00:00

Rumieniec z Lily Lolo | Róże mineralne Lily Lolo : Candy Girl, Surfer Girl, Flushed, Oh la la, Clementine, Rosebud, Sunset


Uwielbiam różne wykończenia, faktury, migoczące drobinki, brzoskwinie, czerwienie, burgundy i liliowe róże. Nie wiem jakim cudem ( i zapewne w ciężko to uwierzyć) nie dostrzegałam przez tak długi czas magii różu, ale cóż, człowiek do zrozumienia pewnych kwestii potrzebuje czasu :) Ze względu na problematyczną cerę, ale przede wszystkim bogactwo kolorów i dobrą pigmentację, sięgam głównie po róże mineralne. Data publikacji nie jest także przypadkowa - właśnie dzisiaj świętuję 22 urodziny i mam nadzieję, że dostarczę Wam kolorów, których zdecydowanie brakuje w marcu ! Specjalnie na tę okazję przygotowałam mnóstwo zdjęć, a jest w czym wybierać, róże Lily Lolo to moje ulubione od kilku lat!

Wpis jest otwarty, jeśli moja kolekcja różów Lily Lolo poszerzy się (a jestem pewna, ze tak będzie ;)) na pewno wykonam dokładniejsze zdjęcia oraz oczywiście podgląd różów na mojej ozłoconej karnacji.

Pamiętam moje niezadowolenie z kolorówki Lily Lolo, muszę jednak nawrócić się, gdyż od momentu okiełznania mojej problematycznej cery, marka przoduje w moich zbiorach. Nic nie zmieniło się jednak w kwestii różów, które uwielbiam od słynnego, uroczego proszku Oh la la. Popularny róż, zapewnił mi subtelny, uroczy, dziewczęcy rumieniec, długi efekt i cudowne stopienie z  cerą, od tego momentu wciąż poszerzam swoją kolekcję o nowe odcienie. Dzięki Pani Aleksandrze, miałam możliwość bliższego zapoznania się z próbkami wszystkich odcieni, co znacznie ułatwiło mi zakup kolejnych, czarujących puzderek, z bajeczną, pudrową zawartością. Wpis nie jest sponsorowany. 

Róże Lily Lolo nie są łatwe w obsłudze przez bardzo mocną pigmentację i suchą konsystencję matowych kolorów. Moja ręka jest jednak wyjątkowo lekka, muszę szczerze przyznać, że zdążyłam przywyknąć do tak mocno napigmentowanych kosmetyków i aplikacja nie sprawia mi już żadnych problemów. Rozumiem jednak doskonale obawy wielu osób, gdyż nałożenie tak intensywnego proszku na rumieńce w naturalny sposób, nie jest wcale tak proste.

Róże Lily Lolo są bardzo specyficzne i bardzo różnorodne pod względem konsystencji, wykończenia, trwałości i efektu. Moimi ulubionymi są te z wykończeniem rozświetlającym, gdyż są zdecydowanie lepiej napigmentowane, bardziej kremowe, lepiej przyczepne do skóry, a przy tym trwałe. Co ważne, nakładają się równo i ciężko o jakiekolwiek plamy. Efekt rozświetlenia jest także bardzo subtelny i delikatny, mimo połyskujących drobinek w opakowaniu, większość wariantów kolorystycznych, ma bardzo gładkie, lśniące wykończenie, które bardzo lubię. Nie jest to tandetny brokat i wybijające się migoczące, wędrujące po rumieńcu drobinki, Lily Lolo daje wysokopółkowy efekt mokrego policzka i bardzo odświeża wygląd. Bardzo lubię łączyć rozświetlajace róże Lily Lolo z matowymi różami innych marek, tworząc niepowtarzalny, rozświetlający efekt zarumienionych jabłuszek.



Jestem znacznie mniej zadowolona z różów o wykończeniu matowym, choć tych typowo matowych jest bardzo mało, większość to satyny, które są również przyjemne w użyciu i łatwiejsze w aplikacji, ale na mojej skórze, najmniej trwałe. Róże matowe to bardzo ciężki temat, gdyż Lily Lolo ma naprawdę suche proszki, które sprawiają problem. Myślę, że to kwestia przyzwyczajenia, choć przyznaję, iż są trudne do okiełznania. Przede wszystkim, są piekielnie napigmentowane. Róże Annabelle, tak dla porównania, są przy nich bajecznie łatwe w nakładaniu, a ich pigmentację określiłabym jako średnią. Duża pigmentacja ma swoje plusy i minusy, ale muszę przestrzec, iż w przypadku Lily Lolo nie wystarczy jedynie strzepywanie z pędzla, wymagają lekkiej ręki i najlepiej pędzla z rzadkim włosiem naturalnym. Dotyczy to zwłaszcza mocnych, intensywnych kolorów, których w ofercie Lily lolo nie brakuje.  Przez ową suchość proszku, bardzo łatwo o plamy - produkt nie nakłada się równomiernie, mocniejsze ruchy pędzla wystarczą, by róż w pewnym miejscu odznaczał się bardziej. Poza tym, niestety są mniej trwałe, zdarza się, ze róże bledną, znikają w ciągu dnia (choć to dotyczy tylko pewnych kolorów). Bardzo łatwo jest je również zetrzeć. Zanikają równomiernie, bez tworzenia zacieków i plam, nie wędrują po twarzy. Ich trwałość określiłabym jako przeciętną, około 6-7  godzin.

Lily Lolo cenię za intensywne, zabawne i dziewczęce kolory, to istna feeria barw! Nie są to róże dla osób, które cenią klasykę (choć można spotkać bardzo neutralne kolory jak Flushed, czy też lekko ciepły, swieży Oh la la), Lily Lolo daje znacznie więcej możliwości do zabawy makijażem, łączenia formuł, wykończeń, tworzenia nowych, unikatowych kolorów. Uwielbiam je, gdyż kolory są intensywne, mocne, ale nadal nadające się do noszenia na co dzień. Oferta spodoba się osobom, które nie lubią monotonii, lubią bawić się makijażem. Uważam także, iż róże rozświetlajace, to jedne z najlepszych, gdyż są doskonale rozdrobnione, gładkie, przyjemne w użyciu i przy tym trwałe (bardzo dobrze przylegają do skóry i pędzla). Róże, w zależności od wykończenia współpracują zarówno z  kolorówką mineralną (suchą), jak i tradycyjną (mokrą). Róże o wykończeniu matowym znacznie lepiej wyglądają na minerałach (na mokrej kolorówce łatwiej o plamy i bardzo ciężko jest je rozetrzeć) , zaś satynowe - na tradycyjnej. Lepiej wtapiają się, potęgując efekt rozświetlenia. Na suchych minerałach, często tracą urok, dlatego aplikuję je na moją twarz po około 30 minutach, gdy minerały zdążą połączyć się z  moją cerą.

Wybierając róże Lily lolo, starałam się, by każdy z nich nadawał się do noszenia na co dzień (a uwierzcie mi, ani jedna sztuka nie kurzy się na dnie szuflady) i mimo ogromnej różnorodności, wszystkie uzupełniają się. Mój przygaszony typ urody wygląda w wielu odcieniach różu wyjątkowo dobrze, zwłaszcza tych chłodnych i neutralnych. Wyjątkiem są jedynie bardzo ciepłe odcienie, których zwyczajnie nie czuję, mam problem także z soczystymi, pomarańczowymi różami. Dzięki Pani Aleksandrze, mam jednak możliwość zaprezentowania  Wam kolorów, których nie posiadam w pełnowymiarowym opakowaniu: Doll face, Cherry Blossom, Beach Babe, Juicy Peach, Goddess, Rosy Apple.

Róże Lily lolo cechuje niesamowita wydajność. To jedne z najwydajniejszych różów jakie posiadam, wystarczy dosłownie odrobiną, choć większość produktu i tak strzepuję, gdyż pigmentu zawsze nakłada się zbyt dużo na pędzel. Relacja cena, jakość i wydajność, moim zdaniem są trafione, choć z niektórych jestem bardziej i mniej zadowolona. Muszę zwrócić uwagę także na fakt, iż róże Lily Lolo nie pylą wybitnie i pod tym względem są bardzo komfortowe. 

Jednak największym plusem różów Lily Lolo jest brak zmiany koloru i oksydacji w ciągu dnia. Róże, na moich policzkach wyglądają tak, jak w  opakowaniu, nie ocieplają się, nie wybijają się żadne, pomarańczowe tony. Wiele razy przeżyłam rozczarowanie aplikując piękny róż na moje policzki, a potem nie dowierzałam, ze to ten sam kolor :/ Jestem wdzięczna LL, gdyż chłodne kolory, są naprawdę chłodne i nie robią się jakieś bure, bliżej nieokreślonego koloru pod wpływem kremów z filtrem, czy czasu.
 

Candy Girl to jeden z  moich najnowszych nabytków i jestem nim absolutnie zachwycona. Zawsze wydawało mi się, ze tak jasne, intensywne róże z wyjątkowymi, chłodnymi podtonami wyglądają dobrze tylko na niebieskookich blondynkach. Candy Girl, to bardzo połyskujący, jasny, intensywny róż. Prezentuje się pięknie na złocistej, ciepłej karnacji z oliwkowymi tonami. Nie jest to typowy neutralny odcień, to typ widocznego różu, bardzo uroczego, dziewczęcego i na swój sposób - słodkiego. Candy Girl nie ma intensywnej bazy po roztarciu (słaby stopień nasycenia koloru), co jest ogromnym plusem, gdyż efekt po roztarciu to subtelna, rozświetlajaca różowa mgiełka, która bardzo odświeża i odmładza. Nie jest to tandetne wykończenie, róż docenią młode kobiety, które świadomie podkreślają swoją urodę i młody wiek. Ze względu na mocno odbijające światło wykończenie - odradzam go osobom z niedoskonałościami, bardzo brzydko je podkreśla. Efekt, jak najbardziej można intensyfikować, aczkolwiek Candy Girl, moim zdaniem oczywiście, wygląda najlepiej zawsze w towarzystwie innego różu. Bardzo  podoba mi się różowa, odświeżająca poświata, dlatego Candy Girl, często nakładam na matowy róż Annabelle w odcieniu Romantic.

Róż annabelle Minerals Romantic + Candy girl Lily Lolo, usta: Golden Rose Matte Lipstick Crayon nr 12 + olej lanolinowy jako błyszczyk 

Candy Girl ma bardzo gładkie, delikatne, subtelne wykończenie. Spośród wszystkich różów, jest najbardziej transparentny i chłodny,a  przy tym delikatny, bez widocznych drobinek. Nakłada się równo, bardzo dobrze rozprowadza, nie wchodzi w pory. Aby zwiększyć krycie koloru, można go dokładać. Jest bardzo trwały w połączeniach z  innymi, matowymi różami, nakładany samodzielnie, wygląda bardzo uroczo i niewinnie :) Mam do niego słabość, choć początkowo wcale mi się nie podobał.

Rosebud,niewiarygodne, że przez tak długi czas nie dostrzegałam jego wyjątkowości. Zawsze wydawał mi się najbrzydszy, byle jaki, zdjęcia w internecie nigdy nie zachęcały mnie do zakupu pełnowymiarowego opakowania, czy nawet próbki. Nie wyglądał także zbyt ciekawie na podglądzie. Zmieniłam zdanie dzięki uprzejmości Pani Aleksandry i wystarczyło nałożenie różu na policzki, by bez wyrzeczeń zakupić pełnowymiarowe opakowanie. Niesamowite jest to, że Rosebud w każdym świetle wygląda inaczej.

Nie spotkałam się jeszcze z takim odcieniem różu. Jest bardzo złożony, nietypowy, wyjątkowy. To kolor malinowego, ciemnego różu, ale w zależności od padania światła, wchodzi bardziej w malinowe lub śliwkowe tony. Ma także złoty, rozświetlający shimmer. Baza natomiast jest neutralna, zmienia się pod wpływem światła - jest cieplejsza i wpada w koralowe, lekko brązowe tony lub pozostaje neutralna w kierunku chłodnych, brązowych tonów. Nie jest ona absolutnie szara, dlatego róż ożywia twarz. Ma podobnie mocno rozświetlajace wykończenie jak Candy Girl, ale oprócz pięknej, unikalnej malinowej poświaty, ma mocną, naturalną bazę-  intensywność przy nałożeniu słabnie, mimo wszystko, trzeba z nim uważać. Efekt można stopniować. Wygląda zachwycająco samodzielnie, ale także jako dodatek do matowego różu. Rosebud, cudownie rozświetla skórę, z ciemnymi różami często bywa tak, że przygaszają jednak jaśniejsze typy urody, a róż Lily Lolo tego nie robi. Cudownie się rozprowadza, cudownie!

Rosebud, na moich policzkach wygląda bardzo naturalnie, to typowy zimowy, dziewczęcy efekt zamarzniętych policzków, ale nie jest to chłodny róż, a bardzo unikalny odcień złamanego brązu i czerwieni, okraszony malinową poświatą. Złoty shimmer jest kropką nad i, długo poszukiwałam bardziej neutralnej wersji Pinstripe z The Balm i znalazłam ;) Rosebud to najbardziej unikatowy, wyjątkowy i najciekawszy odcień różu w mojej kolekcji. W zależności od światła, wygląda inaczej, nałożony na jabłuszka, prezentuje się fenomenalnie :) Uwielbiam go nosić samodzielnie, ale także łączyć z matowymi różami.

Róż Lily Lolo Rosebud


Do plusów zaliczyć muszę bardzo dobrą trwałość, piękne, rozświetlajace, wręcz mokre wykończenie, bardzo dobre rozcieranie i brak plam. Róż jest bardzo intensywny i lekko mokry w dotyku. Jest dobrze napigmentowany, ale efekt można stopniować. Co tu dużo mówić - jeden z najlepszych różów w mojej kolekcji. Neutralna, lekko ciepła podstawa, chłodny, wręcz metaliczny shimmer - nie ma mowy o tandetnych drobinkach, to prawdziwy, rozświetlający efekt! 

Rosebud polecam osobom z cieplejszą karnacją lub neutralną, na skórze chłodnej, nie wygląda już tak uroczo i naturalnie, złoty shimmer widocznie się odznacza (polecam wówczas Sunset). Na cerach widocznie ozłoconych, jest niewidoczny i daje efekt mokrej, nawilżonej skóry. Shimmer jest intensywny, ale po roztarciu daje jednolitą, naturalną taflę i pięknie odbija światło.


Flushed to odcień idealny. Ciemny, naturalny, delikatnie buraczany kolor, nie jest on jednak bardzo głęboki i intensywny sam w sobie (powiedziałabym, że jest stłumiony), można w nim mimo wszystko wyczuć delikatność. Przy czym jest neutralny, matowy i doskonale imituje rumieńce chłodną porą. Wygląda bardzo elegnacko, zdrowo, kobieco. Mimo trudnej aplikacji, to jeden z moich ulubieńców. Bardzo długo zwlekałam z zakupem... ale ostatecznie nie żałuję. 

Jest bardzo podobny do Oh la la, ale ma nad nim przewagę, gdyż jest neutralny, odrobinę ciemniejszy, lepiej dopasowuje się do karnacji, zarówno bladych, jasnych, jak i ciemniejszych. Podobnie jak w przypadku Surfer Girl - dziewczyny, nie bójcie się ciemniejszych odcieni różów, wyglądają ślicznie na jasnej karnacji ;) Na moim przygaszonym typie urody, wygląda bardzo naturalnie, urokliwie i ma w sobie coś eleganckiego. Kojarzy mi się z kobiecym, naturalnym rumieńcem, klasyczna, czerwoną szminką i zalotnym spojrzeniem.

Róż Lily lolo Flushed, usta: Matowa szminka Kate Moss 103  

Flushed, niestety, jest najbardziej problematycznym różem, mimo że konsystencja jest delikatna i mniej sucha niż Surfer Girl... rozciera się znacznie gorzej. Łatwo jest o zrobienie sobie plam, nierówne roztarcie, różną koncentrację koloru. Nie jest także aż tak trwały, trwałość różu na policzkach oceniam jako przeciętną. Wygląda niezwykle naturalnie. Nie jest to róż o ciepłym podbiciu, nie ma rozświeltającego wykończenia, myślę, że matowe róże trzeba po prostu lubić. Flushed, towarzyszy mi zawsze w gorszych dniach, gdy borykam się z nierównościami na skórze i nie chcę ich podkreślać. Poza tym, lubię takie kolory, róże neutralne najbardziej pasują do mojej urody - świetnie dopasowują się, imitują naturalny rumieniec, mogą być tłem dla mocniejszego makijażu, wszystko zależy od ilości nałożonego różu.

Flushed to jeden z najsłabiej napigmentowanych różów Lily Lolo. 

Sunset jest moim ulubionym różem, najpiękniejszy róż dla mojej bladej, jasnej cery :) Jest on chłodny jedynie w opakowaniu, na dłoni, to róż z nutą brzoskwini. Bardzo subtelny, dziewczęcy, piękny.

Sunset w opakowaniu  to bardzo brudny, lodowaty, delikatnie beżowy odcień różu ze srebrnym shimmerem, pod pewnym kątem można dostrzec nawet brudne, brązowe i fioletowe tony. Shimmer zanika, dając efekt tafli wody, nałożony mniej obficie - daje niesamowitą, chłodną poświatę.  W zależności od karnacji, Sunset będzie wyglądał inaczej, to wielowymiarowy odcień, który będzie pasował neutralnym, chłodnym, a nawet lekko ciepłym typom urody. Na moich policzkach jest to piękny, subtelny i delikatny róż z nutą brzoskwini, nie jest on soczysty, ale bardzo dziewczęcy i świeży. Nie znalazłam żadnego zamiennika, który byłby podobny kolorystycznie. Połysk jest mniej intensywny niż Rosebud. W opakowaniu wygląda bardzo niepozornie, jak przygaszony beż, nałożony na policzki, ukazuje swoje piękno. Na mojej skórze, prezentuje się bardzo naturalnie,  ożywia twarz, nadaje jej promienny, zdrowy wygląd. Nie gra on pierwszych skrzypiec, ale w naturalny i widoczny sposób sprawia, że wyglądam lepiej. Efekt można oczywiście stopniować, choć róż Sunset jest bardzo dobrze napigmentowany, ma lekko chłodną, ale wciąż neutralną podstawę i chłodny shimmer.

Róż Sunset, usta : Golden Rose Velvet Matte nr 12


Sunset to mistrzostwo świata ;) Połączenie ciepłej brzoskwini, ale utrzymanej w chłodnej podstawie. Srebrny shimmer to kropka nad i. Po roztarciu, wygląda zupełnie inaczej niż w opakowaniu ;)

Jest bardzo dobrze napigmentowany, ale to jeden (obok Oh la la) z łatwiejszych w  obsłudze różów Lily Lolo. Bardzo dobrze się rozciera, nie tworzy plam, poświata jest jednolita, równomierna, gładka. Sunset, na mojej skórze jest bardzo trwały, dobrze przylega do skóry i nie sprawia mi większych problemów. Nie ściera się także zbyt łatwo. Będzie idealny dla chłodniejszych typów urody, ale także neutralnych. Obok Rosebud, to najlepszy róż Lily Lolo.

 
Surfer Girl to mój ulubieniec od lat. Chłodny, zadziorny, ale nadal dziewczęcy, mocny róż. Nie ma w nim żadnych brzoskwiniowych tonów. Jako jeden z niewielu, na mojej karnacji nie ociepla się - a mam z tym duży problem ;)

Róż Surfer Girl

Surfer Girl to matowy odcień. Mimo trudnej aplikacji, dużego prawdopodobieństwa plam, to jeden z moich ulubieńców. Surfer Girl traci jedynie na intensywności (po około 5-6 godzinach), aczkolwiek zalotny rumieniec towarzyszy mi aż do momentu demakijażu. Zdaję sobie sprawę, iż tak intensywny róż może odstraszać osoby z bladą cerą, ale moim zdaniem, właśnie na takiej będzie wyglądał najpiękniej i najbardziej elegancko, ale zadziornie, seksownie i przede wszystkim, z klasą! To intensywny, widoczny róż, ale nadający się na co dzień, nie ma on dużego różowego pigmentu, na karnacjach ciemniejszych, znacznie lepiej prezentują się róże bardziej neonowe, podchodzące pod fuksję. Zdecydowanie dla pewnych siebie kobiet. wygląda równie pięknie na opalonej skórze.


To bardzo elegancki, lekko przybrudzony, chłodny róż, ale z nutą wspomnianej zaczepności , ma coś w sobie urokliwego. Bardzo klasyczny, intensywny, piękny. To unikat w mojej kolekcji, kojarzy mi się z trendami i stylem pin up z lat 40. i 50. Nie ma żadnych połyskujących drobinek, nakłada się znacznie gorzej przez suche wykończenie, niedokładnie roztwarty może odcinać się i wyglądać nienaturalnie. Nie jest także dobrze przyczepny do skóry, ale nałożony w odpowiedni sposób - trzyma się wyjątkowo długo na skórze. Wymaga wprawnej, lekkiej ręki.

Oh la la to satynowy róż, kolor jest rzadko spotykany mimo bogatej oferty kosmetyków mineralnych, zdecydowanie brakuje takich odcieni, które nie są zgaszone, ale odświeżające i delikatnie ciepłe. Oh la la jest rozchwytywany, dokładnie taki odcień był obiektem moich długich poszukiwań i cóż, trafiłam podczas pierwszego zetknięcia z marką Lily Lolo :) Ze względu na lekko ciepłe tony, nie dziwię się, iż jest jednym z najbardziej popularnych różów ;) To odcień żywego, soczystego, różu z lekko ciepłym podbiciem, aczkolwiek nie wchodzi w żadną pomarańcz. Nie jest to absolutnie przygaszony, chłodny róż, dlatego osoby, które poszukują różu, delikatnie koralowego, promiennego, o zdrowym ciepłym wykończeniu, powinny być zachwycone propozycją Lily Lolo. Jest bardzo dobrze wyważony, często róże są albo za ciepłe, albo za chłodne i przygaszone. Lily Lolo stworzyło różowy róż, ciepły, ale nadal w urokliwym, różanym odcieniu.

Róż oh la la

Oh la la, jest najbardziej sympatyczny dla niewprawionej ręki. Nie jest aż tak bardzo napigmentowany, rozciera się dobrze, równomiernie, nie tworząc plam. Nadal wymaga ostrożności, ale nie takiej jak Surfer Girl, tudzież Flushed. Ma także lekko satynowe, miękkie, delikatnie wygładzające wykończenie. Wygląda bardzo naturalnie, świeżo i dziewczęco. Jedyny minus to średnia trwałość, na moich policzkach jest widoczny przez około 6 godzin. 

Róż cechuje przede wszystkim świeżość, lekkość, dziewczęcość. Bardzo naturalny, ciepły, zdrowy rumieniec. Bardzo ładnie stapia się z cerą. Będzie pasował wielu karnacjom, zwłaszcza tym jasnym i średnim. Na mojej bladej karnacji sprawdza się dobrze, ale jednak jestem sercem i duchem z neutralnymi,, ciemniejszymi różami.

Clementine, jedyny, typowo ciepły róż Lily Lolo jaki posiadam. Zawsze miałam problem z cieplejszymi różami, gdyż soczyste brzoskwinie nie pasują do mojego typu urody, nie lubię także pomarańczowych, świeżych rumieńców (choć może kiedyś zmienię zdanie). Clementine, to idealny odcień dla osób, które chcą przemycić trochę ciepła w makijażu, ale obawiają się braku dopasowania, pomarańczowych, nieestetycznych tonów. To także świetny wybór dla osób o jasnej karnacji (choć niekoniecznie bladych), gdyż Clementine ma w sobie dużo różowej bazy i nadal wygląda naturalnie. Róż nie podkreśla niedoskonałości i zaczerwienień skóry.

Clementine, to róż bardzo podobny w konsystencji i walorach użytkowych do Oh la la. Każdy z nich ma świeże, lekko odbijające światło wykończenie, przez co nadaje twarzy promienności i świeżości. Są one także bardzo podobne do siebie kolorystycznie, Clementine, jest jednak znacznie bardziej ciepły i koralowy, przez co jest zarezerwowany dla osób z cieplejszym typem urody lub na letnie, ciepłe miesiące. Róż Lily Lolo, to typowy, wiosenny, radosny odcień brzoskwiniowego, koralowego różu. Odcień jest bardzo dziewczęcy, ożywia cerę, nadaje jej promienności i uroku. Jest śliczny i niezwykle urokliwy.

Róż Clementine

Clementine jest bardzo mocno napigmentowany, mimo  satynowego wykończenia, to właśnie z nim najłatwiej jest przesadzić. Ma przyjemną konsystencję, dzięki temu dobrze się rozprowadza, ale niestety nie uchroni przed plamami i nierównomierną intensywnością różu na policzkach. Wymaga lekkiej aplikacji. W ciągu dnia bardzo traci na intensywności, aczkolwiek dla mnie, to ogromny plus, gdyż nie utlenia się, a staje się mniej widoczny i wtapia się w skórę. Mgiełka koloru towarzyszy mi aż do momentu demakijażu. Kolorystycznie, Clementine, mimo wielu obaw, wygląda naturalnie i ładnie stapia się z  moją cerą, świetnie nadaje się do mieszania z innymi odcieniami, ocieplania ich i samodzielnie - zwłaszcza podczas cieplejszych miesięcy.


Doll Face to iskrzący, bardzo jasny o brzoskwiniowym podbiciu róż. Ma duże drobinki, ale także gładki shimmer, które mienią się na róże kolory. Nie widzę go w roli różu, ani rozświetlacza, za to sprawdzi się do rozświetlania kącików oczu i nadawania pół transparentnego błysku policzkom.  Błysk jest bardzo intensywny,a  baza transparentna.

Cherry Blossom, jest rozświetlającym, brzoskwiniowym, różem w tonacji ciepłej. Ma odrobinkę różowego pigmentu, ale zdecydowanie brnie w cieplejsze tony. To pastelowy odcień brzoskwini, idealny dla jasnej karnacji z malinową poswiatą. Sprawdzi się także jako róż rozświetlający na matowe róże. Właściwościami jest bardzo podobny do Candy Girl i przyznam, ze jestem zainteresowana kupnem ;)

Beach Babe, to matowy odcień brzoskwiniowego, matowego różu w tonacji chłodnej. Nie ma on w sobie zbyt wielu różowych tonów. Cechuje go delikatność i subtelność, zastanawiam się nad pełnowymiarowym opakowaniem, gdyż nie jest zbyt pomarańczowy, ale jest jednak przesunięty w tony koralu i brzoskwini. Może okazać się idealny dla osób, które często mają zaczerwienienia i nie przepadają za różowymi różami.

Juicy Peach, tak jak wskazuje nazwa, to soczysty odcień brzoskwini. Wyrazisty, orzeźwiający,zdecydowanie dla osób z ciepłą karnacją. Wykończenie satynowe, delikatnie rozświetlające policzek. Właściwościami jest podobny do różu Oh la la.



Goddess, unikatowy odcień cieplejszego różu ze złotym shimmerem. Jest bardzo podobny do Sunset, ale ma zdecydowanie cieplejszą podstawę i cieplejszy shimmer. Jeden z piękniejszych różów Lily Lolo. Będzie wyglądał obłędnie na muśniętej słońcem twarzy, mam ochotę zakupić pełnowymiarowe opakowanie.


Rosy Apple, to bardzo intensywny chłodny, rudy kolor z widocznym brązowym tonem i złotym, opalizujacym shimmerem. Po pewnym kątem, opalizuje na ciemny, elegancki róż. Podobny intensywnością do Rosebud, ale jest zdecydowanie chłodniejszy, nie ma różowych tonów. Jest za ciemny dla jasnej karnacji, może sprawdzić się jako róż dla śniadej, ciemniejszej karnacji w ciepłym wydaniu. Świetny jako cień do powiek.


Róże Lily umieszczone są w zgrabnych, eleganckich słoiczkach. Róże różnią się wagą, dlatego nie chcąc uwzględniać dokładnej ilości gramowej, wspomnę, iż wszystkie zapełniają plastikowe 2.5ml pudełeczka. Róże mają zasuwki, które zapobiegają marnowaniu produktu. Opakowania, co ważne, można bezproblemowo otworzyć, zmodyfikować odcień, odsypać.  Koszt różu wiąże się z wydatkiem rzędu 50 zł, uważam jednak, że za taką jakość i nietypowość (oferta Lily Lolo jest bardzo bogata w unikatowe i rzadko spotykane kolory) warto w nie zainwestować. Każdy róż w mojej kolekcji jest w ciągłym obiegu, a już mam ochotę na kolejne kolory, może przekonam się do cieplejszych różów ;)

Znaleźliście coś dla siebie ?:)

Pozdrawiam serdecznie,
Ewa

62 komentarze:

  1. Bardzo fajne są te róże, chyba się skuszę :)
    Moje pytanie dotyczy Atredermu, nie wie ale jakoś nie mogę go stosować, chyba jest dla mnie za mocny,(może przez alkohol w składzie?). Powoduję straszne zaczerwienienie.
    Czy twoim zdaniem Ewo lepiej przejść na np. Zorac który ma żelową konsystyencję, może być lepiej tolerowany? Jakie masz doświadczenia, bo stosowałaś i Zorac i Atrederm.
    stała czytelniczka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tretinoina to najbardziej drażniący retinoid, do tego jest na bazie alkoholowej. Nie wiem jak wygląda Twoja historia leczenia, ale to silny lek, nie dziwi mnie to, ze powoduje zaczerwienienia, powstają nawet u mnie. napisz proszę jak często go stosujesz oraz opisz mi inne objawy podczas stosowania.

      Stosowałam oba, ale to nie są leki dla osób z bardzo wrażliwą skórą. Każdy retinoid powoduje zaczerwieniania, bo złuszcza wierzchnią warstwę naskórka, a więc uwrażliwia cerę, powoduje swędzenie, pieczenie, to normalny objaw, który występuje u większości pacjentów. To nie jest lekki żel, powiedz mi dokładnie czego oczekujesz, możesz np. zdecydować się na Acnelec na bazie żelu, zawiera adapalen, gdzie skutki uboczne są ograniczone do minimum, nie powoduje mocnego łuszczenia a skora nie jest mocno zaczerwieniona :)

      Usuń
    2. Mam wiele pryszczy w okolicach żuchwy, zaczęłam stosować atrederm i mogę go stosować tylko 2 razy w tygodniu. Płyn powoduje zaczerwienienie i duże złuszczanie.Miałam nadzieje, ze jak zacznę stosować zorac to będę mogła go stosować częściej i wtedy leczenie będzie bardziej efektywne. Zależy mi głównie na opanowaniu trądziku i podleczeniu istniejących plan pozapalnych. Ślicznie dziękuję za odpowiedź :)

      Usuń
    3. W retinodiach chodzi przede wszystkim o regularność, reitnoid stosowany raz w tygodniu również jest skuteczny, ale z tego co piszesz, Atrederm nie jest przystosowany do potrzeb Twojej cery. Bardziej polecam adapalen acnelec, a następnie przerzucenie się na zorac, Zorac bardzo nasila swędzenie skóry i nie działa tak przeciwzapalnie jak adapalen :)

      Usuń
    4. Dołącze się do dyskusji. Od grudnia zeszłego roku stosuje acnelec. Obecnie co drugi dzień, bo buzia była podrażniona i wysuszona przy codziennym stosowaniu. Poza tym muszę uważać przy tego typu lekach i peelingach kwasowych, bo łatwo u mnie o zajady i wysuszone usta. W moim przypadku lek pomógł ograniczyć stany zapalne, chociaż i tak zdarzają się, od jednego do kilku wyprysków w ciągu miesiąca. Są to dalej duże ropne stany zapalne. I tu pytanie do Ciebie Ewo, czy to znaczy, że lek jest dla mnie za słaby, albo nie działa jak powonien? Liczyłam też, że pozbędę się zaskórników, a mam wrażenie, że one są jeszcze bardziej widoczne. Moja skóra szybko się zanieczyszczania. Stosuję od czasu do czasu tonik z BU mlekowo salicylowy, nie mogę przesadzać z tego typu produktami, bo robi się sahara i wyskakują czerwone suche plamy. Do codziennego oczyszczania używam olejek bu i mydło afrykańskie. Dopiero od niedawna stosuję błoto z siarką i muszę wrócić do peelongów enzymatycznych. Daj proszę znać, co o tym myślisz. Z góry dziękuję :)

      Usuń
    5. Może być tak, ze te stany zapalne występują z innych powodów, pamiętaj, ze retinoid leczy tylko objawy - jeśli to kwestia hormonalna, to nic nie pomoże oprócz kuracji wewnętrznej. Na Twoim miejscu rozważyłabym preparaty łączone - retinoid + antybiotyk, sam retinoid nie działa tak silnie przeciwzapalnie, zwłaszcza, gdy borykasz się z dużymi stanami ropnymi. Jest taki lek łączony Acnatac - zawiera tretinoinę i antybiotyk klindaymycynę.

      Adapalen nie usuwa tak dobrze zaskórników, nie ma też co pokładać nadziei w retinodiach.. w moim przypadku są jedynie dopełnieniem kuracji, najważniejsza jest codzienna pielęgnacja, ostatnio przedobrzyłam z kremem antipodes i zwalczałam wysyp przez ponad tydzień - retinoid wcale temu nie zapobiegł.

      Przede wszystkim, rozmyślałabym nad rozwiniętym demakijażem i porządnym oczyszczaniem - regularne peelingi, maski oczyszczające, polecam egiel aktywny. Twoja cera bardzo szybko sie zanieczyszcza, dlatego wymaga szczególnej uwagi w pielęgnacji :) Być może to rozwiąże Twoje problemy z cerą, zwłaszcza, że nie reagujesz dobrze na mocne środki. Jest też ciekawa propozycja kwasowa z salicylem COSRX, kwas salicylowy jest umieszczony w betainie, przez co jest łagodniejszy. Może być odpowiedni dla Twojej zanieczyszczającej się skóry (BHA power liquid)

      Usuń
  2. droga Ewo!
    analizowałam ostatnie Twoje posty odnośnie oczyszczania buzi i mam do Ciebie kilka pytań w związku z tym. Moja buzia wygląda tak: jest wrażliwa, bardzo łatwo ją podrażnić złą pielęgnacją - wtedy czerwieni się, ściąga i piecze, a jednocześnie jest mocno zanieczyszczona, najbardziej dobijają mnie krostki na policzkach, najbardziej widoczne pod światło czy wtedy gdy się umaluje... i tu moje pytania:

    1. w chwili obecnej demakijaż robię tak: płyn micelarny, następnie żel Sylvevo... używam dosyć ciężkich podkładów i boję się że te produkty mogą nie tak dokładnie zmywać makijaż, szczególnie że ostatnio pisałaś że zanieczyszczenia tłuszczowe muszą być trochę inaczej zmywane. W związku z tym proszę doradź mi co wprowadzić do mycia, jaki kosmetyk np? nie chciałabym żeby to było coś na zasadzie olejków, jakoś nie mogę się do nich przekonać. Chciałabym produkt który dobrze by doczyścił buzie, jednocześnie jej nie wysuszając i nie powodując wysuszenia i jednocześnie większej produkcji sebum...

    2. szukam jakiegoś dobrego peelingu... myślałam o poleconym przez Ciebie tym z e-naturalne. Myślisz że byłby dobry dla wrażliwej buzi?

    3. jaki kosmetyk i na bazie jakiego kwasu mogę włączyć do walki z tymi grudkami?
    myślałam o skinorenie, peelingu na noc z iwostiunu albo tonikiem z kwasu glikolowego... jak myslisz, nada się coś z tego? czy może jesteś w stanie polecić mi coś zupełnie innego?

    z góry dziękuję za wszystkie rady!
    Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem tylko jedno, Ewa już nie raz przekonywała nas do olejków myjących, jako jedne z najlepzzycj i najmniej drażniących zmywaczy najgorszych brudów i zanieczyszczeń, a Ty omijasz go, bo "jakoś nie możesz do niego się przekonać". Może jednak spróbuj, a okaże się, że to będzie dla Ciebie najlepsze i najwygodniejszs wyjście. Był przecież obszerny post na temat oczyszczania buzi. Nie utrudniajmy Ewie i nie piszczajmy marnie wysiłku, który wkłada w prowadzenie bloga :)

      Usuń
    2. pisząc "nie mogę się przekonać" miałam również na myśli to, że próbowałam ich stosować i to nie jest dla mnie najlepsza opcja mycia buzi, po prostu do mojej cery się nie nadają, miałam wrażenie że przybyło mi po nich zaskórników... także nie atakuj jeśli nie wiesz dokładnie jak wygląda sprawa. czytam posty Ewy i czasem wracam do jednego kilka razy w celu przyswojenia wiadomości, ale tu proszę o wskazanie konkretnych produktów, po to opisałam jaką mam cerę :)
      dlatego pozwól że poczekam na odp właścicielki bloga, bo to jednak na Jej zdaniu i poradzie najbardziej mi zależy :)

      Usuń
    3. Może dobrym kompromisem będzie żel Biolaven - on ma właśnie olejkową bazę, ale jednocześnie emulagatory i dobrze wszystko zmywa

      Usuń
    4. albo nowa emulsja do mycia z Vianka. ale próbowałaś olejku do mycia z emulgatorem czy może samego oleju jak w ocmie?

      Usuń
    5. próbowałam samego oleju... :>

      Usuń
    6. a o której emulsji z vianka mówisz?

      Usuń
    7. http://bankamydlana.pl/2965-3772-thickbox/vianek-nawilzajaca-emulsja-do-mycia-twarzy-150-ml.jpg o tej
      To może kup olejek myjący z BU, albo emulgator jak Ewa wspominała. Może za ciężki olej wzięłaś i niedokładnie się domywał. Może warto dac jeszcze szanse olejkom myjącym, bo też jestem zdania że najlepiej usuwają ciężkie kosmetyki, nic tak dobrze mi nie domywało tuszu wodoopornego jak właśnie olejki.

      Usuń
    8. Olu,

      Rozumiem, że nie jesteś przekonana do pewnych metod, ale wydaje mi się, że mimo wszystko warto spróbować, zwłaszcza, że Twoje problemy z cerą i wrażliwość skóry, powinny świetnie zareagować na metodę oczyszczania olejem - olej jest łagodny dla skóry, nie podrażnia, rozpuszcza ciężkie zanieczyszczenia.

      1. Ważne, aby był to olejek myjący. Pisałam już, że zwykłe oleje bez emulgatorów to niebo a ziemia - ciężko jest je zmyć, wymagają mocnych detergentów, zostawiają tłustą warstwę. Olejki myjące tego nie robią - łatwo jest je usunąć z powierzchni skóry, można doczyścić cerę łagodnym żelem lub nawet mocniejszym (żel Sylveco), gdyż olej łagodzi działania detergentów. Zdaje sobie sprawę, ze nie jesteś przekonana, ale naprawdę, spróbuj :) Olej pełni jedynie rolę rozpuszczalnika, nie ma po nim śladu, jeśli używasz olejków myjących z emulgatorem, a następnie umyjesz twarz żelem, czy delikatnym syndetem. Narzekasz na podrażnienia - sam żel jest mocny dla skóry, olej złagodzi działanie żelu i zwiększy jego walory oczyszczające.

      Jeśli nie jesteś jednak przekonana do końca, możesz pomyśleć o emulsjach myjących, delikatnych mleczkach, są mniej tłuste od olejów, a następnie doczyścić skórę żelem. Jest też olejek w żelu Oskia, nie jest bardzo tłusty, a działa na podobnej zasadzie jak oleje - rozpuszcza tłuste zanieczyszczenia.

      2. Peeling z e-naturalne jest bardzo łagodny, jeśli nie jesteś uczulona na bromelainę,papainę, owoce egzotyczne, będziesz zachwycona działaniem. :)

      3. Popracowałabym najpierw nad solidnym oczyszczeniem cery, polecam też węgiel aktywny w kapsułkach, jako dodatek do masek oczyszczających, świetnie radzi sobie z takimi grudkami właśnie ;) Myślę, że możesz włączyć do pielęgnacji lipożel hasco, kwas glikolowy fajnie radzi sobie z takimi zmianami, przede wszystkim dobrze wygładza skórę - możesz pomyśleć nad takim preparatem, aby stosować go raz w tygodniu. Przede wszystkim jednak, skup się na codziennej pielęgnacji :) To bardzo dużo zmienia.

      Dzięki dziewczyny za dyskusję, Wasza pomoc jest nieoceniona :)

      Usuń
    9. dzięki dziewczyny! :) będę próbować :)

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochana Ewo, postu jeszcze nie przeczytalam do konca, bo chcialam Ci jak najszybciej zyczyc WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO w tym wyjatkowym dla Ciebie dniu! ;* Jestes z nami juz dlugo i mam nadzieje, ze pobedziesz jeszcze dluzej (takie samolubne zyczenie, a co :D) Życzę Ci, przede wszystkim Bożego Błogosławieństwa na każdy dzień (jako osoba wierząca), życzę Ci również, aby spełniały się twoje największe i najmniejsze marzenia, żebyś miała dużo siły i nie wątpiła w to co robisz, nie poddawała się przeciwnościom. Zdrówka i pieniążków. Mam nadzieję, że ta dobroć, którą wylewasz na nas w postaci bloga, przydatnych zawsze informacji, spostrzeżeń, komentarzy, wielkich podkładów cierpliwości - wróci do Ciebie ze zdwojoną siłą :) Wszystkiego Najlepszego raz jeszcze! 200 lat Ewuniu!

    Naprawdę, to wielka rzecz, że jesteś z nami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fretka, dziękuję bardzo :*

      Usuń
    2. I ja dołączam do życzeń Fretki, bo pięknie napisała, to czego i ja Ci życzę! :) Wszelkiego dobra, Ewuniu :) Piękna, miłości i szczęścia, tak na co dzień :) Radości w sercu, zapału do spełniania marzeń i dobrych ludzi wokół Ciebie!

      Pisałam nie raz, ale jeszcze raz ogormniaste dzięki za to miejsce w sieci i Twoje serce dla nas :)

      Beata

      Usuń
  5. ja w sprawie komentarza "Tak, możesz je połączyć ze sobą :) Na przebarwienia jednak bardziej polecam konfigurację wit.c retinoid lub retinoid i kwas glikolowy na mocniejsze przebarwienia i blizny. Jeśli to nie problem - możesz pisać pod moimi najnowszymi wpisami, tutaj zdarza się, ze komentarz mi umknie, bo mam ich ostatnio sporo"

    jak mieszać najpierw locacid,odczekać i nałożyć krem czy odwrotnie? a może wymieszać na dłoni i nałożyć równocześnie?

    Poza tym, zeby wzmocnić działanie retinoidu, za Twoją radą, nakładałam go bezpośrednio po umyciu twarzy, a po pół godzinie nakładałam żel hialuronowy. Czy używając miksu retinoid + kwas też nakładać je bepośrednio po umyciu twarzy i po pół h kwas hial?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aby złagodzić działanie retinoidu, najpierw nakładasz retinoid, po około30 minutach retinoid. jeśli masz bardzo wrażliwą skórę, jest możliwość nałożenia retinoidu na delikatny, łagodzący krem np. Avene Post acte.

      Możesz od razu nakładać retinoid, a następnie kwas hialuronowy, jeśli to za mało, możesz obniżyć pH skóry tonikiem kwasowym i następnie nałożyć retinoid, bez kwasu hialuronowego :)

      Usuń
    2. napisałaś: "najpierw nakładasz retinoid, po około30 minutach retinoid."

      ???

      najpierw retinoid,a potem krem z kwasem czy odwrotnie?

      nie, nie chodzi o złagodzenie retinoidu, a raczej o jego podkręcenie

      Usuń
    3. Ruby, przepraszam, przejęzyczyłam się, najpierw nakładasz retinoid, potem krem, można odwrócić kolejność, jak skóra jest bardzo wrażliwa.

      Jeśli chcesz podkręcić działanie retinoidu, to tak jak niżej napisałam, spróbuj obniżyć pH skóry, a potem nałóż retinoid. Jeśli nie jesteś zadowolona z działania retinoidu, może przerzuć się na inną bazę? Np. alkoholową?

      Usuń
    4. Wiem, pewnie kwas glikolowy czy wit. C byłyby lepsze ale chce wykorzystać krem z pharmacerisa z kwasem migdałowym, bo mam go akurat "na stanie"

      no wiec jesli dobrze zrozumiałam, myje twarz, nakładam od razu retinoid, po 30 minutach krem z kwasem, a po kolejnych 30 minutach, żeby podkrecic działanie kwas hial. dobrze zrozumiałam?

      ps. co to jest "22-24UU"

      Usuń
    5. Nie musisz już nakładać kwasu hialuronowego, krem ma składniki, które zwiększą penetrację retinoidu, ale lepszym wyborem jest tonik kwasowy, zakwaszanie skóry najbardziej pociąga skuteczność retinoidu :)

      Unikalni użytkownicy :)

      Usuń
  6. Cholera jasna, mam ochotę na wszystkie :D Generalnie mam słabość do róży, wiec sprawa nie jest łatwa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam ten sam problem, teraz patrzę na róże Clare Blanc i choruję, bo mam ochotę na wszystkie :(

      Usuń
    2. Clare ma przynajmniej próbki, a Ecolore czy Lili Lolo już nie :( Chiałam popełnić na promocji jakiś grzeszek w Clare, ale jakaś opatrzność sprawiła, że zagapiłam sie i w końcu promocja minęła :D oj z Ckare też bym pare różów przygarnęła, Powder Pink mam w próbce i jest uroczy!

      Usuń
    3. Mnie ciągnie do Japanesse cherry, charming, fushia, hug me i vintage, rozważam też powder pink, ale cholera, za dużo tego :D

      Usuń
    4. Ooo Japanise Cherry jest cudny! <3 też sobie zakupiłam próbke :D Te co wymieniłaś też cuda, tylko nie wiem jak dokładnie Vintage wygląda, ale wtedy też mnie w sumie kusiło sprawdzić :^)

      Usuń
  7. Bardzo lubię róże Lily Lolo choć podkłady totalnie mi nie podpasowały. Mam Oh la la i Flushed, obydwa są świetne. Flushed był moim absolutnym ulubieńcem jesieni, jakoś nie mogłam się od niego odczepić :) Czaję się jeszcze na Surfer Girl i Candy Girl.
    Cienie z LL też mi się świetnie sprawdzają, pięknie się rozcierają i utrzymują.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kasiatoya, na początku byłam rozczarowana podkładem LL, aktualnie, to jeden z moich ulubieńców. :) Róże kocham od samego początku - jestem przyzwyczajona do takiej pigmentacji, poza tym, kolory są nietypowe, urokliwe, bardzo dziewczęce. Mam ochotę na wszystkie róże LL, oprócz Rosy Apple, doll Face i Juicy Peach, które nie pasują mi kolorystycznie :)

      Flushed jest śliczny, jest ciemny, ale nie intensywny - idealny dla jasnej karnacji, taki typowo zimowy ;) Bardzo elegancki! Candy Girl bierz, idealny solo do nadania poświaty, jak i w połączeniach z matowymi różami. Moje cudeńko :) Surfer Girl jest bardziej intensywny, ale nadal nadaje się do jasnej karnacji. Bardzo zadziorny, świetnie pasuje do mocnych ust, ale i delikatnego makijażu :)

      Usuń
    2. Wątpię czy się przekonam do podkładu LL bo na mnie po prostu okropnie oksydował. Pasuje mi właściwie większość innych firm poza LL.

      Usuń
  8. Ewa, piszesz czasem, że pracujesz różnymi produktami na klientkach. I masz też cerę podobną do mojej - skłonną do zapychania, mieszaną, moja czasem robi się wrażliwa i czerwieni bardziej. No i dobiega 30-stki w przeciwieństwie do Ciebie ;)

    Tak, to ja Cię męczyłam pytaniami o środki na blizny, a ostatnio o glikol ;) Pod koniec sierpnia biorę ślub i zupełnie nie wiem, czym się malować ;) Wprawdzie pójdę do kosmetyczki, ale nigdy nie korzystałam z profesjonalnego makijażu (pójdę na próbny) i wolałabym mieć jakiś sprawdzony podkład, puder na sobie tego dnia. Kupić i przyjść ze swoim ;)

    A na co dzień używam tylko podkładu mineralnego z Ecolore Cool nr 2. I krzemionki z azotkiem boru jako wykończenia. Jestem typem chłodnym, nieco zgaszonym, latem. Włosy ciemny blond, w słońcu lekko złotawe, czasem miodowo-rdzawe, ciemnoniebieskie oczy, naturalne sińce pod oczami ;) malinowa czerwień warg.

    Czy mogłabyś mi podpowiedzieć, może z własnego doświadczenia w jakie podkłady celować? Może być coś droższego, byleby się sprawdziło.

    Czy masz jakieś sprawdzone sposoby na "idealną" cerę na takie okazje? ;) W sensie jakieś zabiegi tuż przed/tydzień przed ślubem? Od wczoraj zaczęłam ten peeling glikolowy z Iwostinu, po kuracji będę stosować jakieś delikatne kwasy dla podtrzymania efektu, ale nie wiem co się robi przed takimi imprezami, żeby nie wywołać spustoszenia, a jeszcze poprawić wygląd w ostatnim momencie. Poradzisz coś? :)

    Beata

    P.S. Życzenia składałam już wyżej :) 100 lat!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Beato, to zależy od tego, jaki będziesz mieć stan cery, bo nie wiem jakiego stopnia krycia oczekujesz. Podkłady typowo ślubne są na bazie ciężkich silikonów, można wybrać coś leciutkiego jak Lancome, rozświetlające YSL czy naturalną Laura Miercer, ale to od razu makijaż fotograficzny. Można zaryzykować też ze sprawdzonymi minerałami, ale to wszystko jest uzależnione od stanu cery :) Dużo zmienia też baza, często pracuję tymi samymi podkładami na różnych typach cery, a zmieniam tylko bazę, albo rozcieńczam podkład gliceryną, silikonami,olejem. Dużo dziewczyn poleca Makup Atelier Paris, mam go, ale efekt na żywo jest średni, może dlatego, że lubię naturalny efekt. Bardzo mocne krycie zapewnia podkład kat von D. Bardzo dobry podkład ma aa lumi rozświetlający, na ładnej skórze wygląda jak wysoko półkowy podkład. Ale słowo klucz to ładna cera, niestety :(

      Puder - zależy jaki efekt chcesz osiągnąć, jeśli mocny mat, to kryolan albo czysta krzemionka, ja polecam velvet spheres z kolorówki, jeśli będziesz mogła pozwolić sobie na rozświetlający efekt, to polecam transulent silk z ll, efekt jest niesamowity. Makijażystka powinna utrwalić makijaż fixerem.

      z baz, jeśli masz problem z łojotokiem, polecam becca ever matt. Najlepsza matująca, jak tylko zacznie się sezon ślubny, kupuję następną tubkę :)

      Polecam regularne masaże, skóra jest lepiej dotleniona, ale trzeba zwracać uwagę, czym ktoś nas masuje, czasami po takich zabiegach ma się nalot pryszczy. Tydzień przed ważnym dniem, peeling kawitacyjny i nawilżająca sonoforeza :) Wystrzegać się złuszczania naskórka, naskórek musi być dobrze nawodniony :)

      Usuń
  9. Droga Ewo, a co poleciłabyś osobie, która boryka się z zaskórnikami otwartymi, głównie w strefie T i tak do połowy policzków (środek twarzy)? Mam cerę mocno przesuszoną, dostałam jakąś maść na początki rogowacenia okołomieszkowego na policzkach (od strony włosów), ale nie byłam jej w stanie używać. Do zadania tego pytania skłonił mnie właśnie dzisiejszy post, bo pięknie prezentowałaś się na zdjęciach, a ja również w wieku prawie 30 lat chciałabym wreszcie zacząć się malować, ale jak to zrobić skoro każdy por jest praktycznie wągrem? Na co dzień oczyszczam twarz Cetaphilem i stosuję emulsję Avene Cicalfate. Regularnie używam peelingu z e-naturalne, ale nie daje większych rezultatów. Skóra jest mocno zanieczyszczona, a od dermatologa ciągle słyszę, że jest ok, że nie ma żadnych zmian ropnych, ani bolących gul (czasami przy okresie), więc powinnam być zadowolona.
    Może mogłabyś mi coś podpowiedzieć?

    Przy okazji i ja dołączam się do zbiorowych życzeń :) Najlepszego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A próbowałaś głębiej oczyszczać swoja skórę? Aby dokładnie oczyścić skórę, zwłaszcza,jeśli masz skłonność do zapychania porów, należy używać kosmetyków o dwóch fazach - najpierw rozpuścić zanieczyszczenia i sebum olejem (olejek myjący,krem myjący, mleczko) a następnie oczyścić skórę łagodnym detergentem (kostka myjąca, żel, ewentualnie mydło, aby doczyścić dobrze skórę). Postaraj się rozbudować swoją pielęgnację :) Bardzo dobrze oczyszcza pory błoto termalne z siarką, błoto z morza martwego, dodatek olejku lawendowego, szałwiowego i węgla aktywnego. Możesz do peelingu z e-naturalne np. dodać dwie kapsułki węgla aktywnego, szczyptę kwasu salicylowego, błoto termalne lub z morza martwego i jeśli nie masz wyprysków - drobinki ścierające - korundu, skały wulkanicznej lub naturalne, z pestek i nasion roślin. to bardzo dużo zmienia, poeksperymentuj :) Lepiej oczyszczaj swoja cerę, to powinno dużo zmienić. Może zacznij np. od oliwki myjącej z kwasami? Ostatnio podawałam przepis :)

      Usuń
    2. Zawsze wydawało mi się, że skoro nie nakładam makijażu ani żadnych ciężkich formuł, to nie muszę przykładać się do oczyszczania tak jak np. osoby używające dodatkowo podkładów itp. Właśnie siedzę z nałożonym peelingiem enzymatycznym z e-naturalne z dodatkiem węgla aktywnego. Zobaczymy, jaki będzie efekt.
      Śledząc Twojego bloga, oczywiście natrafiłam na posty o olejkach myjących, ale obawiam się, że może za długo bym masowała albo niedokładnie zmyła. Może zabrzmi to głupio od osoby w moim wieku, ale czasami pomimo tego, że wcale nie jest dobrze, człowiek obawia się zmian, żeby nie było jeszcze gorzej. Myślę, że to główny powód, dla którego nie staram się eksperymentować.

      Usuń
    3. No tak.. ale skoro borykasz się z zaskórnikami,, to zbyt słabo oczyszczasz swoją cerę, narzekasz też na zanieczyszczone pory - pory zapycha ich własna, oleista treść i martwy naskórek, a olejki myjące świetnie rozpuszczają tłuszcz i do tego martwy naskórek podczas delikatnego masowania. Zmywaj olejek za pomocą sprawdzonego żelu,delikatnego mydełka :)

      Warto dać sobie szansę :) Wystarczy delikatnie rozprowadzić olejek po twarzy i chwilę pomasować,aby rozpuścić zanieczyszczenia :) Daj znać jak efekty, węgiel aktywny robi cuda z cerą zanieczyszczoną ;)

      Usuń
    4. Na razie już po 1 razie mam szczególnie na nosie jakiś wysyp krostek. Ale pewnie to z tych wągrów węgiel powyciągał co się dało.
      Przepraszam, że jeszcze będę Cię męczyć, ale czytałam ostatnio gdzieś dodatkowo o tych olejkach myjących. Zakładając, że poza kremem i tuszem nie nakładałam nic więcej, to powinnam olejek wylać na wilgotne dłonie, żeby zmienił się w emilsję, ale co z twarzą, powinna być sucha czy też zwilżona? Czytałam wiele sprzecznych opinii i ludzie albo traktują olejki myjące jako coś, co uratowało ich twarz, albo doprowadziło do katastrofy.

      Usuń
    5. Ja nakładam olej, a nie emulsję,sam olej lepiej łączy się z zanieczyszczeniami, ale jeśli nie używasz dużej ilości kosmetyków i podkładów, to możesz myć skórę za pomocą już rozcieńczonego oleju myjącego z wodą (emulsją). Tusz do rzęs możesz zmyć za pomocą wstrząśniętego olejku myjącego - lepiej rozpuści tusz, a następnie olejek możesz zmyć pod bieżącą wodą.

      Nie znam historii tych ludzi, ale zbyt wiele z nich za szybko się poddaje i nie włącza logicznego myślenia :) - jeśli ma się skłonności do trądziku, olejki myjące należy traktować jak rozpuszczalnik i zmywać detergentem, a nie pozostawiać na skórze. Każdy ma inną skórę, mam nadzieję, ze olejki nie przyczynią się u Ciebie do gorszego stanu skóry - obserwuj ją i daj znać, czy wszystko jest w porządku. Ważne, aby olejki myjące zawierały emulgator, zwykłe oleje spożywcze bardzo trudno jest usunąć z powierzchni skóry, dlatego dużo osób ma wysypy po tradycyjnym OCM. Jeśli masz obawy, zachęcam do przeczytania obszernego wpisu na temat olejków myjących ;)

      http://mademoiselleevebloguje.blogspot.com/2016/02/olejki-myjace-z-kwasami-olejowe.html

      Usuń
    6. Myślę, że jeżeli już się zdecyduję, to sięgnę po ten olejek myjący z BU. Na pierwszy raz wydaje się rozsądnym wyborem. Może przy okazji pomoże choć odrobinę na okołomieszkowe rogowacenie skóry i te nieestetyczne plamy na policzkach :(

      Usuń
  10. Droga Ewo, wszystkiego najlepszego :) Dziękuję, że dzielisz się z nami swoją wiedzą i bezinteresownie pomagasz zagubionym w tematyce pielęgnacji cery :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  12. Droga Ewo, czy mogłabyś mi pomóc w zaplanowaniu pielęgnacji po zakończeniu kuracji Atredermem? Stosowałam go od października, najpierw w niższym stężeniu, a aktualnie jestem w trakcie ostatniej buteleczki o wyższym stężeniu. Osiągnęłam całkiem zadowalające efekty - już prawie nic mi "nie wyskakuje" na twarzy, większość zaskórników zniknęła, a faktura skóry jest wyrównana. Niestety, po moim wieloletnim trądziku pozostały nadal przebarwienia (w formie takich małych, dość ciemnych plamek), a po Atredermie skóra jest jakby cały czas czerwona. Jak ustawić pielęgnację żeby zminimalizować te problemy? Dodam, że podczas kuracji mój schemat wyglądał następująco: Atrederm 2:2, rano oczyszczanie hydrolatem z melisy/oczaru i filtr 50+, wieczorem oczyszczanie mydłem oliwkowym 100% i potem Atrederm lub w dni "regeneracji" Avene Coldream aplikowany na skórę zwilżoną wodą termalną. Do tego 1-2 w tygodniu peeling enzymatyczny z e-naturalne i glinka czerwona/zielona lub maska algowa.
    Tak od siebie - chciałabym włączyć olejek myjący z kwasem salicylowym do oczyszczania na wieczór. Jednak nie wiem jaki preparat złuszczający zastosować oraz jak przywrócić skórze blask i normalny koloryt.
    Będę bardzo wdzięczna za pomoc :)
    Paulina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Paulino :)

      Przede wszystkim rozbudowany demakijaż - zapewne będziesz używać dalej kremów z filtrem, w cieplejsze miesiące skóra bardziej się poci, polecam więc olejek myjący z kwasami, do tego wybrany środek myjący, który się u ciebie sprawdza - od siebie polecam mocniejsze mydło weglowe, aby doczyścić skórę i łagodną kostkę myjącą isana med 5.5pH, aby łagodnie, acz skutecznie oczyścić cerę. sprawdza się nawet stosowana rano :)

      Widzę, ze mamy podobne problemy.. dlatego polecę Ci moj schemat, który cały czas praktykuję dla podtrzymania efektów : kas azelainowy i witamina C. Kwas azelainowy łagodzi rumień, rozjaśnia przebarwienia, ale zapobiega także nawrotom (wybieram lipożel hasco) i stabilne serum z witaminą C, które również rozjaśnia cerę, jest lekkie, uelastycznia naskórek, łagodzi rumień i działa antyoksydacyjnie. Moim zdaniem to najlepszy duet - można ewentualnie dorzucić jakąś esencje kwasową raz na jakiś czas, aby wygładzić fakturę skóry - np. lekkie peeling glikolowy, tonik z kwasem salicylowym na betainie, czy peelingi azelainowe z kwasem askorbinowym.

      Do tego oczywiście delikatne nawilżenie :)

      Usuń
    2. Serdecznie dziękuję za wsparcie! Dzięki Twojemu blogowi wiem, że nie jestem w moim problemie odosobniona :)
      Jeszcze nigdy nie stosowałam serum z wit.C? Jak je połączyć z kwasem azelainowym? Rano azelainowy, wieczorem serum?
      No i niestety z preparatem nawilżającym mam największy problem - wszystkie które stosowałam miały wysoko w składzie alkohol, który nie służył nawilżeniu mojej skóry? Czy masz jakiś sprawdzony krem/żel który mogłabym na początku wypróbować? :)

      Usuń
    3. Polecam odwrotną kolejność: serum z witaminą C na dzień, kwas azelainowy na noc :)

      bardzo lubię emulsję avene post acte jest bardzo leciutka, wchłania się błyskawicznie, delikatnie nawilża i pięknie regeneruje skórę ;) Dziewczyny bardzo chwalą kremy Fitomedu 11 i 12, ale jeszcze ich nie miałam, za to Avene cicalfate Post acte to mój osobisty hit :)

      Usuń
  13. Kochana Ewciu. Wszystkiego Najlepszego z okazji urodzin. 100 lat Ci życzę i dziękuję za najlepszy blog jaki kiedy kolwiek widziałam.
    Wspaniale opisujesz róże lili lolo. Ja niestety niepolubiłam się z żadnym kosmetykiem tej firmy włącznie z różami ale cieszę się że chociaż Ty masz pozytywne doświadczenia :) Pozdrawiam
    Wanilia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) To bardzo miłe :)

      Niestety, nie każdemu mogą przypaść do gustu, kiedyś nie lubiłam kolorówki LL, nie współgrała z moją problematyczną, brzydką cerą. Od kiedy jest w lepszej kondycji, LL są dla mnie idealne ;)

      Usuń
  14. Tak mnie Ewo ciekawi, jak to było u Ciebie z początkiem stosowania róży na policzki. Czy od samego początku przygody z makijażem wiedziałaś, że róże będą niezbędnym elementem? Ciekawi mnie to, bo ja mam jako posiadaczka wiecznie zaróżowionych policzków, ale tak patologicznie zaróżowionych :P i przy okazji nierównomiernego kompletnie kolorytu (twarz ciemniejąca w ciągu dnia mimo braku kosmetyków i odcinająca się od szyi) nie mogę za nic przekonać sięcdo różu. Szczerze, nawet nie próbowałam nakładać, bo na sama myśl śmiać mi się chce.

    Zastanawia mnie też, jak to możliwe, że nawet przy najbardziej wygładzonej twarzy, wypeelingowanej, takiej oczyszonej, mięciutkiej, nie suchej, podkład mineralny i tak się warzy, a płynne to już tragikomedia. Ile ja bym dała, żeby podkład mineralny wyglądał na mojej buzi tak, jak na twojej, tak niewidocznie, stapiający się z cerą. Stosujesz jakieś bazy? Może powinnam zrobić sobie serię peelingów kwasowych? Nigdy nie robiłam. Kiedyś tylko przez niedoinformowanie, nałożyłam dwa razy albo trzy pod rząd na noc Akneroxid (cos takiego), skóra się złuszczyła, ale nie jakoś tak strasznie i przez ok. 2 tygodnie miałam idealnie gładziutką buzię, a potem koszmar - kaszka z braku dopilnowania i jakiejkolwiek pielęgnacji. I już jakiś czas temu wyczytałam, że nadtlenek beonzilu (nie pamiętam dokładnie) generuje wolne rodniki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fretka, nie :) Wcześniej używałam tylko brązerów, miałam częste zaczerwienienia, nie chciałam ich podkreślać, ale doszłam do wniosku, że przy mojej szczupłej twarzy i delikatnej urodzie, nawet brązowienie wygląda śmiesznie (nie wspominając o konturowaniu). Od kiedy poznałam magię różu, nie wyobrażam sobie braku koloru na policzkach - na początku były to róże matowe, od kiedy mam całkiem ładną cerę pod podkładem (wyrównanie koloru) uwielbiam wykończenie satynowe i rozświetlające. Wydaje mi się, że u Ciebie jest to kwestia dobrania koloru różu, są róże przeciągnięte na stronę pastelowych brzoskwini, wyglądają bardzo ładnie na takiej zarumienionej buzi.

      No właśnie ..:) Od tego jest opracowanie własnej techniki i użycie odpowiedniej bazy, podkład mineralny wyglądał u mnie przez długi czas jak sucha maska, a takiego efektu święcie nie znoszę - mogłabym chodzić z przebarwieniami na twarzy, ale nie z maska mineralną. Pod makijaż mineralny używam bazy zastygającej, a jest nią filtr Lirene/ Pharmaceris, czasami używam ultra lekkiego LRP jeśli go dobrze przypudruję. Kremy z filtrem właśnie na mojej skórze idealnie stapiają się z makijażem, dają taki zdrowy, gładki blask. Jeśli kładę minerały na suchą skórę (zdarza się to naprawdę rzadko, jeśli mam makijaż, to mam i ochronę przed słońcem) to aplikuję je metodą na zwilżoną skórę, a następnie ściągam pudrowość za pomocą mgiełki nawilżającej - zrobiłam taką wodę z hydrolatu, protein owsa, witaminy B3 i lekkiego silikonu :)

      Skóra potrzebuje odnowy, podkład od razu lepiej się trzyma ;) Wystarczy lekka esencja kwasowa lub typowy peeling na noc (firma iwostin ma ciekawy peeling glikolowy w ofercie) wykonany raz na jakiś czas. Chodzi o to, aby makijaż trzymał się skóry, a nie martwego zalegającego naskórka :)

      Usuń
  15. Dziewczyny, czy jest możliwe że woda termalna uriage przyczynia się do powstawania zaskórników zamkniętych? Od kiedy zaczełam stosować atre przed wykonaniem makijażu pryskałam twarz wodą, czekałam aż wyschnię i nakładałam podkład(yves rocher,kremowy taki w słoiczku)ale od pewnego czasu zauważyłam że mam więcej grudek;( i nie wiem co robić, bo albo ta woda tak działa na mnie albo podkład przestał mi już służyć i czas go zmienić. (to mój trzeci słoiczek podkładu). Stosowałam też tą emulcje z avene którą Ewka polecała, ale za słaba nawilża;( powiedzcie mi co mam robić, bo już sama nie wiem czym nawilżać, szukałam kremu z la roche posay ale czytając opinie to zapychają a nie mogę sobie pozwolić na kupienie kremu i wyrzucenie bo dla mnie są drogie. Jeśli któraś z wam ma podkład drogeryjny, który nie zapycha to proszę napiszcie mi. Mojej cerze nie służą mineralne podkłady ani pielęgnacja naturalna.
    Przepraszam Ewka że piszę tak ogólnie ale wiem że Ty dostajesz masę pytań i mejli i możesz nie mieć czasu na odpiasnie a może któraś z dziewczyn ma podobny problem i może coś poradzić
    pozdrawiam E

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E. woda termalna to czysty składnik, niemożliwe, że przyczyniła się do powstawania zaskórników - nie ma ona w swoim składzie nic, co mogłoby zapchać pory i pogorszyć stan cery. Może to ten podkład? Albo coś nowego w pielęgnacji na co nie zwróciłaś uwagi?

      Usuń
    2. uff to dobrze, bo bardzo dobrze łagodzi moje podrażnienia;) po olejku myjącym zaczełam używać mydła afrykańskiego a później pryskałam twarz wodą. Sprobuje po mydle przemyć twarz jakimś żelem i dopiero użyć wody;)
      dziękuje

      Usuń
  16. Z pewnym opóźnieniem, ale chciałabym życzyć Ci wszystkiego najlepszego :)

    W Candy Girl wyglądasz prześlicznie. Świeżo i dziewczęco - jakbyś właśnie wróciła ze spaceru na mrozie :D

    Przy okazji dodam, że czytając o "piszczącej" skórze po mydle afrykańskim myślałam, że to metafora. Dziś przekonałam się, że nie - naprawdę piszczy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)

      Uwielbiam Candy girl, jest taki dziewczęcy i uroczy :D Dzięki !

      Haha :D

      Usuń
  17. Oh la la, Flushed i Clementine mi się bardzo podobają :)

    OdpowiedzUsuń

Super, że jesteś! 👍👍👍

Jeśli komentujesz - podpisz się. Zwracam się tak jak Ty, do konkretnej osoby. Postaram się odpowiedzieć na Twój komentarz w przeciągu kilku, najbliższych dni.

Jeśli tracisz wiarę i wymagasz kompleksowej pomocy i opieki - napisz do mnie (mademoiselleeve@wp.pl), oferuję najwyższą i najbardziej profesjonalną jakość usługi w zakresie prawidłowej pielęgnacji. Nie udzielam rozbudowanych porad ani nie polecam konkretnych produktów w sekcji komentarzy - obejmuje go zakres moich odpłatnych usług.

Proszę nie umieszczać analiz składu - w sieci istnieją specjalne narzędzia, które wykonają to zarówno za Ciebie, jak i za mnie.

Proszę o niereklamowanie się na moim blogu. Reklama w tym miejscu jest płatna oraz stosownie oznaczana, a każdy jej nieopłacony i nieskonsultowany przejaw będzie skrupulatnie moderowany.

Artykuły sponsorowane na moim blogu mają dokładne oznaczenia - jeżeli taka informacja nie znajduje się na końcu artykułu, produkty, testy kosmetyków, zdjęcia oraz opracowanie tekstu pochłonęły jedynie moje własne zasoby finansowe i czas.

Pamiętaj, że umieszczenie komentarza to świadoma akceptacja regulaminu - jeśli zostaje on naruszony - podlega moderacji administratora. Nie tłumaczę się dlaczego - bądźmy tutaj dla siebie ludzcy.

Cześć!