trzymać go w ciele nawet do 10h bez przeciekania i dyskomfortu. Cóż, uwielbiałam kubeczek. Oprócz dużej wygody, był także super ekonomiczny (jego cena zwróciła mi się w kilka miesięcy) i ekologiczny. Czasami, kiedy miałam większy problem z dostępem do higieny (np. wyjazdy na kilka dni w góry, pod namiot, bez dostępu do wody) to kubeczek zastępowałam tamponami, ale po powrocie - natychmiast wracałam do kubeczka. Po mniej więcej 2 latach korzystania z kubeczka (cały czas jeden i ten sam, wyparzany we wrzątku co wieczór w osobnym garnuszku, tylko do tego przeznaczonym), zrobiłam sobie ok. roczną przerwę, w trakcie której wróciłam do tamponów. Nie pamiętam już z jakiego powodu to się stało. Chyba go gdzieś zapodziałam przy przeprowadzce i potem się odnalazł. Miałam jednak spore opory przed włożeniem do ciała przedmiotu, który przez tak długi czas leżał gdzieś na dnie szafy, zawinięty jedynie w bawełniany woreczek, więc zakupiłam nowy egzemplarz, dokładnie tej samej firmy.
OdpowiedzUsuńW międzyczasie borykałam się z częstymi stanami zapalnymi w obrębie miejsc intymnych. Lekarze, których odwiedzałam ograniczali się jedynie do przypisywania mi coraz to nowych globulek, ale żaden nie potrafił wskazać przyczyny. Albo może po prostu nie chciało im się diagnozować problemu. A ja próbowałam znaleźć rozwiązanie – przestałam nosić syntetyczną bieliznę, zmieniłam proszek na ten dla niemowląt, zrobiłam przerwę od depilacji. Posądziłam nawet mojego biednego mężczyznę o brak należytej higieny… I NIC. Zero efektów.
UsuńPo prawie roku biegania po ginekologach średnio raz na miesiąc, zdecydowałam się na wizytę u lekarza z polecenia. I ten jako jedyny przeprowadził ze mną dokładny wywiad. Wypytał mnie m.in. o to z czego korzystam podczas okresu. No i niestety ten lekarz udzielił mi odpowiedzi niemal takiej samej jak Ty Ewo w powyższym poście. Nie będę się zagłębiać w szczegóły bo byłoby to w zasadzie powtórzeniem tego co napisałaś. Co więcej, powiedział mi też coś w stylu, że czasami nawet wyjmowanie kubeczka może być niezdrowe, ponieważ silne ciągnięcie go w dół (na przykład ja tak zawsze wyjmowałam kubeczek, a okazuje się, że powinno się bardzo delikatnie wsunąć palec pomiędzy kubeczek a ściankę pochwy, wtedy się rozszczelnia i można go wyjąć), aby się odessał, może spowodować obniżenie się dna macicy, co może skutkować komplikacjami w trakcie ciąży i przy porodzie. Nie pamiętam dokładnie jakich słów użył, ale chyba taki mniej więcej był sens jego wypowiedzi. Byłam ogromnie zawiedziona i zła bo nie wyobrażałam sobie powrotu do podpasek. Lekarz zaproponował mi więc sprawdzenie czy jego trop jest słuszny i polecił zrezygnować z kubeczka i tamponów na 3 miesiące. I cóż… prawie 1,5 roku korzystam już praktycznie wyłącznie z podpasek. Nadal ich nie znoszę, są dla mnie bardzo kiepskim rozwiązaniem, na dodatek bardzo nie-ekonomicznym i totalnie nie-ekologicznym (plus dylematy związane z podpaskami bielonymi chemicznie i z używanymi w nich klejami) ALE moje stany zapalne skończyły się bezpowrotnie…………….. Do kubeczka nie wrócę, z tamponów korzystam baaaardzo sporadycznie i tylko przez pierwsze dni, kiedy krwawienie jest najobfitsze, a i tak na noc zakładam podpaskę. Wróciłam za to do depilacji, zdarza mi się zakładać syntetyczną bieliznę, odpuściłam facetowi ;-) tylko przy proszku pozostałam. No i przy podpaskach. Zastanawiam się natomiast nad ich bardziej ekonomiczną i ekologiczną wersją w postaci tych wielorazowych, więc jeżeli ktoś miałby jakieś doświadczenia, a może Ty Ewo? To bardzo chętnie zapoznam się z opiniami. Przepraszam za tak długi komentarz, ale wobec tego co przeczytałam tu wcześniej, poczułam, że może moja historia komuś pomoże w podjęciu decyzji o kubeczku, zwłaszcza, że ja do tej pory nie spotkałam się z krytycznymi głosami, poza Twoim Ewo. Dlatego też moich historii zdrowotnych początkowo zupełnie z kubeczkiem nie powiązałam. Byłam przekonana o jego wspaniałych właściwościach. Pozdrawiam wszystkie użytkowniczki kubeczka – trochę Wam zazdroszczę :) a przede wszystkim życzę otwartej głowy i otwartych uszu również na inne, przeciwne opinie. Minęło już sporo czasu od mojego „rozstania” z kubeczkiem, a ja nadal go nie odżałowałam :P mam nadzieję, że niebawem zostanie wymyślone coś równie wygodnego, aczkolwiek w końcu w pełni bezpiecznego dla zdrowia.
P.S to, co piszesz Ewo i co powiedział mi lekarz, wbijała mi do głowy moja mama odkąd zaczęłam miesiączkować, ale cóż… musiałam się o tym przekonać osobiście :D
Ewo, a co uważasz o podpaskach wielorazowych? Od niedawna zaczęłam je stosować i jestem bardzo zadowolona. Używałam kubeczka przez parę miesięcy do czas aż przy zakładaniu odczuwałam dyskomfort, a czasem nawet ból.
OdpowiedzUsuń