15:39

Mineral Pressed Bronzer Honolulu | Prasowany puder brązujący Lily Lolo

Gdy tylko ujrzałam prasowane pudry brązujace Lily Lolo zapragnęłam je mieć. Mam bardzo jasną karnację, więc ochoczo dodaję sobie koloru, niestety, na rynku jest dosłownie garstka produktów, które u mnie się sprawdzają. Zważywszy na bardzo, wręcz przezroczystą jasną cerę, jeszcze z tonami oliwkowymi - wiele hitów w połączeniu z moją cerą momentalnie się ociepla i wygląda jak pomarańczowy placek. Honolulu, wydawał mi się dosyć neutralny i dzięki uprzejmości Pani Aleksandry z zespołu Costasy miałam okazję wypróbować go na sobie.

Produkt umieszczony jest w niezwykle eleganckim pudełeczku z  lusterkiem. Mam słabość do takich opakowań i prostota Lily Lolo zdecydowanie bardziej przemawia do mnie niż retro firmy The Balm. Jest wykonane z porządnego plastiku, otwiera się bez zarzutu, nie widzę po nim uszczerbku, nawet jeśli noszę go w torebce. W tej kwestii nie mam do czego się przyczepić i bez zawstydzenia mogę go wyciągnąć w każdej sytuacji i miejscu. Kosmetyk ma specyficzny, nieprzyjemny zapach zjełczałego oleju.. Jest to naturalnie zapach jak najbardziej świadczący o wysokiej ilości olejów roślinnych i braku perfumowania produktu, ale czasami gdy mój nos powędruje trochę bliżej, mam ochotę zaraz zamknąć puzderko.

Konsystencja pudru mineralnego jest godna pochwały, pracuje mi się z tym kosmetykiem wyjątkowo przyjemnie, ale niektórzy mogą znaleźć w niej i wady. To kolejny argument dlaczego warto inwestować i włączać kosmetyki mineralne, nawet do profesjonalnego makijażu - prasowany brązer Lily Lolo sprawdza się świetnie zarówno na kosmetykach mineralnych, a także na tradycyjnych (w zasadzie nawet lepiej sprawdza się na mokrych produktach, aniżeli typowych minerałach). Nie ma on suchego wykończenia, jest lekko mokre, satynowe, bardzo naturalne. Doskonale się rozciera, nie jest on tak napigmentowany jak BM z The Balm, czy sypkie produkty Lily Lolo, jest średnio napigmentowany, dzięki temu zarówno amatorzy makijażu, jak i osoby siedzące w temacie docenią wykonywanie makijażu mineralnym brązerem Honolulu. Można jak najbardziej z Honolulu przesadzić, dokładając warstwa po warstwie, ale biorąc pod uwagę dobry, średni pigment, ale i doskonałe blendowanie, nawet w przypadku nałożenia zbyt dużej ilości - przebija większość produktów, które mam w swoich zbiorach. Może moje zdanie się zmieni, ale właśnie to lubię najbardziej w kosmetykach kolorowych - ciężko jest zrobić nim sobie krzywdę, a bardzo łatwo można dodać sobie uroku.

Jest bardzo delikatny, jedwabisty, aksamitny i lekko mokry w dotyku. Nie ma w nim żadnych drobinek. Dzięki konsystencji, co jest niebywałą zaletą - daje niezwykle naturalne wykończenie i idealnie stapia się z cerą dając zdrowe, lekko mokre wykończenie, które absolutnie nie jest pudrowe. Staje się niewidoczny, to jest ogromny plus tego kosmetyku, ponieważ idealnie dobrany kolorystycznie wygląda przepięknie - nie można wskazać dokładnie gdzie jest nałożony, w magiczny sposób dodaje koloru i przepięknie ożywia cerę. Szkoda, ze ta magia na mojej karnacji nie ma miejsca, bo jest za ciemny i niedobrany kolorystycznie (przez to się oznacza), ale wiem, jak zachowuje się na świeżo opalonej skórze. Na letnie wojaże, dla tych, którzy słońca się nie boją i nie unikają, albo po prostu mogą z niego korzystać - Honolulu powinien stać się uzupełnieniem letniej kosmetyczki.

Jednak można i znaleźć minusy w tej konsystencji.  Wygląda on niezwykle świeżo i naturalnie, ale wymaga ładnej cery. A zwłaszcza cery, która nie ma problemu z przetłuszczaniem, w innym przypadku wymaga dobrej bazy wygładzającej i zwężającej pory. Lekko mokra konsystencja może nieładnie podkreślać rozszerzone pory,a  także nie będzie zbyt trwała i nie wiedząc kiedy zacznie znikać z twarzy. Wymaga porządnego przypudrowania, choć bez tego moim zdaniem prezentuje się najlepiej.Jest najbardziej trwały na kremowych kosmetykach, ponieważ przyczepia się i usunięcie produktu staje się czymś trudnym. Niestety, nie lubi się z ludzkim sebum i momentalnie znika przy bardziej tłustej skórze. Na szczęście schodzi równomiernie i nie tworzy brzydkich smug.

Wybaczcie za suche skórki na zdjęciach, ale podchodziłam do makijażu cztery razy i żaden podkład nie chciał współpracować z moja cerą. Pod kością policzkową nałożyłam Kobo Nubian Desert, natomiast twarz ociepliłam Honolulu Lily Lolo.  Na powiekach mam również nałożony brązer z LL, który posłużył mi jako cień.


Poniżej porównałam trzy odcienie, które są bardzo popularne w sieci. Nie będę Was oszukiwać, wyobrażałam sobie po swatchach zupełnie inny kolor tego produktu, jednak zdjęcia porównawcze wnoszą najwięcej. Nie jest to zamiennik Bahama Mama z The Balm, w zasadzie nie widzę między nimi większego podobieństwa po nałożeniu na skórę. Owszem, są to kosmetyki brązowe, mocno brązowe rzec można, ale są między nimi spore różnice. Honolulu jest neutralny (BM mimo wszystko zakwalifikowałabym to produktów chłodnych) i ma widoczne ciepłe podbicie, które będzie dobrze współpracować ze świeżą opalenizną. Bahama Mama ma w sobie tych tonów zdecydowanie mniej, a więcej oliwkowych. Ze względu na mój typ urody i jeden i drugi bardzo się ociepla, ale kosmetyk The Balm będzie lepiej imitował opaleniznę, a Honolulu - ją podkreślał. Nie są więc to kosmetyki o takim samym zastosowaniu. Kobo Nubian Desert wychodzi przy nich bardzo chłodno, ze względu na bardziej szarą, nawet lekko fioletową bazę.


Nie jest to typowy produkt do konturowania i moim zdaniem do tego się nie nadaje,a  na pewno nie do słowiańskiej , bladej i eterycznej urody. Przekonałam się na sobie, że brązowe brązery wyglądają na mnie po prostu źle - Honolulu Lily Lolo jest kolorem neutralnym, brązowym, który na karnacjach cieplejszych będzie się momentalnie ocieplał. Ma on w sobie ciepłe podbicie, dlatego nie mam przekonania do jego użycia pod kością policzkową. Przetestowałam go na kilku osobach i wygląda najlepiej na skórze muśniętej słońcem, ponieważ najlepiej współgra z opalenizną, która ma w sobie tony czerwone. W kontakcie ze skórą muśniętą słońcem staje się niemal niewidoczny, a jednak robi to, co powinien robić - podkreśla opaleniznę, nie wchodzi w nienaturalne pomarańczowe tony, wygląda bardzo zdrowo. Fajnie wygląda też na ognistych rudzielcach, z  piegami. Na bardzo bladej skórze zwyczajnie się nie sprawdza - nie lubię widocznych kosmetyków brązujących, które sprawiają, że moja twarz wygląda jednak inaczej niż reszta ciała. Wolę coś subtelniejszego, a ten kolor okazał się dla mnie nietrafiony.

Miałam z nim od początku pewne rozterki - wykluczyłam użycie jako kosmetyku konturującego, jako produkt ocieplający na bladej skórze również się nie sprawdza. Nawet nałożony w oszczędnej ilości. Miałam okazję wypróbować go na kilku typach urody i zdecydowanie najlepiej i najbardziej naturalnie, zdrowo i świeżo wygląda na skórze ciemniejszej, opalonej. Kwalifikuję go zatem jako kosmetyk typowo letni, wczesnojesienny. Sprawdzi się bardzo w makijażach ślubnych ;) Na bladej karnacji ociepla się bardzo szybko, wchodzi w lekko czerwone tony i na mojej karnacji sprawdza się jedynie jako dodatek do nadawania naturalnej opalenizny. Oczywiście zobowiązałam się do rzetelnej recenzji, więc przez 2 miesiące traktowałam go jak typowy produkt brązujący (nakładałam w bardzo szczodrej ilości) i u mnie zastosowania niestety nie znajdzie. Na szczęście nie maluję tylko siebie, więc nie jest to kosmetyk zbędny. Żałuję, że nie trafiłam z kolorem, bo pracuje mi się z nim wyjątkowo dobrze.

Według producenta jest to kosmetyk dodający świeżości, blasku i podkreślający opaleniznę, z czym jak najbardziej się zgadzam. Dlatego ocena w kwestii konturowania jest z mojej strony zagwozdką i nie pozwala mi krytykować kosmetyku, który przez producenta polecany  tym celu nie jest.



Skład to także jeden z wielu atutów tego kosmetyku. Bardzo lubię bardziej mokre produkty, ale często zamiast naturalnych olejów znajduję parafinę, glicerynę i trójglicerydy. W pudrze Lily Lolo znajdziemy głównie (ale nie tylko) naturalne oleje i woski, zdaję sobie sprawę, że mogą działać tak samo komedogennie, natomiast przez prawie dwa miesiące nie zauważyłam, by stan mojej cery jakoś się pogorszył. A mógł pogorszyć się bardzo szybko, bo mimo tego, że bardzo lubię kosmetyki kolorowe, to zdecydowana większość w bardzo szybkim tempie pogarsza stan mojej cery. Pomimo dokładnego oczyszczania. Także mogę śmiało stwierdzić, że pod tym względem puder LL zdecydowanie zaplusował.

Nie jest to połączenie oleju z minerałami, bo gdyby tak było, to nie mogłabym się cieszyć tak wybitnie udaną konsystencją, ale mimo wszystko składniki są pochodzenia naturalnego i są w pełni bezpieczne. Wolę zdecydowanie takie zamienniki - nie ma składników, których muszę unikać, a przy tak jedwabistej i aksamitnej konsystencji jest to rzecz niebywała. W składzie prasowanego brązera znajdziemy w dużej ilości olej arganowy, z granatu, wosk candelilla (jeden z najbardziej błyszczących wosków, podejrzewam, ze to dzięki niemu produkt zawdzięcza tak ładne, lekko mokre wykończenie), witaminę E oraz olej rycynowy. W składzie możemy także doszukać się oleju słonecznikowego, soli  sodowej kwasu hialuronowego oraz silnie antybakteryjny i bardzo cenny olejek eteryczny z liści manuka. Nie oczekuję efektu pielęgnacyjnego i tego nie zauważyłam, okazał się dla mnie neutralny, co mnie niezwykle cieszy.

INCI: MICA, OCTYLDODECANOL, ARGANIA SPINOSA (ARGAN) KERNEL OIL, PUNICA GRANATUM (POMEGRANATE) SEED OIL, CANDELILLA CERA, TOCOPHEROL, RICINUS COMMUNIS (CASTOR) SEED OIL, POLYGLYCERYL-2 ISOSTEARATE/DIMER DILINOLEATE COPOLYMER, GLYCERYL CAPRYLATE, HELIANTHUS ANNUUS (SUNFLOWER) SEED OIL, LEPTOSPERMUM SCOPARIUM (MANUKA) OIL, SODIUM HYALURONATE, ERYNGIUM MARITIMUM CALLUS CULTURE FILTRATE, [+/- CI 77891 (TITANIUM DIOXIDE), CI 77491 (IRON OXIDE), CI 77492 (IRON OXIDE), CI 77499 (IRON OXIDE)] 

Brązer sprawdza się świetnie jako cień do powiek, bardzo ociepla spojrzenie i nadaje mu taki jesienny charakter. Bardzo go polubiłam i stosuję codziennie jak cień przejściowy.

Zatem, czy polecam? Moja recenzja, jakkolwiek to odebraliście nie jest negatywna. Niestety,z  kosmetykami kolorowymi jest tak, że kwestią jedną z ważniejszych jest po prostu kolor, który dla mnie jest nietrafiony. Aby tego uniknąć - warto przeczytać całą moją recenzję, jestem bardzo ciekawa Miami Beach, bo tak dobrze wspominam pracę z Honolulu, że sięgałabym po niego częściej niż po większość kosmetyków brązujących gdyby pasował mi odcieniem. Praca z tym produktem jest bardzo przyjemna, ale nie sprawdzi się na każdym typie skóry - na jego trwałość wpływa wiele czynników i tak jak większość kosmetyków Lily Lolo wymaga ładnej, zadbanej cery. A nie oszukujmy się, niewiele z nas może się taką poszczycić ;) Nie jest to też produkt wybitnie trwały na cerze przetłuszczającej się, o czym zdążyłam wspomnieć, ale przy odpowiedniej bazie i fixerze przetrwa całą, weselną noc - sprawdzone ;)

Czy warto zainwestować w prasowane pudry brązujące Lily Lolo? Nie mam dostępu do całej gamy kolorystycznej, natomiast odcień Honolulu mimo że na mojej skórze się nie sprawdza - jest godny zainteresowania, zwłaszcza w cieplejszych miesiącach. Konsystencja produktu jest specyficzna, satynowa, lekko mokra, daje ładne, naturalne wykończenie.

To także obowiązkowa pozycja u osób lubiących kosmetyki mineralne, przerażają mnie składy drogeryjnej kolorówki, a jak zawsze kupując kosmetyki Lily Lolo możemy liczyć na wysoką jakość. Naturalny skład, doskonała konsystencja, świetne rozprowadzanie kosmetyku i naturalny wygląd to największe zalety mineralnego prasowanego pudru brązującego.

Cena to 89.90 złotych, natomiast pudełko zawiera aż 9g produktu. Jest to produkt niesamowicie wydajny, więc bardzo ciężko będzie go zużyć przed datą przydatności. Zachęcam do obejrzenia oferty na stronie Costasy.pl. 

Produkt otrzymałam w ramach współpracy, natomiast nie ma to żadnego wpływu na moją ostateczną opinię i przebieg recenzji.






Pozdrawiam,
Ewa

24 komentarze:

  1. Uwielbiam ten bronzer! Najlepszy jaki kiedykolwiek używałam. Miałam tez Kobo ale jak dla mnie w ogóle się nie umywa .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakościowo jest naprawdę świetny, używałam go na wielu dziewczynach i wiem, jak może wyglądać pięknie ;) I jeszcze ta bajeczna aplikacja :) Pudry do konturowania z Kobo bardzo lubię, odcień Nubian Desert jest naprawdę fajny do konturowania i ciężko jest zrobić sobie nim krzywdę jak np. Inglotem.

      Usuń
  2. Ale ty jesteś piękna ��

    OdpowiedzUsuń
  3. Honolulu jest obecnie moim nr 1 wśród bronzerów, cudnie się aplikuje i pięknie wygląda na skórze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aplikacja jest naprawdę świetna, dawno nie miałam tak przyjemnego pudru brązujacego, szkoda tylko, że odcień jest dla mnie nietrafiony...

      Usuń
  4. Honolulu na zdjęciach porównawczych z pozostałymi bronzerami Lily Lolo wydawał mi się najładniejszy, ale teraz już wiem, że również mi by nie pasował.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie na swatchach wychodzi bardzo ładnie, szaro, mało w nim brązowości. A w rzeczywistości jest niestety inaczej..

      Usuń
  5. Hej, co myślisz o kremach bb skin79? orange ma fajny jasny kolor tylko boje się, że może zapychać;(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nie wypowiem się w tym temacie, moja przygoda z azjatyckimi BB była krótka i burzliwa. Miałam kilka próbek, nawet pełnowymiarowe opakowanie gdzieś się przewinęło, ale kolory z moją skórą w ogóle nie współgrały, jakoś nei widziałam tego dostosowania. Dlatego nawet nie wiem czy pogorszyły stan mojej cery, bo stosowałam zbyt krótko.. Najfajniejszy był ten ze ślimakiem, ale na mojej bladej cerze dawał efekt solarki..

      Usuń
  6. Może to dziwne pytanie, próbuję szukać odpowiedzi w kilku miejscach, bo nie mogę znaleźć żadnych konkretnych informacji. Może Ty Ewo będziesz mogła coś podpowiedzieć? :)
    Postanowiłam spróbować frakcji sojowej. Mam cerę trądzikową, ale co ważniejsze niedoczynność tarczycy (wprawdzie lekką, ale leczoną hormonem) i insulionooporność. Przy problemach z tarczycą nie wolno spożywać soi, ani jej produktów ją zawierających, bo niekorzystnie wpływa na hormony (powoduje wole). Z kolei hormony tarczycowe u mnie bardzo wpływają na stan cery. Czy w takim razie NIE powinnam też stosować jej na twarz np. w formie frakcji czy oleju, i w kosmetykach (gdzie np. jest dodatkiem)?

    Co Ty o tym myślisz, proszę o radę :)

    Beata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Beato,
      Frakcja sojowa stosowana zewnętrznie na skórę nie powinna zaszkodzić, bo nie jest to składnik przenikający do krwiobiegu. Wprawdzie nie ma on żadnej przepuszczalności przez naskórek i działa jedynie na wierzchnią warstwę naskórka. Oczywiście skonsultuj to z lekarzem, ale jestem pewna, że nie ma ona żadnego wpływu na sytuację hormonalną ;) Jest także niezmydlana frakcja oliwy z oliwek.

      Usuń
    2. Dziękuję :)

      Wiem, że nie przenika do krwiobiegu, ale jednak mam jakieś opory przed stosowaniem jej na twarz. Na ciało już nie. Obawiam się, że taka czysta soja jednak wejdzie w jakąś niekorzystną reakcję ze skórą i nasili trądzik zaskórnikowy. Ale przetestuję, bo może się mylę :)

      Usuń
  7. Kochana jakie kwasy poleciłabyś cerze naczynkowej, płytko unaczynionej, newralgicznej/nadwrażliwej, suchej, odwodnionej? Będę wdzięczna za odpowiedź :) Z góry dziękuję :) Pozdrawiam. Ania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kwasy PHA i kwas migdałowy :) Polecam tonik z glukonolaktonem według mojej receptury :)

      Usuń
    2. Kochana dziękuję za odp. Swoją drogą zakupiłam taki tonik http://naturalissa.pl/tonik-pha-z-kwasami-pha
      Myślisz, że przy mojej cerze można go stosować 2 razy dziennie, czy raczej zostać przy jednym razie? Pozdrawiam. Ania.

      Usuń
    3. Aniu, na początku kuracji zostałabym przy jednym razie - choć jest to dość delikatny produkt. Po około 2 tygodniach, gdy poznasz pierwszą reakcję skóry można zwiększyć częstotliwość do 2 razy dziennie ;)

      Usuń
  8. Hej mam pytanko... Chciałabym zrobić sobie tonik z glukonolaktonem i mocznikiem 15%-20% Widziałam twój przepis ale on jest 10% jednak to stężenie jest za słabe dla mnie już, chciałabym ukręcić swoj pierwszy tonik jednak jestem cieńka z chemii. Czy podpowiedziałabyś mi jak powinnam rozłożyć proporcje na 100ml??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zbyt wysokie stężenie moczniku, już 10% roztwór ma bardzo zasadowe pH w graniach 7.5-9.5, nie nadaje się w toniku z kwasem. Jeśli zależy Ci na tak wysokim stężeniu, wykonałabym żel z takim stężeniem.

      Usuń
    2. Przepraszam, źle sformułowałam pytanie chciałam użyć 5% mocznika a żeby tonik z kwasem miał stężenie 15-20% :)

      Usuń
  9. Nigdy nie używałam bronzera, ale od jakiegoś czasu mam ochotę wypróbować. Na pewno za jakiś czas ten bronzer wyląduje w mojej kosmetyczce, bo bardzo lubię produkty Lily Lolo. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kosmetyki LL coraz bardziej mi się podobają, uwielbiam sypkie róże, a podklad jako jedyny wsrod moich zbiorów wygląda dobrze na mocno łuszczącej sie skorze :)

      Usuń
  10. Czyli dla mojej karnacji byłby jednak za ciepły ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być moze, nie jest on tak chłodny jak widziałam na niektórych swatchach ...

      Usuń

Super, że jesteś! 👍👍👍

Jeśli komentujesz - podpisz się. Zwracam się tak jak Ty, do konkretnej osoby. Postaram się odpowiedzieć na Twój komentarz w przeciągu kilku, najbliższych dni.

Jeśli tracisz wiarę i wymagasz kompleksowej pomocy i opieki - napisz do mnie (mademoiselleeve@wp.pl), oferuję najwyższą i najbardziej profesjonalną jakość usługi w zakresie prawidłowej pielęgnacji. Nie udzielam rozbudowanych porad ani nie polecam konkretnych produktów w sekcji komentarzy - obejmuje go zakres moich odpłatnych usług.

Proszę nie umieszczać analiz składu - w sieci istnieją specjalne narzędzia, które wykonają to zarówno za Ciebie, jak i za mnie.

Proszę o niereklamowanie się na moim blogu. Reklama w tym miejscu jest płatna oraz stosownie oznaczana, a każdy jej nieopłacony i nieskonsultowany przejaw będzie skrupulatnie moderowany.

Artykuły sponsorowane na moim blogu mają dokładne oznaczenia - jeżeli taka informacja nie znajduje się na końcu artykułu, produkty, testy kosmetyków, zdjęcia oraz opracowanie tekstu pochłonęły jedynie moje własne zasoby finansowe i czas.

Pamiętaj, że umieszczenie komentarza to świadoma akceptacja regulaminu - jeśli zostaje on naruszony - podlega moderacji administratora. Nie tłumaczę się dlaczego - bądźmy tutaj dla siebie ludzcy.

Cześć!