Pokazywanie postów oznaczonych etykietą środki myjące. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą środki myjące. Pokaż wszystkie posty

19:00

KONCEPT LESS WASTE CZĘŚĆ I | JAK DBAĆ O SIEBIE I PRZY OKAZJI ŚMIECIĆ MNIEJ

KONCEPT LESS WASTE CZĘŚĆ I | JAK DBAĆ O SIEBIE I PRZY OKAZJI ŚMIECIĆ MNIEJ
less waste jak śmiecić mniej jak ograniczyć stosowanie kosmetyków

Bo choć jestem tylko nędznym pyłkiem w kosmosie, nie chcę w spadku pozostawiać ton śmieci, z którymi zmierzać będą się następne pokolenia. 

MOJA PRACA NIE JEST PRACĄ LESS WASTE I NIGDY NIĄ NIE BĘDZIE.
Dlatego też wyzbywam się mentorskiego tonu, nie uprawiam taniego coachingu, nie kreuję siebie na kogoś, kim nie jestem i nie opieram swojej działalności na czymś tak irracjonalnym i sprzecznym z moimi zajęciami oraz wykształceniem, jak koncepcja zero waste. 

Kulisy moich najbardziej dochodowych zajęć wiążą się naturalnie z wysokimi kosztami - również dla środowiska, dlatego nie tuszuję mankamentów swojej działalności i przyznaję się do obranej, zdeprawowanej drogi. Ciężko zmienić coś, na czym opiera się praca, z której uzyskuje się rzeczywisty przychód - dlatego utożsamiam się bardziej z ideą less waste za którą kryją się zasady funkcjonalności mojego zajęcia - uczciwe zasady, dzięki którym korzystam zarówno ja, jak i Czytelnicy. 

Zasady na jakich pracuję są przejrzyste i klarowne - mimo że kulisy mojej pracy są typowo konsumpcyjne, staram się, by ogólny wydźwięk mojej działalności miał wymiar prospołeczny i edukacyjny. Jako przedsiębiorca dbam przede wszystkim o przejrzystość warunków współpracy, ograniczam ilość stosowanych produktów, nie przeceniam swoich możliwości typowo fizycznych oraz adekwatnie wyceniam podjęte działania. Jako publicysta, staram się, by produkcje przynosiły zamierzony efekt - czyli przedstawiały stan faktyczny przedmiotu współpracy i w sposób naturalny zachęcały odbiorców do przemyślanych i trafnych zakupów. Postępuję zgodnie z polskim prawem oraz własnymi imperatywami, dlatego nie ukrywam skrzętnie działań marketingowych, ani też nie podejmuję działań, których nie jestem pewna, naruszają one moją strefę komfortu, bądź też są ogólnie szkodliwe. 

DLACZEGO ZERO WASTE JEST...GŁUPIE. 
Jestem realistką i wizja zero waste jest wizją nader idealistyczną - niemożliwą do osiągnięcia w dzisiejszych czasach, w czasach hermetyczności, sterylności, aseptyki i antyseptyki. Przemawiają do mnie jednak rzeczy, które są możliwe do uzyskania, wymagające wręcz zdawkowego wysiłku, a ich nieudolność niezwykle często jest skutkiem lenistwa, niewiedzy bądź też próżności, a najczęściej wynika z triady ludzkich przywar. 

Od lat towarzyszy mi maksyma, że jeśli chcę coś zmieniać, to jest to idealny moment, by zmienić właśnie siebie. I tak też czynię - staram się, by moje działania, mimo mojego artystycznego i chaotycznego stylu życia, były lepiej zorganizowane i przemyślane. Myślę, że cała ta koncepcja less waste, jeśli jest oczywiście wdrażana rozsądnie i mądrze, ogranicza się w dużym uproszczeniu do rozsądnego planowania zasobów - co sprzyja stabilizacji emocjonalnej, fizycznej oraz naturalnie - finansowej. Less waste to również wzajemny szacunek do siebie i swego rodzaju odpowiedzialność społeczna, której w naszym kraju, niestety, często brakuje.  

Kiedyś byłam bardzo na nie i stawiałam duży opór (teraz już wiem, że niesłusznie) wobec szeroko pojętej niewiedzy (a czasami już głupoty), ale widzę, że otoczenie w niewymuszony sposób łapie bakcyla, jeśli nasze działania edukacyjne są nienachalne, przebiegają w sposób naturalny oraz są osiągalne dla większej grupy - odkrywcze pod tym względem okazały się dla mnie szczególnie praktyki na oddziałach szpitalnych, co wyzwala bolesną refleksję jak niewielki procent zasobów przekazywany jest w tak inwestycyjne pod względem zdrowotnym (i tym samym finansowym) działania profilaktyczne. Większość z nas nie jest oporna na nowe, lepsze rozwiązania, ale na krytykę - nikt nie lubi być atakowany i uważam, że za ideą zero waste kryje się zbyt wiele nierealności, agresji i nachalności, by miała ona szansę rzeczywiście istnieć, stąd mimo że pobudki są iście altruistyczne, trafiają one na nieodpowiedni, fanatyczny grunt.

Dzisiaj skupię się na czynnościach najprostszych, których prostota wpływa pozytywnie nie tylko na funkcjonowanie jednostki, ale nas samych - oszczędza czas i pieniądze. 

KILKA ZASAD, KTÓRYMI WARTO SIĘ KIEROWAĆ, BY NIE BYĆ EGOISTYCZNYM FREAKIEM PIELĘGNACYJNYM.
Są to trywialne zasady, które jest w stanie spełnić absolutnie każdy, niezależnie od zasobności portfela - ciężko bowiem perswadować personom z nieuporządkowaną piramidą Maslowa, by stały się bardziej prospołeczne, jeśli niezaspokojone pozostają wciąż potrzeby najbardziej pierwotne. Mimo to wciąż podtrzymuję, że za takim patologicznym śmieceniem stoi ludzki egoizm i bieda, ale mentalna, a niekoniecznie możliwości finansowe. 

Zakup efektywnych i potrzebnych kosmetyków, które są niezbędne do zachowania prawidłowej higieny i zdrowia. Ludzie kupują dużo - i często, za dużo. Jako osoba publiczna stawiam duży nacisk na moją rolę edukacyjną i merytorykę publikowanych materiałów, lecz wciąż moja postawa napotyka opór wobec zawartości drogeryjnych półek.

Podstawą jest kupowanie produktów, które rzeczywiście są niezbędne do utrzymania zdrowia i higieny na satysfakcjonującym poziomie, a ich brak - odbija się dotkliwie na ogólnej kondycji. Nie sądzę, by każda osoba potrzebowała oddzielnych produktów do każdej partii ciała, takie dysproporcje zdarzają się niezwykle rzadko, a jeśli już występują - mają charakter symetryczny i proporcjonalny. Właściwości dobrego, kremowego żelu do ciała nie różnią się znacząco od produktu do depilacji, zapewniającego odpowiedni poślizg, delikatnego szamponu do mycia włosów, czy płynu do higieny intymnej - wystarczy go odpowiednio użyć, o czym napiszę w następnym akapicie. Tępię zwykłą próżność (bo jak wyjaśnić zakup 50 szminek w podobnej kolorystyce), mam za to więcej empatii dla osób, których konsumpcjonizm wynika z zagubienia i ogólnej niewiedzy. Tutaj szczególnie przydatna okazuje się świadomość w zakresie własnego ciała, obserwacja, dostęp do testerów wyrobów kosmetycznych oraz szczere i rzetelne zestawienia kosmetyczne udostępniane w mediach. 

Zakup kosmetyków, dla których zawsze znajduję alternatywny sposób stosowania i nie rozbudowują sztucznie pielęgnacji (na przykład toniki, peelingi do ciała, mgiełki). O ile nie występują poważne ku temu przesłanki - większość produktów może być stosowana właśnie w taki sposób.
  • Podkłady mineralne, róże, brązery i cienie mineralne, sypkie pudry wykańczające: | podkład mineralny + krem nawilżający (krem BB),  podkład kremowy + podkład mineralny mocniej kryjący i zastygający kosmetyk kremowy lub miejscowy korektor na niedoskonałości, delikatny korektor pod oczy i puder wykańczający, podkład mineralny + puder wykańczający i (lżejszy, lepiej matujący podkład) | puder wykańczający na sucho lub mokro (lepsza powłoka absorbująca), puer do masażu na sucho, puder stylizacyjny, zwiększający objętość włosów (wmasowywany w skórę głowy), puder na otarcia, puder przeciw nadmiernej potliwości stóp i rąk, szybki i krótko składnikowy i niebrudzący antyperspirant (konieczne opakowanie w sprayu rozpraszające pudry), bezdrobinkowy puder złuszczający do twarzy (dodatek do żelu, mleczka), podkład kremowy + puder (lepiej zastygający, matujący podkład) | róże, brązery i cienie można łączyć z delikatną pomadką nadając jej koloru oraz stosować jak róż/brązer/cień kremowy, traktować jak cień do powiek i odwrotnie: jak róż i brązer, zmieniać za pomocą kosmetyków sypkich (ale i prasowanych, wystarczy zeskrobać odrobinę produktu) nietrafiony kolor podkładu, korektora szminki lub każdego innego kosmetyku kolorowego, dodatek roziskrzonego cienia lub rozświetlacza zbliżonego do koloru Twojej naturalnej opalenizny do balsamu do ciała, zastąpi koloryzujący balsam, rozświetlacz + krem/naturalny olejek/masło (rozświetlacz kremowy do twarzy i ciała) | podkład kremowy + krem (lekki krem BB), podkład kremowy + balsam do ciała (koloryzujący balsam do ciała, w tym nóg), podkład kremowy + rozświetlacz (rozświetlający podkład) ;
  • Szminki do ust | róż kremowy, cień, zastygające pomadki jako eyeliner i zastygające cienie do powiek (tłuste powieki);
  • Kremy nawilżające i maski kremowe | + do środków myjących pieniących się (zbuforowanie wysuszających właściwości, lepsze usuwanie tłustych zanieczyszczeń - żele, szampony), + do olejków myjących (kremy myjące, łagodniejsze dla skóry), + wodne serum/tonik/esencja (lekki krem, emulsja), + glinki/błota/algi sypkie (mniejszy potencjał odwadniający, kremowa konsystencja), +okład pod maski algowe peel off (mniejsze ryzyko zanieczyszczenia skóry, lepsze właściwości nawadniające), + dodatek kilku kropel alkoholu (redukcja lepkości), w zależności od konsystencji odżywka/maska spłukiwana/niespłukiwana do włosów, krem do golenia, +balsamy do ciała, kremy do rąk, stóp, odżywcze kremy jako maska odżywcza spłukiwana; 
  • Wodne serum, wody kwiatowe i termalne oraz toniki | do rozrzedzania za ciężkich konsystencji, + wodna baza do peelingu kawitacyjnego, + 5-10% kremu mgiełka nawilżająca do twarzy i odżywka niespłukiwana do włosów, + solubilizator + olejek eteryczny (mgiełka odświeżająca do ciała, pościeli, pomieszczenia); 
  • Mydła naturalne i syndety | utrwalacz do brwi (sprawdzi się też lakier do włosów, wystarczy spryskać szczoteczkę), mocno spienione na przykład rękawicą Kessa (pianki do golenia), spienione w kubeczku z kilkoma kroplami octu jabłkowego lub soku z cytryny (szampon do włosów), + olej/baza kremowa/maska kremowa (kremowy żel do oczyszczania skóry), środek do prania delikatnej odzieży, pokrojony syndet/mydło w woreczku płóciennym (odstraszacz robactwa), środek do polerowania szkła (w tym okularów), przetopione resztki mydła + kremowy środek myjący/olejek myjący (kremowy, spłukujący się żel), resztki mydła, podwójna objętość wody + wybrany olejek eteryczny (przetopione mydło w płynie), zmiękczająca kąpiel dla stóp; 
  • Mleczka, kremy i olejki myjące | + żel (żel kremowy), +szampon (kremowy żel myjący, delikatny szampon), +odżywka (kremowa, gęsta maska odżywcza do włosów), +cukier/kawa/inne drobinki ścierające (kremowy peeling do ciała, twarzy), +skrobia/tapioka/krzemionka/celuloza (peeling gommage), kremy do golenia, + 80% wody i wybrany olejek eteryczny + resztki mydła (pieniący się płyn do kąpieli);
  • Żele myjące |  + mleczko myjące, krem myjący, olejek myjący lub olej (żel kremowy, lepiej spłukujący się olejek), +cukier/kawa/inne drobinki ścierające (żelowy peeling do ciała, twarzy), +skrobia/tapioka/krzemionka/celuloza (żelowy peeling gommage), +odzywka/maska (lepiej spłukująca się maska/odżywka), + enzym z bromelainy, papainy lub dyni (mikrozłuszczający, enzymatyczny żel oczyszczający), + wybrany kwas (szybki, spłukiwany peeling kwasowy), płyn do higieny intymnej (rozrzedzam w kubeczku); 
  • Odżywki i maski do włosów | + dodatek do szamponu, stosowane przed myciem, +tonik/woda (mgiełka niespłukiwana do włosów ułatwiająca rozczesywanie), krem do golenia; 
  • Oleje | +środki myjące (łagodniejsze właściwości myjące, lepsze usuwanie zabrudzeń tłustych, lepszy poślizg), + podkład (mokry efekt), + warstwa wklepana na korektor pod oczy/podkład aplikowany z odrobiną oleju naturalnego (mokry efekt, wygładzenie optyczne załamań, likwidacja suchego wykończenia makijażu), + szminka/pomadka (efekt mokrych ust), +krem/maska, serum/emulsja (cięższa konsystencja), + zastygnięty tusz (przywróci życie/lub dodatek płynu micelarnego), +róż mineralny (świetlisty róż, pomadka), olejek do ciała/dodatek do balsamu do ciała, natłuszczacz do paznokci, dodatek do kąpieli, dodatek do glinek, masek; 
  • W pielęgnacji ciała, które nie jest u mnie szczególnie wymagające, ograniczam się do sprawdzonego mydła ziołowego (a raczej syndetu) z serii Babuszki Agafii, którym oczyszczam całe ciało (i również depiluję po intensywnym zmydleniu) i włosy, delikatniejszego balsamu myjącego do włosów, odżywki niespłukiwanej w sprayu, którą często sporządzam sama i kremu do stóp, które rogowacieją błyskawicznie i zdecydowanie wymagają dopieszczenia. Jeśli nie mam na zużyciu żadnych kremów, kupuję dodatkowo balsam do ciała. 

Zawsze zużywam kosmetyki do końca, nie wyrzucam, a jeśli tej zasady nie spełnię - oddaję. To nie jest żadna ujma na honorze, ani dla oddającego, ani przyjmującego! 

Konserwuję, jeśli termin ważności jest zbyt krótki (polecam w tym konkretnym celu fenoksyetanol, ma szeroki zakres bioaktywności, jest również biozgodny z większością dostępnych formuł, w tym o skrajnym pH - zarówno zasadowym, jak i kwasowym). Wybieram produkty, których wiem, że nie zużyję szybko, z długim terminem przydatności - i tutaj znakomicie sprawdzają się kosmetyki mineralne, szczególnie kosmetyki kolorowe, które zużywa się długo i nierzadko - po terminie - cienie, róże, brązery, rozświetlacze - posłużą na lata, nie odbiegają jakością od sprasowanych odpowiedników i stanowią niewielkie ryzyko mikrobiologiczne. Ważnym aspektem jest dla mnie wydajność oraz możliwość bezpiecznego, długiego przechowywania, a także alternatywnego wykorzystania opakowania - im dłużej coś zużywam, tym mniej kupuję i śmiecę. 

Nie kupuję prostych kosmetyków, które jestem w stanie sama wytworzyć z domowych składników z podobnym, a nawet lepszym skutkiem.

Inwestuję w akcesoria, które są wytworzone z naturalnych materiałów (naturalna gąbka konjac, rękawica Kessa, szczotka z naturalnego włosia w drewnianej oprawie, szmatka muślinowa), a jeśli tej zasady nie spełniają - muszą być wykonane z trwałych substancji, które mogę bezpiecznie dezynfekować w domowych warunkach i używać przez długi czas. Wyrzucam, gdy zniszczę. Akcesoria pozwalają zużywać mniej i zastępować niepotrzebne produkty w pielęgnacji, na przykład peelingi. 

Nie kupuję z zasady produktów jednorazowych, o ile nie wymaga tego stan mojego zdrowia. Nie inwestuję w kosmetyki miniaturowe - jeśli wyjeżdżam, robię odlewki we własnym zakresie z aktualnie stosowanych kosmetyków. Sporządzam testery samodzielnie dla bliskich mi osób. Jeśli chcę przetestować dany produkt - również przychodzę z własnym, miniaturowym, szklanym słoiczkiem wielokrotnego użytku - wyjątkiem jest dostępność zakupu miniatury w szklanym lub innym, biodegradowalnym opakowaniu. Osuszam twarz dobrej jakości ręcznikami bawełnianymi, które zmieniam codziennie. 

Nie kupuję na zapas. Celebruję stosowanie produktów i zastanawiam się nad kolejnym zakupem po przeanalizowaniu słuszności rozbudowania pielęgnacji. 

Zawsze chodzę z własną torbą. A jeśli składam zamówienie on-line, w uwagach do zamówienia zawsze zwracam się z uprzejmą prośbą o naturalne wypełnienie bądź też jego zupełny brak, jeśli zamówione produkty tego nie wymagają.

Zwracam uwagę z czego jest wykonane opakowanie w którym znajduje się kosmetyk oraz czy producent zajmuje się tematem recyklingu swoich opakowań.

Nie zużywam więcej wody niż potrzebuję - używam adekwatnej ilości środków myjących, pozwalających uzyskać mi nawet lepszy efekt pielęgnacyjny.

Segreguję. Oczyszczam dokładnie opakowania po zużyciu (o ile forma produktu na to pozwala) i umieszczam w odpowiednim zbiorniku.

A Ty, co robisz, by śmiecić mniej? Przynajmniej w kwestii kosmetycznej?

WE WRZEŚNIU POJAWI SIĘ CZĘŚĆ KOLEJNA W ODNIESIENIU DO PRODUCENTÓW KOSMETYKÓW I ICH MOŻLIWYCH DZIAŁAŃ W TYM ZAKRESIE. 

ARTYKUŁ POWSTAŁ PRZY UDZIALE MARKI ANNABELLE MINERALS.

Pozdrawiam ciepło,
Ewa

06:00

ZGRANY DUET | ESSE CREAM CLEANSER AND GEL CLEANSER

ZGRANY DUET | ESSE CREAM CLEANSER AND GEL CLEANSER

Oczyszczanie skóry jest kluczowym elementem przemyślanej pielęgnacji, bowiem wystarczą nawet pozornie nieszkodliwe niedociągnięcia na tak często wymijająco traktowanym etapie, by borykać się z problemami w dalszych krokach pielęgnacyjnych i tym samym generować niepotrzebne, nierzadko wymuszone problemy z cerą.

Po latach tułaczki i głoszonych gwałtownie ze swadą tyrad, zdałam sobie sprawę z ogromnego problemu dostępności środków myjących, które nie wyrządzają szkody - nie tylko mającej przeszłość dermatologiczną, traktowaną dostępnymi lekami niczym batem, skórze, ale również zupełnie normalnej, nieposiadającej jakichś wyjątkowych problemów.

Muszę przyznać, że bardzo miłą odmianą, choć niekoniecznie ekonomiczną, okazała się marka Esse, a szczególnie kremowy cleanser z serii uniwersalnej.

GEL CLEANSER

Zacznę zgrabnie od produktu, który lubię znacznie mniej - owszem, żel Esse to bardzo dobry kosmetyk o niesamowicie przyjemnych walorach użytkowych, zwłaszcza dla mężczyzn (dlaczego, napiszę o tym poniżej), aczkolwiek w moim mniemaniu niewarty tak wysokiej, narzuconej ceny. Podobny efekt pielęgnacyjny można osiągnąć znacznie tańszym, będącym zamiennikiem, żelem rumiankowym polskiej marki Sylveco, dostrzegam tutaj mnóstwo podobieństw, choć wersja z olejkiem rumiankowym posiada nieco rzadszą, gorszą w użytkowaniu i bardziej klejącą się formułę.

Żel Esse posiada treściwszą, gęstszą, bogatszą konsystencję, ale nie jakoś wybitnie, wątpliwie przekłada się to na finalną wydajność, bowiem produkt nie posiada mocnych właściwości pianotwórczych i zazwyczaj do pełnego uczucia czystości dozuję zamiast jednej pompki - dwie. Domyślam się, iż w podobny sposób postąpiłaby większość tutaj zgromadzonych. Skóra po zastosowaniu żelu może nie jest do końca tak świetnie oczyszczona (produkt świetnie spłukuje produkty mineralne, tworzące zawiesinę, ale nie rusza nawet łagodnych produktów kremowych), ale efekt ten wzmacnia niezwykle świeży, przyjemny i niesztuczny zapach ziołowej mięty. Muszę przyznać, że struktura żelu i kompozycja zapachowa bardzo umilają stosowanie powyższego produktu, nawet pomimo tego, że nie spełnia on w większości moich oczekiwań. Skóra po zastosowaniu żelu nie klei się, nie lepi, produkt łatwo spłukuje się ze skóry i nie ma przedziwnej tendencji do tworzenia zawiłych farfocli lub też śliskiej, trudno spłukiwanej warstwy. Używa się go dość przyjemnie - szybko i bezproblemowo, już ten sam fakt wystarczy, by zaskarbić sobie sympatię płci przeciwnej.

Delikatne, chociaż skuteczne właściwości myjące nie są w tym przypadku tożsame niezwykle subtelnej formulacji. Już sama konsystencja żelu powinna uruchomić wewnętrzny alarm u posiadaczy cery delikatnej, z dużą tendencją do odwodnienia, bowiem kosmetyki o takiej konsystencji, i nie pozostawię tutaj złudzeń, zawsze będą w mniejszym, lub też większym stopniu wysuszać skórę. Owszem, mogą sprawdzić się stosowane raz na jakiś czas, aby zredukować ilość emolientów i zapobiegać zanieczyszczaniu się cery przez zbyt łagodną pielęgnację (dlatego też żel świetnie uzupełnia kremowy cleanser), szczególnie, gdy masz do tego tendencję, ale z reguły nie są to produkty do stosowania codziennego. Żel Esse wysusza dosyć mocno - efekt odwadniający umieściłabym pomiędzy naturalnymi mydłami, a żelami micelarnymi.

Nie jest to zatem delikatny żel. Na skórze odwodnionej może powodować świąd, podrażnienia i zaogniać rumień, a także wzmagać nadmierny łojotok (choć równie dobrze może i go normalizować), czy zaostrzać stan zapalny. Formuła jest całkowicie domywająca się, choć nie zostawia skrzypiącej, skalanej intensywnymi detergentami skóry. Pory są ładnie obkurczone. Efekt oczyszczający i zwężający pory waloryzuje zawartość kwasu salicylowego. Żelu powinny unikać osoby uczulone lub też nadwrażliwe na salicylany. 

Żel doskonale sprawdza się jako drugi etap dwuetapowego, spłukiwanego oczyszczania, mimo że jestem raczej zwolenniczką jednoetapowego mycia, tak czasami moje tradycjonalistyczne zapędy muszą gdzieś znaleźć swe ujście, chociażby w sferze kosmetycznej. Esse świetnie łączy się z olejami i gęstszymi, kremowymi konsystencjami, które stosowane samodzielnie w pielęgnacji okazują się zbyt powlekające i pojawia się spory problem z ich domyciem/ nadmierną tłustością, ale jednocześnie w jakimś stopniu spłukują się samodzielnie (żel nie domyje czystych olejów). Uważałabym jedynie na oczy i nie stosowałabym żelu w tym rejonie - nie powoduje on silnego szczypania i ich pieczenia, ale już sama zawartość kwasu salicylowego wystarczy, by pilnować gdzie żel ląduje na twarzy.

Bardzo nie podoba mi się mechanizm dozowania produktu - mimo że szklane, porządne opakowanie cieszy me artystyczne oko, o tyle dozownik rzuca produktem gdzie popadnie. Chwila nieuwagi i mam cały, upaprany zlew, który później ciężko jest doczyścić. 

Trochę mi smutno, ale nie dostrzegam niczego wyjątkowego w Gel Cleanser Esse - a na pewno nie tyle, by za pojemność 100 ml płacić ponownie prawie 100 złotych. To łagodnie oczyszczający (choć potencjalnie wysuszający - i ze względu na formułę, i zawartość kwasów, i delikatnie kwasowe 4.5pH) produkt skórę, w sam raz dla osób, które nie stosują makijażu i nie posiadają zbyt wygórowanych oczekiwań, a mycie ma przede wszystkim zapewnić uczucie świeżości, czystości i normalizować skórę,z  którą na co dzień ktoś nie robi niczego szczególnego. Przy większym zapotrzebowaniu na okluzję lub ogromnej tendencji do wysuszania się cery, żel Esse będzie jedynie nasilał problemy z cerą i komplikował pielęgnację. W moim przypadku to bardzo dobry produkt do stosowania "w ramach potrzeby", ale już wiem, że jego obecność na mojej kosmetycznej półce mogę zastąpić wieloma tańszymi zamiennikami. I tak też zrobię.

INCI: Aspalathus Linearis (Rooibos) Leaf Extract*, Decyl Glucoside, Glycerin, Coco-Glucoside, Glyceryl Oleate, Sclerocarya Birrea (Marula) Seed Oil, Xanthan Gum, Aloe Barbadensis (Aloe Vera) Leaf Extract*, Salicylic Acid, Glyceryl Caprylate, Mentha Viridis (Spearmint) Leaf Oil*, Levulinic Acid, Sodium Levulinate, Aqua (Water), Mentha Piperita (Peppermint) Leaf Oil*, Citric Acid, Carum Carvi (Caraway) Leaf Oil, Tocopherol, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Rosmarinus Officinalis (Rosemary) Leaf Oil*, Limonene***
*ingredients from organic farming
***component of natural essential oils
99.8% of the total ingredients are from natural origin
70% of the total ingredients are from Organic Farming


CREAM CLEANSER

W moje niewymyślne, aczkolwiek konkretne potrzeby idealnie wkomponował się cleanser kremowy, nie bez powodu tak często go polecam. To produkt, który zapewnia doskonałą okluzję i ochronę podczas mycia, ale jednocześnie dobrze się spłukuje i nie obciąża skóry tuż po wykonaniu powyższej czynności.

Cleanser nie jest aż nadto kremowy, jego konsystencja jest niezwykle miła i przyjemna w dotyku. Struktura nie jest tłusta, to cudownie delikatna, zrównoważona emulsja, pozbawiona nadmiernej ilości fazy olejowej, przez co cleanser sprawdza się do codziennego zmywania lekkich zanieczyszczeń, w tym również makijażu mineralnego, z którym na pewno świetnie sobie poradzi.

Kosmetyk zaaplikowany na delikatnie zwilżoną skórę, odczuwalnie ją uspokaja, otula, ma niebywale gładką, jednolitą strukturę. Świetnie powleka podczas mycia cerę podrażnioną, odwodnioną nadwrażliwą - jego delikatnie śliska konsystencja zapobiega szarpaniu cery, nadmiernemu pocieraniu, a sama formuła cleansera - doskonale spłukuje się, choć nie pieni się i nie ściąga nawet przesuszonych typów cery. Podczas mycia strukturalnie przypomina jogurt grecki.

Znam niewiele produktów myjących, kremowych, które nie zaczynają mi po jakimś czasie przeszkadzać, szczególnie gdy stosuję je regularnie. Kosmetyk nie obciąża skóry i nie sprzyja zanieczyszczaniu się naskórka, chociaż czasami, ze względu na posiadany typ cery, potrzebuję kosmetyków o mocniejszej sile myjącej.

To niezwykle delikatna - zarówno pod względem konsystencji, jak i właściwości myjących, kremowa emulsja, nie zmyje cięższego, kremowego makijażu, obawiałabym się, czy samodzielnie da sobie radę nawet z lżejszymi kremami barwiącymi bez trudno spłukiwanych silikonów, jednak świetnie sprawdza się w pielęgnacji naprawdę trudnej cery, której pielęgnacja balansuje na pograniczu lekkiej. Kremowa emulsja Esse to także doskonały środek do oczyszczania skóry bezproblemowej - jest niewiele środków myjących, które rzeczywiście nie napędzają problemów z cerą - a pozwalają je skutecznie ograniczać. Emulsja kremowa w zależności od potrzeb, sprawdza się w oczyszczaniu porannym, jak i wieczornym.

Ze względu na właściwości, nie do końca traktowałabym na serio zalecenia producenta kosmetyków Esse. Nie widzę tego produktu w dwuetapowym oczyszczaniu, zwłaszcza w połączeniu z rekomendowanym, powyżej recenzowanym żelem - każdy z tych produktów idealnie spłukuje się samodzielnie, a połączenie ich właściwości myjących jest w stanie zafundować przesuszenie nawet typom cery niemających z tym ogromnego problemu. Poza tym kremowa emulsja mimo że ma niezwykle przyjemną konsystencję, nie jest w stanie zemulgować kremowego makijażu, ani tym bardziej kremów ochronnych, filtrów - jest przeznaczona raczej do zmywania lekkich zanieczyszczeń dnia codziennego.

Oczywiście działanie (zwłaszcza emulgujące i usuwające tłuszcz) emulsji można skutecznie modyfikować. Podoba mi się nieprzytłaczająca okluzyjność Esse, dzięki temu dodatek olejków myjących lub też tradycyjnych olejów (jeśli pożądane jest pozostawienie ochronnej warstwy), niweluje ich nadmierną tłustość i podczas mycia, i po zwieńczeniu rytuału, a kremowość skutecznie zapobiega wysuszaniu się skóry. Aspekt powlekania można również bezproblemowo modulować, szczególnie, gdy borykasz się jednocześnie z problemem wysuszającej się cery nie tylko podczas mycia, ale i tuż po jej oczyszczeniu (uszkodzona bariera hydrolipidowa, deficyt lipidowy). Ciężko nie utrafić w grupę docelową, jak sam widzisz, działanie emulsji można regulować na wiele różnych sposobów i tym samym za każdym razem uzyskiwać zupełnie inny efekt końcowy.

Naprzeciw zaleceniom producenta, to właśnie kremowy cleanser widzę bardziej w drugim, aniżeli pierwszym etapie głębokiego oczyszczania cery. Emulsja doskonale emulguje pozostałości po pierwszej, typowo olejowej fazie, a jednocześnie nie wysusza skóry tak jak żele, pianki, mydła. W dwuetapowym oczyszczaniu znaczenie ma nie tylko pierwsza faza - to właśnie sposób domywania produktów olejowych ma największy wpływ na końcowy efekt oczyszczający, ale i potencjalnie wysuszający/nawadniający.

Zapach świeży - ziołowy, chociaż zaczyna mi przeszkadzać, gdy mam z nim dłuższy kontakt - jakoś dziwnie zaczyna imitować zapach szaty liturgicznej i zwiędłych, białych kwiatów pogrzebowych. Źle mi się to kojarzy i wywołuje dość mocne bóle głowy. Na szczęście aromat bardzo szybko ulatnia się (w odróżnieniu od żelu antybakteryjnego) i podczas tradycyjnego stosowania spłukiwanego pojawiają się jedynie te milsze, ziołowe skojarzenia.

Największym minusem jest z całą pewnością bardzo słaba wydajność kremowej emulsji oraz jej stosunkowo wysoka cena (100 ml to koszt około 120-150 zł). Problemem jest również brak sprzedaży internetowej produktów i dość dziwne, osobliwe formy ich sprzedaży detalicznej (na pośrednictwem konsultantów na portalu facebook). Poza tym ceny produktów Esse zawsze w jakiś dziwny sposób wywindują w górę, gdy są dostępne stacjonarnie, chociażby na targach. Nie mam również do końca pozytywnego zdania na temat sprzedających, mam wrażenie, że nie do końca ogarniają.

INCI: Aspalathus Linearis (Rooibos) Leaf Extract*, Glycerin**, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil*, Decyl Glucoside, Cetearyl Alcohol, Sclerocarya Birrea (Marula) Seed Oil, Glyceryl Stearate, Cetyl Alcohol, Xanthan Gum, Aloe Barbadensis (Aloe Vera) Leaf Extract*, Pelargonium Graveolens (Rose Geranium) Oil*, Sodium Phytate, Cymbopogon Martini (Palmarosa) Oil*, Citric Acid, Carum Carvi (Caraway) Oil, Benzyl Alcohol, Ascorbyl Palmitate, Dehydroacetic Acid, Tocopherol, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Mentha Viridis (Spearmint) Leaf Oil*, Linalool***, Citronellol***, Geraniol***, Limonene***
*ingredients from organic farming
**made using organic ingredients
***component of natural essential oils
99% of the total ingredients are from natural origin
86% of the total ingredients are from Organic Farming

ARTYKUŁ NIE JEST SPONSOROWANY. 

Pozdrawiam ciepło,
Ewa

07:00

Dynjo | Mydło dyniowe, Sztuka Mydła

Dynjo | Mydło dyniowe, Sztuka Mydła
Od pewnego czasu jestem fanką naturalnych mydeł. Moje wcześniejsze relacje z zasadowymi środkami myjącymi mogłabym określić jako burzliwe, dlatego przez długi czas używałam żeli, które z czasem zaczęły bardziej odwadniać moją skórę niż pieniące się mydła. Zmieniłam swoje zdanie, gdy poznałam mocno glicerynowe czarne mydło afrykańskie, zaczęłam coraz bardziej interesować się naturalnymi kostkami i tak zaczęłam swoją przygodę ze SztukaMydła..