16:00

NISZCZ PRYSZCZ | ZIOŁOWA SERIA PRZECIW NIEDOSKONAŁOŚCIOM SKÓRNYM

NISZCZ PRYSZCZ | ZIOŁOWA SERIA PRZECIW NIEDOSKONAŁOŚCIOM SKÓRNYM

Parzone gorącym strumieniem z porcelanowego, wypolerowanego uprzednio gładką ściereczką, imbryczka napary, wrzące w kotle aromatyczne, gorzkie, kłączowe mikstury, alkoholowe, zakręcane wydrążonym kołkiem z drzewa bukowego nalewki... Mimo że wiedza wykorzystywana przez nasze prababki była mocno nacechowana praktyką i czynnikami kulturowymi, a ziołom i sporządzanym z nich przetworom przypisywano pozaziemskie właściwości, działanie fitoterapii i jej oddziaływanie na zmysły, okazywało się na tyle skuteczne, że metodą pokoleniową, wiemy, bez zagłębienia się w biochemiczne szczegóły, jak melisa doskonale łagodzi zszargane nerwy, kwiat lipy przynosi ulgę bolącej, suchej śluzowce gardła, a piołun znakomicie zwalcza nadkwasotę żołądka. Skutecznych rozwiązań w medycynie ludowej nie brakowało również w raczkującej dermatologii, bowiem zioła pomagały skutecznie zwalczać lub chociaż zmniejszać postać trudnych w leczeniu problemów skórnych - tę zaklętą w ziołach moc, postanowiły wykorzystać założycielki marki Kosmetyki DLA - gdzie stanowią one podstawową i integralną część kompozycji oferowanych kosmetyków. 

SERIA NISZCZ PRYSZCZ

Bardzo cenię, zarówno przedmioty, jak i kosmetyki, jakimi się otaczam, gdy za ich użytkowością i działaniem, stoi pewna historia. Nie jest inaczej z serią Niszcz Pryszcz marki Kosmetyki DLA. To niebywałe, jak jedna osoba, rzecz, przypadkowe zdarzenie, może stać się prawdziwą siłą napędową i całkowicie zmienić nasze dotychczasowe i uwikłane w bezpieczny kokon jestestwo - i na przykład tak, doświadczeniem własnej siostrzenicy, Pani Marta, jedna z założycielek Kosmetyki DLA, została zachęcona do założenia  marki, bazującej na ziołowych, leczniczych naparach.  

Seria Niszcz Pryszcz bazuje na świeżym odwarze z kory wierzby, szczególnie bogatym w naturalne, przeciwzapalne i mikrozłuszczające salicylany oraz napar z krwawnika, który doskonale radzi sobie z podrażnieniami, wysuszeniem i stanem zapalnym skóry. Składy kosmetyków Kosmetyki DLA, co pozytywnie mnie zaskoczyło, są dość uproszczone jak na produkty o tak dobrej dostępności, zarówno w aptekach, jak i drogeriach, nie przytłaczają ilością substancji potencjalnie alergennych i spełniających jedynie fanaberie producenckie, między innymi obecność syntetycznych barwników. 

KREM NA DZIEŃ

Moja cera nie przepada za kremami, a szczególnie w codziennych rutynach pielęgnacyjnych, zatem asekuracyjnie dawkuję nawilżenie w formach mniej konwencjonalnych - spłukiwanych. Nie ukrywam jednak, że nie zawsze to pokrywa rzeczywiste potrzeby, zwłaszcza teraz, gdy październikowa plucha i wietrzne poranki, smyrają nieczule moją trądzikową, acz wrażliwą skórę. 

Krem na dzień posiada gęstą, choć suchą w dotyku konsystencję w kolorze zbrunatniałych i podmokłych, październikowych liści. Doskonale rozprowadza się oraz pozostawia przemiłą, wyczuwalną, choć komfortową, zabezpieczającą warstwę. Dużym plusem produktu jest brak uczucia wędrującego oleju pod palcami, zarówno podczas rozprowadzania kosmetyku, jak i tuż po zakończeniu tejże czynności: to kremowa, jednolita w odbiorze struktura, otulająca spierzchnięty i pozbawiony odpowiedniej troski naskórek, przywracając, już po zaledwie kilku zastosowaniach, prawidłowy poziom nawilżenia i natłuszczenia. Nie przeładowuje skóry, pomimo zawartości naturalnych olejów. Skóra, która rzeczywiście wymaga pewnej porcji okluzji, powinna docenić krem za jego właściwości oraz przynoszony przez niego komfort i niewymuszone ukojenie. Myślę, że w tak niskiej cenie, ciężko będzie znaleźć produkt o równie dobrych walorach zmiękczająco-pielęgnujących. 

Kompozycja zapachowa może budzić różne doznania, jest specyficzna w odbiorze i szkoda, że producent zdecydował się na syntetyczne odpowiedniki, gdy jednocześnie kosmetyki stwarzają pozory zgodnych z naturą - ziołowo-kwiatowa, o słodkiej woni, znamiennej dla przyrządzonych i naciągniętych łapczywie w domowym zaciszu kwiecistych naparów. Intensywna, choć stopniowo ulatniająca się. Maluje w mojej głowie obrazy z wczesnego dzieciństwa, z prowizoryczną, drewnianą i niewygodną huśtawką - obrośniętą wokół sowicie salutującym swym bukietem, krwawnikiem. 

Krem Kosmetyki DLA na dzień, polubiłam szczególnie w działaniach porannych, gdy moja pielęgnacja, ze względu na makijaż mineralny - uległa nieopatrznemu poszerzeniu. Kosmetyk zaskakująco dobrze, choć niecałkowicie, wchłania się oraz przez swoje zastygające wykończenie, utrzymuje kosmetyki kolorowe, szczególnie mineralne, w nienaruszonej formie, pozbawiając je suchego, pylistego wykończenia. Nadmienię, iż nie jest to konsystencja bardzo lekka w odbiorze, na finalne doznania wpływa oczywiście ilość zaaplikowanej konsystencji oraz częstotliwość jej stosowania, ale daje ona o sobie znać - będzie wskazana u osób, których cera wymaga zastosowania skoncentrowanych konsystencji ze względu na szybkie uciekanie wilgoci z naskórka. 

Nie mniej, moje wymagania muszą trochę wzrosnąć, bowiem według producenta, jest to preparat o pewnym, kierunkowym działaniu - zwalczającym trądzik, niż tylko charakterze wyłącznie wspomagającym, zatem pomimo poprawy nawilżenia, a tym samym elastyczności i kolorytu skóry, krem Niszcz Pryszcz, powinien również zauważalnie poprawiać kondycję cery trądzikowej podczas regularnego stosowania. Nie jest to zbieżne z moimi popartymi empiryzmem przekonaniami: pokrywanie swych nadziei w redukcji trądziku jedynie w kremach jest złudne i nieco naiwne. 

Pragnę podejść jednak do temu całkowicie obiektywnie, zatem jeżeli problemy skórne nie są mocno nasilone, a większość z nich jest wynikiem za agresywnej, niedostosowanej oraz wysuszającej pielęgnacji - krem na dzień Kosmetyki DLA, stosowany rozsądnie i w ramach rzeczywistej potrzeby, może wykazywać działanie normalizujące i okazać się dla nich równoważnią, rzeczywiście poprawiając kondycję skóry z trądzikiem o patogenezie powikłaniowej (toksycznej). Z drugiej strony, nie widzę produktu tego typu w terapii trądziku endogennego, łojotokowego lub na cerach niewymagających codziennego działania powlekającego - warstwa obciążających kremów może wręcz pogarszać kondycję skóry, nawet pomimo zawartych w nich leczniczych i sprzyjających kondycji cery trądzikowej, komponentów. 

INCI: Infusion of Achillea Millefolium, Deoctum Salix Alba Bark, Cetearyl Alcohol, Borago Officinalis Oil, Simmondsia Chinensis Oil, Glycerin, Helianthus Annus Seed Oil, Glyceryl Stearate, Cetyl Alcohol, Titanium Dioxide, Ceteareth-18, Butyrospermum Parkii Butter, Kaolin, Allantoin, Panthenol, Ascorbic Acid, Alumina, Simethicone, Parfum, Citronellol, Limonene, Hexyl Cinnamal, Geraniol, Linalool, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Dehydroacetic Acid

Właściwości pielęgnacyjne: ***/****
Właściwości potencjalnie komedogenne: **/*****
Walory użytkowe: ***/*****
30 ml / cena: około 30 zł 


kosmetyki dla krem na pryszcze nsizcz pryszcz lekki krem na trądzik kuracja przeciwtrądzikowa jaki krem na zmiany skórne zioła na trądzik

KREM NA NOC

Absolutnie nie dążę do celowej dewaluacji kremu nocnego marki Kosmetyki DLA - choć regularni czytelnicy bloga doskonale wiedzą, że jestem przeciwniczką jasnych podziałów i antycypacyjnym spojrzeniem powlekam kosmetyki z konkretnymi wskazaniami stosowania. Moja wieczorna pielęgnacja od kilku miesięcy jest niezwykle uproszczona, zatem celowe wdrożenie kremu nocnego, było dla mnie sporym wyzwaniem, zarówno fizycznym (zaplanowanie niezbędnych zmian w przeprowadzanych już schematycznie krokach) oraz aspekcie psychicznym (bezstresowe i zupełnie obiektywne pogłębienie pielęgnacji). 

Krem na noc posiada zupełnie odmienną strukturę od kremu dziennego - jest mniej toporny i gęsty, łatwiej, z tłuszczowym poślizgiem rozprowadza się, ale jednocześnie jest zdecydowanie cięższy i zaborczo oplata swym zimnym dotykiem skórę, niczym dziko porastający, władczy bluszcz. Wymaga uprzedniego ogrzania w dłoniach. Rozprowadzony starannie, nie zapewnia miłego uczucia zadbanej, wypielęgnowanej i odżywionej cery, to krem, który już od samego początku kłopotliwie czuć. Zabezpiecza naskórek nieprzepuszczalną i niekomfortową o kolorze naciągniętego, ziołowego naparu, warstwą - niestety, nie musiałam długo czekać na skutki niepożądane i w błyskawicznym tempie pojawiły się zmiany, którym to powstawaniu kosmetyk miał zapobiegać. Zmiany zastane już na skórze ulegały dodatkowemu zaostrzeniu i ich gojenie przebiegało znacznie dłużej niż w dni, gdy wstrzymywałam się z aplikacją kremu nocnego. 

Ciężko jest mi zatem ocenić rzeczywiste działanie przeciwtrądzikowe kremu na noc, ponieważ stosowanie dwóch, rożnych kremów dwukrotnie w ciągu dnia, to dla mojej, i z pewnością również dla wielu trądzikowych typów cery, zdecydowanie za dużo. By jednak nie wyciągać wniosków zbyt szybko i oczywiście uchronić się przed antycypacją, być może udanego produktu, dokonałam równie wnikliwych testów na innych partiach ciała z tendencją do trądziku. Już po jednorazowym zastosowaniu kremu Niszcz Pryszcz na noc, pojawiało się na mojej skórze znacznie więcej wyprysków, których topografia, występowanie i charakter jestem w stanie jednoznacznie powiązać ze stosowaniem produktu Kosmetyki DLA.

Przez niedopasowaną do moich potrzeb formułę, pojawiła się cała lawina niezadowolenia i tym samym przykrych reperkusji: kosmetyk poszerzał pory, dawał efekt nieświeżej, zanieczyszczonej skóry, który narastał wraz z czasem noszenia kremu. Upewniam się w przekonaniu, że udana kompozycja składników aktywnych nie zapewni spektakularnych efektów, jeśli formuła kosmetyku nie trafia w bieżące potrzeby skóry, i tak też jest w w tym przypadku - musiałam jak najszybciej znaleźć inne zastosowanie dla produktu, mimo że moja skóra idealnie trafiała w grupę docelową. 

Krem na noc wykorzystuję w formie spłukiwanej - składnika aktywnego w maskach bazujących na glinkach, algach i innych suchych komponentach. Mając ograniczony kontakt z naskórkiem,  kompozycja kremu widocznie go wycisza oraz pozostawia miłym w dotyku, kamuflując nieprzyjemny zapach świeżych alg. Nie ukrywam, krem nie spełnia moich wymogów, a reakcja skóry była tak natychmiastowa, że nie było nawet mowy o sumiennym i zalecanym przez producenta, stosowaniu. 

Krem na noc marki Kosmetyki DLA mógłby natomiast sprawdzić się u osób, niemających najmniejszego problemu z zanieczyszczaniem się cery oraz reagujących pozytywnie na nieschnące i intensywnie wyczuwalne na skórze konsystencje. Nie widzę go w pielęgnacji bardziej problematycznych typów cery.

Kremy posiadają higieniczne i sprawnie działające opakowania typu air-less. Mimo różnych reakcji, żaden stosowany kosmetyk nie generował podrażnień i ni uwrażliwiał skóry podczas regularnego stosowania. 

INCI: Infusion of Achillea Millefolium, Deoctum Salix Alba Bark, Cetearyl Alcohol, Borago Officinalis Oil, Simmondsia Chinensis Oil, Glycerin, Helianthus Annus Seed Oil, Glyceryl Stearate, Cetyl Alcohol, Ceteareth-18, Butyrospermum Parkii Butter, Allantoin, Panthenol, Lactic Acid, Parfum, Citronellol, Limonene, Hexyl Cinnamal, Geraniol, Linalool, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Dehydroacetic Acid

Właściwości pielęgnacyjne: */*****
Właściwości potencjalnie komedogenne: *****/*****
Walory użytkowe: */*****
30 ml / cena: około 30 zł 

PODSUMOWANIE 

Spotkanie z marką Kosmetyki DLA uznaję za dość udane, mimo że darzę szacunkiem filozofię marki i wykorzystanie naturalnych, polskich, obfitych w naturalne substancje, świeże zioła, oceniam kosmetyki najbardziej uczciwie jak potrafię. Po części moje niezadowolenie wynika ze standardowej i niezaskakujacej formy produktów, nie do końca zbieżnej z moimi przyzwyczajeniami kosmetycznymi. Najbardziej pozytywnymi uczuciami darzę krem na dzień o bardzo dobrych walorach nawilżająco-zmiękczających, nie potrafię natomiast znaleźć nici porozumienia z kremem nocnym, ale widocznie nie jest to formuła stworzona dla mojego typu cery.

Kosmetyki z serii Niszcz Pryszcz są dostępne stacjonarnie w drogeriach Hebe.

ARTYKUŁ POWSTAŁ WE WSPÓŁPRACY Z MARKĄ KOSMETYKÓW ZIOŁOWYCH DLA. 

Pozdrawiam ciepło,
Ewa

06:00

CLOCHEE SOOTHING CLEANSING OIL | WYGŁADZAJĄCY OLEJEK DO MYCIA TWARZY I DEMAKIJAŻU

CLOCHEE SOOTHING CLEANSING OIL | WYGŁADZAJĄCY OLEJEK DO MYCIA TWARZY I DEMAKIJAŻU

Zdradzę Ci pewien sekret - w etapie oczyszczania zdarza i mnie samej się pogubić - to jeden z najtrudniejszych do wyważenia i jednocześnie najważniejszych kroków w pielęgnacji. Wymaga ogromnego wyczucia, pewnej finezji i zawsze szeroko otwartych oczu.

Właśnie tutaj, łatwo nie wywęszyć skrytych wnyków i wpaść w sidła błędnego koła, popełniając zatrważającą ilość błędów, które rzutują projekcje na dalsze, przeprowadzane naiwnie działania. Nęcą nas z pozoru atrakcyjne opakowania, piękne zapachy i idee, którym nie potrafimy się oprzeć... To nie jest również etap, w którym warto poszukiwać oszczędności - nawet jeśli wydaje Ci się, że produkty mają zbyt krótki kontakt ze skórą, by czynić z nią cokolwiek niesprzyjającego.

Jak mówi stare porzekadło, nie ma reguły, która nie dopuszczałaby wyjątków. Olejek wygładzający marki Clochee odbiega niemal całkowicie od przyćmiewających mi celów i wyznaczonych jasno standardów, a jednak wkradł się na stałe w moje codzienne, wieczorne rytuały przed masywnym lustrem. To kolejny dowód na to, że rozbijanie składów na czynniki pierwsze często jest pozbawione głębszego sensu, i zamiast otwierać oczy - może zaślepiać na naprawdę udane formulacje.

WŁAŚCIWOŚCI I KOMFORT STOSOWANIA

Olejek Clochee jest niestandardowym olejkiem myjącym o nieagresywnych, wręcz nikłych, właściwościach myjących. Nie sądziłam, że w tej kategorii można posilić się na jakąkolwiek innowację i przekonać mnie do użytkowania produktu, którego to działanie jest zbliżone do klasycznego, olejowego oczyszczania skóry. Do momentu. Odblokowanie systemu dozującego, jeden, dwa, trzy uciski. I jest.

Elegancka w dotyku konsystencja, aksamitnie sunąca po skórze z rozkosznym, wytrawnym i stopniowo ulatniającym się na skórze akordem muszkatałowca i radośnie wybrzmiewającym słodkim miąższem pomarańczy ustępuje miejsca powściągliwemu bukietowi świeżo rozgniecionych goździków. Olejek o korzennej woni posiada niesamowicie przyjemną, nieschnącą strukturę - doskonały poślizg produktu umożliwia dokładne rozpuszczenie zabrudzeń za jego pomocą oraz wykonanie dłuższego masażu. Ogromnym plusem jest duży komfort stosowania, nie daje on bowiem uczucia obciążenia, pokrycia naskórka strukturą obcą, dziwaczną i nadmiernie lepką, a rzeczywiście pozwala czerpać przyjemność nawet podczas wykonywania głębokiego demakijażu - jest delikatny i wykwintny w obyciu.

Soothing Cleaning Oil posiada w sobie pewną esencjonalność i równoważącą, nieprzytłaczającą kompozycję, świetnie zbierającą zanieczyszczenia, przez co doskonale sprawdza się w wykonywaniu pełnego demakijażu skóry, spełniając swoją podstawową rolę. Już teraz muszę przyznać, że olejki myjące nie były elementem stałym w mojej pielęgnacji, miały raczej charakter okazjonalny, a nawet posiadały znamiona nomady kosmetycznej - sięgałam po nie, gdy nosiłam adekwatnie ciężkie i sprawiające najwięcej trudów w wieczornej toalecie, produkty. Nierzadko zdarzało się, że skuteczność i efektywność olejków, przekładałam ponad komfort ich stosowania, co sprzyjało odwadnianiu się naskórka i sprawiało, że oczyszczanie pełne nie miało najmniejszego sensu w powszednich działaniach. Cieszę się, że Clochee udało się połączyć te dwa, niegdyś sporne elementy.

Olejek doskonale rozpuszcza nawet wodoodporne produkty, ale skutecznie nie usuwa ich ze skóry - wymaga on jednak zastosowania ciepła i rozbudowania demakijażu, szczególnie jeśli stosujesz kosmetyki, których należy efektywnie pozbyć się z powierzchni naskórka. Będą to na pewno o wiele mniej zintensyfikowane i wymagające działania niż w klasycznej metodzie OCM (metoda mechaniczna - ściereczka, gąbka konjac lub chemiczna - delikatne detergenty) lub zupełnie zbędne w przypadku skóry mającej spore zapotrzebowanie na substancje okluzyjne.

Zważywszy na mój pejoratywny stosunek do olejów naturalnych, można wywnioskować, że niedomywająca się konsystencja olejku Clochee jest sporą wadą, choć finalnie właśnie ta delikatność formuły jest kluczem Rosetty do mojego końcowego zadowolenia z działania produktu polskiej marki Clochee. Dzięki właściwościom Soothing Cleansing Oil jestem w stanie korzystać w pełni z właściwości mycia dwuetapowego nawet na co dzień, co przy kiepskich formułach innych produktów było, jak już wcześniej napisałam, awykonalne - powodowały albo zbyt duże odwodnienie i ściągnięcie naskórka, albo okazywały się za tłuste i zupełnie nie współgrały z kolejnymi etapami myjącymi. Tutaj tę ciężkość produktu doskonale wyważono.

Clochee w bezpośrednim kontakcie z wodą nie tworzy klasycznych emulsji, spłukuje się w specyficzny, praktycznie niezauważalny sposób. Pewna, znamienna, nieprzytłaczająca lekkość produktu sprawia, że chwyta się on, z niewyjaśnioną dla mnie łatwością, włókien oraz gąbczastych struktur, bez pozostawiania nieprzyjemnego, tłustego nalotu, ale i dokuczliwego ściągnięcia, co przy wielu podobnych produktach niemal graniczyło z cudem.

Dużym plusem jest również jego współpraca z innymi kosmetykami myjącymi, a szczególnie mleczkami, które dzięki Clochee jeszcze lepiej radzą sobie z usuwaniem tłustych zanieczyszczeń i w korzystny sposób spłukują się z powierzchni naskórka. Produkt bez zastosowania dodatkowych środków, zostawia pewną, wyczuwalną warstwę na skórze, która w moim przypadku jest nie do zaakceptowania. Stosowany we właściwy dla typu i rodzaju cery sposób, zdecydowanie sprzyja jej lepszej kondycji oraz upraszcza dalszą pielęgnację: zapewnia efekt wypielęgnowanej, miękkiej i gładkiej skóry, bez sztucznie rozbudowanych kroków pielęgnacyjnych.


SKŁAD, JAKOŚĆ, CENA I DOSTĘPNOŚĆ

Olejek wygładzający spełnia szereg restrykcyjnych wymogów - jest pozbawiony cierpienia zwierząt, zawiera certyfikowane, naturalne składniki, jest zgodny z filozofią roślinnego stylu życia. Cieszę się, że obok niezwykle udanej formuły, za produktem stoi czysta polityka i prokonsumenckie działania.

Olejek wygładzający Clochee to mieszanka oleju sezamowego i migdałowego z niezwykle delikatnymi, niepieniącymi się mieszankami emulgującymi. Aromatyzowany jest w stopniu umiarkowanym naturalnymi olejkami eterycznymi - goździkami, gałką muszkatałową, pomarańczą chińską. Nie sprzyja podrażnieniom skóry, mimo że naturalne składniki mają najwyższy potencjał alergenny.

Cena produktu może wydawać się zaporowa (92,00 zł), biorąc jednak pod uwagę specyficzną wydajność olejków myjących, zastosowane, wysokiej jakości, naturalne składniki, udaną formułę oraz dużą pojemność (250 ml) jest ona finalnie adekwatna do oferowanej jakości i nie zaciera o mitomanię. Dużym plusem jest porządne, ciężkie opakowanie, odporne na uszkodzenia oraz sprawny system dozujący.

Kosmetyk dostępny w wielu miejscach on-line oraz stacjonarnie.

INCI: Sesamum Indicum (Sesame) Seed Oil, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Decyl Oleate, Sorbitan Laurate, Polyglyceryl-4 Laurate, Dilauryl Citrate, Dehydroacetic Acid, Benzyl Alcohol, Citrus Sinensis Oil, Eugenia Caryophyllus (Clove Bud) Oil, Myristica Fragnans Oil, D-Limonene**, Eugenol

GRUPA DOCELOWA 

Nie jest to z pewnością kosmetyk dla osób, które wymagają mocnego efektu oczyszczającego, natomiast z pewnością docenią go osoby, które mają już powoli dosyć nowych wrażeń i rozczarowań kosmetycznych oraz poszukują produktu, który stanie się niejako pielęgnacją skóry. To jedna z niewielu olejowych formuł, która sprawdza się do stosowania na cerze odwodnionej lub też z dużą skłonnością do nadmiernego odwadniania się (duża nadreaktywność, wrażliwość, suchość) oraz daje szerokie pole do wszelkich modyfikacji. Olejek wygładzający marki może być również świetnym elementem pielęgnacji skóry suchej oraz dojrzałej, moim zdaniem kluczowe znaczenie ma tutaj sposób domywania lub nie-domywania produktu.

Kosmetyk jest w stanie wykorzystać każdy rodzaj i typ cery, jest to kwestia włączenia go w pielęgnację i połączenia z innymi działaniami. Jego największą zaletą jest niespotykanie delikatna formuła, która mimo właściwości oczyszczających, potencjalnie nie odwadnia cery. Właściwości komedogenne (powlekające) można bezproblematycznie modulować za pomocą kolejnych kroków - olejek jest neutralny dla skóry, jeśli jest właściwie usuwany z powierzchni skóry.

Przed publikacją recenzji, postanowiłam skorelować swoje wrażenia z częścią innych osób, i nie do końca się z nimi zgadzam, a na pewno nie z doniesieniami o podrażnianiu okolic oczu - mimo że większość olejków myjących zaburza chwilowo obraz widzenia (objaw mgły) oraz prowokuje świąd, tak w przypadku Clochee nie zauważyłam tego typu skutków ubocznych.

Patrząc szerokospektralnie, olejek z pewnością poprawił kondycję mojej trądzikowej skóry i uprościł znacznie pielęgnację - szczególnie, gdy decydowałam się na zastosowanie cięższych konsystencji i nie do końca radziłam sobie z pełnym etapem myjącym, który zawsze był mniejszą lub też większą traumą dla mojej cery.

Soothing Cleaning Oil marki Clochee nie doprowadza mnie do nadmiernej egzaltacji. Nie jest produktem, bez którego nie byłabym w stanie utkać ponownie swojej pielęgnacji, ale nie mogę odmówić mu przyjemności stosowania oraz korzystnego działania na moją skórę. Jeden z najlepszych olejków myjących o tak dobrej dostępności na polskim rynku.

Ogólna ocena ****/*****
Właściwości myjące /spłukujące **/*****
Właściwości pielęgnujące ***/*****
Komfort stosowania *****/*****
Właściwości potencjalnie wysuszające */*****

ARTYKUŁ POWSTAŁ WE WSPÓŁPRACY Z PRODUCENTEM KOSMETYKÓW NATUALNYCH CLOCHEE. 

Pozdrawiam ciepło,
Ewa

12:00

RÓŻE MINERALNE ANNABELLE MINERALS

RÓŻE MINERALNE ANNABELLE MINERALS

Bardzo brakowało mi pisania, powolnych, tętniących soczystymi barwami chwil z ciężkim obiektywem, i... wyjątkowego kontaktu z czytelnikami. Wypełniony hojnie po brzegi grafik, przytłaczająca ilość zajęć i całkowita deprywacja snu, doprowadziły do prawie miesięcznej przerwy na blogu. Wracam silniejsza i zmotywowana do działania. 

Nie wykonuję codziennie makijażu, zwłaszcza teraz, gdy studiuję i pracuję intensywniej niż kiedykolwiek. Minuty o poranku, zwłaszcza dla nocnego marka, są na miarę złota, zwinięcie się z łóżka o tak wczesnych godzinach jest dla mnie niezwykle uciążliwe i obarczone ogromnym poświęceniem. Rozsądnie zatem dawkuję inkrustowane, dźwięcznie przesuwające się wskazówki zegara, na choć odrobinę dłuższy sen, posiłek, aktywność fizyczną, nie mniej - tonę w głębokim smutku, gdy z premedytacją zaniedbuję czas na zasłużony relaks i odpoczynek. 

Życie w ogromnym, pędzącym mieście wymaga szybkich, praktycznych i przemyślanych działań, bogatsza o doświadczenia, w wyprawce na studia, zabieram ze sobą jedynie sprawdzone produkty, co oszczędza mój czas, plecy i pozwala na doprowadzenie się do ładu na pociągowym siedzeniu. Niezmiennie, już od prawie 5 lat, w poręcznej, studenckiej kosmetyczce znajdują się moje ulubione róże mineralne Annabelle Minerals: doskonale napigmentowane, miękkie, łatwe i przyjemne w obsłudze oraz trwałe. 

ZA CO LUBIĘ RÓŻE ANNABELLE MINERALS

Wciąż wiele osób niestrudzenie dopuszcza się bezzasadnej racjonalizacji, broniąc się niemalże każdą kończyną przed kosmetykami mineralnymi: przytłacza ich sypka postać mineralnych pyłów, trudność w ich dozowaniu oraz domniemany, kiepski efekt końcowy. Niesłusznie. Owszem, istnieją formuły wielce problematyczne, wymagające sporego doświadczenia i obycia w makijażu, aczkolwiek róże Annabelle Minerals do nich z pewnością nie należą. To idealne, kompromisowe wypośrodkowanie, zarówno dla osób stosujących kosmetyki mineralne, jak i dalekich od idei czystego makijażu.

Róże cenię za niezwykle przyjemną, wyczuwalnie kremową formułę. Produkty są doskonale rozdrobnione, aksamitne i miękkie w wykończeniu, zapewniając efekt subtelnej, bezpiecznej mgiełki koloru, oczywiście w zależności od upodobań, otrzymany efekt można stopniować do osiągnięcia pełnej satysfakcji.

Pyłek równomiernie i gładko osiada na skórze, nie tworzy nieprzewidywalnych plam, zacieków, nie podkreśla suchych miejsc oraz niedoskonałości - gwarantuje jednolity i niezwykle korzystny kolor na policzkach, nie tylko na idealnie gładkich twarzach. Róże aplikuję pędzlami z moim ulubionym naturalnym włosiem kozy, choć rekomendowane przez producenta pędzle wykonane w miękkiego, syntetycznego tworzywa również doskonale spełniają swoją rolę.

Sypka formuła różów może przekłamywać ich rzeczywiste walory użytkowe - mają one doskonałą przyczepność, nie pylą nadmiernie oraz bardzo łatwo i przyjemnie się z nimi pracuje na co dzień.  Nie przesuszają skóry oraz nie wzmagają rogowacenia. Największą zaletą jest jednak ich niezwykle naturalne, satynowe wykończenie pozbawione jakiejkolwiek nachalnej i odejmującej uroku pudrowości - pięknie zdobią rumieńce, nadając skórze młodzieńczego, zdrowego blasku. Prostota składu i pozbawiona nachalnego blichtru formuła - bez drobin i niereformowanej metaliczności.

Jedynymi minusami w morzu zalet, jakie dostrzegam, jest podatność różów na oksydację kolorów, niemalże wszystkie odcienie zmieniają swoją kolorystykę i wraz z upływem czasu znacznie ocieplają się na mojej lubiącej się w makijażu przetłuszczać, skórze twarzy. Nie podoba mi się również ich średnia trwałość - giną gdzieś bezpowrotnie w makijażu, po kilku godzinach noszenia nie ma po nich śladu. Nie mniej, wolę efekt stopniowego blednięcia koloru, aniżeli nierównomiernie niknięcie koloru, obarczone mało estetycznymi plamami. Na skórze dojrzałej i mieszanej, róże prezentują się w stanie nietkniętym przez co najmniej 12 godzin, co jest niesamowitym wynikiem jak na kosmetyk o tak uproszczonym, minimalnym składzie.

KOLORYSTYKA

Jestem ogromną fanką zróżnicowanych kolorów i faktur - zachwycam się miękkimi tkaninami, gładzę jedwabiste skóry wielbłądzie, cieszę oczy niesztampowymi przeszyciami i wyjątkowymi, powodującymi natychmiastowy wzrost adrenaliny w surowicy krwi - kolorami. Prawda jest jednak taka, że gdy fala ekscytacji opadnie, sięgam po stonowane, bezpieczne kolory, których nie brakuje w ofercie marki Annabelle Minerals.

Róże występują w sześciu, bezpiecznych wariacjach kolorystycznych: przygaszonych beżach, stłumionych różach, ciepłych, stonowanych brzoskwiniach, idealnych do biura, na uczelnię, na co dzień. Nie dominują urody, a wspaniale ją podkreślają, myślę, że każda zainteresowana osoba zakupem podstawowych kosmetyków do makijażu, znajdzie w ofercie Annabelle Minerals produkty idealnie skrojone na miarę codziennych potrzeb.

roze annabelle minerals mineral blush roz ktory nie zatyka porów romantic rose nude
Od lewej strony: Romantic, Rose, Nude

Romantic
. Blady, liliowy, chłodny, jasny róż, dający efekt świeżości. Idealny dla alabastrowej, jasnej skóry.

Rose. Średni, barokowy róż o stonowanej bazie. Daje efekt rumianej, świeżej cery. Może dość mocno ocieplać się, w zależności od ciepła karnacji.

Nude. Chłodny róż, przełamany beżem. Idealny kolor na co dzień - nieoczywisty, choć piękny. Na każdej skórze prezentuje się inaczej, choć równie korzystnie. Stworzony dla przygaszonych, stłumionych typów urody.

roze annabelle minerals mineral blush roz ktory nie zatyka porów coral sunrise honey mineral blush annabelle minerals swatches
Od lewej strony: Coral, Sunrise, Honey

Coral
. Brudny, ciemny róż, dający efekt zmrożonych niskimi temperaturami policzków. Niezwykle twarzowy, elegancki i kobiecy. Dedykowany każdemu typowi kolorystycznemu. Znikomo ociepla się.

Sunrise. Mrożona, delikatnie przygaszona brzoskwinia. Świetny kolor na co dzień dla osób, które nie widzą w siebie w różu. Doskonała wariacja office w bardziej ciepłym wydaniu.

Honey. Najbardziej intensywny, nieco ceglasty odcień ciepłej brzoskwini. Dobrze komponuje się z ciemniejszymi typami urody.

Opakowanie standardowe z zasuwką. Cena 4g / 44.90 zł. Cena współmierna i korzystna do jakości i niesamowitej wydajności.

INCI: Mica, Titanium Dioxide, Zinc Oxide, Iron Oxides

ARTYKUŁ POWSTAŁ WE WSPÓŁPRACY Z PRODUCENTEM KOSMETYKÓW MINERALNYCH ANNABELLE MINERALS. 

Pozdrawiam ciepło,
Ewa