Popularne posty

19:00

ANNABELLE MINERALS COVERAGE FOUNDATION (PODKŁAD KRYJĄCY)

ANNABELLE MINERALS COVERAGE FOUNDATION (PODKŁAD KRYJĄCY)
annabelle minerals coverage foundation podkład kryjący jak nakładać podkład mineralny czy podkład mineralny zapycha podkład dla skóry z trądzikiem lekki podklad recenzja annabelle minerals

Może zacznijmy od tego co jest, a co definitywnie nie jest podkładem mineralnym. Umownie, podkład mineralny jest ucieleśnieniem prostoty, i jest mineralny tylko i wyłącznie dlatego, że znajdują się w nim jedynie… składniki mineralne. Zatem podkład mineralny nie ma zbyt wiele wspólnego z magnackim, majestatycznym aragonitem, tudzież, już mniej eufemistycznie, drogeryjnym, kompaktowym tynkiem, który zawiera bliżej nieokreślone składniki, no i promil mineralnych, który często aż krzyczy z etykiety. Powiedzmy, że to taki stryjeczny wuj szwagra mojego drugiego męża, z tym, że męża ani drugiego, ani pierwszego nie mam i jak sięgam pamięcią, nie miałam.

Najczęściej, to, co stanowi trzon podkładu mineralnego to: dwutlenek tytanu, tlenek cynku, mika, tlenki żelaza, czasami mineralne składniki poprawiające przyczepność. Jest to niezbędne minimum, by podkład mógł zapewnić Ci krycie, umiarkowaną przyczepność oraz odpowiedni kolor. Każdy składnik pełni określoną funkcję. Zdarza się, że podkład zawiera dodatkowe składniki kondycjonujące. Narusza to jednak tę niepiśmienną, honorową zasadę czystości. Czy zatem taki kosmetyk zasługuje na miano kosmetyku mineralnego? Gdzie leży granica? Czy warto ją naciągać? Myślę, że warto, korzystając z okazji, zwrócić uwagę na to, że lista składników nie jest wyznacznikiem ani sukcesu, ani porażki x kosmetyku i podkłady mineralne są niezbitym potwierdzeniem tej, mogłoby się wydawać, mało logicznej, tezy, gdzie chłopski rozum to za mało. Mimo wąskiej listy wykorzystywanych substancji w formułach tego typu, podkłady mineralne różnią się od siebie, czasami subtelnie, czasami różnice są miażdżące. Znaczenie odgrywa wykorzystany surowiec, jego pochodzenie, sposób przetworzenia, powlekania, proporcjonalność, można ten temat rozważać na nieskończenie wiele sposobów i warto mieć to na uwadze, jeśli zakiełkuje w Twojej głowie myśl porównywania tych kosmetyków względem siebie na podstawie listy składników. 


PODKŁAD KRYJĄCY ANNABELLE MINERALS  

Podkład ma sypką formę, porównując ją do wcześniejszej (sprzed reformuły), struktura jest bardziej przylegająca, choć na pierwszy rzut oka, również i mniej kryjąca. Jest to jednak pierwsze i dość mylne wrażenie, bowiem zmienione proporcje, zapewniają lepsze i bardziej swobodne możliwości budowania krycia, co w moim przypadku, sprawdza się w praktyce lepiej - zapewniając zarówno i bardziej satysfakcjonujące krycie, jak i trwałość oraz przy okazji wygładzenie (efekt widać na zdjęciach, celowo najechałam podkładem częściowo na swoje spore znamię na szyi). Efekt jest bardzo naturalny i to oko cieszy. Podkład znacznie słabiej absorbuje wilgoć i na mojej, dość cholerycznej skórze, jest to gwarancja pewnej równowagi, która owocuje chociażby w lepszym utrzymywaniu się makijażu - jeśli nie obserwuję gwałtownych zmian w poziomie nawilżenia, jest niewielka szansa na zaskakujące w przebiegu wzmożone wydzielanie sebum, swędzenie, czy wzmożone rogowacenie (kaszka, grudkowatość). 

Nie mam dostępu do aż tak wrażliwych danych, żeby wiedzieć na konkretnie jakim, jednak miałkość składników jest na takim poziomie, by gwarantować miękkie, równomierne wykończenie i podatne na niepospieszne budowanie poziomu krycia. Poprzednia formuła przede wszystkim zapewniała mocniejsze możliwości kryjące, ale kosztem silniejszego i mniej równomiernego przylegania, co sprawiało, że nie był to podkład mojego pierwszego wyboru. No dobra, zdarzało mu się przeciążać i wysuszać skórę oraz dawać dość ciastkowaty i pudrowy efekt, bywało w porządku przeważnie, gdy moja cera była w perfekcyjnej formie, dlatego sięgałam najczęściej po formułę rozświetlającą, czasami matującą. Tak jak widać na załączonym poniżej zdjęciu, obok wyrównanego kolorytu, efekt doskonałości podbija przede wszystkim wykończenie podkładu: wklęsłe, jak i wypukłe niedoskonałości są optycznie mniej widoczne, ale w miękki sposób. Jest to dla mnie wyjątkowo istotna atrybucja, bowiem jestem na takim etapie swojego beztroskiego życia, gdy jestem w stanie poświęcić krycie, w miejsce wykończenia, które nie podkreśli struktury naskórka, która wraz z wiekiem i odwodnieniem skóry, niestety, coraz bardziej postępuje. Natomiast faktem też jest to, że przy podkładzie Annabelle Minerals, możesz mieć i zjeść ciastko. Pozwalając sobie na słodko-słoną retrospekcję zatopionych pieniędzy, jest to bardzo trudne do uzyskania jednym kosmetykiem, zwłaszcza w standardowej formie (biorąc pod uwagę niski koszt podkładu - moja stabilność finansowa nie leży już tylko w strefie marzeń). Oczywiście, że jest cała masa czynników, które wpływają na powyższe, stąd możesz zupełnie nie zgadzać się z moimi spostrzeżeniami, jednak mając odniesienie do kosmetyków mineralnych z którymi miałam jak dotąd okazję pracować, z Annabelle Minerals pracuje się najprościej, choć, co jest oczywiste, nie będą oszałamiać efektem w każdych warunkach i na każdym rodzaju, jak i typie skóry. Jeśli miałabym komukolwiek polecać wersję kryjącą to osobom z wyrównaną kondycją skóry oraz tym, którzy zaczynają i zależy Wam zarówno na przyzwoitym kryciu, jak i naturalnym, miłym dla oka wykończeniu. Osoby z bardziej sprecyzowanymi i wzmożonymi potrzebami mogą nie być zachwycone, nie jest to ani mokra, lśniąca formuła, ani też nie jest na tyle odporna, by poradzić sobie z dużą ilością sebum, czy potu. Warto mieć to na uwadze. Na tym etapie jest to mój ulubiony podkład mineralny i sprawdza mi się o wiele lepiej niż poprzednia formuła.

Wydajność - umowna. Z reguły są to kosmetyki wydajne. Płacisz za pigment, stąd zużywasz ich w praktyce zdecydowanie mniej niż standardowego kosmetyku kremowego. Podkład zakupisz w gramaturze 4g i 10g. 

annabelle minerals coverage foundation podkład kryjący jak nakładać podkład mineralny czy podkład mineralny zapycha podkład dla skóry z trądzikiem lekki podklad recenzja annabelle minerals

WSKAZÓWKI PRAKTYCZNE I MNIEJ PRAKTYCZNE 

Tak jak już napisałam, podkład mineralny nie zawiera składników kondycjonujących, konserwujących, poprawiających jego przyczepność i trwałość. Sprawia to, że przygoda z kosmetykami tego typu może zapewnić Ci regularną dawkę adrenaliny, jeśli kondycja Twojej skóry, technika stosowania i warunki w których przebywasz, są równie nieprzewidywalne. Jest jednak duża szansa na długotrwały i satysfakcjonujący mariaż, jeśli trafisz oraz! mam nadzieję, że moje wskazówki odwiodą Cię od skreślenia kosmetyków mineralnych. Tak, nawet jeśli posiadasz trądzik, jesteś w trakcie leczenia dermatologicznego, Twoja skóra jest sucha lub masz z nimi marne doświadczenia. Da się ten temat naprawdę w wielu warunkach ogarnąć. A warto, jeśli weźmiemy pod uwagę barierę fizyczną i chemiczną, krótki i prosty skład i stosunkowo dużą neutralność kosmetyków mineralnych wobec pielęgnacji, którą stosujesz na co dzień. 

Po pierwsze. Dobierz odpowiedni kolor i podton, to jest ponad połowa sukcesu. Wówczas automatycznie budujesz mniej warstw na swojej skórze, a efekt pod każdym względem jest bardziej satysfakcjonujący. Marka posiada liczną ofertę kolorystyczną, od kolorów naprawdę jasnych, z różnymi podtonami, po ciemne. Nie wiesz co wybrać? Zapytaj. A jeśli to nadal do Ciebie nie przemawia (bo tak), marka Annabelle Minerals posiada dwa stacjonarne sklepy, gdzie możesz nie tylko cichaczem sprawdzić kolor, możesz zupełnie za darmo go nałożyć, a nawet może Ci go nałożyć profesjonalna makijażystka, i to zupełnie za darmo. W Warszawie, i Krakowie, ich znajdziecie. 

Baza. Dajmy, że to jedna trzecia sukcesu. Im bardziej wyrównana i przewidywana jest praca Twojej skóry tym lepiej. Ale ale ale, wiemy jaka jest rzeczywistość. Z mojej praktyki, w tym celu najbardziej sprawdzają się bazy całkowicie schnące: typu dry-touch lub z pigmentem i również matowym wykończeniem (co waloryzuje krycie poprzez lepszą przyczepność oraz częściowo izoluje podkład mineralny od wydzielin, co wpływa pozytywnie na trwałość), ważne, by struktura skóry przed aplikacją podkładu nie stawiała żadnego oporu, a już na pewno należy wystrzegać się lepkości. Jeśli zdarzało się, że podkład mi się zwarzył, to właśnie dlatego. Jeśli nie przemawia do Ciebie forma bazy, chociaż jest to najlepsza gwarancja powodzenia, dobrą praktyką jest dodatek krzemionki do kremu nawilżającego, którego używasz lub zmatowienie skóry przed aplikacją podkładu mineralnego, ale tutaj już nie byłabym aż tak pewna siebie. Można zrobić to również na lepkiej bazie, ale z moich wieloletnich obserwacji, taki rezolutny sposób aplikacji sprawdza się jedynie na cerach, na których wszystko i tak wygląda jak prosto z wybiegu YSL. Każdy taką szczęściarę zna. Nam przeciętniarom pozostaje uzbroić się zatem w porządną działkę krzemionki i obiektywniej egzekwować swoje wybory pielęgnacyjne. Dla skór suchych polecam bazy w półschnące i tutaj doskonale sprawdzają się tinty barwiące lub podkłady kremowe o niewielkim stopniu krycia - podkład mineralny spotęguje ich krycie oraz zadziała na nie utrwalająco.  

Aplikacja. Na sucho/ na mokro. Na sucho pędzlem - im bardziej zbite włosie, tym większa koncentracja pigmentu, im luźniejsze - łagodniejszy efekt, ale i mniejsza szansa na osiadanie podkładu i pudrowy efekt. Włosie naturalne podbija pigmentację, syntetyczne - stopuje i pozwala na wolniejsze budowanie krycia.  Dobrą praktyką jest rozpoczynanie budowania krycia od linii brzegowej, zazwyczaj tam skóra wymaga największego krycia, ale również łatwiej będzie Wam zapanować nad kryciem i aplikowaną ilością. Polecam pierwszą bazę zbudować możliwie jak najcieniej, najlepiej otrzepać skórę (jeśli cera jest wyjątkowo strukturalna, możesz zrobić to za pomocą nie podkładu, a krzemionki lub primera glinkowego) delikatnie pędzlem z luźniejszym włosem i dopiero potem sięgnąć po pędzel o bardziej zdefiniowanym kształcie i rozmiarze. Istotna jest technika aplikacji, w większości przypadków sprawdzają się ruchy zdecydowane, koliste, lecz stopniowe, ma to szczególne znaczenie zwłaszcza, jeśli pracujesz na lepkich/ mokrych bazach, zbudowanie równomiernej, jednolitej warstwy to klucz do sukcesu. Aplikacja gąbeczką na sucho to dobry sposób reaplikacyjny lub celowany na koncentrację krycia miejscowo. Aplikacja na mokro pędzlem/gąbeczką zwiększa koncentrację pigmentu, lecz również przyspiesza schnięcie podkładu mineralnego, co może wpłynąć na bardziej suche, siadające wykończenie, jeśli stosowana baza lub Twoja skóra ma dużą tendencję do ucieczki wody. Jest podwyższone ryzyko podkreślenia suchych niedoskonałości i pudrowego wykończenia. Może sprawdzić się na skórach z wysoką tendencją do przetłuszczania, która nie jest powiązana z odwodnieniem.

Czy podkład mineralny wymaga utrwalania? I to jest już kwestia sporna, bowiem jest to produkt, który sam w sobie również pełni funkcję pudru i może być stosowany tylko i wyłącznie w ten sposób, jeśli nie zależy Ci na gigantycznym kryciu. Można nim utrwalać inne kosmetyki kolorowe i taki podkład będzie zdecydowanie łagodniejszy niż silnie absorbujące pudry na bazie talku. W niektórych przypadkach może okazać się to niewystarczające, w niektórych wręcz tej dodatkowej warstwy należy unikać. Z moich obserwacji, największy wpływ na trwałość i wykończenie podkładu mineralnego, zupełnie odwrotnie jak w kosmetykach kremowych, mają nie kosmtyki finiszujące makijaż, a rozpoczynające go: czyli baza i kondycja Twojej cery. Polecam pudry słabiej absorbujące wilgoć, na przykład puder jedwabny, pudry wypiekane. 

Jeśli nadal jest Ci mało: tutaj znajdziesz dodatkowe treści poświęconej doborowi koloru, formuły, aplikacji i metod mających przedłużyć trwałość podkładów mineralnych. 

annabelle minerals coverage foundation podkład kryjący jak nakładać podkład mineralny czy podkład mineralny zapycha podkład dla skóry z trądzikiem lekki podklad recenzja annabelle minerals

NAJCZĘSTSZE ROZTERKI 

Na koniec przeanalizujmy najczęstsze problemy i bariery, które prawdopodobnie Twój mózg próbuje wytworzyć. Wokół podkładów mineralnych pojawiło się stanowczo za dużo uprzedzeń, natomiast mogę, jako osoba z niewyparzoną zjadaczką, już po latach doświadczeń napisać, że najczęściej wynikają one z niskiej świadomości i zaburzonego instynktu obserwacji. Mam nadzieję, że uda mi się te wątpliwości przepędzić. 


Podkład mineralny a ochrona przeciwsłoneczna 

To nie jest problem wyłącznie podkładu mineralnego, a ogólnie - makijażu. Podstawą stabilnej ochrony przeciwsłonecznej, oprócz stojącej za nią rzetelnej pracy biotechnologa, jest ilość, którą aplikujemy oraz stabilna, nienaruszalna warstwa wyliczana na 1mm3 skóry. Aplikując jakikolwiek makijaż, ryzykujesz naruszeniem tej rycerskiej zasady. Zatem moim zdaniem, nie powinno się tego robić, bo i narzędzi do szybkiej i domowej weryfikacji nie posiadamy. To, co może zminimalizować to ryzyko, to schnąca i “siadająca” formuła kremu z filtrem, wówczas, tak na logikę (bo nie z naukowego punktu widzenia), ryzyko migracji produktu zdecydowanie maleje. Natomiast to, co wiemy na pewno - jeśli ta warstwa zostanie naruszona, należy ją ponownie nałożyć. W przypadku stosowanego makijażu, najrozsądniejszą opcją wydają się filtry w sprayu, które są stosowane jako ostateczna, końcowa, finiszująca warstwa (choć są i tutaj również na tym polu dyskusje, np. dotyczące przyczepności, stabilności i efektywności - ciężko efektywnie stosować coś, czego nie da się, no właśnie: efektywnie zmierzyć).      


Podkład mineralne a inne kosmetyki kolorowe: czy łączyć, czy nie łączyć 

Możesz łączyć, kosmetyki w innej formie mogą podbijać efekt kosmetyków mineralnych - waloryzować  ich krycie, a jednocześnie zmniejszać ilość standardowych produktów do makijażu, co może obniżać potencjał komedogenny, usprawniać etap myjący, redukować ryzyko odwodnienia skóry, zapewniać inny typ wykończenia, czy boostować trwałość.      


Czy podkład mineralny może być stosowany podczas leczenia dermatologicznego?

Nie widzę zbyt wielu przeciwwskazań, w zasadzie prostota podkładów mineralnych minimalizuje ryzyko podrażnień i zaczopowania skóry, która ma nierównomierny cykl odnowy naskórkowej, co jest istotne podczas terapii, które mimo wszystko wpływają na poziom odwodnienia i reaktywności skóry. Były to produkty w pierwszej kolejności znajdujące zastosowanie właśnie w tak ekstremalnych przypadkach. Wiele zależy od tego jak Twoja skóra reaguje na stosowane leczenie, jakie to stosowane leczenie jest oraz jaka jest reakcja skóry na podkłady mineralne oraz ich sposób aplikacji. Są pewne jednostki chorobowe, które wymagają utrzymywania wyższego i stabilnego poziomu nawilżenia oraz wykazują wyjątkową reaktywność na tarcie. U takich osób podkład mineralny nie sprawdzi się. Sytuacja może przebiegać podobnie na skórach, których praca nawet bez żadnego makijażu jest nieokrzesana. 


Pogorszenie stanu skóry po podkładzie mineralnym: potencjalne przyczyny 

Podkład mineralny posiada właściwości absorbujące, bazuje na podstawowych składnikach zapewniających mu krycie i kolor. Jeśli obserwujesz pogorszenie po kosmetykach mineralnych, zazwyczaj są one związane z postępującym odwodnieniem i/lub podrażnieniem skóry. Powinien być to dla Ciebie impuls, by popracować nad codzienną pielęgnacją oraz środowiskiem, w którym przebywasz. Warto zastanowić się nad stosowaną techniką, akcesoriami, siłą nacisku, czasem wykonywania makijażu. Jeśli problemy pojawiają się jedynie podczas aplikacji podkładu mineralnego i w żadnej innej, prowokacyjnej sytuacji, możliwe, że Twoja skóra w zupełnie fizjologiczny sposób (najczęściej uwarunkowany ekspozomem i jej anatomią) ma zaburzone możliwości retencyjne. W takim przypadku zazwyczaj problem rozwiązuje dobra baza i skrócony czas makijażu, o czym pisałam wyżej. Warto również zwrócić uwagę na higienę pędzli i innych akcesoriów, których używasz do makijażu. 


Czy podkład mineralny nie nadaje się do użytku po przekroczeniu daty PAO?

Prawnie 12 miesięcy, to maksymalny czas, jaki może otrzymać kosmetyk zarejestrowany jako kosmetyk do makijażu (w przypadku kosmetyków do makijażu oczu 3- 6 miesięcy). W praktyce - znacznie dłużej, gdyż formuła nie sprzyja gromadzeniu się bakterii, nie jest podatna na procesy utleniania oraz jest prosta w utrzymaniu czystości. Chociaż jak wiemy - to też zależy od tego jak ją eksploatujesz oraz jaki porządek i higienę na co dzień utrzymujesz. 


Czym zmywać podkład mineralny?

To zależy od tego jak współpracuje z Twoją cerą. Czy działa na nią normalizująco, czy pobudza jej pracę. Podkład sam w sobie jest zawiesiną, z teoretycznego punktu widzenia wystarczą łagodne środki myjące, by pozbyć się go ze skóry. Z praktycznego - niezupełnie. W zasadzie w połączeniu z wodoodpornymi kosmetykami, to może być ciężka sprawa do ogarnięcia, gdyż zawiesiny w takich warunkach wykazują się wysokimi zdolnościami przylegającymi i nie są ani typowo rozpuszczalne w wodzie, ani nawet w tłuszczach. Nakładasz kosmetyk na żywy organ, który wytwarza wydzieliny. Żyjesz w zanieczyszczonym środowisku. Możliwe, że stosujesz nawet jakąś bazę/ ochronę przeciwsłoneczną/ cokolwiek, co tworzy dodatkową warstwę i wymusza zastosowanie bardziej wyrafinowanych metod. Musisz wziąć zatem pod uwagę aktywność wydzielniczą swojej skóry oraz wszystko to, co na skórę dodatkowo zostało zaaplikowane. Nie mam dobrej odpowiedzi. Komuś wystarczy żel, a Ty dla przykładu będziesz odtwarzać mycie dwuetapowe, bo tylko ono skutecznie usunie obecne zanieczyszczenia. 


Artykuł powstał przy współpracy z marką Annabelle Minerals.


Pozdrawiam ciepło,

Ewa

16:00

PORÓWNANIE KREMÓW Z FILTREM, CZĘŚĆ DRUGA: TOCOBO, MISSHA, EUCERIN, ALTRUIST, SKINTRA, ISDIN

PORÓWNANIE KREMÓW Z FILTREM, CZĘŚĆ DRUGA: TOCOBO, MISSHA, EUCERIN, ALTRUIST, SKINTRA, ISDIN



Kolejna część recenzji preparatów skierowanych do prewencji przed promieniowaniem słonecznym i innymi czynnikami fizycznymi. 

TOCOBO, BIO WATERY SUN CREAM SPF 50+ PA+++ spf lekki ktory nie zapycha porow lekki spf dla tlutej skory tradzik filtry przeciwsloneczne

TOCOBO, BIO WATERY SUN CREAM SPF 50+ PA+++

No dobrze, zacznijmy od Tocobo. Konsystencja mleczna, lejąca, lecz z pewną aksamitnością, kosmetyk nie przelewa się między palcami, nie ma w sobie zawoalowanej tłustości. Myślę, że określenie mleczny jest w przypadku tego produktu nad wyraz trafne. Podczas delikatnych ruchów, konsystencja nie gęstnieje, a rozmywa się zarówno na skórze, jak i niknie w oczach, pozostawiając neutralne i całkowicie transparentne wykończenie. Konsystencja jest lekko pożółcona, ale macie moje słowo, że nie pozostawia na skórze tego pontonu, ani też nie płata psikusa pod wpływem wydzielania większej ilości sebum, czy potu. Mimo zapachu, którego nie jestem w stanie dokładnie sprecyzować (wyczuwam nuty jodłowe i wodne, woda po kwiatach?), jestem w stanie napisać, że nie jest on przytłaczający i staje się praktycznie niewyczuwalny po około 5 minutach od aplikacji. Niemałym zaskoczeniem jest dla z pewnością brak podrażnień, zazwyczaj przy perfumowanych preparatach o tak lekkiej konsystencji, sprawy wkraczają na alarmowy poziom, który zazwyczaj kończy się trudną do opanowania reaktywnością skóry oraz nierówną batalią o ocalenie narządu wzroku. Tak, nie piecze, nie migruje, nie podrażnia ani skóry ani oczu. Zapewnia wręcz przyjemny efekt ukojenia skóry, chłodzenia, ale nadmienię, że dzieje się tak wówczas, gdy skóra jest w miarę stabilnej formie, nie polecam go w stosowaniu cerom, które są rozchwiane pod względem nawodnienia i mają niski próg tolerancji, spójrzmy prawdzie w oczy, jeśli nie ogarnięcie tematu odwodnienia, będzie Was podrażniać wszystko, co szybko schnie i to nie będzie wina tego produktu, tylko specyfika skóry, którą macie. Wtedy faktycznie może pojawić się świąd i dziwne naciąganie naskórka. 

TOCOBO, BIO WATERY SUN CREAM SPF 50+ PA+++ spf lekki ktory nie zapycha porow lekki spf dla tlutej skory tradzik filtry przeciwsloneczne

Mam pewną zagwozdkę co do jego lekkości, natomiast myślę, że w znacznej mierze moje pewne obserwacje są bardziej powiązane nie z konsystencją Tocobo, a po prostu ilością, która jest niezbędna do zapewnienia mi odpowiedniej ochrony. Generalnie produkt zostawia neutralne wykończenie. Nie jest ono matowe, ale również nie jest tłuste. Nie wzmaga tendencji do przetłuszczania, nie ugotujecie się w nim, ale nie jest też typowo suchy. Jeśli macie tylko tendencję do przetłuszczania, to skóra pod koniec dnia będzie przetłuszczona, bo ten produkt Wam tej produkcji sebum nie ograniczy i nie da też zbyt dużego komfortu. Tocobo hołduje zasadę: bądź możliwie jak najbardziej neutralny. Jeśli jesteście na to przygotowani, to myślę, że zakup tego kremu będzie jedną z najlepszych decyzji kosmetycznych, jaką możecie podjąć. Na mojej skórze wygląda perfekcyjnie i na pewno go kupię ponownie. 

TOCOBO, BIO WATERY SUN CREAM SPF 50+ PA+++ spf lekki ktory nie zapycha porow lekki spf dla tlutej skory tradzik filtry przeciwsloneczne jak wyglada na skorze

Z powyższych rozważań, moim zdaniem aplikacja makijażu na nim to dość śliska sprawa. Od razu po nałożeniu daje zupełnie neutralne wykończenie, stąd jeśli nie wykonujesz jakichś abstrakcyjnie zaawansowanych, trących ruchów, raczej nie naruszysz go na tyle, by gwałtownie obniżyć zapewnianą przez niego ochronę (chociaż nigdy takiej pewności nie masz i trzeba to wliczyć w koszty), ale ten kosmetyk nie utrzyma wybitnie kolejnej warstwy, choć i tak zrobi to lepiej niż większość SPFowych czempionów. Jeśli zatem masz sprawdzony podkład, który sprawdza się w standardowych warunkach, jest duża szansa, że będzie pracować w zbliżony sposób na warstwie Tocobo.

Zakres ochrony: 5 filtrów chemicznych, o szerokim spektrum działania, wygląda to obiecująco. Jak jest w rzeczywistości? Nie wiem, ale mam nadzieję, że producent nie zanurza się tak głęboko w świat fantazji jak w zespół Purito i faktycznie w tym filtrze jest to, co znajdziemy na etykiecie produktu. 

INCI: Aqua, Dibutyl Adipate, Propanediol, Ethylhexyl Triazone, Terephthalylidene Dicamphor Sulfonic Acid, Polyglyceryl-3 Distearate, Niacinamide, Tromethamine, Cetearyl Alcohol, 1,2-Hexanediol, Diethylamino Hydroxybenzoyl Hexyl Benzoate, Pentylene Glycol, Polysilicone-15, Vigna Radiata Seed Extract, Gossypium Herbaceum (Cotton) Extract, Sophora Flavescens Root Extract, Rheum Palmatum Root/Stalk Extract, Scutellaria Baicalensis Root Extract, Phellodendron Amurense Bark Extract, Oenothera Biennis (Evening Primrose) Flower Extract, Ulmus Davidiana Root Extract, Pinus Palustris Leaf Extract, Pueraria Lobata Root Extract, Sodium Hyaluronate, Gossypium Herbaceum (Cotton) Seed Oil, Polymethylsilsesquioxane, Sodium Polyacryloyldimethyl Taurate, Glyceryl Stearate, Bis-Ethylhexyloxyphenol Methoxyphenyl Triazine, Potassium Cetyl Phosphate, Glycerin, Glyceryl Stearate Citrate, Inulin Lauryl Carbamate, Ammonium Acryloyldimethyltaurate/VP Copolymer, Ethylhexylglycerin, Adenosine, Butylene Glycol, Tocopherol, Parfum

MISSHA SOFT FINISH SUN MILK SPF 50+ PA+++ opinia recenzja spf lekki filtr przeciwsloneczny

MISSHA SOFT FINISH SUN MILK SPF 50+ PA+++

Kolejny, topowy produkt. Może nie doczekał się dytyramb w instagramowym światku, ale ma swoje stałe i przekonane o jego wyjątkowości, grono odbiorców. No więc musiałam, musiałam go kupić i sprofanować na swojej cholerycznej skórze. 

Konsystencja płynąca ciurkiem, podbielona i naciągnięta różowym pigmentem. Serce mi niemal stanęło, gdy tę mleczną drogę zobaczyłam. Przysięgam. Kosmetyk podczas aplikacji staje się hybrydą kremu-silikonu, nie potrafię wyjaśnić dokładnie swoich odczuć, ale jest to za każdym razem błogie przeżycie. Sun Milk cudownie rozpręża i zmiękcza skórę, za każdym razem gdy go aplikuję nie mogę wyjść z podziwu z jaką delikatnością, szacunkiem i czułością traktuje moją cerę. Konsystencja jest na tyle lejąca, że nie miałam do końca pewności czy aplikuję prawidłową ilość, zwłaszcza, że delikatnie smuży i ma tendencję do osiadania gdy jest jeszcze mokry, co sprawia, że końcowy werdykt co do dobrze wykalkulowanej ilości jest tak samo mętny jak an początku. Nie stawia żadnego oporu, nie wymusza tarcia, działa jak opatrunek. Po około 5-10 minutach (w zależności od odwodnienia skóry), Missha osiada na skórze, zachowuje się jak jedwabny, miękki puder. Skóra wygląda w nim pięknie: o ile nie będzie zaburzać jego warstwy dodatkowymi kosmetykami i warstwami. Daje efekt wygładzenia, wygląda fenomenalnie na zdjęciach, cera w obiektywie wygląda na nieskazitelną i wcale nie jest gorzej w rzeczywistości. Polecam go szczególnie osobom, których większość filtrów przeciwsłonecznych podrażnia lub wysusza (i jednocześnie działa komedogennie) lub szukają kosmetyku, który podkreśli dobrą kondycję skóry. 

MISSHA SOFT FINISH SUN MILK SPF 50+ PA+++ opinia recenzja spf lekki filtr przeciwsloneczny

Sun Milk to nie jest jednak samo pasmo sukcesów. Rozbiela skórę. Najbardziej przy aplikacji, potem ten efekt jest coraz subtelniejszy, ale jeśli załakniecie choć odrobiny piękna, spoglądając z podziwem na własne odbicie w sklepowej szybie, to jest to zauważalne, zwłaszcza gdy macie cieplejszy i/lub ciemniejszy typ urody. Nie mam również pewności co do jego przyczepności: bo z jednej strony stawia opór podczas demakijażu i nie jest wcale tak prosty do zmycia, a z drugiej: absolutnie za każdym razem, gdy próbowałam go dobudować lub nałożyć makijaż, widziałam jak się przemieszcza, miejscami nawet i roluje. Makijaż niszczy, niestety, jego wyjątkowe wykończenie i sprawia, że skóra zaczyna się wyświecać, co się nie dzieje, jeśli nie zhańbię go nawet minimalną warstwą pudru. Biorąc również pod uwagę zastosowane w nim filtry, nie opierałabym na nim swojej głównej ochrony przed promieniowaniem słonecznym. Ta delikatna, wyczuwalna, pudrowa warstwa sprawia, że Sun Milk świetnie chroni skórę przed innymi czynnikami fizycznymi, to dosyć istotne, jeśli posiadacie skórę reaktywną o niskich możliwościach adaptacyjnych. 

MISSHA SOFT FINISH SUN MILK SPF 50+ PA+++ opinia recenzja spf lekki filtr przeciwsloneczny

Nie wzmaga przetłuszczania, ale czasami zdarzało mi się odczuwać w nim falę ciepła. Nie migruje, nie podrażnia skóry (wykazuje działanie łagodzące, również na skórach reaktywnych, uszkodzonych, po zabiegach), nie powoduje potoku łez. Nie lepi. Nie daje uczucie przeciążenia, choć jest przez cały czas wyczuwalny (ale w pozytywny sposób, daje bardzo miękkie, luksusowe wręcz wykończenie).

Zapach salonu fryzjerskiego, wietrzeje szybko do poziomu, który nie dręczy nosa własnego i cudzego. 

Zakres ochrony: chemiczno-mineralny, tlenek cynku i filtry chemiczne o średnim rozmachu ochrony. Nie miałabym odwagi go nosić przy indeksie UVA wyższym niż 6, a zwłaszcza gdybym miała uwrażliwioną, reaktywną i odbarwioną skórę (lub. takimi tendencjami). 

INCI: Water, Cyclopentasiloxane, Silica, Zinc Oxide, Dipropylene Glycol, Butylene Glycol, Lauryl PEG-10 Tris(Trimethylsiloxy)silylethyl Dimethicone, Ethylhexyl Salicylate, Caprylyl Methicone, Ethylhexyl Methoxycinnamate, Isopropyl Palmitate, Titanium Dioxide (CI77891), Alcohol Denat., C12-15 Alkyl Benzoate, Helichrysum Arenarium Extract, Bis-Ethylhexyloxyphenol Methoxyphenyl Triazine, Magnesium Sulfate, Dimethicone/Vinyl Dimethicone Crosspolymer, Dimethicone, Diethylamino Hydroxybenzoyl Hexyl Benzoate, Quaternium-18 Bentonite, Aluminum Hydroxide, Stearic Acid, Glycerin, Hydrogen Dimethicone, Phenoxyethanol, Fragrance, Silica Dimethyl Silylate, Sodium Benzoate, Tocopheryl Acetate, Disodium EDTA, Potassium Sorbate, Caprylyl Glycol, Polyhydroxystearic Acid, Isostearic Acid, Isopropyl Myristate, Lecithin, Ethylhexyl Palmitate, Polyglyceryl-3 Polyricinoleate, CI77492, Limonia Acidissima Extract, CI77491, VP/Hexadecene Copolymer, Acrylates/Dimethicone Copolymer, Biosaccharide Gum-4, Rosa Davurica Bud Extract, Cinchona Succirubra Bark Extract, Aloe Barbadensis Leaf Extract, Abronia Villosa Leaf Extract, Psidium Guajava Leaf Extract, Rhodiola Rosea Root Extract, Hexyl Cinnamal, Benzyl Salicylate

EUCERIN SUN GEL-CREAM OIL CONTROL SPF50+ spf dla skory tlustej spf pod makijaz.

EUCERIN SUN GEL-CREAM OIL CONTROL SPF50+

Przejdźmy dalej: Eucerin. Nie zgodzę się z informacją o żelowej formule, czy też żel -kremie. To, co wydobywa pompka to krem, i to gęsty krem. Kolor podżółcony, mam wrażenie, że i lekko zażółca skórę, aczkolwiek nie jest to u mnie aż tak zauważalne, gdyż moja karnacja ma tych tonów naturalnie dużo. Myślę, że na chłodniejszych typach skóry sytuacja może być już mniej optymistyczna. 

Mimo gęstej i mokrej konsystencji, krem rozprowadza się na skórze w sprawny sposób, całkowicie niknie jego toporność, nie jest tłusty. Wchłania się, ale do satyny, i tutaj powiem szczerze, mam pewien problem. Bo o ile jestem w stanie zrozumieć zachwyt tym produktem, biorąc pod uwagę jego dalsze zalety o których napiszę, to ja nie jestem w stanie go używać. Wykończenie, jak napisałam, jest satyną. Ale to jest satyna, która daje efekt brudnej, niedomytej skóry i w wyjątkowo niekorzystny sposób na tej skórze leży. Nakładanie Eucerin to dla mnie alegoria picia piołunu, niby dobrze robi na żołądek, ale nadal pijesz wywar z piołunu, po którym cię wykręca. 

EUCERIN SUN GEL-CREAM OIL CONTROL SPF50+ spf dla skory tlustej spf pod makijaz.

Kosmetyk dobrze siada na skórze, na tyle dobrze, że spośród wszystkich dzisiaj wywołanych produktów do ochrony przeciwsłonecznej, ten z makijażem ma szansę być najbardziej kompatybilny. Wymaga jednak czasu, co najmniej 10-15 minut. Jest trwały i zwiększa trwałość tego, co się na niego nałoży. Jest rzeczywiście odporny na sebum i pot, w zasadzie to, w jaki sposób wygląda na skórze po około 15 minutach, utrzymuje się już przez pozostałe godziny aż do demakijażu. Prawdziwe jest stwierdzenie, że jest wyczuwalny na skórze, ale jej nie przeciąża. Mimo wielokrotnych prób, nigdy nie spowodował gwałtownego pogorszenia stanu mojej cery, jest dosyć neutralny pod tym względem - skóra pracuje podobnie jak bez żadnego produktu, co przy aplikacji tak sowitej ilości kosmetyku wodoopornego, zasługuje na szczere uznanie. Ma, niestety, tendencje do rolowania i zbijania się w kłębki, dlatego trzeba działać nim szybko i moim zdaniem nie nadaje się do reaplikacji. 

Ze świeżo wklepywanego kremu wyzierają złowrogo opary alkoholu, natomiast nie odnotowałam żadnych epizodów, które mogłyby świadczyć o większej reaktywności mojej skóry. Ogólnie kosmetyk nie migruje, ale podrażnia oczy. Nie zawsze powoduje łzawienie, ale daje głównie uczucie "ciężkich powiek"  oraz podczas demakijażu i do nawet godziny po, utrzymuje się zamglenie- nie, nie nakładam go na powieki. Jest w nim coś, co jednak musi mój narząd wzroku wyjątkowo drażnić albo jest to znak, że potrzebuję pilnie porady psychologicznej. 

EUCERIN SUN GEL-CREAM OIL CONTROL SPF50+ spf dla skory tlustej spf pod makijaz.

Polecam osobom, które mają twierdzą, że każdy SPF powoduje wysyp i gigantyczny łojotok. W moim odczuciu to jedna z najbardziej neutralnych, dostępnych na rynku formuł, ale tak jak już pisałam, nie będę używać, bo nie podoba mi się jego niechlujne wykończenie.  

Ochrona: szerokopasmowa, ale nie spodziewałabym się wysokiej ochrony w zakresie UVA, analizując zastosowane w formule filtry chemiczne. Plusem jest to, że SPF się nie przemieszcza i jest odporny na pot, to zawsze punktuje, nawet jeśli pozostałe parametry mogłyby być odrobinę lepsze. 

INCI: Aqua, Cl 2-15 Alkyl Benzoate, Alcohol Denat., Butyl Methoxydibenzoylmethane, Butylen Glycol Dicaprylate/Dicaprate, Ethylhexyl Triazone, Bis-Ethylhexyloxyphenol Methoxyphenyl Triazine Dibutyl Adipate, Diethylamino Hydroxybenzoyl Hexy Benzoate, Glyceryl Stearate Citrate, Phenylbenzimidazol Sulfonic Acid, Silica, Tapioca Starch, Behenyl Alcohol Cetearyl Alcohol, Silica Dimethyl Silylate, Carnitine Glycyrrhetinic Acid, Glycyrrhiza Inflata Root Extract Glycerin, Dimethicone, Copernicia Cerifera Cera Hydroxypropyl Methylcellulose, Carrageenan, Xantha Gum, Sodium Hydroxide, Trisodium EDTA, Hydroxyceto henone Eth Ihex I I cerin Phenox ethanol

ALTRUIST, FACE FLUID SPF 50+ (LEKKA EMULSJA DO TWARZY) krem przeciwsloneczny recenzja

ALTRUIST, FACE FLUID SPF 50+ (LEKKA EMULSJA DO TWARZY)

No to lecimy dalej. Kolejny kosmetyk legenda. 

Konsystencja zsiadłego mleka, w zasadzie pierwsze, buzujące i uderzające do głowy emocje nie zniekształcają aż tak rzeczywistości, bowiem Altruist daje efekt zwarzenia, skiśnięcia na twarzy. Nie wygląda to dobrze. Krem szybko nabiera przyzwoitości przy delikatnych, okrężnych i oklepujących ruchach, delikatnie transparentnieje, ale nie ma mowy żeby trzymał fason, wchłonął się całkowicie i dawał dyskretny, neutralny efekt. Rozbiela skórę i robi to widocznie. Z jednej strony to plus, bo doskonale wiesz ile gdzie i ten krem jest, więc dobrze kontrolujesz sytuację, ale z drugiej strony sami widzicie w jak żałosny sposób próbowałam ratować sytuację z Altruistem. 

Krem gęstnieje i w ciągu 15 sekund przechodzi dość gwałtowną metamorfozę, staje się bardziej gumowy, rozsiadając się impertynencko na skórze. Plusem jest bardzo komfortowa konsystencja, przy wrażliwych, suchych i bardzo reaktywnych skórach, kosmetyk może przynieść dużą ulgę i zapewnia naprawdę ładne, satynowe wykończenie. Ogromnym plusem są jego wysokie zdolności łagodzące, zmiękczające i nawilżające, naskórek w tym produkcie rozmięka jak masło, dlatego też myślę, że mimo wszystko znajdzie on swoich wielbicieli. Zaskoczeniem jest to, że nie daje brudnego i przepoconego efektu mimo naprawdę mokrego wykończenia. Nie wysycha na skórze. Jeśli skóra Wam się wyświeca, to będzie w nim sto razy bardziej tłusta niż zwykle ma to miejsce. W innych przypadkach efekt jest mokry, lepki i coraz bardziej uciążliwy w ciągu dnia. Ciężko było mi uwierzyć w tak liczne, pozytywne opinie, bo grupa odbiorców jest naprawdę wąska (i gdybym miała inwestować w SPF z powyższymi wymaganiami, wybrałabym ostatnio recenzowany Garnier Ambre Solaire Super UV lekkie serum z wysoką ochroną UV z ceramidami). No dobra, jeszcze ciężej uwierzyć mi, że ktoś zdołał na tym produkcie wykonać makijaż i jeszcze jest zachwycony końcowym efektem. 

Skóra dosyć mocno się pod nim poci. Na szczęście nie rozgrzewa, ale to pocenie i widoczne, białe ślady przy zmoczeniu są mało estetyczne. 

ALTRUIST, FACE FLUID SPF 50+ (LEKKA EMULSJA DO TWARZY) krem przeciwsloneczny recenzja

Nie zauważyłam by produkt migrował, nie roluje się, ale do ponownej aplikacji nadaje się średnio, jest to mozolna i mało sensowna czynność. Jak siebie kocham, zapachu nie wyczuwam, a czytałam, że jest nieznośny. O ile w tę zsiadłą konsystencję jeszcze mogłam uwierzyć, to już w tę drugą atrybucję - nie do końca. Okazało się, że to właściwy kosmetyk, nie minęła data przydatności, mogłam również wymienić opakowanie. Jesteście ciekawi finału? Jest tak samo kiepski. Nadal ma konsystencję zsiadłego mleka. I nadal nie wyczuwam w nim tego nieznośnego zapachu.

Oczy posyła do piekieł. Piecze niemiłosiernie. Na skórę działa jak balsam, na ślepia jak formalina. Mam nadzieję, że na tych pozowanych fotach udało mi się to uchwycić. 

ALTRUIST, FACE FLUID SPF 50+ (LEKKA EMULSJA DO TWARZY) krem przeciwsloneczny recenzja

Ochrona: perfekcyjna. 6 stabilnych filtrów chemicznych, szerokopasmówki, porządne przyleganie do skóry. Nie mam się do czego przyczepić, zawsze kiedy go noszę czuję się bezpiecznie: ochrona przed promieniowaniem słonecznym, czynnikami fizycznymi i small-talkiem.

INCI: Aqua, C12-15 Alkyl Benzoate, Butyl Methoxydibenzoylmethane, Ethylhexyl Salicylate, Ethylhexyl Stearate, Glycerin, Niacinamide, Octocrylene, Dimethicone, Titanium Dioxide (Nano), Bis-Ethylhexyloxyphenol Methoxyphenyl Triazine, Phenylbenzimidazole Sulfonic Acid, Sodium Stearoyl Glutamate, Ethylhexyl Triazone, Panthenol, Aminomethyl Propanol, Cetearyl Alcohol, Glyceryl Stearate, Phenoxyethanol, Alumina, Tocopheryl Acetate, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Simethicone, Caprylyl Glycol, Piroctone Olamine, Titanium Dioxide, Silver Chloride, Diethylhexyl Sodium Sulfosuccinate, Propylene Glycol

SKINTRA, RICH COAT SPF 50+ recenzja kremu z filtrem filtr nie bieli nie szcyzpie w oczy prawdziwa opinia

SKINTRA, RICH COAT SPF 50+

I to jest SPF o którym nie wiem co mam napisać. Bo nie jest wcale zły (i o tym będzie dalej), jest wręcz poprawny, ale konkurencja go zmiażdżyła. Za tę cenę jest masa lepszych, ciekawszych formuł. 

Konsystencja średnio gęsta, beżowa, ale ze zdecydowanymi tonami żółtymi, ale nie bieli i nie żółci skóry. Jest neutralna pod tym względem. Kosmetyk krótko po aplikacji osiada na skórze, ale zaskoczeniem jest to, że mimo tej schnącej i siadającej formuły, nie roluje się (ale może to robić, jeśli cackasz się z nim za długo, trzeba nim działać szybko). Wykończenie typowo satynowe, nie potrzebuje wiele czasu, w ciągu minuty zobaczysz to, co po kilku godzinach. Nie wzmaga tendencji do przetłuszczania, ale jeśli Wasza skóra ma do tego skłonności, to po tym SPFie nie będzie lepiej. Szybko się rozprowadza, nie smuży. Nie podrażnia oczu, ale jest jedna rzecz, która mnie bardzo w nim niepokoi: za każdym razem mam po nim rozgrzaną skórę. Nie czuję pieczenia, ale ciepło już tak. Do tej pory nie doszłam do tego co tak na mnie działa, ale nie zamierzam ryzykować i dalej go używać. 

SKINTRA, RICH COAT SPF 50+ recenzja kremu z filtrem filtr nie bieli nie szcyzpie w oczy prawdziwa opinia

Nie pogłębia struktury skóry, równomiernie na niej osiada. Wykończenie jest satynowe, ale nie pudrowe, tylko z delikatnym poblaskiem. Czy sprawdzi się pod makijaż? I tak, i nie. Jeśli Twoja skóra dobrze reaguje na budowanie warstw i wykazuje minimalną tendencję do przetłuszczania, prawdopodobnie tak i będzie to jedna z lepszych baz. Jeśli jednak posiadasz skórę bardziej wymagającą i nawracającą bolączką jest niska trwałość kosmetyków kolorowych, naprawdę nie licz na to, że Skintra ją rozwiąże. Prawdopodobnie potrzebie resztki nadziei. 

Plusem jest to jak łatwo się zmywa, spośród wszystkich recenzowanych dzisiaj filtrów, to właśnie on stawia poprzeczkę najniżej. Do tego dzielnie reaguje na pot. Nie zauważyłam po nim pogorszenia stanu skóry, ale tak jak już napisałam - ze względu na rozgrzewanie skóry, nie stosowałam go zbyt często i swoją opinię opieram na pojedynczych dniach, a nie tygodniach. Zapach neutralny, "kosmetyczny", nie wyczuwam żadnych wybijających się, przewodnich nut. Woń towarzyszy przez cały czas noszenia, jednak nie jest nachalna. 

SKINTRA, RICH COAT SPF 50+ recenzja kremu z filtrem filtr nie bieli nie szcyzpie w oczy prawdziwa opinia

Ochrona: 3 filtry chemiczne, w tym Tinosorb S i Uvinul A. Ciężko mi dywagować nad składem tego produktu, ale budzi i budził on od samego początku ciąg piętrzących się wątpliwości, szczególnie, że w składzie znajdują się składniki, które są wysoce podatne na procesy utleniania. Wierzę jednak, że jeśli został on dopuszczony do obrotu, spełnia swoją funkcję i zostało to potwierdzone niezbędnymi badaniami.

INCI: Aqua, Dibutyl Adipate, Diethylamino Hydroxybenzoyl Hexyl Benzoate, Propanediol, C15-19 Alkane, Amylopectin, Ethylhexyl Triazone, Triheptanoin, Undecane, Potassium Cetyl Phosphate, Coco Caprylate Caprate, Bis-Ethylhexyloxyphenol Methoxyphenyl Triazine, Silica, Pentylene Glycol, Acrylates/C12-22 Alkyl Methacrylate Copolymer, Glyceryl Stearate, Ascorbyl Tetraisopalmitate, Saccharide Isomerate, Cetearyl Alcohol, Citrullus Lanatus Seed Oil, Tocopherol, Caesalpinia Spinosa, Sunflower Sprout Extract, Pseudoalteromonas Ferment Extract, Allantoin, Arginine, Bentonite, Xanthan Gum, Tridecane, Maltodextrin, Glyceryl Caprylate, Coco-Glucoside, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Disodium Lauryl Sulfosuccinate, Hydroxyacetophenon, Quartz, Sodium Citrate, Citric Acid

Isdin Fotoultra Age Repair Fusion Water Krem Do Twarzy recenzja jak wygląda na skórze czy zapycha

ISDIN FOTOULTRA AGE REPAIR FUSION WATER KREM DO TWARZY SPF 50+

Biała, mięsista emulsja, podczas rozprowadzania produkt staje się półwodnisty. Bieli jedynie na czas aplikacji, wymaga czasu, bowiem intensywnie smuży. Pomocne jest "doklepanie". Nie jest to filtr, który w zdecydowany, konkretny sposób siada na skórze, można łatwo naruszyć jego powierzchnię, dlatego nic więcej, poza aplikacją, nie zalecam z nim robić - jeśli macie nawyk dotykania skóry, zdecydowanie odradzam Wam zakup tego produktu. Nie wiem też jak ogarnęłabym z nim sprawę okularów, jeśli tak łatwo się ściera... Wraz z czasem staje się coraz bardziej tłusty, zostawiając dziwną, natłuszczona powierzchnię, jest to jeden z tych kosmetyków, który w ogóle nie reaguje na próby zmatowienia. I tak jak lubię świetliste wykończenie, to Isdin przekroczył tę granicę i przekracza ją wielokrotnie - im dalej w las, tym skóra coraz bardziej tłusta. Kompletnie nie nadaje się pod makijaż. Plusem jest to, że sam z siebie się nie wałkuje (o ile mu w tym nie pomożecie), ale wysypało mnie po nim srogo. 

Od razu podczas aplikacji do nozdrzy wdziera się zapach mydła i towarzyszy on przez cały czas noszenia, szczęśliwie: do takiego poziomu, który już nie jest męczący. 

Isdin Fotoultra Age Repair Fusion Water Krem Do Twarzy recenzja jak wygląda na skórze czy zapycha

Co więcej, na pewno dobrze sprawdza się w replikacji. Tak jak źle na niego wpływa jakikolwiek dotyk, to konsystencja jest na tyle płynna, że jest stworzona do podbudowania kolejnych warstw - pardon, tylko nie gdy tę warstwę stanowi Isdin. Zatem jeśli nie jest to dla Was problem, by mieć inny produkt bazowy, i inny do ponownej aplikacji, to wersja Age Repairing jest doskonałym wyborem. 

Ogromny plus: nie piecze w oczy, nawet jeśli kładłam go na powieki, nie robił mi krzywdy. Nie powoduje swędzenia, nie podrażnia. Gdyby nie był tak tłusty, to pewnie zużyłabym go do końca. 

Isdin Fotoultra Age Repair Fusion Water Krem Do Twarzy recenzja jak wygląda na skórze czy zapycha

Ochrona: poza ścierającą się formułą? Bardzo dobra, jeśli nie najlepsza z dzisiaj przedstawionych produktów do ochrony przeciwsłonecznej. Analizując skład Isdin, nie ma się do czego przyczepić. 6 filtrów chemicznych, pełny zakres ochrony, UVA na wyższym poziomie niż wymagają tego ogólne standardy UE. 

Pozdrawiam ciepło,

Ewa

09:00

EENY MEENY: RECENZJA WYBRANYCH KOSMETYKÓW

EENY MEENY: RECENZJA WYBRANYCH KOSMETYKÓW



Wprowadzenie 

    Od kilku miesięcy używam produktów marki eeny meeny, na tym etapie mogę napisać, że zdecydowana większość kosmetyków jest rozsądna, przemyślana i adekwatna do potrzeb konsumenckich, zwłaszcza w dobie skór mających coraz większy problem z suchością, reaktywnością, wrażliwością. Spośród stosowanej gamy, wyłoniłam trzy produkty, które chciałabym omówić głębiej - ze względu na ich wieloużytkowość, plastykę i łatwość stosowania. Przejdźmy zatem do konkretów.


ŁAGODNY BALSAM DO DEMAKIJAŻU

    Miękka, plastyczna konsystencja. Zmywa się w około 90%, ten lekki zapas jest korzystny, gdyż łagodzi działanie drugiej fazy lub pozostawia niezbędny komfort dla skór borykających się z uciążliwym odwodnieniem oraz - jest duża szansa, że nie sprowokuje łzawienia oczu, wrażliwcy. To, co jest dla mnie niemałym zaskoczeniem - zastosowano emulgatory będące tłuszczami estryfikowanymi, formuła nie jest ściśle przylegająca, a płynnie i miękko współpracująca. I to ogromny atut tego produktu, gdyż ułatwia prawidłową emulgację zanieczyszczeń oraz usprawnia spłukiwanie kosmetyku z powierzchni skóry. Dzięki temu balsamem eeny meeny jesteś w stanie wykonać nie tylko skuteczny, ale również i bezpieczny oraz dosłownie - błyskawiczny demakijaż. Łatwość pracy tym produktem rzutuje na znacznie niższy potencjał komedogenny, kosmetyk nie wymaga intensyfikacji ruchów, podkręcenia stosowanej temperatury ani silniejszej siły domywającej, co z kolei ogranicza odwodnienie skóry na etapie mycia, jak i w dalszych etapach pielęgnacji. W zasadzie w wielu przypadkach ten produkt nie wymaga dodatkowego doczyszczania i może stanowić element dwuetapowego oczyszczania, jak i możesz poprowadzić mycie wyłącznie tym jednym kosmetykiem. Wyczuwalna, łagodna woń wanilii.

    Jak możesz wykorzystać balsam myjący w swojej pielęgnacji? 

  • Standardowy balsam emulgujący - aplikując balsam na suchą skórę, jesteś w stanie w sprawny i łagodny sposób zemulgować i uefektywnić usunięcie nawet wodoodpornych zanieczyszczeń, w tym makijażu i kosmetyków zapewniających fotoprotekcję. W zależności od ilości zanieczyszczeń, tendencji do odwodnienia bądź też ich przywierania, balsam możesz potraktować jako jedyny produkt oczyszczający lub mycie wzmocnić kosmetykiem emulsyjnym lub spełniającym się;
  • Emulsja myjąca - kosmetyk możesz rozprowadzić w wilgotnych dłoniach, tworząc łagodną emulsję myjącą (zachowaj jednak ostrożność, by woda nie dostała się do opakowania z produktem, wpłynie to bowiem na skuteczność i trwałość produktu. Taką informację znajdziesz również na opakowaniu producenta: "UWAGA! Stosować suchymi dłońmi, chronić produkt przed dostępem wody”). To świetna opcja dla skór, które nie tolerują żadnej formy tarcia lub nie potrzebują tak głębokiej techniki oczyszczającej; 
  • Zmiękczacz środków spieniających się - dodając balsam do mocniejszego środka myjącego w Twojej pielęgnacji, który niefortunnie potęguje problem odwodnienia, możesz w mało inwazyjny sposób zmiękczyć i złagodzić jego działanie.

    Łagodny balsam do demakijażu: większość rodzajów i typów skóry z niewielkim lub umiarkowanym problemem odwodnienia. Cery stosujące produkty wodoodporne i ciężko zmywalne. Osoby dobrze reagujące na formuły tłuszczowe, wymagające intensyfikacji ruchów. 

    Zalecana ostrożność: skóry hiperaktywne, źle reaguje na tarcie, skóry nadwrażliwe naczyniowo, skóry z nadpotliwością lub z głęboko postępującą keratynizacją. Kosmetyk może w tych przypadkach stwarzać większy opór i wykazywać się gorszymi możliwościami emulgującymi. 

    Lista składników: Helianthus Annuus Seed Oil, Mangifera Indica Seed Butter, Polyglyceryl-4 Oleate, Glyceryl Stearate, Theobroma Cacao Seed Butter, Caprylyl/Capryl Glucoside, Squalane, Kaolin, Aqua, Avena Sativa Kernel Flour, Calendula Officinalis Flower Extract, Tocopherol, Vanilla Planifolia Fruit Oil, Ethylhexylglycerin, Phenethyl Alcohol



ŻEL DO MYCIA NISKOPIENIĄCY

    Żel posiada unikalną, ekstremalnie poślizgową konsystencję. Sunie po skórze bez większego oporu, spienia się w stopniowy, niemal niewidoczny sposób. Posiada dobre właściwości emulgacyjne, co uwidacznia się szczególnie przy dłuższym masażu. Dzięki plastycznej, poddającej się nawet niewielkiemu naciskowi formule, pozwala w efektywny sposób nie tylko usunąć powierzchownie zanieczyszczenia, lecz wstępnie zmiękczyć wierzchnią warstwę rogową, co zmniejsza adhezyjność powierzchni i finalnie skutkuje uefektywnieniem tego etapu. Kosmetyk nie posiada substancji okluzyjnych, zatem mimo wszystko wykazuje pewien potencjał odwadniający, jednak oceniając jego plastykę, jego miękkość, prostotę użytkowania, jak i umiarkowaną siłę spieniania, rzeczywiście jest jednym z najłagodniejszych produktów w tym segmencie jakich dotychczas używałam. 
    Kosmetyk posiada subtelny, łagodny zapach. Atutem jest dodatek substancji łagodzących takich jak beta-glukan, sól dwupotasowa kwasu glicyryzynowego, ekstrakt z owsa, czy oligosacharydy. Może wywoływać reakcje niepożądane u osób nadwrażliwych na pyły,  zboża i trawy.

    Jak możesz wykorzystać niskospieniający się żel w swojej pielęgnacji?
  • Główny środek myjący wobec zanieczyszczeń powierzchniowych (tradycyjna aplikacja na mokro) - kosmetyk w łagodny i umiarkowany sposób usuwa powierzchowne zanieczyszczenia rozpuszczalne w wodzie, zmywając się całkowicie bez pozostawiania lepkiej warstwy (co bywa nader częste przy łagodnych formułach żeli myjących); 
  • Emulgacja zanieczyszczeń mieszanych (aplikacja niekonwencjonalna, na sucho) - aplikacja produktu na suchą skórę pozwala wykorzystać jego bardzo dobre właściwości emulgujące, dzięki temu żelem usuniesz nie tylko powierzchowne zanieczyszczenia, ale również mieszane. Nie zastąpi to pełnego mycia, jednak na skórach wymagających uprzedniego zmiękczenia wierzchniej warstwy rogowej lub skór zanieczyszczonych w sposób umiarkowany, może stanowić udaną, główną metodę oczyszczającą;
  • Element mycia głębokiego jednoetapowego - żel doskonale łączy się z produktami tłuszczowymi. Jeśli Twoja skóra nie toleruje etapowego mycia, do żelu, w równej proporcji, dodaj produktu tłuszczowego (np. balsamu hydrofilowego), mieszaninę połącz do jednorodnej konsystencji. Otrzymanym produktem możesz wykonać średnio-umiarkowane mycie, w większości przypadków - wystarczające i w sprytny ograniczące utratę wody z naskórka.
    Żel niskopieniący polecam skórom: z żelu skorzysta każdy typ i rodzaj skóry, modyfikacji wymaga sposób aplikacji produktu.
    
    Zalecana ostrożność: osobom uczulonym na zboża, trawy i potencjalnie pyłki. Ze względu na liczne reakcje krzyżowe, owies może reagować z orzechami. Warto jest mieć to na uwadze. 

    Lista składników: Aqua, Glycerin, Betaine, Propanediol, Caprylyl/Capryl Glucoside, Xanthan Gum, Alpha-Glucan Oligosaccharide, Quillaja Saponaria Bark Extract, Magnesium Carboxymethyl Beta-Glucan, Avena Sativa Kernel Extract, Dipotassium Glycyrrhizate, Tetrasodium Glutamate Diacetate, Sodium Levulinate, Sodium Anisate, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate, Citric Acid, Parfum




JOGURTOWY TONIK NAWILŻAJĄCY

    Kosmetyk posiada lejącą, poślizgową formułę. Wpływa to na łatwe operowanie produktem, pozwala zmniejszyć opór naskórka i przywrócić mu chwilowy komfort, co uefektywnia dalsze postępowanie pielęgnacyjne i jest pomocne na każdym typie i rodzaju skóry borykającym się z umiarkowanym odwodnieniem (wpływa na bardziej równomierny sposób aplikacji kosmetyków, zapobiega przed przeciążeniem, drażnieniem mechanicznym, ogranicza shear stress, co ma niemałe znaczenie na cerach reaktywnych naczyniowo). Ma to szczególnie znaczenie na skórach, które przejawiają zauważalną tendencję do wzmożonej keratynizacji. Produkt wysycha w sposób stopniowy, lecz całościowy, nie pozostawia mokrego, wyczuwalnego wykończenia, co jest plusem dla skór, które nie tolerują warstwy dodatkowej, jednak stanowi minus dla cer ze znacznie większą utratą przeznaskórkową, gdyż zakończenie pielęgnacji tym kosmetykiem z wysokim prawdopodobieństwem pozostawi uczucie deficytu oraz może potencjalnie wręcz sprowokować dalszą ucieczkę wody. Takie walory jogurtowego toniku sprawiają, że może być on bardzo udanym, pojedynczym elementem pielęgnacji dla cer z niewielkim problemem odwodnienia oraz stanowić jedną z lepszych możliwych baz dla wybrańców pod makijaż (kosmetyk siada na skórze, pozostawia suche wykończenie, nie ingeruje w formułę dalej aplikowanych kosmetyków, zmniejsza ryzyko oksydacji kosmetyków kolorowych), jak i być równie udanym elementem pielęgnacji etapowej, ograniczając drażniące działanie kosmetyków aktywnych, czy buforując utratę wody przez kosmetyki bazujące i mające formułę wodną. Kosmetyk posiada niemal niewyczuwalny, puszusty i pudrowy zapach. 
    Opakowanie szklane, z odkręcaną nakrętką. Formułę przed użyciem warto wstrząsnąć. 

    Jak możesz wykorzystać jogurtowy tonik w swojej pielęgnacji?
  • Potencjalna optymalizacja odczynu skóry - mleczne toniki ze względu na przyleganie do wierzchniej warstwy rogowej i stopniowo schnącą formułę wykazują znacznie wyższy potencjał w wyrównaniu pH skóry;
  • Lekka emulsja nawilżająca - tonik może w pełni pokryć zapotrzebowanie dla skóry z wysoką retencją i z niewielką lub umiarkowaną utratą wilgoci lub zatrzymać szybkie schnięcie skóry, gdy dochodzi do wzmożonej utraty wilgotności, np. podczas etapu oczyszczania. Pamiętaj, że na skórze niskoretencyjnej kluczową rolę odgrywa czas aplikacji, im dłużej zwlekasz z nawilżeniem, tym szybsza utrata i dekompensacja nawilżenia przez największy organ… i mniejsze zadowolenie ze stosowanych produktów nawilżających.
  • Kosmetyk buforujący odwodnienie skóry - kosmetyk może pozwolić Ci w sprytny sposób zatrzymać nadmierną utratę wody z naskórka, nie musi pełnić głównej formy nawilżenia, lecz stanowić swoistą zaporę przed dalszą ucieczką wody z naskórka. To szczególnie pomocna opcja dla osób, których skóra schnie bardzo szybko, ma obniżone możliwości wyrównawcze (skóra dojrzała, choroby przewlekłe, leki immunosupresyjne, sucha skóra) bądź też z jakichś powodów nie mogą ograniczyć kontaktu z czynnikiem wysuszającym (twarda woda, niska wilgotność powietrza, itd.).
  • Booster nawilżenia dla skóry szybko schnącej - kosmetyk ogranicza schnięcie skóry, zatem kosmetyki, które wykazują wysoki potencjał wiązania wilgoci bądź też tworzenia warstwy ochronnej, te możliwości mają wyższe. Jeśli Twoja skóra szybko schnie, uprzednia aplikacja lekkiej emulsji tworzy bardziej optymalne warunki do podniesienia w efektywny sposób nawilżenia Twojego naskórka. 
  • Amortyzacja dla substancji aktywnych - ograniczenie schnięcia skóry i zapewnienie skórze bardziej stabilnej wilgotności i odczynu, wpływają na znacznie wyższy próg tolerancji i barierowości naskórka. Poprawia to tolerancję zwłaszcza substancji naruszających ciągłość skóry lub wpływających bezpośrednio na aktywność jednostki włosowo-łojowej. Zaaplikowanie jogurtowego tonera może potencjalnie zmniejszyć ilość powikłań oraz zwaloryzować efekty. Im bardziej równa, jednostajna praca jednostki włosowo-łojowej, tym zdecydowanie mniej korzystne warunki do rozwoju zapalenia. 

    Jogurtowy tonik nawilżający polecam skórom: skóry z niewielką lub umiarkowaną utratą wody oraz z wysokim potencjałem komedogennym - kosmetyk zawiera analog ceramidów, dzięki temu jego formuła jest całkowicie schnąca i jest to zdecydowanie jeden z lepszych kosmetyków dla cer, które mają problem z nadmiernym rogowaceniem skóry i jednoczesną, równie niewyrównaną pracą gruczołu łojowego. Ten produkt powinien ułatwić Ci zbilansowanie codziennej pielęgnacji.
   
 Zalecana ostrożność: skórom głęboko odwodnionym, budowanie nawilżenia tak lekkim, schnącym produktem jest uciążliwym i z reguły - mało wydajnym procesem, takie cery - z własnego doświadczenia - nie reagują pozytywnie na warstwową pielęgnację. Możesz zauważać narastanie problemu odwodnienia oraz uskarżać się na podrażnienia skóry, które są nią spowodowane.  

    Lista składników: Aqua, Propanediol, Glycerin, Isoamyl Laurate, Squalane, Meadowfoam Estolide, Cocos Nucifera Fruit Juice, Gossypium Herbaceum Seed Oil, Yogurt Powder, Agastache Mexicana Flower/Leaf/Stem Extract, Rheum Rhaponticum Root Extract, Avena Sativa Kernel Extract, Vaccinium Vitis-Idaea Fruit Extract, Lactobacillus Ferment, Hyaluronic Acid, Tocopherol, Helianthus Annuus Seed Oil, Potassium Olivoyl Hydrolyzed Oat Protein, Vanilla Planifolia Fruit Oil, Cetearyl Alcohol, Glyceryl Stearate, Sodium Anisate, Sodium Levulinate, Biosaccharide Gum-1, Acacia Senegal Gum, Xanthan Gum, Glyceryl Oleate, Inulin Lauryl Carbamate, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Glyceryl Caprylate, Benzyl Alcohol, Tetrasodium Glutamate Diacetate, Citric Acid

RECENZJA POWSTAŁA PRZY WSPÓŁPRACY Z MARKĄ EENY MEENY.

Udanych i przemyślanych zakupów,

19:00

PORÓWNANIE KREMÓW Z FILTREM, CZĘŚĆ PIERWSZA: NIVEA, GARNIER, L'OREAL i GAZ ŁZAWIĄCY

PORÓWNANIE KREMÓW Z FILTREM, CZĘŚĆ PIERWSZA: NIVEA, GARNIER, L'OREAL i GAZ ŁZAWIĄCY

  

  Pierwsza odsłona kremów przeciwsłonecznych na sezon 2023: dzisiaj, wersja budżetowa. 

NIVEA SUN Dark Spot Control LUMINOUS 630 SPF 50+ krem przeciw przebarwieniom

    Zacznijmy od walorów użytkowych. Krem z filtrem posiada gęstą, mażącą się konsystencję. Naprawdę gęstą. Potwornie ciężko jest operować tym produktem w pierwszych sekundach po nałożeniu i jedyne, co jest w stanie uratować tę sytuację, to jednoczesne przyklepywanie i sukcesywne rozprowadzanie produktu. Wcieranie z palca powoduje ogromne smugi i wymusza ostrzejsze, bardziej zdefiniowane i wydłużone ruchy, nie miałabym pewności, czy aby na pewno produkt znajdzie się na skórze w ilości optymalnej, a jak wiemy - to jedna z istotniejszych kwestii, jeśli chcesz mieć skórę pod ochroną. Z tego też powodu krem kompletnie nie nadaje się do replikacji, i z perspektywy czasu, trzeba spojrzeć prawdzie w oczy, próby ogarnięcia tego tematu uważam za dość żałosne. Kosmetyk niemiłosiernie się roluje, z każdym, kolejnym posunięciem dłoni byłam coraz bardziej zgorzkniała wobec tego brzoskwiniowego mazidła. Plusem jest neutralny, beżowy odcień, który zgrabnie balansuje między przygaszeniem, a neutralnością koloru skóry, stąd też ani nie ociepla, ani nie ochładza jej kolorytu, a pokrywa ją delikatną , przyprószoną woalką. Mam bardzo jasną skórę i daję Wam zielone światło blade siostry, anemiczni bracia. 

   Pigment to często niedoceniany plus. Czemu? To dodatkowa, namacalna, fizyczna bariera ochronna dla skóry oraz z reguły - takie formuły zazwyczaj dobrze ciepło odprowadzają i zapewniają ponadprogramową ochronę, zwłaszcza przed innymi czynnikami fizycznymi (np. ciepłem, wiatrem). To również istotne, szczególnie w sytuacji, gdy na skórze pojawiają się już hiperpigmentacje lub skóra wykazuje hiperaktywność na powyższe. 

   Filtr zastyga na skórze, ale zostawia na niej dziwne, gumowe, przywierające wykończenie, mimo że w dotyku jest wyczuwalnie suchy i pudrowy, a zwłaszcza gdy na tej skórze już dłużej siedzi. I dla mnie jest to dalekie od komfortu. Mimo że się nie lepi, nie wybłyszcza, za każdym razem czułam na sobie przeciążenie i to, co mnie zaniepokoiło najbardziej, to pojawiający się skądinąd świąd. Uporczywy świąd. Za każdym razem przy zmywaniu tego produktu moja skóra była zaczerwieniona, a przysięgam na moje lakierki Sezane i jedwabne koszule z drugiej ręki, moja skóra na tym etapie nie wykazuje z natury takich skłonności. Natomiast to zaczerwienienie nie korelowało ze wzrostem temperatury, lecz dawało wrażenie... ogólnego poirytowania. I w zasadzie ta irytacja towarzyszyła mi przez cały czas gdy ten produkt na sobie nosiłam, mimo że wyglądam w nim naprawdę ładnie. Na efekty długo czekać też nie musiałam, bo, niestety, zawsze mnie po nim wysypywało. 

    Przeboleć również nie mogę zapachu intensywnego mydła. Szczęśliwie nieco łagodnieje z czasem, ale tak szczerze, to ten zapach praktycznie cały czas jest wyczuwalny. 

    Zmywa się bardzo dobrze. Mimo że to formuła jest przylegająca (stąd może przesuszać, podkreślać suche niedoskonałości), to nie jest na tyle przyczepna, by wymagała gimnastyki od rozleniwionej i zblazowanej już życiem baby przed 30tką. 

    Ogromnym plusem jest to, jak współpracuje z makijażem. W zasadzie z całej tej piątki, to właśnie on sprawdza się w tej roli najlepiej. Ta muśnięta kolorem formuła, kreuje ciekawą i sensowną bazę pod dalszą kolorówkę. Przyznaję, że ładnie to wygląda, nawet po kilku godzinach, chociaż trzeba wziąć pod uwagę jedną rzecz - jest duża szansa, że kosmetyki mogą się na takiej ilości produktu mimo wszystko utleniać (rozjechać raczej nie), dlatego proponuję nakładać na filtr Nivea (chociaż najlepiej by było nie hańbić niczym tej warstwy ochronnej) kosmetyki o pół-ton jaśniejsze od "tego", który nosisz. Nie jest to z całą pewnością poważna konkurencja dla Jan Marini Tinted SPF 45+, bowiem daje nieco bardziej satynowe wykończenie, ale ta miękkość i trwałość makijażu jest namiętnie do siebie zbliżona, więc moim zdaniem - warto dać mu szansę, zanim spiszecie go na straty po tych moich wyegzaltowanych opowieściach o nadciągającej inwazji zmian skórnych. 

    W składzie 6 filtrów chemicznych, w tym Tinosorb S. Generalnie nie ma tutaj niczego co miałoby wpędzić mnie w zachwyt, no dobra, jest miły dodatek thiamidolu, ale na Boga, to krem przeciwsłoneczny, stężenie niziuteńkie, ze skóry nie zrobi Wam porcelany. Ale przyznaję szczerze, że formuła jest sensowna. Dobrze siada, nie przemieszcza się, jest pigment, jest stabilna formuła, dla osób z hiperpigmentacją jest to ciekawa opcja oraz dla tych, którzy szukają czegoś pod makijaż (chociaż mój apel jest taki, by tego nie robić) oraz którym skóra bardzo się poci. Nie jest to zdecydowanie filtr dla osób z cerą wrażliwą, odwodnioną, odwadniającą się i suchą, ciężko będzie Wam po nim ten bałagan posprzątać, a zapisy na moje konsultacje pojawią się dopiero we wrześniu. Zatem zanim poszybujecie do najbliższej drogerii, przemyślcie dobrze ten zakup. 

Garnier Ambre Solaire Invisible Super UV Serum ochronne do twarzy SPF50

   Konsystencja jest umiarkowanie lejąca. Jak zobaczycie na ostatnim miejscu, jest ona hybrydą recenzowanego powyżej i poniżej filtra przeciwsłonecznego. Kosmetyk zaczyna nieco gęstnieć i z całą pewnością na skórze jest go czuć, przylega do niej wyczuwalnie. Nie roluje się, choć moje obserwacje są następujące: jest to marny kosmetyk do wszczęcia ponownej aplikacji, niezależnie od tego jaki typ i rodzaj skóry posiadasz. Przyznaję, że mimo tego gęstnienia i lekkiej glicerynowej lepkości, jest to dość miękkie wykończenie, co spodoba się skórom suchym, z bardzo wysoką tendencją do odwodnienia, ale niską do zanieczyszczenia.  Może wyglądać bardzo korzystnie na cerach z wysokim zapotrzebowaniem na okluzję. Ogromnym plusem jest łagodna formuła, nie zdarzyło mi się, by moja  skóra zareagowała na ten produkt w jakiś stanowczy sposób, a aplikowałam go w najróżniejszych warunkach i konfiguracjach, a napiszę nawet więcej - koił, otulając ją nienachalną warstwą, jak miękki kocyk. Moim zdaniem to jeden z najlepszych, budżetowych filtrów dla skóry hiperaktywnej, delikatnej, uwrażliwionej, po zabiegach. Natomiast takie walory sprawiają również, że rośnie liniowo potencjał komedogenny i z pewnością nie zaleciłabym tej formuły osobom, które mają zniekształconą warstwę rogową lub szukają kremu z filtrem, który będzie miał bardziej matowe wykończenie.

    Filtr zostawia mokrą warstwę, nie schnie na skórze, ale również jej tak typowo nie natłuszcza. Może ją przeciążać, ale powiedzmy, że robi to w bardziej wyrachowany sposób. Nie ma szans, żeby utrzymał produkty kolorowe, konsystencja staje się wyjątkowo toporna, wypróbowałam każdą z możliwych mi opcji, i to co najczęściej mogłam zaobserwować, to festiwal radośnie utleniających się barw i majestatycznie zlewającego się w deltę sebum. 

    Zapach neutralny, szybko całkowicie się utlenia. I wow! nie żre w oczy, nawet jak przejedziecie sobie zuchwale nim po powiece. Zmywa się umiarkowanie, wymaga zdecydowanie wydłużenia etapu myjącego.

    6 filtrów, w tym Tinosorb S i jedna szerokopasmówka, w składzie znajdziesz również Ceramidy NP.

L'Oréal Revitalift Clinical Vitamin C SPF50+

    Konsystencja lejąca, lecz nietłusta. Daje ultramiękkie, aksamitne wręcz doznania podczas aplikacji, bardzo dobrze zmiękcza skórę. Zarówno podczas aktu sączenia się białej wydzieliny przez cienki system dozujący, jak i po całym dniu noszenia. Zmywa się bez większego problemu, to nie jest absorbujący i krzykliwy krem z filtrem. Zdecydowanie poprawia poziom nawilżenia naskórka. Formuła nie sprzyja potliwości, chociaż skóra rozmiękcza się pod tym produktem i z całą pewnością jest odczuwalnie rozpulchniona. Muszę to zaznaczyć - kosmetyk nie schnie, on wraz z czasem coraz mniej do skóry przylega, ale na szczęście jej nie rozgrzewa jak betonowa płyta na rynku w Kielcach po rewitalizacji. Wykończenie pół mokre, pół satynowe. Na skórach z tendencją do przetłuszczania granica przesuwa się zdecydowanie w stronę mokrą, i wówczas formuła nie będzie na tyle komfortowa jak na skórach z tendencjami odwrotnymi. Aplikacja jest szybka, sprawna, produkt zapewnia świetny poślizg oraz co ważne - umożliwia równie szybką i równie efektywną reaplikację. Kolor neutralny, i o niebiosa, nie żółcieje, nie oksyduje, nie ciemnieje, nie wybija znienacka roszczeniowa pomarańcz. 

    A cała ta niesamowita historia toczy się w żrących gardziel oparach płynu do spryskiwaczy. To, czego chyba jeszcze bardziej przeboleć nie mogę, to również fakt, że filtr bezlitośnie szczypie w oczy. I nawet jeśli aplikację wokół tego rejonu się pomija, to jest to na tyle migrująca formuła, że momentami zaczynam powątpiewać w skuteczność swojej terapii, co za chichot losu.

    Filtr rzeczywiście prezentuje się świetnie, ale na skórach, które są wyrównane... i bez większych problemów. Wykończenie podkręca świeży wygląd skóry, niw ukrywam, że to mój ulubiony filtr z całej tej piątki, i nie jest przekroczona ta delikatna granica między skórą rozświetloną, a tłustą. W odróżnieniu od recenzowanego niżej produktu, gdzie nie jest to już tak dobrze wyważone. Natomiast zupełnie się nie zgadzam, że ten produkt dobrze współpracuje z makijażem. Formuła L'Oreal bez większych trudności przemieszcza się, nie ma szans, żeby nałożyć kosmetyki kolorowe i nie naruszyć warstwy produktu promieniochronnego. Po dwa, zdaję sobie sprawę, że każdy ma trochę inne wymagania i potrzeby w makijażu, ale ten kosmetyk wybitnie nie utrzymuje kosmetyków kolorowych, ta dodatkowa warstwa kosmetyków sprawia, że cera zatraca ten elegancki, zdrowy, świeży wygląd, a jest zwyczajnie brudna, zatłuszczona, z oblepioną strukturą. I dzieje się to bardzo szybko, to nawet nie jest kwestia tego, że skóra wygląda tak pod koniec dnia. Ona tak wygląda zaledwie po kilku minutach od nałożenia makijażu. Próbowałam z każdym produktem, który mam w swoich zasobach, od sypkich kosmetyków mineralnych, po pancerny Estee Lauder. Na skórze swojej i nieswojej. I za każdym razem efekt był ten sam: poważna konkurencja dla rzepaku. 

    Również 6 filtrów, w tym Tinosorb S i Mexoryle, 3 substancje antyoksydacyjne, ochrona zacna. 


Ambre Solaire Anti-Dark Spots & Anti-Pollution Super UV SPF50+

    Jest bardzo zbliżony w działaniu i wykończeniu wobec powyższego, zatem skupię się jedynie na różnicach między rzeczonymi formułami. Konsystencja Garnier w podobny sposób zmiękcza skórę podczas aplikacji, ale jest już bardziej oleista w odczuciach, przez co daje bardziej mokre i moim zdaniem już nieświeże, brudne, ciężkie wykończenie. W miarę upływu czasu, zauważalnie podkreśla niedoskonałości, zwłaszcza wklęsłe. W ciągu dnia staje się coraz bardziej mokra i zdarzało się, ku odmianie, całości ostentacyjnie i jaskrawie żżólcieć. Ale tak, że aż oczy bolały. Zamiast płynu do szyb, jest wżerający się w skórę i nozdrza szorstki denaturat. Podobnie jak L'oreal, kompletnie nie nadaje się pod makijaż i nawet wyrafinowane metody matujące, tego matu nie zdołały utrzymać. Stwórzmy sobie w głowie szybką symulację: wchodzisz do drogerii i masz możliwość kupić każdy z tych produktów, bierzesz L'oreal. Pod niemal każdym względem jest to lepsza formuła, ale z jednym i dosyć istotnym wyjątkiem: nie szczypie w oczy, mimo tego że na pierwszy rzut oka są one niemal identyczne. 

    6 filtrów, w tym Tinosorb S, Mexoryl® SX, Mexoryl XL, są szerokopasmówki. Minusem i plusem jest formuła, której opary mogłyby już zasiać ziarno niepewności podczas przypadkowej kontroli drogówki. Plus - szybko się wchłania, alkohol szybko odparowuje, wykończenie mimo że tłuste, to jednak nieobciążające. Minus - ryzyko podrażnienia, uszkodzenia, ureaktywnienia naskórka i sieci drobnych, zaopatrujących go naczyń.


Garnier OVER MAKEUP SPRAY Super UV SPF 50+ 

    W zasadzie widać na zdjęciu podglądowym jaki to jest dramat. Przez chwilę myślałam, że po pierwsze kupiłam jakieś psikało pod pachy (chociaż i tutaj bałabym się tego produktu użyć, w zasadzie nie wiem czy nawet i Wasz stary by tego użył), po drugie: nabrałam wątpliwości i mój mózg zaczęła drenować  natrętnie myśl, że być może źle ten produkt aplikuję, ale w instrukcji jest oczywista informacja o tym jak długo i jakimi pasmami należy skórę spryskiwać sprayem promieniochronnym. Nie ma wzmianki o tym by produkt rozetrzeć, chociaż myślę, że to i tak by tej klęski w sprayu nie uratowało. Próbowałam. Nie raz, nie dwa. Nie uratowało. Podejść łącznie było 5 i moim zdaniem o 5 za dużo. 
    Chcę być obiektywna, ale raz, że produkt wygląda fatalnie, zostawiając białą, maziowatą, klejącą, nierównomierną warstwę, podkreślając każdą strukturę na skórze, to dwa, nie przypominam sobie bym w ciągu swojego życia nałożyła bardziej drażniący preparat. Tak jak widzicie powyżej, musiałam do uwiecznienia tego na zdjęciu, zmyć okolice oka i powstrzymywać się od chluśnięcia płaczem, gdyż sprawiało mi to już nie dyskomfort, a ból. Tak, ból. Co prawda sytuacja zdumiewająco łagodnieje w czasie i zastanawiam skąd we mnie aż tyle okrucieństwa wobec siebie (co pozwala mi przewidywać, że musi być to kwestia substancji lotnych), i to nawet do takiego poziomu, że filtr staje się niewinnie tylko i wyłącznie klejący. Niech Was to jednak nie zmyli, bo podczas aplikacji, nawet przy zamkniętych oczach, nie da się nie uronić łzy, powstrzymać kaszlu i nie doznać nagłego napadu ciepła na każdym milimetrze skóry, która została pokryta tą żrącą zawiesiną, nie wiem czy czasem kąpiel w Karaczaju na Uralu nie byłby łaskawsza dla mojej skóry. Co mi po ochronie, jeśli reakcja na ten produkt jest tak gwałtowna i niebezpieczna, że już sama w sobie mogłaby doprowadzić potencjalnie do powikłań związanych z ekspozycją słoneczną. Nie wiem jak jest u innych, czy to jest tylko reakcja mojej skory, mojego organizmu, ale jedyne zastosowanie jakie widzę dla tego kosmetyku, to gaz na zboczeńców. Jak w oczy nie traficie, to ten puszkowany zajzajer chociaż im skórę do cna przepali. 

    Filtrów łącznie 6, w tym Uvinul T i Mexoryl. Wygląda to porządnie, ale ja tego używać nie będę i nie polecam również i Wam. 

Pozdrawiam ciepło,
Ewa