Pokazywanie postów oznaczonych etykietą maski oczyszczające. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą maski oczyszczające. Pokaż wszystkie posty

06:00

ULUBIONE KOSMETYKI MIYA COSMETICS | 3-MINUTOWA MASECZKA WYGŁADZAJĄCA, MYBEAUTY ESSENCE, MYSTARLIGHTER

ULUBIONE KOSMETYKI MIYA COSMETICS | 3-MINUTOWA MASECZKA WYGŁADZAJĄCA, MYBEAUTY ESSENCE, MYSTARLIGHTER

Minęły już bezpowrotnie ponure czasy świecących pustkami drogeryjnych półek. Przekomarzając się kolorowymi korytarzami wyściełanymi gładką, mozaikową płytą, coraz łatwiej natrafić na polskie kosmetyki stworzone z myślą o nas, kobietach i naszych codziennych, realnych potrzebach.

Miya Cosmetics szturmem zawojowała kosmetyczny skrawek internetu, utożsamiając się z wizerunkiem kobiety prawdziwej, spontanicznej i niezmanierowanej. Marka oferuje kosmetyki naturalnie skrojone na miarę dzisiejszych potrzeb, oferując wysoką jakość, prostotę stosowania i efektywność przy stosunkowo niewielkim wysiłku.

Marka mówi stanowcze nie składnikom owianym powszechnie złą sławą, uroczyście wyszczególniając brak parabenów, parafin, PEG-ów oraz sztucznych barwników. Jako całkowicie bezstronny recenzent, swoją końcową opinię kształtuję całkowicie na własnych odczuciach dotyczących formuły, jakości oferowanego produktu i równie ważnego stosunku ceny detalicznej do powyższych czynników. Nie neguję ani polityki, ani ideałów, za którymi stoją założycielki #JesteśGotowa z MIYA, jednak dla mnie tego typu kwestie nie mają przewodniego znaczenia, co oczywiście nie oznacza, że się z nimi nie identyfikuję.

Mimo że nie wszystkie produkty marki trafiają w moje bieżące potrzeby, wybrałam część z nich, które w moim mniemaniu zasługują na nieco dłuższą pauzę. I choć nie popadam w nadmierną egzaltację, muszę uczciwie przyznać sama przed sobą, że w tak niskiej cenie marka Miya, jako jedna z niewielu, oferuje konkretną i zadowalającą jakość.

BŁYSKAWICZNA PIELĘGNACJA. 3-MINUTOWA MASECZKA WYGŁADZAJĄCA Z WĘGLEM KOKOSOWYM.

Regulacja chemiczna nie jest już podstawą normalizacji mojej trądzikowej cery, od kilku miesięcy przeważa nad nią zdecydowanie regulacja mechaniczna, przez co nie wyobrażam sobie nagłej, stanowiącej swoisty trzon, rezygnacji z leczniczych okładów na bazie glinek, błot i węgla aktywnego. Rytuały w postaci masek prawdopodobnie podsyca ideologiczne jeziorko mojej wybujałej wyobraźni, jednak pomijając zupełnie aspekt psychologiczny, nawet kilkudniowe niechlujstwo podczas wyjazdów, pociągało za sobą katastrofalne w skutkach efekty skórne. Bardzo szybko zatem posypałam swą głowę popiołem i postanowiłam powrócić pokornie do uskuteczniania łazienkowych obrzędów. Nie będę kryć - nie było to na pewno ani łatwe, ani tym bardziej wygodne rozwiązanie w warunkach niestacjonarnych.

Błyskawiczna maseczka wygładzająca to cudownie kremowa, spójna i jednolita konsystencja o barwie głębokiej, grafitowej czerni, również po rozprowadzeniu (świadczy to o rzeczywiście wysokiej zawartości czołowego składnika aktywnego - węgla kokosowego). Zawartość nie ucieka z dłoni, nie spływa oraz nie jest problematycznie tępa, grudkowata, ciężka, komfort stosowania maski Miya jest zupełnie nieporównywalny do własnoręcznie wykonywanych oczyszczających maseczek. Czarna pasta jest właściwie zwarta i rozkosznie gładka w dotyku, z jednoczesnym, właściwie wyważonym poślizgiem, dzięki temu okład aplikuje się doprawdy błyskawicznie i równomiernie, nie nastręczając dodatkowych problemów. Konsystencja maski pozwala na co najmniej 7-9 bogatych aplikacji na twarz i cząstkowo na szyję. Uważam to za bardzo dobry wynik przy standardowej ilości 50 g słoiczka.

Już podczas rozprowadzania maski czuć błogie ukojenie - skóra pod kołderką czarnej pasty odczuwalnie rozluźnia się, uspokaja i chłonie aktywne składniki. Radzę jednak podchodzić do oferowanego produktu ostrożnie - zawartość rumianku pospolitego może wywołać zupełnie odwrotną reakcję.

Świadomie wydłużam czas trzymania węgielnego okładu - zalecane trzy, błyskawiczne minuty, to zdecydowanie za krótko dla mojej równie błyskawicznie zanieczyszczającej się skóry. Nie ukrywam, moje bezceremonialne przeciąganie maseczkowej przyjemności ma i swoje minusy, jednak finalnie i tak górują nad nimi zalety. Postępowanie zgodne z adnotacją na pastelowym słoiczku przynosiło jedynie niewielkie uczucie odświeżenia, a to jednak zdecydowanie zbyt mało dla mojej wiecznie nienasyconej oczyszczenia skóry.

Maski nie warto oszczędzać, gdy jest nałożona w zbyt skąpej ilości, wysycha znacznie szybciej, przez co zwiększa swój potencjał drażniący i wysuszający skórę. Gdybym trzymała się bezwzględnie producenckich zaleceń, problem uciekania wilgoci z okładu oraz narastającego sukcesywnie delikatnego podszczypywania skóry, z pewnością nie by nie istniał. Po około 5 minutach uchodzi beztroskie uczucie smyrania jedwabną satyną, a nastaje nieco mniej przyjemny, choć nieodpychający, moment. Maksymalny czas trzymania maski bez efektu zastygania to około 12 minut i jest to również mój optymalny czas, który przynosi na mojej skórze najlepsze efekty. Bezpośrednio po spłukaniu 3-minutowej maseczki wygładzającej obserwuję u siebie lekkie zaognienie skóry, sytuacja nie ma miejscu przy sztywnym trzymaniu się zaleceń producenta.

Maseczki na bazie węgla leczniczego mogą naprawdę uprzykrzyć życie, mam na myśli oczywiście ich pracochłonny proces zmywania. Kremowa formuła maski węglowej nie ułatwia tego zadania i daje sylwetkę nie studentki pielęgniarstwa, a absolwenta geologii górniczej. Mimo że skóra po bezpośrednim spłukaniu maski jest niezwykle miękka, wygładzona i niewysuszona, czarny nalot, który szczególnie nieestetycznie wypełnia pory, wymaga kolejnego mycia i tym samym powtórnego kontaktu z wodą. By przyspieszyć proces zmywania czarnej pasty oraz zatrzymać jak najwięcej pielęgnacyjnych właściwości okładu,  zmywam go za pomocą gąbeczki konjac sowicie zmiękczonej bardzo ciepłą wodą (ciepła woda odgrywa tutaj dość kluczową rolę, gdyż usprawnia cały proces, a okład nie brudzi ceramiki) i odrobiną, delikatnie pieniącego się żelu.

Pozostawianie osadu utrudnia szczególnie stosowanie maski w warunkach niestacjonarnych, jednak nie przekreśla finalnie jej pozytywnego oddziaływania na nawet sprawiającą sporo problemów, skórę. Miya to bardzo dobre, mobilne i szybkie rozwiązanie dla osób, których przeraża sporządzanie domowych okładów glinkowych. Nie jest to wprawdzie tak widoczny i agresywny efekt oczyszczający, jaki osiągam przy własnych recepturach, jednak regularne stosowanie maski Miya opartej na glince białej oraz węglu kokosowym, rzeczywiście niesamowicie wygładza naskórek, przeciwdziała skutecznie nadmiernej hiperkeratynizacji oraz ładnie wycisza i rozjaśnia problematyczną, trądzikową cerę. Widzę namacalne efekty i z pewnością niska cena, bardzo dobra wydajność oraz doskonała dostępność, przemawiają za uzupełnieniem domowych stanów magazynowych.

Kwestią dyskusyjną i zupełnie indywidualną jest towarzysząca produktom Miya woń. Mam zupełnie inne preferencje zapachowe i mnie osobiście drażnią tak trwałe, świdrujące w nozdrzach aromaty o charakterze spożywczo-kwiatowym.


INCI: Aqua (Water), Kaolin, Charcoal Powder, Isostearyl Isostearate, Cetearyl Alcohol, Vitis Vinifera (Grape) Seed Oil, Panthenol, Glyceryl Stearate Citrate, Glyceryl Stearate, Glycerin, Chamomilla Recutita (Matricaria) Flower Extract, Tocopheryl Acetate, Xanthan Gum, Methylpropanediol, Phenoxyethanol, Caprylyl Glycol, Sodium Phytate, Alcohol, Parfum (Fragrance)

Cena: 34.99 zł / 50 g

NAWILŻENIE W SPRAYU. MYBEAUTY ESSENCE.

Lekka, warstwowa pielęgnacja już dawno wypadła z mojego obiegu. Lekkie serum, żelowe formuły, mgiełki... szybko spacyfikowałam tę część pielęgnacji i puściłam nieodwracalnie w próżnię. Nie sądziłam, że tak chętnie powrócę do tej formy pielęgnacji, jednak w zupełnie innej postaci niż dotychczas.

W ofercie Miya znajdują się dwie esencje w sprayu - FlowerBeautyPower oraz CocoBeautyJuice. Niestety, kwestie zapachowe pokryję ponownie nikczemnym milczeniem, gdyż zapach każdej mgiełki utrudnia mi użytkowanie, mimo że działanie kosmetyków zachęca do częstszego stosowania.

Formuła mgiełek jest niezwykle lekka, lecz pozostawia na skórze pewną, łagodną, niewymuszoną, pozbawioną nadmiernej lepkości okluzję, która albo komuś będzie odpowiadać, albo generować problemy pielęgnacyjne, na przykład wzmagając potencjalnie wysuszenie. Może przynosić doskonałe ukojenie i nawodnienie naskórkowi, który toleruje niewielką warstwę substancji powlekających, ale jednocześnie nie ma tendencji do błyskawicznego, nadmiernego uciekania wilgoci - w Miya warto ulokować pieniądze, gdy lekkie esencje i wodne toniki przynoszą pożądany efekt nawadniający, stanowiąc udaną formę pielęgnacji. Esencja nie pozostawia na skórze dziwnego i nieprzyjemnego osadu. Z pewnością forma mgiełek pozwala na ich wielokierunkowe wykorzystanie w pielęgnacji w roli toniku, mgiełki odświeżającej i podtrzymującej wilgotność okładów na bazie glinek, błot i alg lub pełnienia funkcji składnika aktywnego, etapu warstwowej pielęgnacji, redukcji za ciężkich konsystencji kremowych i wiele, wiele innych. Nie mniej, tego typu struktury zupełnie nie sprawdzają się aktualnie w mojej pielęgnacji i wymagają jednak jej rozbudowania, na co nie mam ani czasu, ani szczególnej chęci.

Nie oznacza to, że esencje w sprayu nie znajdują zastosowania w moich zasobach tak bogatych jak neseser pielęgniarski, otóż okazało się, że stały się jak dotąd najlepszym rozwiązaniem dla moich skomplikowanych relacji z makijażem. Nocami rzewnie płakałam nad swoją beznadziejną sytuacją - nieidealna skóra, postępujące odwodnienie, trądzik. Tego typu połączenie skutecznie zabierało mi jakąkolwiek radość płynącą z makijażu - suche, pudrowe formuły bezlitośnie wysuszały mój naskórek, generując potworny łojotok, kremowe zaś odznaczały się po stokroć lepszą trwałością, lecz pokutowałam większą ilością niedoskonałości skórnych.

Niecałkowicie wysychająca formuła mgiełek Miya oraz ich doskonały, sprawny aplikator, który rozpyla odpowiednią i równomierną ilość preparatu, doskonale scala makijaż mineralny, nadając mu dużej lekkości i pewne znamiona makijażu kremowego, jednak na tyle lekkiego i łagodnego dla skóry, by nie generować odwodnienia i łojotoku wywołanego. MyBeautyEssence w moim przypadku doskonale zwiększyły przyczepność makijażu mineralnego, zmniejszyły potencjalne wysuszenie sypkich kosmetyków mineralnych, i tym samym pozwoliły cieszyć się makijażem, który nie generuje już tylu problemów jak wcześniej oraz jest zdecydowanie bardziej trwały. Podoba mi się szczególnie świetliste wykończenie makijażu przy użyciu mgiełek Miya oraz brak jednoczesnej, przytłaczającej i często niekomfortowej tłustości. Chociaż nie tryskam entuzjazmem na hasło aplikacja makijażu mineralnego na mokro, przy użyciu mgiełek, jest to niezwykle proste, łatwe i satysfakcjonujące. Pigmenty pięknie chwytają się skóry, a jednocześnie nie tworzą plam, zacieków oraz nie podkreślają nadmiernie porów, a także nie odparowują z prędkością światła, pozostawiając na skórze bardziej suchego piekła niż wcześniej. Gdy skończę opakowania MyBeautyEssence, które posiadam, na pewno uposażę się w kolejne. 

INCI (MyBeautyEssence, Flower Beauty Power (Aktywna esencja w lekkiej mgiełce): Aqua (Water), Rosa Damascena Flower Water, Panthenol, Sodium Hyaluronate, Hyaluronic Acid, Glycerin, Hibiscus Sabdariffa Flower Extract, Paeonia Officinalis Flower Extract, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Aqua (Hot Spring Water), Niacinamide, Polyglyceryl-4 Laurate/Sebacate*, Polyglyceryl-6 Caprylate/Caprate*, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate, Sodium Phytate, Alcohol Parfum (Fragrance), Citronellol, Geraniol

Cena: 29.99 / 100 ml

INCI (MyBeautyEssence, Coco BeautyJuice (Aktywna esencja w lekkiej mgiełce)): Aqua (Water), Cocos Nucifera Fruit Extract, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Aqua (Hot Spring Water), Niacinamide, Sodium Hyaluronate, Hyaluronic Acid, Panthenol, Polyglyceryl-4 Laurate/Sebacate*, Polyglyceryl-6 Caprylate/Caprate*, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate, Sodium Phytate, Alcohol, Sodium Hydroxide, Citric Acid, Parfum (Fragrance), Benzyl Benzoate, Coumarin

Cena: 29.99 zł / 100 ml 

NATURALNY BLASK. MYSTARLIGHTER.

MyStarLighter, to iście szatańska nowość marki Miya, dająca natychmiastowy, ekspresowy i niezwykle naturalny efekt.

Warto już teraz napisać, że nie jest to z pewnością kosmetyk, który wkupi się w łaski każdej fanki rozświetlenia, daje on bowiem dość specyficzny, delikatny efekt końcowy. Jest tłusty i nieschnący, przy dłuższym, a nawet w jednostkowym stosowaniu, jak najbardziej może wykazywać pozytywny bądź też negatywny wpływ na kondycję cery. Nie mniej, taka struktura rozświetlaczy jest jednocześnie ich niezaprzeczalnym atutem, mianowicie świetnie współpracuje z każdym typem cery, a szczególnie ze skórą dojrzałą i suchą, na których klasyczne produkty rozświetlające w formie sypkiej lub prasowanej mogą dawać zbyt pudrowy, metaliczny efekt oraz podkreślać niekorzystnie strukturę skóry. Kremowa formuła lepiej wtapia się w naskórek, a zatopione w niej pigmenty wykazują lepszą przyczepność, przez co prezentują się jeszcze naturalniej oraz mogą wykazywać znacznie wyższą trwałość. W zależności od zastosowanego makijażu, rozświetlacz może migrować na inne rejony twarzy.

Konsystencja przyjemnie kremowa, choć grudkowata, topniejąca w dotyku, przypomina jąca organoleptycznie czyste masło awokado. Zwarta, transparentna struktura wypełniona jest barwiącą miką z zatopionymi obficie delikatnymi i drobno zmielonymi połyskującymi drobinkami. MyStarLighter topnieje pod wpływem ciepła, pozostawiając skórę nienachalnie i niesamowicie naturalnie rozświetloną. Nie jest to mocny, wieczorowy błysk, ujmie za serce wciąż poszukujących subtelnego, gładkiego, mokrego, choć widocznego wykończenia, takiego, które upiększa, ale jednocześnie nie krzyczy patrz na mnie. Skóra w MyStarLighter rzeczywiście promienieje w bardzo wyważony sposób. Nota bene, jest to mały trik światowych makijażystów - odrobina wazeliny lub naturalnego oleju nieschnącego aplikowana na szczyty kości jarzmowych to sekret pięknej, zdrowej cery prosto z czerwonego dywanu!

Rozświetlacz jest niezwykle prosty w użyciu, współpracuje zarówno z kosmetykami mineralnymi, jak i kremowymi. Na pochwałę zasługują jego wygładzające właściwości, nie wchodzi on bowiem w pory ani skórne niedoskonałości, a imituje naturalny poblask zadbanej cery.


Kwestią dyskusyjną jest trwałość, którą ciężko ocenić zupełnie obiektywnie w tego typu produktach. Na mojej skórze większość kosmetyków kremowych odznacza się znacznie lepszą przyczepnością i tym samym dłużej pozostaje na skórze, ale jednocześnie jestem świadoma, że akurat ten konkretny typ produktu wcale nie musi odznaczać się wybitną trwałością na innych typach skóry.

W MyStarLighter podoba mi się najbardziej wyważona gra światłem. Kosmetyk dzielnie współpracuje ze skórą problematyczną. Mimo obecności olejów i miki, rozświetlacz towarzyszy mi w stanie praktycznie niezmiennym (ma tendencję do lekkiego blednięcia) aż do momentu demakijażu, przy czym jest niezwykle komfortowy w noszeniu, bez kieratu porządnej warstwy makijażu i epizodów klejenia. Sprawdza się stosowany na większe powierzchnie ciała, choć jak to bywa przy tego typu produktach - niestety, ale może brudzić ubrania.

Wersja Rose Diamond, będąca jednocześnie moim zdecydowanym faworytem, pachnie malinową mambą, w pozostałych, trzech opcjach kolorystycznych można wyczuć lekkie cytrusy.

INCI: Cocos Nucifera (Coconut) Oil, Cera Alba (Beeswax), Ricinus Communis (Castor) Seed Oil, CI 77019 (Mica), CI 77891 (Titianum Dioxide), Aluminium Starch Octenylsuccinate, Isostearyl Isostereate, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Citrus Aurantium Dulcis (Orange) Peel Oil, Hydrogenated Vegetable Oil, Tocopheryl Acetate, Citral, Limonene, CI 77491 (Oxides). 

Cena: 39.99 zł / 4g

ARTYKUŁ POWSTAŁ WE WSPÓŁPRACY Z MARKĄ MIYA COSMETICS. 

Pozdrawiam ciepło, 
Ewa, 

12:00

BŁOTO BOROWINOWE (NIEODWODNIONY TORF KOSMETYCZNY) W PIELĘGNACJI SKÓRY Z TRĄDZIKIEM

BŁOTO BOROWINOWE (NIEODWODNIONY TORF KOSMETYCZNY) W PIELĘGNACJI SKÓRY Z TRĄDZIKIEM
torf maska do twarzy torf kosmetyczny borowina plus na twarz trądzik jak pozbyć się zaskónikow

Moje ciało listopadową porą zamarza. Rozdygotane od zimna, uwielbia być opatulane grzewczymi, miękkimi wełnami i pojone gorącymi, aromatycznymi trunkami zasładzanymi hojnie naturalnym miodem. Nie daję się jednak zwieść jesiennej rozkoszy, bowiem ten błogi czas co rok jest zwiastunem nadchodzących ociężałym chodem problemów skórnych: moja delikatna, trudna skóra chłostana brutalnie mroźnymi podmuchami wiatru reaguje niemal histerycznie: nasila się trądzik, pogrąża odwodnienie, utrwala rumień. 

Nauczona doświadczeniami wiem doskonale, zwłaszcza w tych trudnych momentach remisji, jaki model postępowania sprawdza się u mnie najlepiej oraz jak ogromne znaczenie ma w moim przypadku pielęgnacja specjalna - regularnie przeprowadzane terapeutyczne okłady na bazie naturalnych, wysoko zmineralizowanych błot, glinek i soli morskich pozwalają uzyskać mi prawdziwy relaks i utrzymać właściwą kondycję cery, niezależnie od przeszkód z jakimi przyjdzie mi się zmierzyć. Do odkryć ostatnich miesięcy mogę z pewnością zaliczyć czysty, nieodwodniony torf kosmetyczny, który dla wielu z Was prawdopodobnie okaże się nowością.

BOROWINA PLUS

Torf, podobnie jak inne błota, muły i gliny, to peloid - naturalna postać geologiczna o leczniczych właściwościach, stosowana w formie nieprzetworzonej, zupełnie naturalnej, najczęściej mieszana jedynie z wodą. Podobnie jak powyższe, jest to substancja hipoalergiczna.

Za borowiną, a dokładnie pozyskiwanym z niej bogatym preparatem torfowym, stoi niesamowita historia -  polska historia. Renomowany i darzony sympatią profesor botaniki - a jakże, Stanisław Tołpa, którego to nazwisko jest nieprzypadkowo powiązane z marką kosmetyczną o tymże samym nazewnictwie, po latach niepowodzeń, opracował unikalny i w 100% naturalny ekstrakt torfowy. Dzięki posiadanej szerokiej wiedzy botanicznej nie postrzegał on leczniczej substancji jedynie jako szczątków obumarłych roślin. Nie mnie oceniać skuteczność opracowanego preparatu, ale historia ciemnego torfu skrywa w sobie sporo, równie ciemnych tajemnic. Wizja leku była daleka od myśli polskiego profesora, który poświęcił całe swoje życie niesamowitej wartości polskiej, zhumifikowanej ziemi. Niewłaściwi ludzie, nieudane inwestycje i nie do końca czyste intencje  inwestorów sprawiły, że temat torfu w farmacji po pewnym czasie umarł śmiercią naturalną.

Borowina jest szczególnie aktywną, nieodwodnioną postacią leczniczego błota torfowego. Posiada znamienny, mało przyjemny zapach nawozu naturalnego. Zawiera bogactwo unikalnych związków aktywnych o silnych właściwościach regenerujących, oczyszczających i antyoksydacyjnych. To preparat o wysokiej bioaktywności chemicznej. Stosowany na skórę działa ściągająco, hamuje silnie stan zapalny oraz pobudza właściwe procesy regenerujące (głównie dzięki przekrwieniu skóry), co jest kluczowe w pielęgnacji skóry trądzikowej - będącej jednocześnie skórą uszkodzoną, narażoną na ogrom procesów wolno rodnikowych.

Jak dotąd najlepszą i najbardziej aktywną borowiną, jaką udało mi się dostać u rodzimych producentów, jest wzmocniona wodnym, zagęszczonym ekstraktem, Borowina Plus producenta farmaceutyków Sulphur-Zdrój.

SPOSÓB I EFEKTY STOSOWANIA 

Borowinę można stosować samodzielnie, z wodą, klasycznie, jak i rozpatrywać ją w roli składnika aktywnego masek oczyszczających, stosując w mniejszym stężeniu i na bardziej kremowej, łagodnej, nabiałowej bazie. Działanie nieodwodnionego, narodowego torfu można uznać za wyjątkowe, bowiem jak dotąd żaden preparat ani zabieg w takim stopniu nie poprawił stopnia oczyszczenia mojej cery, jak okłady z borowiny, właśnie.

Klasyczne okłady borowinowe mieszane z wodą dogłębnie oczyszczają skórę, efekt ten podbija znacznie przyspieszona cyrkulacja krwi, która znosi dolegliwości bólowe - skóra po nałożeniu borowiny jest intensywnie pobudzona, co czuć szczególnie podczas spłukiwania okładu chłodną wodą. Czynność ta nie należy do trudnych, bowiem borowina nie wchodzi w zakamarki skóry i jest niesamowicie łatwa do usunięcia przy użyciu samych rąk i bieżącej wody. Znacznie trudniej jest ją równomiernie rozprowadzić, borowinowa, toporna pasta wymaga dodatkowego zwilżenia oraz stoickiego spokoju podczas aplikacji. Pomijam już dodatek olejków eterycznych, bowiem waloryzują one efekt drażniący torfu, a sam efekt oczyszczający po okładach w moim przypadku jest w pełni satysfakcjonujący. Zapoznając się z papierową, prowizorycznie umocowaną ulotką producenta Sulphur Zdrój, zaskoczyły mnie ogromnie zalecenia i zastrzeżenia producenta, jednak po zastosowaniu tak aktywnego preparatu muszę przyznać mu sporo racji - ze względu na intensywne pobudzenie mikrokrążenia, nie zalecałabym stosowania borowiny w formie klasycznych okładów na większe partie osobom z zaburzeniami krążenia oraz miejscowo cerom wrażliwym z tendencją do rumienia oraz w fazie silnego stanu zapalnego skóry z ranami ropnymi i wysiękowymi.

Okłady borowinowe uskuteczniam na zanieczyszczonej, ale niezmienionej zapalnie skórze - najczęściej po nieprzespanych nocach i regularnym noszeniu makijażu, gdy mojej trądzikowej skórze zaczyna brakować młodzieńczego wigoru i zauważam narastające objawy skóry zaniedbanej - nagle pojawia się większa ilość kłębiącego się pod palcami martwego naskórka, zaskórników (głównie otwartych), zanieczyszczonych i poszerzonych porów, a nawet notuję obecność łojotoku, z którym na co dzień nie mam najmniejszego problemu. Borowina fantastycznie normalizuje problematyczne rejony skóry: oczyszcza naskórek, zmniejsza ilość zaskórników (najlepiej ze wszystkich dotąd poznanych mi okładów) i zwraca mu świeży, jednolity, zdrowy koloryt.

Okład torfowy w żaden sposób nie przypomina mi efektów po klasycznych okładach glinkowych - pory nie są nadmiernie obkurczone, a naskórek nie bywa ściągnięty i wysuszony (wręcz rozluźniony i przyjemnie wygładzony), a raczej złudnie przypomina kondycję skóry po aktywnym wysiłku - jest zdrowo zaczerwieniony, gładszy, bardziej mięsisty w dotyku i sprawia wrażenie czystego, zdetoksykowanego, dotlenionego. Niweluje skutecznie miejscowy łojotok (w przypadku łojotoku endogennego może jedynie zmniejszać aktywność gruczołów łojowych, ale ze względu na patogenezę wewnętrzną będzie on jedynie oddziaływał w sposób doraźny), bez waloryzowania odwodnienia skóry. Okłady trzymam na mojej dość opornej skórze, maksymalnie przez 15 minut. Borowina lecznicza może okazać się idealną opcją dla zanieczyszczonych, odwadniających się, klasycznych łojotokowych i dojrzałych typów cery, które raczej nie mają problemów z nadreaktywnością naczyniową i które nie do końca tolerują działanie glinek lub też pragną pewnego urozmaicenia w pielęgnacji specjalnej.

Jak już wyżej napisałam, nie zawsze, mimo tak pozytywnych emocji, jakimi darzę polską borowinę, jestem w stanie jej używać samodzielnie, szczególnie, gdy na mojej twarzy pojawiają się zmiany zapalne (które zaostrza, może być to efekt jak najbardziej pozytywny, szczególnie przy zmianach naciekowych, opornych, gdzie należy ewakuować treści zapalne) oraz naskórek przejawia symptomy skóry wrażliwej. Doskonałym kompromisem, jest traktowanie borowiny jak substancji aktywnej - może być to niewielki dodatek do klasycznych okładów glinkowych, a nawet maseczek kremowych. Wówczas borowina działa o wiele łagodniej, choć zachowuje swoje unikalne właściwości oczyszczające. Polecam również niewielki dodatek torfu do żelu myjącego - świetnie oczyszcza i ma jedynie krótkotrwały kontakt ze skórą.

Wskazania: skóry łojotokowe, nasilone hiperkeratynizacje, trądzik zaskórnikowy, skóra zanieczyszczona i dojrzała, niektóre zmiany naciekowe,
Przeciwwskazania: skóry wrażliwe, delikatne, naczyniowe, z nadreaktywnością naczyniową, klasyczny trądzik różowaty, zaburzenia krążenia, zmiany zapalne i wysiękowe,

DOSTĘPNOŚĆ I CENA

Po przemaglowaniu doszczętnie oferty producenckiej, stwierdzam uczciwie, że jak dotąd najlepszą borowinę aktywną posiada producent Suphur Zdrój, polecam szczególnie wersję wzmocnioną - Plus. Koszt niewielki - kilogramowe wiaderko to koszt liczący poniżej 30 złotych.

INCI: Peat, Peat Extract, Ethylparaben.

ARTYKUŁ NIE JEST SPONSOROWANY.

Pozdrawiam ciepło,
Ewa

16:15

RODZAJE I WŁAŚCIWOŚCI GLINEK KOSMETYCZNYCH

RODZAJE I WŁAŚCIWOŚCI GLINEK KOSMETYCZNYCH

Tak zupełnie szczerze, nie wyobrażam sobie pielęgnacji bez glinek. Brak regularności, jest równy linii pochyłej i nieustannej tendencji spadkowej stanu mojej cery. Regularnie wykonywane okłady doskonale regulują mój problematyczny naskórek, usuwają efektywnie rogowacenia, z którymi mam niemały problem, zwłaszcza podczas kuracji złuszczających, zapobiegają rozwojowi zaskórników, absorbują nadmiar sebum, w skrócie: ograniczają i łagodzą trądzik, a dodatkowo ładnie napinają skórę. To niezbędny element pielęgnacji, którego nie pomijam już od kilku lat. 

20:27

#5 Podstawy pielęgnacji | Algi morskie i słodkowodne (Spirulina, chlorella, brunatnice, krasnorosty i zielenice)

#5 Podstawy pielęgnacji | Algi morskie i słodkowodne (Spirulina, chlorella, brunatnice, krasnorosty i zielenice)

Algi morskie i słodkowodne mają szerokie zastosowanie nie tylko kosmetyczne, ale również i lecznicze. Ich niezwykle bogate i odżywcze właściwości są wykorzystywane w leczeniu wielu chorób, w tym także cywilizacyjnych o charakterze przewlekłym. 

Jakiś czas temu, wraz z polską marką kosmetyków Nacomi, opracowałam obszerny i rozbudowany artykuł na temat alg w formie alginatu >. Wspomniałam, jak maski algowe typu peel off różnią się znacząco od tradycyjnych alg - mimo że pewne etapy produkcji pozostają niezmienne. Algi morskie sproszkowane są najsłabiej przetworzonym surowcem, biorąc pod uwagę algi (czasami dodatkowo są mikronizowane). Działanie glonów jest specyficzne - dość agresywne, mocno oczyszczające i detoksykujące, pobudzające krążenie i poprawiające metabolizm komórkowy. W kosmetyce najczęściej stosuje się cztery rodzaje rodzin alg - zielenice, brunatnice, cyjanofity oraz rzadziej krasnorosty. Różnią się one przede wszystkim zawartością składników aktywnych, w tym barwników, co wpływa znacząco na ich końcowe działanie.

12:51

Kremy ochronne na parafinie lub olejach i masłach nieschnących | Kiedy są niezbędne w pielęgnacji i nie pogarszają kondycji skóry?

Kremy ochronne na parafinie lub olejach i masłach nieschnących | Kiedy są niezbędne w pielęgnacji i nie pogarszają kondycji skóry?
Temat jest bardzo na czasie, zwłaszcza, że aktualnie prym wiedzie super lekka pielęgnacja warstwowa, która bardzo często stopniowo wysusza skórę, zwiększając wrażliwość, tendencję do rumienia, pieczenia, swędzenia i nieco komplikuje dalsze kroki pielęgnacyjne, wzmagając potrzebę zakupu kolejnych kosmetyków. Spora liczba osób histerycznie boi się wprowadzenia cięższych konsystencji, powodując przez to spore problemy ze skórą. 

19:02

Kąpiel Agafii | Maska do twarzy odmładzająca na mleku łosia

Kąpiel Agafii | Maska do twarzy odmładzająca na mleku łosia

Przyznam, że odchodzę od stosowania tanich, rozcieńczanych i zagęszczanych masek kremowych. Jest mi szkoda efektów, jakie osiągnęłam właściwą pielęgnacją, a maski i tak są produktami specjalnymi, których używam rzadko, tylko w ramach potrzeby, więc finalnie wolę zainwestować większą ilość pieniędzy w  produkt, z którego działania będę zadowolona. Dobra maska nawilżająca ma przede wszystkim dobrze zmiękczać, nawilżać, ale nie obklejać i nie obciążać mojej skóry. Nie ma być stosowana przeze mnie co kilka dni, aby zobaczyć "jakieś" efekty. Jej działanie ma być intensywne, odczuwalne i widoczne już za pierwszym razem.