15:30

PIXIE COSMETICS | MEGA MATTE KAPOK TREE POWDER

PIXIE COSMETICS | MEGA MATTE KAPOK TREE POWDER

Fascynuje mnie kierunek w jakim niestrudzenie podąża polska marka mineralna Pixie Cosmetics. Oparcie formuły pudru matującego o celulozę pozyskaną z naturalnego źródła, jest dla mnie, i jako klienta, i osoby interesującej się formulacjami kosmetycznymi, doświadczeniem zupełnie nowym.

Tytułowy kapok, to potężne, długowieczne, tropikalne drzewo, będące obiektem święceń, baśni i czci starożytnych Majów. Płynąca z niego siła, ciepło i energia, wiąże się z szacunkiem, poczuciem bezpieczeństwa, przywiązaniem i dalekosiężnymi planami na przyszłość, tak jak serce rodzinnego domu. Nie bez powodu zatem, puchowiec pięciopręcikowy stał się niezwykłą, magiczną inspiracją dla nieprzeciętnie malowniczej, twórczej i przepełnionej artyzmem ekranizacji z roku 2009, zgarniającej większość filmowych nagród, pod reżyserią Jamesa Camerona. Avatar.

Kwiaty puchowca otwierają się tuż przed zachodem słońca i pozostają otwarte aż do następnego dnia, gdy opadną płatki. Cieszy mnie tak wyjątkowe podejście do klienta, gdy zdobne wieczka i wyszukane, wyjątkowe surowce najwyższej jakości, czynią z każdego dnia święto, przemycając szczyptę magii, nawet w tak codziennych produktach do makijażu, jakim jest puder matujący.

W dzisiejszym artykule pod frazą Kapok/puder kapokowy/Mega Matte Kapok Tree Powder, znajdują się linki afiliacyjne. Jeśli dzisiejsza recenzja okaże się dla Ciebie pomocna, będzie mi bardzo miło, jeśli dokonasz zakupu w sklepie producenta z mojego polecenia :)

MATOWA SKÓRA BEZ WYRZECZEŃ?

Włókna kapoku są niezwykle lekkie, sprężyste, a otrzymany puch nie nasiąka wodą - puchowiec doskonale absorbuje wilgoć, a pozyskiwana z niego celuloza jest popularnym wypełniaczem i zagęszczaczem formuł kosmetycznych. To również naturalny, popularny polimer, poprawia właściwości funkcyjne produktów kosmetycznych oraz pozostawia na skórze delikatny, subtelny, wygładzający film. Jednak po raz pierwszy spotykam się z tak innowacyjnym wykorzystaniem celulozy w postaci pudru stosowanego zewnętrznie, a w szczególności, gdy cała formuła opiera się tylko na niej.

Niegdyś pudry matujące zajmowały jedno z najważniejszych miejsc w moim makijażu, sięgając pamięcią wstecz, nigdy nie mogło zabraknąć chociaż jednego słoiczka matującego pyłku w moim licealnym, podniszczonym, strudzonym szkolnym życiem plecaku. Nie znosiłam mojej tłustej cery i za każdym razem próbowałam poskromić niekontrolowany blask na twarzy, pudrując się pieczołowicie podczas każdej lekcyjnej przerwy. Teraz, moje relacje z pudrami określiłabym jako skomplikowane i szczerze, nie przepadam za ich stosowaniem.

Puder kapokowy jest bardzo dokładnie zmielony, gładki i miałki w dotyku. Mimo że jest biały, na skórze zachowuje się w sposób transparentny. Jest to jeden z najważniejszych aspektów szczęśliwego użytkowania pudrów matujących, gdyż dzięki lekkiej, delikatnej strukturze, nie zostawia on pylistego, mącznego wykończenia oraz jego właściwości absorbujące znacznie przewyższają możliwości pudrów o większych cząsteczkach.

Właściwości Mega Matte Kapok Tree Powder mogłabym przybliżyć dość mocno do właściwości krzemionki, z tym że różnica jest znaczna szczególnie po kilku godzinach noszenia: w moim odczuciu celuloza znacznie lepiej radzi sobie z absorpcją sebum oraz nie posiada jednocześnie tak silnych właściwości wysuszających oraz odwadniających, co może na wielu typach skóry powodować podrażnienia, świąd, ściągnięcie oraz nasilać rogowacenie i łojotok.

DOBRA ROBOTA! 

Puder posiada niesamowicie puszystą i cudownie przyjemną w dotyku (pozbawioną nadmiernej suchości) konsystencję. Bardzo cenię sobie produkty, które pomimo sypkiej formuły, zatracają swoją pudrową strukturę i tym samym nie dają zbyt suchego, brzydkiego wykończenia.

Mega Matte Kapok Tree Powder nałożony nawet w przesadnej ilości (na przykład metodą baking) nie jest aż tak widoczny jak standardowe pudry oparte na talku lub mice. Ponadto puder Pixie Cosmetics nie tworzy dziwnej, pylistej woalki, zacieków, plam oraz nie zatraca całkowicie rozświetlającego wykończenia produktów kremowych oraz mineralnych. 

Na uznanie zasługuje również bardzo dobra miałkość pudru, która owocuje równomiernym przyleganiem do skóry, dając bardzo gładki, proporcjonalny efekt matujący. Bez większych problemów gładko nakłada się, a następnie rozciera. Konsystencja jest cudownie lekka, a sam puder na skórze jest niewyczuwalny i niezwykle komfortowy w noszeniu (nie ściąga naskórka oraz nie powoduje swędzenia).

Nie przepadam za pudrami, które dają przesadny i równie często nietrwały, płaski i postarzający efekt matujący - pomimo właściwości stricte pochłaniających, Kapok zapewnia już bardziej gładkie, subtelne, naturalne wykończenie: nie podkreśla nadmiernie nierówności, zmarszczek, niedoskonałości wypukłych oraz nie osiada niekorzystnie w porach, dostrzegam pewne cechy optycznie wygładzające, choć nie tak mocne jakich można spodziewać się po zastosowaniu krzemionki, czy pudru szafirowego: skóra oprószona łagodnie pudrem kapokowym, staje się bardziej wygładzona i jaśniejsza (ale nie rozbielona), co jest dobrą nowiną dla osób z nierówną strukturą twarzy oraz cerą dojrzałą.

W odróżnieniu od krzemionki, celuloza nie posiada właściwości antyrefleksyjnych, doskonale nadaje się do stosowania na szczególnie ważne uroczystości, gdy użytkowane zostają odbijające światło blendy oraz lampy błyskowe.

Pojawia się tutaj pewien dysonans, bowiem właściwości matujące pudru są dość przeciętne, choć zadowalające i długodystansowe (kosmetyk jest nastawiony na współpracę z cerą i nie gwarantuje tylko chwilowego, silnego efektu matującego, dobrze radzi sobie z hamowaniem stopniowego, naturalnego, normalizowanego przetłuszczania się skóry).

Mega Matte Kapok Tree Powder posiada niezwykle drobno zmieloną strukturę, przez co nie zagwarantuje typowo suchego matu oraz nie współpracuje już tak wzorcowo z kremowymi produktami o typowym, mokrym, nieschnącym wykończeniu, wymagających porządnego zmatowienia i zagruntowania. Osiada bardzo blisko skóry i może mieć tendencję do szybkiego znikania w ciągu dnia na niektórych typach cery (szczególnie z silnym, napadowym łojotokiem). Po kilku miesiącach użytkowania pudru kapokowego, stwierdzam, że współpracuje on najlepiej z kosmetykami mineralnymi, które cechują się pudrową formułą i same w sobie mają już pewien potencjał absorbujący nadmiar sebum oraz z podkładam zastygającymi, które tuż po aplikacji nie są mokre, klejące, świetliste.


W porównaniu do pudrów o większych cząsteczkach (ryżowy, bambusowy, talk), celuloza jest o wiele bardziej subtelna i delikatna w działaniu, nie udźwignie dużej ilości sebum oraz tłuszczowych, mokrych formuł kosmetycznych: puder nie utrwali wystarczająco standardowego, kremowego makijażu, spowoduje jego nadmierną migrację, może zaciemniać kolor podkładu oraz aż nadto mokre, nieestetyczne wykończenie. Puder kapokowy nie prezentuje się atrakcyjnie aplikowany metodą na mokro - brzydko osiada w porach, podkreśla nadmiernie suchą fakturę skóry, nieładnie wysycha, wypełniając wklęsłości białą, nieestetyczną warstwą pudru oraz powoduje nadmierne wysychanie podkładu i jego odpadanie (zwłaszcza kremowego, co jest stricte powiązane z właściwościami fizykochemicznymi celulozy).

Wbrew pozorom, właśnie te wady pudru kapokowego, są jednocześnie jego ogromnymi zaletami, bowiem aby uniknąć kosmetycznego rozczarowania, należy odpowiedzieć sobie, tak zupełnie szczerze, czego w zasadzie wymagasz od pudru matującego i jakich konkretnych produktów do makijażu używasz na co dzień: czy stawiasz na mat i mocne ugruntowanie, utrwalenie makijażu, czy przemawia jednak do Ciebie bardziej naturalne, komfortowe, niekoniecznie typowo suche wykończenie? Znając moje nastoletnie upodobania, w tamtym czasie puder kapokowy prawdopodobnie nie przypadł by mi do gustu, zaś teraz jest zupełnie inaczej.

Najbardziej w Mega Matte Kapok Tree Powder podoba mi się właśnie jego łagodność i delikatność. Moja rogowaciejąca, pobudliwa i wrażliwa cera docenia subtelne właściwości matujące, wygładzające i stabilizujące celulozy. To jeden z niewielu pudrów matujących, który przy regularnym, częstym stosowaniu nie nasila odwodnienia i przesuszenia, nie podkreśla w bardzo widoczny, nachalny sposób suchych skórek i rozległych przesuszeń, a także nie drażni niepotrzebnie delikatnej cery, powodując dyskomfort, dzięki temu jest tak trwały i efekt matujący utrzymuje się przez cały dzień. Nie jestem już fanką mocnego, płaskiego matowienia skóry i bardzo często z tego powodu unikam stosowania pudrów, które zamiast przedłużać trwałość makijażu - skracały ją.

Aplikowany oszczędnie na strefę centralną, w subtelny sposób przedłuża trwałość makijażu mineralnego. Mimo że puder jest już kolejną warstwą pudru na twarzy, całość wykończona Mega Matte Kapok Tree Powder prezentuje się naturalnie. Co również jest dla mnie kluczowe, efekt ten utrzymuje się przez kilka długich godzin i widzę dużą różnicę między obecnością pudru kapokowego w moim codziennym makijażu, a jego całkowitym pominięciem: kosmetyki tkwią w jednym miejscu, faktura skóry jest widocznie wygładzona, pory są zauważalnie mniej widoczne, puchowy pyłek ogranicza tendencję do oksydowania koloru podkładu oraz jego rolowania się i nieestetycznego rozchodzenia w najbardziej problematycznych strefach na twarzy. 

Pełni on również rolę mojej bazy pod podkład mineralny i nie wiem, czy nie jest to mój ulubiony sposób użytkowania Mega Matte Kapok Tree Powder. Już jedna, cieniutka warstwa pudru sprawia, że nawet nie do końca lubiany przeze mnie podkład mineralny, równo rozprowadza się, zatraca swoją ciężką konsystencję i ładniej osiada na moim sponiewieranym przez retinoidy naskórku.

Puder kapokowy nie gwarantuje zatem błyskawicznego, suchego, mocnego, często tandetnego efektu wow (bo dla większości osób, właśnie tak powinny matowić pudry matujące i stosowanie pudru Pixie Cosmetics może okazać się gorzkim rozczarowaniem), matuje: ale subtelniej, zdrowiej, ładniej, nienachalnie, długotrwale, z klasą i bez jednoczesnego pogarszania kondycji skóry. Subtelność pudru, niewidoczność, wygładzenie, naturalne i trwałe wykończenie sprawia, że jest to jeden z moich ulubionych pudrów matujących i polecam rozpocząć chociaż wstępne testy, bez stawiania mu odgórnych oczekiwań.

SZCZEGÓŁY

Puder Mega Matte Kapok Tree dostępny jest aktualnie w dwóch pojemnościach: 3.5g (39.90 zł) oraz 6.5g (59.90 zł), co jest rozsądną i uczciwą ceną. Cieszę się, że producent umożliwia również zakup próbek, które umożliwiają wstępne przetestowanie produktu, bez narażania się na zbyt wysokie koszty.

Opakowanie standardowe, ze sprawnie działającą przesuwką, która ogranicza wysypywanie się produktu.

INCI: Cellulose

Grupa docelowa: skóra dojrzała, rogowaciejąca, przesuszona, odwadniająca się, mieszana, znormalizowana, mieszana w kierunku skóry tłustej, unormowana skóra tłusta.
Odradzam: skóra silnie łojotokowa, makijaż wymagający gruntownego utrwalenia i zmatowienia (kremowy, mokry makijaż i niewysychające korektory, w tym również korektory pod oczy).

Do 28 lutego w sklepie producenta drugi produkt kupisz o połowę taniej. 

ARTYKUŁ JEST SPONSOROWANY PRZEZ PRODUCENTA KOSMETYKÓW MINERALNYCH PIXIE COSMETICS. 

Pozdrawiam ciepło,
Ewa

16:00

AMILIE MINERAL COSMETICS COVERAGE FOUNDATION

AMILIE MINERAL COSMETICS COVERAGE FOUNDATION

Walentynki to perfekcyjny czas na pozbawioną jakichkolwiek wyrzutów sumienia porcję łakoci. Cukierkowy, dziewczęcy i uroczy design marki Amilie Mineral Cosmetics znakomicie oddaje klimat Święta Zakochanych, choć w urzekający sposób dostarcza wyważonej i niskokalorycznej słodyczy nawet w codziennym, nieodświętnym makijażu.

Mitologiczna strzała Amora ugodziła również i moje, pełne czystych emocji i niezaspokojonych wrażeń, kosmetyczne serce. Formuła Coverage Amilie Mineral Cosmetics, ku mojemu niezmiernemu zaskoczeniu, w błyskawicznym tempie wywindowała i niezachwianie ugruntowała swoją pozycję, zajmując czołowe i w pełni zasłużone miejsce w moim osobistym rankingu: to zdecydowanie najlepszy kryjący podkład mineralny, jaki kiedykolwiek stosowałam, mimo że zazwyczaj celuję w zupełnie odmienne formuły. Nabrałam ogromnego apetytu na kolejne produkty marki Amilie.

W dzisiejszym artykule pojawiają się linki afiliacyjne, będzie mi bardzo miło, jeśli zdecydujesz się na zakup kosmetyków mineralnych Amilie i dokonasz zakupów z moim patronatem > Otrzymasz 10% zniżkę na zakupy, korzystając z opcji zestawu dostępnej na stronie producenta!

FORMUŁA KRYJĄCA IDEALNA DLA WYMAGAJĄCEJ CERY?

Proszek jest precyzyjnie rozdrobniony, zdecydowanie mniej suchy od innych formuł marki, ale nadal jego struktura ma w sobie szczyptę pożądanej, swoistej dla produktów mineralnych, suchości. Konsystencja nie jest zbyt zbita, aż nadto kremowa, mimo że bazuje głównie na dwutlenku tytanu. Na intensywnie przesuszonych i suchych typach skóry oraz podczas prób zbyt mokrego aplikowania podkładu, może on nie trzymać się zbyt dobrze skóry, podkreślać nadmiernie, w sposób niekorzystny załamania, wklęsłości, pory i suche niedoskonałości (rogowacenie, suche skórki), nie zauważam powyższego problemu przy prawidłowo nawodnionej (ale nie nadmiernie natłuszczonej) skórze. Podkład nie daje pylistego, nienaturalnego, brzydkiego wykończenia. To jedna z najładniejszych satyn, bez połyskujących drobinek.

Formuła Coverage Amilie Mineral Cometics posiada niezwykle przyjemną jedwabistą, wysoce przyczepną, aczkolwiek delikatną strukturę, która równomiernie i gładko okala skórę kryjącą woalką. Daje efekt optycznego, miękkiego wygładzenia. Bardzo podoba mi się ta zdrowa, fantastyczna gładkość podkładu, która jednocześnie nie utrudnia życia poprzez warzenie się, podkreślanie porów i niebezpieczną migrację w te rejony.

Czytałam dość rozbieżne, często mało obiektywne opinie, na temat właściwości kryjących formuły Coverage, podkład zapewnia bardzo dobre wyrównanie kolorytu (co zresztą można ocenić samodzielnie na załączonych zdjęciach) - średnie już przy pierwszej warstwie, podatne na intensyfikację podczas dokładania kolejnych. Znacznie gorzej będzie trzymał się skóry suchej, więc i krycie będzie tutaj odczuwalnie słabsze. Nie jest ono pełne i tak mocne jak w przypadku innych formuł typowo kryjących dostępnych na polskim rynku mineralnym, ale posiada jednocześnie dobrą trwałość, która jest kluczowa w przypadku posiadania niedoskonałości, które pragnie się ukryć.


Pyłek świetnie chwyta się skóry, a element delikatnej suchości sprawia, iż podkład nie przyczepia się nadmiernie do naskórka, co niesamowicie przedłuża trwałość podkładu, ułatwia, uprzyjemnia i tym samym znacznie przyspiesza wykonanie makijażu oraz jest pomocne dla osób nie do końca zaznajomionych z kosmetykami mineralnymi: można z nim dojść do ładu, nawet gdy jest zaaplikowany jednorazowo w za dużej ilości, nie tworzy wówczas plam, zacieków.

Podkład jednak staje się problematyczny podczas prób aplikacji technikami mokrymi, przy zastosowaniu wilgoci, na co również wraca uwagę producent kosmetyków Amilie (aplikacja zwilżonym pędzlem, wykańczanie makijażu na mokro lub nakładanie podkładu na mokre produkty) i moim zdaniem dużo na tym traci - ma sporą tendencję do tworzenia efektu maski i oksydacji, mazania się, warzenia, niekorzystnego, nadmiernego wysychania na skorupę, wchodzenia w bruzdy, załamania i pory, a wykończenie Amilie nie jest już tak ładną satyną. Jest to normalne przy tak wysokiej koncentracji dwutlenku tytanu i zdaję sobie sprawę, że przy kryjących formulach bardzo łatwo można przesadzić i znacząco odbiegać od naturalności, chociaż tak jak inne, kryjące formuły mineralne zyskiwały znacznie więcej przy aplikacji na mokro,  tak formuła Coverage w moim odczuciu prezentuje się najlepiej aplikowana właśnie na sucho.

Formuła nie nadaje się do matowienia mokrych produktów i nie spełnia dobrej funkcji pudru matującego. W połączeniu z kremami barwiącymi i kremami z filtrami ochronnymi, zawsze intensywnie i nieestetycznie warzyła się, przylepiała, ścierała. Nie jest to dla mnie zaskoczenie, bowiem podkład nie zawiera tlenku cynku i jest zupełnym przeciwieństwem chociażby mojego ulubionego podkładu amerykańskiej marki Meow.

Podkład trzyma się blisko skóry, dlatego na niektórych typach cery będzie prezentował się nieskazitelnie przez cały dzień, a na innych da skrajnie odmienny efekt. Z takimi właściwościami ciężko będzie mu się u lokować gdzieś pomiędzy, więc będzie wywoływał raczej mieszane uczucia. Pod tym względem przypomina mi podkłady konkurencji: Annabelle Minerals, z tym, że nie prowokuje on nadmiernego łojotoku, nawet przy codziennym użytkowaniu.

Muszę zwrócić uwagę na dość istotną kwestię, która wpływa bezpośrednio na moje dość duże zadowolenie z formuły Coverage: produkt odznacza się najlepszą trwałością oraz prezencją, gdy jest umiejętnie i dokładnie roztarty, najlepiej cienkimi, okrężnie aplikowanymi, delikatnymi warstwami. Czynność znacząco ułatwia niezwykle przyjemna, podatna na ruchy rozcierające gładka struktura podkładu. Z kryjącym pyłkiem od Amilie, najlepiej współpracują pędzle o dużej ilości, dość zbitego i sztywnego włosia, co pozwala intensyfikować oraz kontrolować wykonywane ruchy i zapobiega nałożeniu za dużej ilości podkładu na raz, co odgrywa priorytetową rolę w obsługiwaniu podkładu w formule Coverage. 

Amilie Mineral Cosmetics Coverage Foundation, pierwsza warstwa. Światło dzienne, miękkie, ciepłe. 
SPROSTAM WSZYSTKIM TWOIM WYMAGANIOM

Podkład Coverage to zupełnie inna historia i odbiega on znacząco od moich dotychczasowych upodobań. Dzięki unikalnej strukturze normalizuje on moją tłustą, kapryśną skórę i bardzo dobrze dogaduje się z nią nawet po kilku, długich, intensywnych godzinach noszenia, a był to niemały problem, niepozwalający na osiągnięcie konsensusu z wieloma dotąd przetestowanymi przeze mnie formułami mineralnymi. Nadmienię, iż wszystkie te trudności wynikały z właściwości odwadniających i umyślnie generowanego łojotoku: ciężko jest tego uniknąć przy produktach mineralnych, chociażby z tak prozaicznego powodu jakim jest ich sypka forma. Pewnym, cząstkowym rozwiązaniem było celowe unikanie dwutlenku tytanu i ograniczanie się do sypkich, pylistych formuł opartych na tlenku cynku, które zapewniały mi bardzo dobre, suche wykończenie przez cały dzień, jednakże ich krycie pozostawiało wiele do życzenia i nie mogłyby być przeze mnie regularnie stosowane, gdyż za bardzo odwadniały mi moją delikatną skórę.

Cieszę się, że producent połączył bardzo dobre właściwości kryjące z łagodnie, aczkolwiek przyjemnie suchą, tak delikatną formułą - finalnie zmniejszył nieco krycie produktu, ale poprawił jego walory aplikacyjne oraz znacząco przedłużył trwałość podkładu na typach cery delikatnie przesuwających się w stronę tłustą. Takim też typom cery go polecam, nie typowo tłustym i łojotokowym, ale intensywnie przetłuszczającym się i drażniącym po większości podkładów mineralnych.

Amilie Coverage to jeden z niewielu podkładów mineralnych, który nie przesusza i nie odwadnia znacząco skóry, nawet mającej do tego tendencję, a tym samym nie rozregulowuje naskórka,  niepotrzebnie nie komplikuje pielęgnacji oraz sprawdza się w codziennym makijażu. Noszenie podkładu jest niezwykle komfortowe: nie wiąże się z uczuciem ściągnięcia, swędzenia, pojawieniem się podrażnień, nawet, gdy naskórek jest pobudzony przez pielęgnację lub stosowane regularnie leki dermatologiczne.


Amilie Mineral Cosmetics Coverage Foundation, druga warstwa. Światło dzienne, miękkie, ciepłe.

Przyjemna formuła podkładu marki Amilie na zadbanych i znormalizowanych typach skóry nie wymaga specjalnego uprzedniego przygotowania skóry przed makijażem, a jeśli już: kroki te mogą zostać maksymalnie uproszczone. Z pewnością problemy z formułą Coverage napotkają osoby, które ze względu na ich sypką formułę, nie są w stanie ich aplikować na sucho oraz nie mogą pozwolić sobie na tak minimalistyczną pielęgnację - stosują kremy, oleje, próbują intensywnie zmiękczyć i natłuszczać naskórek przed aplikacją podkładów, sięgają po zaawansowane techniki utrwalające bez większego skutku. Podkład jest stworzony dla osób, nierobiących ze swoją skórą nic konkretnego, a próby rozbudowywania porannej pielęgnacji generują nadmierny łojotok albo przesuszają i ureaktywniają naskórek.

Podobnie jak z większością podkładów mineralnych, które lubię, i podkład Coverage Amilie zachowuje się u mnie najlepiej bez żadnych dodatkowych kroków utrwalających. Stosowane pudry w moim przypadku tylko niepotrzebnie wysuszają skórę i napędzają łojotok.

Kosmetyk wytrzymuje do 12-14 godzin bez poprawek, z tym że najlepiej prezentuje się do 10, co i tak jest doskonałym wynikiem. Podoba mi się szczególnie sposób schodzenia podkładu - jego krycie jest nadal bardzo dobre, pomimo tego że stopniowo łagodnieje wraz z czasem: bez warzenia, spływania (zwłaszcza z niedoskonałości), tworzenia plam, rozwarstwiania się produktu i podkreślania porów oraz zmarszczek.

Amilie Mineral Cosmetics Coverage Foundation po 10h bez poprawek. Światło sztuczne. 
KWESTIE TECHNICZNE

Zaskakujące, iż podkład w wersji Coverage nie zawiera tlenku cynku. To dla mnie nowość, gdyż jak dotąd, unikałam raczej dużej ilości, drugiej, podstawowej składowej: dwutlenku tytanu, odpowiadającego głównie za krycie i nieposiadającego tak dobrych właściwości absorbujących jak cynk. Dzięki pominięciu tak kluczowego składnika, formuła jest bardzo delikatna, ale przy tym nie wysusza i nie drażni skóry.

INCI: Mica, Titanium Dioxide, Iron Dioxides. 

Ceny produktów Amilie są przystępne i dopasowane do realiów rynkowych - opakowanie 7.5g mineralnego pyłku, wiąże się z wydatkiem niecałych 45 złotych. Produkt jest umieszczony w klasycznym, sprawnie działającym opakowaniu z przesuwką.

Gama kolorystyczna podkładów marki jest dość szeroka, ale przyznam, że pomimo doświadczenia i pracy ściśle powiązanej z kosmetykami mineralnymi, miałam dość duże trudności z doborem kolorystycznym i nie uważam, by Golden Fair był tym słusznym i idealnym wyborem. Kilka dni temu, bezpośrednio od producenta kosmetyków Amilie, otrzymałam informację o zmianach w tej materii - gdy tylko otrzymam aktualny wzornik, umieszczę go zarówno pod dzisiejszą recenzją, jak i na moim facebookowym profilu, który warto śledzić, by być cały czas na bieżąco - zwłaszcza, że moja obecność social mediach jest ograniczona. 

NIE JESTEM IDEAŁEM

Podkład może nie przypaść do gustu osobom z klasyczną suchą skórą (dlatego też producent zaleca stosowanie podkładu na dopasowane, mocniej natłuszczające kremy, które zapewnią niezbędne zapotrzebowanie na okluzję) oraz zdecydowanie tłustą i łojotokową, gdyż zostają wyeksponowane jego wszystkie, najgorsze strony, wynikające z  nietypowej, kremowej konsystencji.

Rekomendacje producenta są zatem trafne, gdy formuła Coverage zostaje zastosowana na  niewłaściwym typie cery, mogą pojawić się problemy z trwałością, równomiernym rozprowadzeniem proszku oraz podkreśleniem obecnych na twarzy niedoskonałości.

Podkład nie współpracuje dobrze z kosmetykami pielęgnacyjnymi, które nadmiernie natłuszczają naskórek i zostawiają wyczuwalną woalkę, co sprawdza się przy podkładach bardziej suchych, o mocniejszym działaniu matującym. Przy znormalizowanych typach cery sprawdzi się jak najmniejsza ilość kroków w pielęgnacji, zaś przesuszone i suche typy skóry, będą wymagać dobrego, takiego jak zwykle, zmiękczenia i dopasowanej, codziennej pielęgnacji, bez większej ilości emolientów specjalnie "pod podkład". Krem może wymagać delikatnego odtłuszczenia przed jego aplikacją, co ułatwi jego równomierne rozprowadzenie (na przykład przyłożenia chusteczki higienicznej, podkład pozytywnie reaguje na primery na bazie glinek).

Wyjątkowo niekorzystnie reaguje na dodatek wilgoci: pojawiają się problemy z jego równomierną aplikacją, oksydacją, za suchym i nietrwałym wykończeniem, wspomina o tym również zespół Amilie, dlatego też nie zaleca takiego sposobu aplikacji podkładu. Pyłek wymaga dokładnego rozprowadzenia, podobnie jak inne kryjące formuły: przepada za długimi, dokładnymi rozcierającymi i wprasowującymi ruchami, mimo że daje efekt wygładzenia i idealnej skóry nawet przy niedbałych posunięciach.

To zdecydowanie najlepszy podkład mineralny dla skóry reagującej łojotokiem na większość wysuszających podkładów mineralnych oraz pudrów matujących. Jeśli masz podobny problem - prawdopodobnie Amilie również spełni i Twoje wysokie oczekiwania.

ARTYKUŁ POWSTAŁ WE WSPÓŁPRACY Z MARKĄ KOSMETYKÓW MINERALNYCH AMILIE MINERAL COSMETICS.

Pozdrawiam ciepło,
Ewa

13:00

SZCZOTKOWANIE TWARZY NA SUCHO

SZCZOTKOWANIE TWARZY NA SUCHO
szczotkowanie skory na sucho szczotkowanie twarzy jak szczotkowac twarz pryszcze rogowacenie jak mechanicznie zluszczac skore

Prawdopodobnie, jeśli interesujesz się zagadnieniami pielęgnacyjnymi, chociaż raz słyszałeś o szczotkowaniu skóry na sucho. Bardzo często jednak podczas masażu pomijany zostaje bardzo ważny rejon ludzkiego ciała jakim jest szyja i głowa. To właśnie tutaj znajdują się gęsto umiejscowione węzły chłonne (potyliczne, zamałżowinowe, przyusznicze, policzkowe, językowe, podżuchwowe, podbródkowe, zagardłowe, podgnykowe, przedkrtaniowy, przedtchawicze, przytchawicze, nadrostkowe oraz szyjne: przednie, powierzchowne i głębokie), mięśnie, które podobnie jak te znajdujące się na innych partiach ciała również wymagają regularnie przeprowadzanych ćwiczeń oraz liczne naczynia krwionośne.  

13:00

MEOW COSMETICS | FLAWLESS FELINE MINERAL FOUNDATION

MEOW COSMETICS | FLAWLESS FELINE MINERAL FOUNDATION

Minerały i koty? Meow Cosmetics to amerykańska marka mineralna przyciągająca wzrok nie tylko prostotą mineralnego składu, a wodząca na pokuszenie nietuzinkową, interesującą i niepospolitą prezencją kosmetyków: to właśnie koty zdobią wieczka oferowanych produktów, a także mają swój, dość spory, udział w nazewnictwie marki. Na pochwałę zasługuje jednoczesny brak infantylności od strony producenta, kosmetyki mają swój niepowtarzalny charakter, mimo że odbiegają znacząco od modnego ostatnio mało innowacyjnego i nieco nużącego minimalizmu i prostoty.

WOW! CO ZA LEKKOŚĆ! 

Wszystkie formuły Meow Cosmetics cechuje niesamowita lekkość i łagodność pyłku. Są to minerały bardzo dokładnie zmielone, miałkie, bardzo suche, co w niektórych przypadkach może wpływać niekorzystnie na ich finalną prezencję (co ma między innymi miejsce w przypadku minerałów Lily Lolo), pomimo tego nie są nadmiernie pyliste i ściągające, co często powoduje nie tylko dyskomfort, ale również i nasilone przetłuszczanie się skóry podczas noszenia podkładów mineralnych. Meow Cosmetics to taki satynowo-matowy odpowiednik polskich minerałów Ecolore, które zaskarbiły sobie wyjątkowe miejsce w mojej dość potężnej kolekcji kosmetyków mineralnych - z tym, że lepiej trzymają matowe wykończenie oraz w zależności od formuły, mają słabsze lub też mocniejsze właściwości kryjące. Warto zainteresować się produktami Meow podczas bezowocnych poszukiwań idealnego podkładu sypkiego dla typowej tłustej cery, który się nie zwarzy, nie zroluje i nie zoksyduje na bliżej nieokreślony kolor.

Formuła Flawless Feline to jedna z trzech spośród dostępnych opcji, posiada najmocniejsze krycie, choć nadal określiłabym je jako średnie satysfakcjonujące oraz słabe mocne przy pierwszej warstwie. Pozostałe dwie mają już bardziej półtransparentne wykończenie i mój stan skóry nie pozwala mi jeszcze na tak frywolne  i bezkompromisowe korzystanie z ich właściwości. 

KWINTESENCJA MOJEJ MIŁOŚCI DO KOSMETYKÓW MINERALNYCH

Cenię w podkładach mineralnych możliwość swobodnego budowania krycia. Stosując podkład Meow, nie napotykam absolutnie żadnych trudności w równomiernym zaaplikowaniu produktu oraz waloryzowaniu jego właściwości wyrównujących koloryt, jeśli moja skóra jest w takiej kondycji jak zwykle (sytuacja, niestety, ulega zmianie, gdy moja skóra jest dosyć mocno przesuszona) - produkt nie tworzy efektu maski, nawet przy suto zaaplikowanych 3-4 warstwach. Podoba mi się szczególnie jego wykończenie - jest zdrowo matowe, bez żadnych rozświetlających drobinek, które mogą dawać za mocny blask po jakimś czasie noszenia. Podkład fenomenalnie prezentuje się na zdjęciach oraz w świetle dziennym. 

Niezależnie od zastosowanego pędzla, podkład wybiórczo i subtelnie chwyta się cery, jest to pozytywny aspekt użytkowania podkładu, gdyż pomimo średniego krycia, nie tworzy on plam, zacieków, nie ściera się przy aplikacji kolejnych warstw i gwarantuje niezwykle naturalne wykończenie, jednak jeśli skóra jest przesuszona lub decydujesz się na aplikację na mokro, podkład może kumulować się nadmiernie w załamaniach, intensyfikować swój kolor w miejscach trudniej dostępnych oraz dawać efekt obsypania mąką. To jeden z tych podkładów mineralnych, który jest niewidoczny, niewyczuwalny i cudownie komfortowy na skórze, ale na skórze, która przepada za tak suchymi formułami mineralnymi.

Od lewej: skóra bez makijażu, dalej: pierwsza warstwa podkładu Meow Flawless Feline w świetle naturalnym ostrym, surowym.

Meow dzięki bardzo delikatnej strukturze, wyjątkowo korzystnie i estetycznie osiada na naskórku oraz optycznie wygładza cerę - nie podkreśla blizn, niedoskonałości, rogowaceń. Nie daje również pylistej, brzydkiej, suchej, postarzającej woalki (ale miej na uwadze to, co zdążyłam już wyżej napisać). Nie prezentuje się tak fantastycznie na suchych typach cery, jak na tłustych i mieszanych przeciągniętych w stronę tłustą, może wyrządzać im ogromną krzywdę i doprowadzać do migotania przedsionków: dzisiejsze zdjęcia celowo wykonałam podczas przesuszenia skóry i moje zachwyty nad Meow diabli biorą, co mnie nie dziwi - to są najbardziej suche minerały jakie znam. 

Przy tak delikatnych i wyczuwalnie suchych formułach bardzo często pojawia się problem podkreślania suchych skórek, suchej struktury twarzy oraz silniejszego niż przy innych podkładach mineralnych - przesuszenia, co odstręcza potencjalnych użytkowników. Cóż, obawy te są słuszne i umotywowane, bowiem recenzowana dzisiaj formuła rzeczywiście suche skórki podkreśla w stopniu mocnym, wyjątkowo niekorzystnym. Jak każdy podkład mineralny, Meow również posiada tendencję do wysuszania skóry i moim zdaniem nie upiększa on skóry mającej faktyczny problem z nawilżeniem - słabnie krycie, podkład nie przylega do skóry (nie jest dobrze przyczepny), nadmiernie pyli i intensywnie nasila ucieczkę wody.

Pomimo tych wad, zasługuje na niewymuszoną chwalbę, szczerze wypływającą z moich ust: nosi się niezwykle komfortowo, nie powoduje swędzenia, podrażnień, i co mnie zaskakuje: nie generuje egzogennego, typowo kosmetycznego łojotoku, nawet jeśli nie do końca współpracuje z cerą.

Podkład nie podkreśla rozszerzonych porów oraz po jakimś czasie do nich nie migruje. Jeśli skóra jest bardzo sucha, będzie podkreślał załamania i zmarszczki, ale podobnie jak ochoczo stosowany przeze mnie podkład regulujący polskiej marki Clare Blanc, mimo braku substancji dodatkowych, daje efekt optycznego wygładzenia, podobnie jak klasyczna krzemionka. Skóra po zastosowaniu pudru, jest bardzo gładka, delikatna, zdrowa, bez nadmiernego błysku. Po głębszym zastanowieniu się, Meow mają pewien wspólny mianownik również i z powyższym przykładem z Polski, ale jednak mają nieco słabszą przyczepność, co jest atutem w przypadku skóry tłustej, bez tendencji do odwodnienia, a raczej kierującej się już w kierunku łojotoku. Podkład świetnie absorbuje sebum i pracuje z cerą, która nie jest idealna i ma pewne skłonności do przetłuszczania się, nie oddaje okrzyków rozpaczy i nie wymaga natychmiastowej ewakuacji jak Annabelle Minerals, czy Lucy Minerals w śmiercionośnym starciu z wilgocią, a dzielnie trwa przez długie godziny w niezmienionym stanie.

Podoba mi się również to, że nie wymaga on zbytniego pieszczenia się ze skórą. Nie generuje kolejnych problemów z cerą oraz jeśli naskórek jest odpowiednio zadbany lub przesunięty w stronę tłustą -  nie dopomina się o stosowanie specjalnych technik utrwalających, baz i innych cudów. Sam w sobie jest niesamowicie odporny na niekorzystne czynniki zewnętrzne. Ot, nakładam go niedbale pędzlem (nawet raptownie po przebudzeniu, gdy moja koordynacja ruchowa pozostawia wiele do życzenia) i prezentuję się w nim fantastycznie nawet po potwornie uciążliwym dniu o godzinie 22.

Jak już napomknęłam, to najbardziej trwały podkład mineralny, jaki znam, z tym że na niektórych typach cery będzie dawał idealne, gładkie, cudowne wykończenie, a na innych pyliste, suche i nierównomierne rozłożenie koloru. Podkłady Meow plasują się w samej czołówce moich ulubionych formuł mineralnych, chociaż bywają dni, gdy nie mogę ich użyć.

Po podkłady Meow sięgam z ogromnym entuzjazmem szczególnie upalnym latem, gdy wszystkie posiadane przeze mnie kosmetyki, niezależnie od formuły i postaci, zostają poddane sporej, często katastrofalnej w skutkach (nie tylko dla mnie, ale również i dla otoczenia!) próbie, nieliczna część z nich przejdzie ją z powodzeniem, zaś niechlubna reszta zostanie zepchnięta do nikczemnej, drewnianej szuflady z dopiskiem "czekam do późnej jesieni". Amerykańska marka bez względu na warunki jakie panują na zewnątrz, wychodzi zawsze z obronną ręką, mam pewność, że za każdym razem zaaplikowane minerały będą moją naturalnie tłustą skórę upiększać.

Od lewej: skóra bez makijażu, dalej: dwie warstwy podkładu Meow Flawless Feline w świetle naturalnym miękkim. 

Tak miałkie i wyczuwalnie suche minerały, oprócz możliwości budowania krycia i zachwycająco naturalnego wykończenia, bardzo ładnie schodzą ze skóry i bardzo łatwo poddają się nawet delikatnym metodom myjącym.
 Pyłek przepięknie łączy się z cerą, bez efektu pieczołowicie ugniatanego piernika na święta. Nie roluje się, nie ściera, nie warzy, nie dzieje się z nim nic dziwnego i nie powoduje narastających wraz z czasem wyrzutów sumienia. Kosmetyk delikatnie i subtelnie znika ze skóry, ale zapewnia najlepsze krycie po kilku godzinach z dotąd poznanych mi podkładów mineralnych. Oczywiście, że po jakimś czasie nieznacznie ono słabnie, co jest zupełnie naturalne i mnie nie martwi, ważne jest jednak to, w jaki sposób to się odbywa i w biegu długodystansowym, Meow pobija polską konkurencję. Uwielbiam podkłady, które nie wymagają ciągłej kontroli sytuacji z mojej strony. Nosząc Meow wiem, że nie usłyszę troskliwego "wszystko jest ok?" i nie muszę działać oczyma mojej wyobraźni oraz poszukiwać chaotycznie lusterka w mojej torebce, aby wiedzieć, że kondycja mojej cery nie odbiega od tego, co reprezentuję sobą na co dzień.

Podkład Meow Cosmetics Flawless Feline po 10 godzinach noszenia bez poprawek, bez pudrów utrwalających. Światło miękkie, ciepłe.

Podkład nie współpracuje aż tak fantastycznie z aplikowanymi na niego produktami kolorowymi, szczególnie sypkimi. Kosmetyki nieznacznie zatracają swoje rozświetlające, gładkie wykończenie, jednak rozprowadzają się bez większych komplikacji. Mam jednak wrażenie, że nie osiadają tak pięknie jak przy innych podkładach mineralnych i dają bardziej suche wykończenie - zyskują dzięki temu na trwałości i nie oksydują.

Ze względu na lekką strukturę, formuła Meow Flawless Feline to także świetny puder matujący oraz wykańczający makijaż. Doskonale współpracuje również z kremową kolorówką, a zwłaszcza z kremowymi produktami o słabym/średnim kryciu. Nie tworzy plam, zacieków, a także nie wysusza skóry tak jak standardowe pudry zawierające talk i krzemionki.


SŁABY PUNKT PROGRAMU

No cóż, podkład Meow Flawless Feline nie jest idealną formułą dla każdego, co zresztą widać na dzisiejszych zdjęciach, zwłaszcza wykonanych w dużym przybliżeniu.

Zapewne znajdą się osoby, którym będziesz przeszkadzało bardzo przeciętne, niepowalające krycie i potrzeba jego budowania, ja natomiast lubię, gdy podkłady robią coś więcej i nie zapewniają przy tym efektu full cover. Problem tkwi w czymś innym.

Podkład ma wyczuwalnie niezwykle suchą konsystencję, więc aplikowany przy większej ilości warstw, może podkreślać niezbyt atrakcyjnie suche niedoskonałości oraz gnieżdżące się grudki. To taki kosmetyk, który jednak wygląda najkorzystniej zaaplikowany bez ponownego budowania krycia, mimo że nie sprawia to problemów. Są podkłady mineralne, które znacznie lepiej sprawdzają się na przesuszonych i odwodnionych typach cery.


Podkład na skórze wysuszonej nie czyni takich cudów: nierównomiernie i niekorzystnie osiada na naskórku, podkreśla nadmiernie suche skórki oraz ma tendencję do tworzenia brzydkich plam w załamaniach, których nie można później już ruszyć i zostają na amen, aż do momentu demakijażu (widać to na przykład w okolicach nosa). Kolor podkładu również zaczyna nie współpracować z cerą - gama Angora nadmiernie żółknie, zaś bardziej brzoskwiniowe, opalone i złociste gamy mają tendencję do niebezpiecznego ocieplania się. Podkreśla w wyjątkowo niekorzystny sposób strukturę twarzy. Może dawać pyliste, suche wykończenie, którego nie lubię, ale to typowe, suche minerały, które albo ktoś polubi, albo nie. 

Podkład Flawless Feline to również mineralna katastrofa, jeśli zostaje zaaplikowany metodą na mokro. 

Jednak największym minusem, z całą pewnością, jest jego dostępność, a raczej niedostępność w Polsce. Produkty należy ściągać z innego kontynentu, co jest nie do przeskoczenia dla pewnych osób. Ceny podkładów również nie są niskie - mimo że minerały można zakupić w dwóch pojemnościach Munchkin (6-8g) lub Full-Size (22-30g), doliczając koszty przesyłki nie jest to najlepszy interes na świecie. Pocieszające jest to, że rzadko kto kupuje minerały Meow poza ceną promocyjną i nie korzysta z darmowej przesyłki na cały świat. Jak szaleć to na całego.

NA PEWNO ZNAJDZIESZ COŚ DLA SIEBIE

Meow to ogromna paleta barw i oczywiście pięknych kotów.

Nie wierzę w to, aby nie znaleźć tam idealnego koloru dla siebie - wszystkie gamy są bardzo ładnie zrównoważone z przewodzącymi, dominującymi tonami. Gama kolorystyczna jest przedstawiona w prosty, nieskomplikowany sposób, a odcienie ukazane na stronie internetowej, co nie zdarza się często, faktycznie oddają rzeczywiste zabarwienie podkładów mineralnych.

Poziom jasności podkładów w znacznej mierze odpowiada polskim standardom, a szczególnie gamom polskiej marki Ecolore i Neauty, gdzie najjaśniejsze odcienie są naprawdę jasne, a dokładniej: blade. Dotyczy to szczególnie gamy żółtej, Angora, która jest jaśniejsza o pół tonu od pozostałych, standardowo oferowanych odcieni, z tego powodu zamiast zerówki, wybrałam dla siebie jedynkę, która odpowiada jedynkom z Ecolore, Ivory z Neauty, Cream z Annabelle Minerals oraz pierwszym odcieniom z gamy pozostałych marek mineralnych dostępnych bez problemu w  Polsce.

Marka Meow w swoich kosmetykach nie stosuje parabenów, konserwantów, krzemionek, bizmutu, nanocząsteczek oraz mikronizowanych pigmentów, które mogą w określonych warunkach wykazywać właściwości katalizujące. Podkłady zawierają jednak azotek boru, który może powodować podrażnienia i drażnić szczególnie skórę odwodnioną.

INCI:  Mica, Zinc Oxide, Titanum Dioxide, Boron Nitride, Iron Oxides. 

Grupa docelowa: cera tłusta, łojotokowa, mieszana w kierunku tłustej, mieszana znormalizowana.
Odradzam: skóra mocno sucha, silnie odwodniona, mieszana w kierunku suchej, szybko rogowaciejąca, wysuszona.

ARTYKUŁ NIE JEST SPONSOROWANY.

Pozdrawiam ciepło,
Ewa