00:00

JAK SKUTECZNIE POZBYĆ SIĘ WĄGRÓW (ZASKÓRNIKÓW OTWARTYCH)? | CZĘŚĆ PRAKTYCZNA

JAK SKUTECZNIE POZBYĆ SIĘ WĄGRÓW (ZASKÓRNIKÓW OTWARTYCH)? | CZĘŚĆ PRAKTYCZNA

W kimże nie zawrzało, gdy wielokrotne próby walki z zaskórnikami kończyły się sromotną klęską? Ciężko utrzymać nerwy na wodzy, gdy na skórze obecny jest tak uporczywy i niebywale trudny w leczeniu problem rozbestwionych zaskórników.

Tak jak pisałam już w poprzednim artykule [tutaj], walka z zaskórnikami, w zależności od stopnia nasilenia oraz przede wszystkim, przyczyny, może posiadać zupełnie odmienny przebieg i przynosić rozbieżne rezultaty. Ciężko akurat w tej, konkretnej przypadłości, mówić o jakiejkolwiek skuteczności, dlatego też nie warto przyjmować personalnie doświadczonych porażek - często problem zaskórników będzie towarzyszył nam przez całe życie i mimo wielu, podjętych trudów - nie da się zrobić z nim zbyt wiele.

NAJLEPSZE ŚRODKI W WALCE Z ZASKÓRNIKAMI OTWARTYMI "WĄGRAMI"

Nie oznacza to wcale, że walka z zaskórnikami musi zawsze zakończyć się haniebnym wyciągnięciem białej flagi - ograniczenie ekspansji zaskórników i gładsza, bardziej równomierna faktura skóry to naprawdę spory sukces. By uporać się z problemem zaskórników należy podjąć kilka, właściwie opracowanych strategii z jednoczesną, pokorną akceptacją zasad pielęgnacji zrównoważonej, będącej trzonem dla jakichkolwiek przeprowadzanych działań.

METODA PIERWSZA: Rozpuszczenie martwych złogów naskórka i nagromadzonych treści zaskórniczych. Efektywność zarówno w treściach zaskórniczych powierzchownych, plastycznych i miękkich, jak i głębokich, utwardzonych.

Olejki myjące z kwasami rozpuszczalnymi w tłuszczach. Tłuszcze z kwasami lipofilnymi doskonale rozbijają twarde złogi o podobnej strukturze - wytworzone ciepło i energia wspomagają mechaniczną i chemiczną ewakuację zalegających treści.

Olejki eteryczne i absoluty. Olejki eteryczne są jedną z najbardziej wartościowych, najlepiej przyswajalnych oraz aromatycznych części surowców zielarskich, to w ich wnętrzu drzemie niezwykła siła natury. Atrybuty olejków są dodatkowo skondensowane, intensywne i aktywne biologicznie, dlatego wymagają określonego stężenia stosowania, mniejszego lub większego, w zależności od surowca. Są szczególnie pomocne w pielęgnacji skóry z trądzikiem zaskórnikowym, bowiem bogata mieszania aktywnych związków aktywnych doskonale udrażnia ujścia gruczołów łojowych, rozpuszcza zalegające w nich treści

Suche masaże krzemionką / talkiem. Krzemionki i talk posiadają odpowiedni poślizg, doskonale absorbują nadmiar sebum i choć brzmi to nieprawdopodobnie - mimo sypkiej, pozornie tępej struktury, można nimi wykonać pełny, efektywny i przede wszystkim przyjemny masaż twarzy. Jest to jedna z najbezpieczniejszych form masażu dla cer zanieczyszczających się i negatywnie reagujących na nadmiar okluzji w pielęgnacji - krzemionkę łatwo spłukać ze skóry i jeśli nie jest chemicznie modyfikowana - nie posiada właściwości filmotwórczych. Masaż skóry zwiększa metabolizm komórkowy oraz mechanicznie uwalnia treści zaskórnicze - w zależności od intensywności ruchów, może okazać się świetną metodą walki i profilaktyki przeciw krętym włóknom łojowym.

Oksydermabrazja. Wykonywana jest pod ciśnieniem przy pomocy hiperbarycznego tlenu oraz rozproszonych kropli soli fizjologicznej, którymi można złuszczać obumarły naskórek. Podobnie jak kawitacja, oczyszcza doskonale zabrudzenia tkwiące głęboko w porach oraz wykazuje działanie antyseptyczne. Jest jedną z najmniej drażniących metod i wpisuje się idealnie w pielęgnację skóry wymagającej i zanieczyszczonej. Jest to zabieg działający bardziej na powierzchowne zabrudzenia zaskórnicze.

Peeling kawitacyjny. Wykorzystuje ultradźwięki, dzięki temu w kontakcie z wodą dochodzi do tak zwanego zjawiska kawitacji. Ultradźwięki rozpraszają wodę i bardzo delikatnie usuwają martwy naskórek poprzez odbijanie się cząsteczek wody od skóry, a wszystko to, dzięki wysokim drganiom - bez konkretnych, i nierzadko agresywnych działań chemicznych i mechanicznych po zabiegu masz bardzo dokładnie oczyszczoną cerę. Podobnie jak oksydermabrazja, peeling kawitacyjny doskonale usuwa powierzchowne treści zaskórnicze i może okazać się świetną metodą regulacyjną dla cery błyskawicznie zanieczyszczającej się.

Peeling enzymatyczny. Enzymy roślinne (podobnie jak niektóre pierwiastki, na przykład wodór, bor, krzem, siarka) wchodzą w reakcję z białkami, co pozwala skutecznie rozpuścić zaległe warstwy martwego naskórka oraz stwardniałe treści czopujące ujścia mieszków włosowych. Ogromne znaczenie odgrywa baza peelingu. Formułę kosmetyku należy dopasować zarówno do potrzeb skóry, jak i efektu jaki pragniemy osiągnąć. Sypkie odtłuszczające, ziarniste bazy będą doskonale niwelować zaskórniki bardziej plastyczne, lepkie oraz powierzchowne, zaś kremowe, nawilżające - suche, stwardniałe i zrogowaciałe.

Borowina (torf kosmetyczny). Jest szczególnie aktywną, nieodwodnioną postacią leczniczego błota torfowego. To prawdziwe bogactwo unikalnych związków aktywnych o silnych właściwościach regenerujących, oczyszczających i antyoksydacyjnych. Torf jest z pewnością preparatem o wysokiej bioaktywności chemicznej. Stosowany na skórę działa ściągająco, hamuje silnie stan zapalny oraz pobudza właściwe procesy regenerujące (głównie dzięki przekrwieniu skóry), co jest kluczowe w pielęgnacji skóry z trądzikiem zaskórnikowym.

METODA DRUGA: Zwężenie ujść gruczołów łojowych i zapobieganie nagromadzaniu się zanieczyszczeń (najkorzystniej poprzez rozrzedzenie wydzieliny, tudzież mieszaniny zaskórniczej).

Zdarza się, że problem zaskórników nie wynika bezpośrednio ze skłonności skóry, a koreluje z porowatą, gąbczastą fakturą skóry. Należy uzmysłowić sobie, że na takim typie cery z pewnością wszelkie zabrudzenia będą osadzać się widoczniej i szybciej, a najlepszym działaniem jest fizyczne obkurczenie ujść gruczołów łojowych.

Nadtlenek benzoilu. Substancja, która potencjalnie może nasilać powstawanie zaskórników otwartych, ale również może fantastycznie zwalczać tenże problem - nadtlenek wykazuje właściwości keratolityczne, ściągające, antybakteryjne oraz przeciwzapalne. Poprawia przepływ wydzieliny łojowej oraz silnie odtłuszcza naskórek, intensywnie zwężając ujścia gruczołów łojowych. Właściwości nadtlenku benzoilu warto wykorzystać szczególnie w preparatach myjących, ubolewam mocno, że w Polsce w przeciągu kilku lat wyparowało ponad 70% preparatów leczniczych na trądzik, w tym również porządne preparaty z powyższą substancją czynną.

Wysokie stężenia witaminy B3. Jest to jedna z niewielu substancji czynnych o tak wielokierunkowym, normalizującym, a jednocześnie łagodnym, nieuzależniającym działaniu - dzięki swoim właściwościom, doskonale sprawdzi się zarówno w regulacji, jak i codziennej pielęgnacji skóry, szczególnie problematycznej, dotkniętej nie tylko trądzikiem pospolitym, ale i trudniejszymi formami, świadczącymi o rozregulowaniu naskórka. Może przynieść dobre efekty w leczeniu łojotokowego zapalenia skóry, czy trądziku różowatego. Jest to kwestia istotna, bowiem trądzik zaskórnikowy może towarzyszyć każdemu rodzajowi i typowi cery, nie zawsze łatwym w pielęgnacji, gdy dobór właściwych środków zostaje znacząco ograniczony. Niacynamid w stężeniach powyżej 4-6% wykazuje działanie przeciwłojotokowe, powierzchownie ściągające oraz rozrzedzające wydzielinę zaskórniczą w gruczołach łojowych.

Dziegieć brzozowy. Produkt suchej destylacji z gałęzi, drewna i kory brzozowej. Aktualnie powraca do łask, bowiem po zakończeniu II wojny światowej uważano go za substancje niebezpieczną dla zdrowia (potencjalne działanie kancerogenne). Intensywny zapach gwarantuje silnie właściwości antybakteryjnie, przeciwgrzybicze, przeciwpasożytnicze, przeciwzapalnie i antyseptycznie. Hamuje nadmierny łojotok i intensywnie oczyszcza skórę oraz zwęża pory. Wymaga aptekarskiego dozowania. Warto również w tym miejscu przy okazji napisać choć pobieżnie o ziołach bogatych w alkaloidy, na przykład glistniku jaskółcze ziele [tutaj], saponiny oraz naturalne garbniki - one również będą świetnie regulować nadreaktywność łojową i wykazywać podobne, choć mniej intensywne właściwości.

Dermapen. Urządzenie działa na zasadzie automatycznego nakłuwania skóry przy pomocy pulsujących igieł, jest to bardziej komfortowe niż inne, manualne metody nakłuwania, które w zależności od ręki wykonującego - mogą sprawiać spory, fizyczny ból. Igiełki są krótsze, zabieg jest mniej intensywny i bolesny, a więc zabieg wymaga co najmniej kilku sesji stosowania, ale za to okres rekonwalescencji jest znacznie krótszy i bardziej sprzyjający skórze z tendencją do odwodnienia, podrażnień, rumienia. Kluczowa jest również długość igieł i ich gęstość - dermapen to aktualnie jedno z najlepszych urządzeń w walce z drobnymi bliznami, w tym z rozszerzonymi porami, zwiększa bowiem w dość powierzchownych warstwach naskórka jego gęstość oraz poprzez mikrouszkodzenia, służy prawidłowemu i korzystnemu zabliźnianiu się tkanki skórnej.

Laser frakcyjny. Metoda polega na wybiórczych uszkodzeniach naskórka mikrowiązkami światła (nagrzewanie) i wywoływaniu stanu zapalnego skóry (w wyniku fototermolizy frakcyjnej). Mimo że laseroterapia obarczona jest wieloma skutkami ubocznymi i sprawdzi się jedynie na niewielkiej grupie osób, może przynieść świetne efekty pod względem zagęszczenia skóry, zwiększenia jej spoistości i tym samym - obkurczenia porów oraz drobnych, powierzchownych blizn.

Kwasy małocząsteczkowe. Atmosfera gęstnieje. Kwasy to toporny i jednocześnie imponująco rozbudowany temat. Wokół kwasów, nie ukrywam, nierzadko słusznie, narosło sporo mitów podszytych ludzkim lękiem. Łatwo zatonąć w oceanie sprzecznych informacji, jednak warto podkreślić, że kwasy mogą realnie poprawiać kondycję cery i wcale nie zapętlać problemów skórnych, choć należy mieć pełną świadomość, że decyzja włączenia ich do pielęgnacji jest zawsze ryzykowna i wymaga sporo uwagi, roztropności, mądrości i głównie umiaru w stosowaniu. To trudne. Sprawa na każdym etapie staje się coraz bardziej skomplikowana, gdyż tak naprawdę o działaniu preparatu nie przesądza jedynie zastosowana substancja aktywna, a formuła w jakiej została umieszczona, jej specyfikacja chemiczna, kondycja skóry, równolegle stosowane produkty pielęgnacyjne oraz sposób i częstotliwość jej stosowania. Właściwości kwasów można wykorzystać nie tylko w konkretnych peelingach złuszczających [tutaj], ale mikrozłuszczaniu [tutaj], czy nawet etapie myjąco-złuszczającym [tutaj], gdy kontakt substancji aktywnej ze skórą jest znacząco ograniczony.

  • Kwas LHA lipofilna cząsteczka o doskonałych właściwościach penetracyjnych. Zwęża i obkurcza pory, normalizuje pracę gruczołów łojowych oraz zwiększa gęstość skóry. Ma udowodnione działanie przeciwzmarszczkowe. Jedna z lepszych substancji w leczeniu głębokich włókien łojowych. 
  • Kwas salicylowy sztandarowa substancja przeciwtrądzikowa. Upłynnia złogi łojowe, działa bakteriostatycznie oraz hamuje nadmierne wydzielanie sebum. 
  • Kwas azelainowy. Substancja aktywna rozpuszczalna w tłuszczach o neutralnym pH, wykazuje właściwości normalizujące oraz antyoksydacyjne, co również ma spore znaczenie w leczeniu zaskórników otwartych [tutaj]. Pełny opis substancji aktywnej oraz nonkonformistyczna forma jej wykorzystania [tutaj]
  • Kwas mlekowy cechują doskonałe właściwości ściągające, obkurczające i oczyszczające, mimo że jest kwasem rozpuszczalnym w wodzie, jego unikalna struktura wpływa wyjątkowo korzystnie na skórę zanieczyszczoną. Przynosi świetne efekty szczególnie na skórach uregulowanych z ciągłą, błyskawiczną tendencją do zanieczyszczania się. 
  • Kwas askorbinowy. Witamina C w formie kwasu askorbinowego poprzez kwaśne pH i spory potencjał antyoksydacyjny może skutecznie niwelować problem zaskórników otwartych oraz poprawić ogólny koloryt cery, dając efekt wybielający. Uwaga, przez wysoką niestabilność chemiczną kwas askorbinowy może okazać się źródłem zmartwień i przynosić zupełnie odwrotne efekty! 
  • Kwas glikolowy. Mała cząsteczka i prosta budowa czyni kwas glikolowy jedną z najbardziej biozgodnych i najbardziej aktywnych substancji na skórze z grupy alfa-hydroksykwasów. Substancja słynie z właściwości zwiększających spoistość naskórka, stąd może okazać się najlepszym wyborem dla skóry gąbczastej i powierzchownie zanieczyszczonej.
  • Kwas szikimowy. Wykazuje podobne właściwości do kwasu glikolowego. Odznacza się wyższą skutecznością i tym samym inwazyjnością. 
  • Kwas trójchlorooctowy denaturuje białko i silnie złuszcza (w zależności od zastosowanego stężenia) średnie, a nawet i głębokie warstwy naskórka. Może przynieść spektakularne efekty lecznicze przy szybko zanieczyszczających się powierzchownie partiach skóry (gąbczasta struktura) oraz tkwiących filamentach łojowych, opornych na jakiekolwiek leczenie. 

Izotretinoina i tretinoina. Izotretinoina jest retinoidem pierwszej generacji, działa efektywniej w hamowaniu nadmiernego łojotoku o różnorakiej patogenezie. Kuracje izotretinoiną wewnętrznie są polecane nie tylko w przypadku leczenia trądziku cystowego i ropowiczego, ale także nadmiernego łojotoku i łojotokowego zapalenia skóry oraz ich następstwach. Izotretinoina stosowana zewnętrznie hamuje łojotok, zmniejsza ujścia gruczołów łojowych i zapobiega ich rozpulchnieniu oraz hamuje stan zapalny. Tretinoina z kolei doskonale hamuje hiperkeratynizację, może okazać się szczególnie pomocna, gdy u podnóża problemu zaskórników otwartych leży nadmierna ilość czopującego gruczoły łojowe naskórka.

Peelingi zasadowe. Wbrew powszechnej opinii: mydła nie muszą pogrążać trądzikowych typów skóry, nie służą jedynie etapowi myjącemu - a mogą zajmować więcej miejsca w pielęgnacji:, na przykład zastępować peelingi oraz preparaty usuwające martwe złogi niezłuszczonego naskórka, zalegającego łoju oraz innych zanieczyszczeń. Mogą być bezpiecznie stosowane w przypadku kiepskiej tolerancji kwasów oraz pochodnych w leczeniu mało zaognionego trądziku - to również substancje regulujące, które w przypadku skóry z łojotokiem nierzadko są mniej agresywne oraz bardziej efektywne w działaniu od zalecanych sposobów normalizacyjnych. W skrócie - czasami oczyszczenie skóry raz na jakiś czas agresywnym, pieniącym się i zasadowym mydłem może oddziaływać na skórę lepiej niż pseudo-delikatne peelingi kwasowe lub niedopasowane metody regulacyjne.

METODA TRZECIA: Normalizacja nadmiernego łojotoku i działanie ściągająco-absorbujące.

Metoda najobszerniejsza ze wszystkich, zaś najmniej bogata w objętościowy tekst, bowiem normalizacja łojotoku może wymagać przeprowadzenia szeregu metod diagnostycznych, prób, testów obciążeniowych i eliminacyjnych, a nie sposób o tym napisać w jednym, czy nawet w kilku artykułach celowanych. Obecność endogennego łojotoku zawsze wymaga głębszej autorefleksji i czasami jedynym, rozsądnym działaniem są podjęte działania lecznicze o charakterze wewnętrznym - regulacja przekaźników DHT, normalizacja gospodarki hormonalnej, czy w skrajnych i niewyjaśnionych (często uwarunkowanych genetycznie) przyczynach idiopatycznego łojotoku - podleganie kuracji doustną izotretinoiną. Co więcej, często tego typu kuracje regulują nie tylko skórę, ale i cały organizm.

Zioła odtłuszczające usuwają nadmiar sebum i potu, oczyszczają naskórek, dając natychmiastowe uczucie świeżości wraz z poczuciem czystości. Mogą zastępować płyny micelarne i wzmacniać efekt oczyszczający, pełniąc rolę trzeciego kroku oczyszczania (po myciu przy użyciu wody). To także świetna baza do masek oczyszczających i rozrzedzania za ciężkich konsystencji, bowiem napary mogą pełnić funkcję aktywatora. Niektóre zioła zawierają sporo ściągających garbników oraz naturalnych saponin, które zapewniają efekt odświeżenia oraz bardzo dobrze usuwają nadmiar tłuszczu ze skóry. Są również bogate w związki o działaniu antyseptycznym - nie wyjaławiają skóry, ale ograniczają ilość patogennych bakterii, wirusów, pasożytów. Można do nich zaliczyć między innymi wawrzyn szlachetny, miąższ kasztanowca zwyczajnego, tymianek, skrzyp polny, pięciornik, wierzbownicę drobnokwiatową, oczar wirgilijski oraz mydlnicę lekarską.

Naturalne glinki i błota. Dzięki wysokiej zawartości łatwo przyswajalnych związków mineralnych, glinki doskonale detoksykują i oczyszczają tkanki - wiążą metale ciężkie, dostarczają niezbędnych minerałów, podnoszą pH skóry, posiadają niezwykłe właściwości absorbujące, poprawiają przepływ krwi i limfy - usprawniają nie tylko przepływ związków wartościowych, ale i poprawiają odprowadzanie szkodliwych metabolitów. Okłady z glin i błot posiadają neutralne lub lekko zasadowe pH - doskonale pochłaniają, emulgują i usuwają tłuszcz z powierzchni skóry. W przeciwieństwie do zasadowych środków myjących nie zaburzają mikroflory skórnej, ale stosowane nierozważnie i zbyt często, mogą silnie odwadniać skórę


METODA CZWARTA: Usunięcie mechaniczne powierzchownie ulokowanych treści zaskórniczych. Metoda krótkoterminowa, ale skuteczna. Usunięcie mechaniczne treści okazać się niezbędne w leczeniu zmian stwardniałych, gdy złogi są głęboko i mocno ulokowane w ujściach gruczołów łojowych, będąc zupełnie opornymi na inne sposoby regulacji naskórka.


Manualna ewakuacja treści. Fizyczny nacisk na obszar skóry powoduje uwolnienie zaległej treści, jest to jednak zabieg wysoce ryzykowny - uszkadza strukturę skóry oraz może stać się potencjalnym źródłem zakażenia. Nie rozwiązuje również trwale problemu zaskórników, warto go rozważyć jedynie w niektórych przypadkach i najlepiej przy zastosowaniu specjalnej łyżeczki pętelkowej - unny.

Peelingi mechaniczne ścierają wierzchnie warstwy zanieczyszczeń, Pocieranie naskórka może okazać się niezwykle pomocne szczególnie w leczeniu zmian ulokowanych powierzchownie, przynosząc niemal natychmiastowe efekty. Warto łączyć zabiegi manualnego złuszczania naskórka ze złuszczaniem chemicznym - często mizerne w rezultatach metody, mogą, ku zaskoczeniu, przynosić spektakularne rezultaty dopiero po połączeniu swych wzajemnych działań. Peeling mechaniczny można wykonać klasycznymi drobinami ścierającymi lub strukturami o ziarnistej strukturze (uwaga na miałkość i wielkość drobinek, ich ścieralność oraz formułę peelingu), akcesoriami o nierównomiernej fakturze (porowata gąbeczka konjac [tutaj], szmatki myjące [tutaj], silikonowe płatki z wypustkami myjącymi [tutaj] lub szczoteczka soniczna [tutaj]) oraz peelingami gommage. Peelingi mechaniczne zwykle kojarzą się z czymś brutalnym, agresywnym, niesprzyjającym lepszej kondycji cery. Otóż w wielu przypadkach, wbrew biegowym opiniom, pocieranie skóry wpływa korzystniej na kondycję skóry wrażliwej i delikatnej, bowiem łatwo manipulować siłą i dostrzec szybkie efekty (pozytywne bądź też negatywne) w tej konkretnej metodzie regulacyjnej.

METODA PIĄTA: Ochrona antyoksydacyjna.

Antyoksydanty wymiatają wolne rodniki, dzięki temu wypełniające hojnie drogi gruczołów łojowych treści zaskórnicze oksydują wolniej - są bardziej plastyczne i znacznie prostsze w ewakuacji niż przestarzałe i twarde struktury, będące jednocześnie stałym źródłem szkodliwych oksydantów. Warto również spojrzeć na temat ochrony antyoksydacyjnej znacznie szerzej - wzbogacać zarówno pielęgnację, jak i dietę nie tylko o wyizolowane substancje o działaniu antyrodnikowym (co może okazać się działaniem zwodniczym, gdyż antyoksydanty bardzo łatwo mogą zmieniać swoją budowę chemiczną i pełnić rolę  niebezpiecznych dla zdrowia oksydantów), ale również ograniczać ilość substancji niestabilnych chemicznie (oleje roślinne, tłuszcze utwardzane), źródeł stałej podaży dużej ilości glukozy (glikacja białek, leptyno- i insulinooporność), czy unikać sytuacji,w  których skóra jest narażona na nadmierne działania oksydacyjne - nadmierna ekspozycja słoneczna, silne podrażnienia, stany zapalne.

Z doświadczenia wiem, że krokiem milowym w pielęgnacji każdego typu i rodzaju cery borykającej się z zaskórnikami jest przede wszystkim właściwa, podstawowa pielęgnacja. Nie jest to łatwe, ba, kto tak powiedział?, bowiem łatwo ulec wpływom, dokonując iluzorycznych, pochopnych wyborów, gdy kondycja skóry jest niewyczerpanym źródłem depresyjnych myśli. Choć wiem, że niemal każdy z nas w dzisiejszych czasach nastawiony jest na szybkie i maksymalne efekty, pokora i uważność są nierzadko brakującym kluczem do osiągnięcia pożądanych rezultatów.

UWAGA! W tym roku przeprowadzam pierwszą wyprzedaż szafy, znajdziesz unikalne, w większości nowe ubrania z 50% wzwyż obniżką ceny [więcej tutaj].

ARTYKUŁ NIE JEST SPONSOROWANY. 

Pozdrawiam ciepło, Ewa

06:00

ULUBIONE KOSMETYKI MIYA COSMETICS | 3-MINUTOWA MASECZKA WYGŁADZAJĄCA, MYBEAUTY ESSENCE, MYSTARLIGHTER

ULUBIONE KOSMETYKI MIYA COSMETICS | 3-MINUTOWA MASECZKA WYGŁADZAJĄCA, MYBEAUTY ESSENCE, MYSTARLIGHTER

Minęły już bezpowrotnie ponure czasy świecących pustkami drogeryjnych półek. Przekomarzając się kolorowymi korytarzami wyściełanymi gładką, mozaikową płytą, coraz łatwiej natrafić na polskie kosmetyki stworzone z myślą o nas, kobietach i naszych codziennych, realnych potrzebach.

Miya Cosmetics szturmem zawojowała kosmetyczny skrawek internetu, utożsamiając się z wizerunkiem kobiety prawdziwej, spontanicznej i niezmanierowanej. Marka oferuje kosmetyki naturalnie skrojone na miarę dzisiejszych potrzeb, oferując wysoką jakość, prostotę stosowania i efektywność przy stosunkowo niewielkim wysiłku.

Marka mówi stanowcze nie składnikom owianym powszechnie złą sławą, uroczyście wyszczególniając brak parabenów, parafin, PEG-ów oraz sztucznych barwników. Jako całkowicie bezstronny recenzent, swoją końcową opinię kształtuję całkowicie na własnych odczuciach dotyczących formuły, jakości oferowanego produktu i równie ważnego stosunku ceny detalicznej do powyższych czynników. Nie neguję ani polityki, ani ideałów, za którymi stoją założycielki #JesteśGotowa z MIYA, jednak dla mnie tego typu kwestie nie mają przewodniego znaczenia, co oczywiście nie oznacza, że się z nimi nie identyfikuję.

Mimo że nie wszystkie produkty marki trafiają w moje bieżące potrzeby, wybrałam część z nich, które w moim mniemaniu zasługują na nieco dłuższą pauzę. I choć nie popadam w nadmierną egzaltację, muszę uczciwie przyznać sama przed sobą, że w tak niskiej cenie marka Miya, jako jedna z niewielu, oferuje konkretną i zadowalającą jakość.

BŁYSKAWICZNA PIELĘGNACJA. 3-MINUTOWA MASECZKA WYGŁADZAJĄCA Z WĘGLEM KOKOSOWYM.

Regulacja chemiczna nie jest już podstawą normalizacji mojej trądzikowej cery, od kilku miesięcy przeważa nad nią zdecydowanie regulacja mechaniczna, przez co nie wyobrażam sobie nagłej, stanowiącej swoisty trzon, rezygnacji z leczniczych okładów na bazie glinek, błot i węgla aktywnego. Rytuały w postaci masek prawdopodobnie podsyca ideologiczne jeziorko mojej wybujałej wyobraźni, jednak pomijając zupełnie aspekt psychologiczny, nawet kilkudniowe niechlujstwo podczas wyjazdów, pociągało za sobą katastrofalne w skutkach efekty skórne. Bardzo szybko zatem posypałam swą głowę popiołem i postanowiłam powrócić pokornie do uskuteczniania łazienkowych obrzędów. Nie będę kryć - nie było to na pewno ani łatwe, ani tym bardziej wygodne rozwiązanie w warunkach niestacjonarnych.

Błyskawiczna maseczka wygładzająca to cudownie kremowa, spójna i jednolita konsystencja o barwie głębokiej, grafitowej czerni, również po rozprowadzeniu (świadczy to o rzeczywiście wysokiej zawartości czołowego składnika aktywnego - węgla kokosowego). Zawartość nie ucieka z dłoni, nie spływa oraz nie jest problematycznie tępa, grudkowata, ciężka, komfort stosowania maski Miya jest zupełnie nieporównywalny do własnoręcznie wykonywanych oczyszczających maseczek. Czarna pasta jest właściwie zwarta i rozkosznie gładka w dotyku, z jednoczesnym, właściwie wyważonym poślizgiem, dzięki temu okład aplikuje się doprawdy błyskawicznie i równomiernie, nie nastręczając dodatkowych problemów. Konsystencja maski pozwala na co najmniej 7-9 bogatych aplikacji na twarz i cząstkowo na szyję. Uważam to za bardzo dobry wynik przy standardowej ilości 50 g słoiczka.

Już podczas rozprowadzania maski czuć błogie ukojenie - skóra pod kołderką czarnej pasty odczuwalnie rozluźnia się, uspokaja i chłonie aktywne składniki. Radzę jednak podchodzić do oferowanego produktu ostrożnie - zawartość rumianku pospolitego może wywołać zupełnie odwrotną reakcję.

Świadomie wydłużam czas trzymania węgielnego okładu - zalecane trzy, błyskawiczne minuty, to zdecydowanie za krótko dla mojej równie błyskawicznie zanieczyszczającej się skóry. Nie ukrywam, moje bezceremonialne przeciąganie maseczkowej przyjemności ma i swoje minusy, jednak finalnie i tak górują nad nimi zalety. Postępowanie zgodne z adnotacją na pastelowym słoiczku przynosiło jedynie niewielkie uczucie odświeżenia, a to jednak zdecydowanie zbyt mało dla mojej wiecznie nienasyconej oczyszczenia skóry.

Maski nie warto oszczędzać, gdy jest nałożona w zbyt skąpej ilości, wysycha znacznie szybciej, przez co zwiększa swój potencjał drażniący i wysuszający skórę. Gdybym trzymała się bezwzględnie producenckich zaleceń, problem uciekania wilgoci z okładu oraz narastającego sukcesywnie delikatnego podszczypywania skóry, z pewnością nie by nie istniał. Po około 5 minutach uchodzi beztroskie uczucie smyrania jedwabną satyną, a nastaje nieco mniej przyjemny, choć nieodpychający, moment. Maksymalny czas trzymania maski bez efektu zastygania to około 12 minut i jest to również mój optymalny czas, który przynosi na mojej skórze najlepsze efekty. Bezpośrednio po spłukaniu 3-minutowej maseczki wygładzającej obserwuję u siebie lekkie zaognienie skóry, sytuacja nie ma miejscu przy sztywnym trzymaniu się zaleceń producenta.

Maseczki na bazie węgla leczniczego mogą naprawdę uprzykrzyć życie, mam na myśli oczywiście ich pracochłonny proces zmywania. Kremowa formuła maski węglowej nie ułatwia tego zadania i daje sylwetkę nie studentki pielęgniarstwa, a absolwenta geologii górniczej. Mimo że skóra po bezpośrednim spłukaniu maski jest niezwykle miękka, wygładzona i niewysuszona, czarny nalot, który szczególnie nieestetycznie wypełnia pory, wymaga kolejnego mycia i tym samym powtórnego kontaktu z wodą. By przyspieszyć proces zmywania czarnej pasty oraz zatrzymać jak najwięcej pielęgnacyjnych właściwości okładu,  zmywam go za pomocą gąbeczki konjac sowicie zmiękczonej bardzo ciepłą wodą (ciepła woda odgrywa tutaj dość kluczową rolę, gdyż usprawnia cały proces, a okład nie brudzi ceramiki) i odrobiną, delikatnie pieniącego się żelu.

Pozostawianie osadu utrudnia szczególnie stosowanie maski w warunkach niestacjonarnych, jednak nie przekreśla finalnie jej pozytywnego oddziaływania na nawet sprawiającą sporo problemów, skórę. Miya to bardzo dobre, mobilne i szybkie rozwiązanie dla osób, których przeraża sporządzanie domowych okładów glinkowych. Nie jest to wprawdzie tak widoczny i agresywny efekt oczyszczający, jaki osiągam przy własnych recepturach, jednak regularne stosowanie maski Miya opartej na glince białej oraz węglu kokosowym, rzeczywiście niesamowicie wygładza naskórek, przeciwdziała skutecznie nadmiernej hiperkeratynizacji oraz ładnie wycisza i rozjaśnia problematyczną, trądzikową cerę. Widzę namacalne efekty i z pewnością niska cena, bardzo dobra wydajność oraz doskonała dostępność, przemawiają za uzupełnieniem domowych stanów magazynowych.

Kwestią dyskusyjną i zupełnie indywidualną jest towarzysząca produktom Miya woń. Mam zupełnie inne preferencje zapachowe i mnie osobiście drażnią tak trwałe, świdrujące w nozdrzach aromaty o charakterze spożywczo-kwiatowym.


INCI: Aqua (Water), Kaolin, Charcoal Powder, Isostearyl Isostearate, Cetearyl Alcohol, Vitis Vinifera (Grape) Seed Oil, Panthenol, Glyceryl Stearate Citrate, Glyceryl Stearate, Glycerin, Chamomilla Recutita (Matricaria) Flower Extract, Tocopheryl Acetate, Xanthan Gum, Methylpropanediol, Phenoxyethanol, Caprylyl Glycol, Sodium Phytate, Alcohol, Parfum (Fragrance)

Cena: 34.99 zł / 50 g

NAWILŻENIE W SPRAYU. MYBEAUTY ESSENCE.

Lekka, warstwowa pielęgnacja już dawno wypadła z mojego obiegu. Lekkie serum, żelowe formuły, mgiełki... szybko spacyfikowałam tę część pielęgnacji i puściłam nieodwracalnie w próżnię. Nie sądziłam, że tak chętnie powrócę do tej formy pielęgnacji, jednak w zupełnie innej postaci niż dotychczas.

W ofercie Miya znajdują się dwie esencje w sprayu - FlowerBeautyPower oraz CocoBeautyJuice. Niestety, kwestie zapachowe pokryję ponownie nikczemnym milczeniem, gdyż zapach każdej mgiełki utrudnia mi użytkowanie, mimo że działanie kosmetyków zachęca do częstszego stosowania.

Formuła mgiełek jest niezwykle lekka, lecz pozostawia na skórze pewną, łagodną, niewymuszoną, pozbawioną nadmiernej lepkości okluzję, która albo komuś będzie odpowiadać, albo generować problemy pielęgnacyjne, na przykład wzmagając potencjalnie wysuszenie. Może przynosić doskonałe ukojenie i nawodnienie naskórkowi, który toleruje niewielką warstwę substancji powlekających, ale jednocześnie nie ma tendencji do błyskawicznego, nadmiernego uciekania wilgoci - w Miya warto ulokować pieniądze, gdy lekkie esencje i wodne toniki przynoszą pożądany efekt nawadniający, stanowiąc udaną formę pielęgnacji. Esencja nie pozostawia na skórze dziwnego i nieprzyjemnego osadu. Z pewnością forma mgiełek pozwala na ich wielokierunkowe wykorzystanie w pielęgnacji w roli toniku, mgiełki odświeżającej i podtrzymującej wilgotność okładów na bazie glinek, błot i alg lub pełnienia funkcji składnika aktywnego, etapu warstwowej pielęgnacji, redukcji za ciężkich konsystencji kremowych i wiele, wiele innych. Nie mniej, tego typu struktury zupełnie nie sprawdzają się aktualnie w mojej pielęgnacji i wymagają jednak jej rozbudowania, na co nie mam ani czasu, ani szczególnej chęci.

Nie oznacza to, że esencje w sprayu nie znajdują zastosowania w moich zasobach tak bogatych jak neseser pielęgniarski, otóż okazało się, że stały się jak dotąd najlepszym rozwiązaniem dla moich skomplikowanych relacji z makijażem. Nocami rzewnie płakałam nad swoją beznadziejną sytuacją - nieidealna skóra, postępujące odwodnienie, trądzik. Tego typu połączenie skutecznie zabierało mi jakąkolwiek radość płynącą z makijażu - suche, pudrowe formuły bezlitośnie wysuszały mój naskórek, generując potworny łojotok, kremowe zaś odznaczały się po stokroć lepszą trwałością, lecz pokutowałam większą ilością niedoskonałości skórnych.

Niecałkowicie wysychająca formuła mgiełek Miya oraz ich doskonały, sprawny aplikator, który rozpyla odpowiednią i równomierną ilość preparatu, doskonale scala makijaż mineralny, nadając mu dużej lekkości i pewne znamiona makijażu kremowego, jednak na tyle lekkiego i łagodnego dla skóry, by nie generować odwodnienia i łojotoku wywołanego. MyBeautyEssence w moim przypadku doskonale zwiększyły przyczepność makijażu mineralnego, zmniejszyły potencjalne wysuszenie sypkich kosmetyków mineralnych, i tym samym pozwoliły cieszyć się makijażem, który nie generuje już tylu problemów jak wcześniej oraz jest zdecydowanie bardziej trwały. Podoba mi się szczególnie świetliste wykończenie makijażu przy użyciu mgiełek Miya oraz brak jednoczesnej, przytłaczającej i często niekomfortowej tłustości. Chociaż nie tryskam entuzjazmem na hasło aplikacja makijażu mineralnego na mokro, przy użyciu mgiełek, jest to niezwykle proste, łatwe i satysfakcjonujące. Pigmenty pięknie chwytają się skóry, a jednocześnie nie tworzą plam, zacieków oraz nie podkreślają nadmiernie porów, a także nie odparowują z prędkością światła, pozostawiając na skórze bardziej suchego piekła niż wcześniej. Gdy skończę opakowania MyBeautyEssence, które posiadam, na pewno uposażę się w kolejne. 

INCI (MyBeautyEssence, Flower Beauty Power (Aktywna esencja w lekkiej mgiełce): Aqua (Water), Rosa Damascena Flower Water, Panthenol, Sodium Hyaluronate, Hyaluronic Acid, Glycerin, Hibiscus Sabdariffa Flower Extract, Paeonia Officinalis Flower Extract, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Aqua (Hot Spring Water), Niacinamide, Polyglyceryl-4 Laurate/Sebacate*, Polyglyceryl-6 Caprylate/Caprate*, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate, Sodium Phytate, Alcohol Parfum (Fragrance), Citronellol, Geraniol

Cena: 29.99 / 100 ml

INCI (MyBeautyEssence, Coco BeautyJuice (Aktywna esencja w lekkiej mgiełce)): Aqua (Water), Cocos Nucifera Fruit Extract, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Aqua (Hot Spring Water), Niacinamide, Sodium Hyaluronate, Hyaluronic Acid, Panthenol, Polyglyceryl-4 Laurate/Sebacate*, Polyglyceryl-6 Caprylate/Caprate*, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate, Sodium Phytate, Alcohol, Sodium Hydroxide, Citric Acid, Parfum (Fragrance), Benzyl Benzoate, Coumarin

Cena: 29.99 zł / 100 ml 

NATURALNY BLASK. MYSTARLIGHTER.

MyStarLighter, to iście szatańska nowość marki Miya, dająca natychmiastowy, ekspresowy i niezwykle naturalny efekt.

Warto już teraz napisać, że nie jest to z pewnością kosmetyk, który wkupi się w łaski każdej fanki rozświetlenia, daje on bowiem dość specyficzny, delikatny efekt końcowy. Jest tłusty i nieschnący, przy dłuższym, a nawet w jednostkowym stosowaniu, jak najbardziej może wykazywać pozytywny bądź też negatywny wpływ na kondycję cery. Nie mniej, taka struktura rozświetlaczy jest jednocześnie ich niezaprzeczalnym atutem, mianowicie świetnie współpracuje z każdym typem cery, a szczególnie ze skórą dojrzałą i suchą, na których klasyczne produkty rozświetlające w formie sypkiej lub prasowanej mogą dawać zbyt pudrowy, metaliczny efekt oraz podkreślać niekorzystnie strukturę skóry. Kremowa formuła lepiej wtapia się w naskórek, a zatopione w niej pigmenty wykazują lepszą przyczepność, przez co prezentują się jeszcze naturalniej oraz mogą wykazywać znacznie wyższą trwałość. W zależności od zastosowanego makijażu, rozświetlacz może migrować na inne rejony twarzy.

Konsystencja przyjemnie kremowa, choć grudkowata, topniejąca w dotyku, przypomina jąca organoleptycznie czyste masło awokado. Zwarta, transparentna struktura wypełniona jest barwiącą miką z zatopionymi obficie delikatnymi i drobno zmielonymi połyskującymi drobinkami. MyStarLighter topnieje pod wpływem ciepła, pozostawiając skórę nienachalnie i niesamowicie naturalnie rozświetloną. Nie jest to mocny, wieczorowy błysk, ujmie za serce wciąż poszukujących subtelnego, gładkiego, mokrego, choć widocznego wykończenia, takiego, które upiększa, ale jednocześnie nie krzyczy patrz na mnie. Skóra w MyStarLighter rzeczywiście promienieje w bardzo wyważony sposób. Nota bene, jest to mały trik światowych makijażystów - odrobina wazeliny lub naturalnego oleju nieschnącego aplikowana na szczyty kości jarzmowych to sekret pięknej, zdrowej cery prosto z czerwonego dywanu!

Rozświetlacz jest niezwykle prosty w użyciu, współpracuje zarówno z kosmetykami mineralnymi, jak i kremowymi. Na pochwałę zasługują jego wygładzające właściwości, nie wchodzi on bowiem w pory ani skórne niedoskonałości, a imituje naturalny poblask zadbanej cery.


Kwestią dyskusyjną jest trwałość, którą ciężko ocenić zupełnie obiektywnie w tego typu produktach. Na mojej skórze większość kosmetyków kremowych odznacza się znacznie lepszą przyczepnością i tym samym dłużej pozostaje na skórze, ale jednocześnie jestem świadoma, że akurat ten konkretny typ produktu wcale nie musi odznaczać się wybitną trwałością na innych typach skóry.

W MyStarLighter podoba mi się najbardziej wyważona gra światłem. Kosmetyk dzielnie współpracuje ze skórą problematyczną. Mimo obecności olejów i miki, rozświetlacz towarzyszy mi w stanie praktycznie niezmiennym (ma tendencję do lekkiego blednięcia) aż do momentu demakijażu, przy czym jest niezwykle komfortowy w noszeniu, bez kieratu porządnej warstwy makijażu i epizodów klejenia. Sprawdza się stosowany na większe powierzchnie ciała, choć jak to bywa przy tego typu produktach - niestety, ale może brudzić ubrania.

Wersja Rose Diamond, będąca jednocześnie moim zdecydowanym faworytem, pachnie malinową mambą, w pozostałych, trzech opcjach kolorystycznych można wyczuć lekkie cytrusy.

INCI: Cocos Nucifera (Coconut) Oil, Cera Alba (Beeswax), Ricinus Communis (Castor) Seed Oil, CI 77019 (Mica), CI 77891 (Titianum Dioxide), Aluminium Starch Octenylsuccinate, Isostearyl Isostereate, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Citrus Aurantium Dulcis (Orange) Peel Oil, Hydrogenated Vegetable Oil, Tocopheryl Acetate, Citral, Limonene, CI 77491 (Oxides). 

Cena: 39.99 zł / 4g

ARTYKUŁ POWSTAŁ WE WSPÓŁPRACY Z MARKĄ MIYA COSMETICS. 

Pozdrawiam ciepło, 
Ewa, 

15:00

JAK SKUTECZNIE POZBYĆ SIĘ WĄGRÓW (ZASKÓRNIKÓW OTWARTYCH)? | CZĘŚĆ TEORETYCZNA

JAK SKUTECZNIE POZBYĆ SIĘ WĄGRÓW (ZASKÓRNIKÓW OTWARTYCH)? | CZĘŚĆ TEORETYCZNA

Wędrujące w ekstatycznym tańcu palce, żrący klej tapicerski, zabarwione soczystą purpurą mięsiste, bawełniane ręczniki. To nie jest kolejny odcinek CSI, a na miejsce zbrodni nie wkroczy rudowłosy Horatio Caine ze swoją niezawodną ekipą. Nie mnie pierwszej i ostatniej puszczają nerwy i towarzyszą ociężałe wyrzuty sumienia, gdy podczas dobrze zapowiadającego się wieczornego seansu z kubkiem pełnym popcornu, ujrzę czarne, gnieżdżące się zuchwale pod skórą istoty.

Niech pierwszy rzuci kamieniem, kto nie dopuścił się tych nikczemnych i brutalnych tortur, nie wytaczając najcięższych dział przeciwko zaskórnikom. To jedna z najczęściej wyszukiwanych fraz w internecie - wągry, jak się ich pozbyć? No właśnie, jak? 

CZYM SĄ ZASKÓRNIKI OTWARTE

By zrozumieć sens wdrażanych działań terapeutycznych mających na celu skuteczną likwidację zmian zaskórnikowych, należy przede wszystkim znać mechanizm ich powstawania - nawet krótka, oględna i dość powierzchowna lekcja powinna dać do zrozumienia, że z zaskórnikami należy walczyć całościowo, przewartościowując całą pielęgnację, bez wzniosłych oczekiwań uzależnionych od jednego elementu, który może jak najbardziej bilansować, ale także i rozregulowywać zupełnie pielęgnację, co spowoduje w istocie jedynie narastanie problemu. To wyjaśnia niską skuteczność i krótkotrwałość jakichkolwiek terapii wymierzonych w te małe, czarne, aroganckie poczwary - trzeba włożyć mnóstwo wysiłku, by cieszyć się gładką cerą, choć nie zawsze zorientowane działania przynoszą oczekiwane rezultaty - czasami zaskórniki towarzyszą i będą nam towarzyszyć przez całe życie.

O ile trądzik zapalny, ropny, naciekowy może mieć swoje wewnętrzne przyczyny, tak powstawanie zaskórników jest najczęściej wynikiem powierzchownych, nieodpowiednich działań lub pośrednim skutkiem nadmiernego łojotoku i nadpotliwości - zarówno w pierwszym, jak i drugim przypadku, prócz szeroko pojętych zanieczyszczeń i złogów martwego naskórka, kluczową rolę odgrywa nadmiar lipidów, które pod wpływem wielu czynników - peroksydują.

Problem trądziku zaskórnikowego może być niezauważalny aż do momentu wdrożenia czegokolwiek, co istotnie nasila procesy oksydacyjne i uwidacznia treści zaskórnicze poprzez ich stwardnienie i zmianę zabarwienia. To także ten typ trądziku, który może rozwinąć się na skórze, która nie przejawia i nie przejawiała nigdy wcześniej tendencji do rozwoju jakichkolwiek dermatoz, w tym trądziku pospolitego. Przebieg choroby charakteryzuje się zarówno stopniową, jak i napadową ekspansją, co jest podstawową różnicą między klasycznym trądzikiem zaskórnikowym zamkniętym, wymagającym postępowego, dłuższego czasu rozwojowego. Oznacza to tyle, że z zaskórnikami otwartymi może zmagać się absolutnie każdy z nas, ale w zależności od wiodącej przyczyny problemu, droga może być mniej lub też bardziej wyboista i wymagać zupełnie innych metod leczniczych, stąd tak zróżnicowane opinie na temat środków, które mają ten problem skutecznie niwelować.

Treści zalegające w kanalikach mieszków włosowych na skutek peroksydazy, zmieniają swoje właściwości fizykalne - tworzą treści twarde, mniej plastyczne oraz zmieniają swój kolor na ciemniejszy. Do nadmiernego utleniania się, czyli uwalniania wolnych rodników, dochodzi na skutek wielu czynników, choć najważniejszymi z nich są: nadmiar tłuszczów na powierzchni skóry oraz wzmożone procesy oksydacyjne, na przykład na skutek naturalnego starzenia się skóry, ekspozycji słonecznej, dymu papierosowego, zanieczyszczeń w powietrzu, chorób przewlekłych oraz stosowania kosmetyków powodujących wzmożoną oksydację.

JAK Z NIMI WALCZYĆ?

Problem zaskórników może dotyczyć w zasadzie każdego - może on pojawić się na niemalże każdym typie i rodzaju cery oraz w każdym możliwym czasie, a jego przyczyny bywają oczywiście odmienne. Z pewnością z zaskórnikami będą zmagać się posiadacze skóry tłustej, łojotokowej, porowatej (łatwość zagnieżdżania się treści zaskórniczych) z tendencją do nadmiernego przetłuszczania się, u tych osób też walka z zaskórnikami będzie znacznie bardziej przeciągać się w czasie: jest o wiele dłuższa, wymagająca i prawdopodobnie, jeśli łojotok nie ma przyczyny zewnętrznej (ulegającej łatwej i sprawnej modyfikacji) - będzie on obecny przez cały czas, z mniejszym lub też większym nasileniem.

W nieco lepszej sytuacji odnajdują się skrzywdzeni przez niewłaściwe, zbyt rozbudowane i nieprzystosowane działania pielęgnacyjne - za ciężkie formuły, zbyt agresywne środki oczyszczające lub też za lekkie i warstwowe aplikacje zbędnych produktów, które doprowadzają do rozregulowania skóry. Można łatwo wywnioskować, że u każdej tej osoby walka z zaskórnikami będzie przebiegać zupełnie inaczej, zadowalające efekty przyniosą również rozbieżne produkty, dlatego też nie sugerowałabym się opiniami w internecie, a własnymi obserwacjami i dążeniem do optymalnej normalizacji - na kogoś zbawienny wpływ będzie mieć seria zabiegów u kosmetyczki z silnymi kwasami, a innej osobie spektakularne efekty przyniesie zwykła zamiana środka myjącego. I jedna, i druga osoba może mówić prawdę.

KROK PIERWSZY: Zrównoważona pielęgnacja i przystosowane działania, mające na celu redukcję łojotoku wywołanego i napędzaną hiperkeratynizację.


Zaskórniki to zmiany skórne niezwykle zależne od przeprowadzanych działań, w tym stosowanych produktów i ich sposobu użytkowania. Zmiany tego konkretnego typu nie występują bowiem na skórze znormalizowanej - jeśli problem łojotoku (zarówno endogennego, jak i egzogennego) nie istnieje, a Twoja skóra nie jest powlekana nadmiarem tłuszczów, problem zaskórników otwartych nie powinien Ci doskwierać na co dzień. Uświadomienie sobie własnych błędów bywa trudne, jednak pozwala na rezygnację z utartych i bezmyślnych kroków pielęgnacyjnych na rzecz działań zrównoważonych, sensowych i efektywnych.

Pielęgnacja zrównoważona to optymalne działania pielęgnacyjne, gdzie każdy krok wypełnia po brzegi model pielęgnacyjny i prócz wiodącego działania, zapewnia coś znacznie więcej - przygotowuje skórę najlepiej jak to tylko możliwe na kolejne kroki, ograniczając ich przeprowadzaną ilość. Za pojęciem nie kryje się ani skrajny minimalizm, ani też przesadny warstwowy schemat postępowania - to rozsądna ilość produktów, która pozwala zachować jak najlepszy stan skóry. Zawsze to powtarzam: mnogość produktów na półce to w zdecydowanej większości jedynie potwierdzenie problemów skórnych.

Wszystkie przeprowadzane działania rzutują bezpośrednio na każdy aspekt naszej działalności - bez zrównoważonych działań każda próba regulacji jest obarczona bardzo wysokim ryzykiem pogorszenia stanu skóry. Kreśli to schemat błędnego koła. Niewłaściwe oczyszczanie, nadmiar okluzji, permanentne odwodnienie - to wszystko napędza problemy skórne i wymaga pierwszorzędnej reakcji.

To co martwi mnie najbardziej, to fakt, że schematy postępowania jednak w znacznej mierze są nieadekwatne do zastanej sytuacji - zamiast większej uważności podczas wprowadzania kolejnych produktów i budowania mocnych podstaw, są ślepe i często nietrafione poszukiwania błyskawicznego rozwiązania na zastane problemy. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy, jak ogromną siłę sprawczą może posiadać zwykły, niepozorny żel myjący, wodniste serum (bo przecież jest lekkie), podkład, tonik kwasowy - tak! Nieprawdopodobne jak jeden środek może narobić tyle szkód lub też całkowicie zoptymalizować kondycję cery! Prawie nikt nie analizuje swojego postępowania, nie doszukuje się w nim błędów, nie szuka mocnych stron. To takie ludzkie - własne niechlujstwo lub niewiedzę, bronić zaciekle beznadziejną podwójną helisą lub miejskim smogiem. Nie na tym polegają mądre działania - jak mają nie pojawiać się zaskórniki, jeśli preparat, który ma za zadanie je usunąć generuje tak duże podrażnienia, że albo pojawia się wzmożony łojotok i rogowacenie, albo rodzi się potrzeba stosowania preparatów silnie natłuszczających? Skóra efekcie zanieczyszcza się jeszcze bardziej, a oprócz zaskórników, mogą pojawić się toksyczne zmiany zapalne, czy naprawdę to ma sens?

KROK DRUGI: Dokładne i komfortowe oczyszczanie skóry.

Oczyszczanie skóry to jeden z najważniejszych etapów, głównie dlatego, że rzutuje projekcje na dalsze kroki pielęgnacyjne. Wielokrotnie to powtarzam - to nie jest etap, na którym warto oszczędzać. Równie często ronię krokodyle łzy, gdy wśród bezmiaru produktów pielęgnacyjnych, brakuje dobrych i jednocześnie tak kluczowych elementów, stanowiących podstawę do jakiegokolwiek działania.

Oczyszczanie skóry ma na celu nie tylko usunięcie powierzchownych zabrudzeń, ale również pozostawienie szeroko pojętego komfortowego wykończenia. I z tym jest już problem. Otóż zarówno zbyt agresywne kosmetyki, jak i za delikatne oraz nieefektywne, będą generować problemy skórne. Etap myjący złudnie przypomina ślizganie się po przyprószonym warstwą śniegu, lodowatym, zdradzieckim gruncie - potrzeba lat praktyki, by nie wywinąć ostentacyjnego orła, choć nabyta wiedza i zmysły nigdy nie zapobiegają gromkim upadkom.

Podstawowym błędem wielu osób jest próba rozwiązania jednego, nieudolnego kroku pielęgnacyjnego (najczęściej mycia) innym, a nie likwidacją generatora nieszczęśliwych reakcji. Niestety, ale tak to nie działa. Jeśli Twoje mycie nie jest współmierne do ilości zabrudzeń organicznych, kosmetycznych, stopnia zanieczyszczania się i jednoczesnego odwadniania się skóry, zawsze będą problemy, niezależnie od nawet mistrzowsko dopracowanych kroków późniejszych. To będzie zawsze wymuszone działanie. Działanie ponad Twoje potrzeby. Inteligentne oczyszczanie może w większości przypadków zastąpić pielęgnację dystalną, natomiast produkty niespłukiwane, pielęgnacyjne, nigdy nie zastąpią tak ważnego etapu jakim jest prawidłowe i adekwatne oczyszczanie cery!

Oczyszczanie skóry odznacza się dużą ruchomością - otóż nie istnieje w tym konkretnym zagadnieniu coś takiego jak rutyna. Etap myjący niemal zawsze będzie ulegał modyfikacjom - inaczej będzie przebiegał w przypadku braku makijażu, a konkretnej sztaludze produktów kolorowych na skórze. Nie każdego dnia Twoja skóra również będzie przejawiać taki sam, identyczny model potrzeb - to najczęściej utarte działania usypiają czujność i bardzo często powodują narastanie problemów skórnych!

KROK TRZECI: Ograniczenie peroksydazy tłuszczowej.

By zniwelować do optymalnego minimum ryzyko utleniania się treści zaskórniczych zalegających w porach, należy przede wszystkim zminimalizować ilość tłuszczów obecnych na skórze - to jest ograniczyć nadmierny łojotok i/lub zmniejszyć ilość tłuszczów oraz związków powlekających dodatnich o charakterze zewnętrznym (kosmetyki z fazą tłuszczową oraz substancje silnie powlekające, filmotwórcze).

Na tym etapie bardzo korzystne i miarodajne są wszelkie testy obserwacyjne - szczególnie pod kątem wzmożonego przetłuszczania się skóry. Odpowiedz sobie na następujące pytania: o której porze dnia, Twoja skóra prezentuje się najlepiej? W jakim tempie pojawia się nadmierny film na skórze? Jaki kosmetyk ogranicza znacznie przetłuszczanie się skóry w skali powyżej 4 godzin, a który znacząco je przyspiesza? Czy nadmierne przetłuszczanie skóry nie jest równoznaczne z jej odwodnieniem i wzmożoną reaktywnością? Wykonuj wszelkiego rodzaju próby, wyłączając jeden element z pielęgnacji, zapisuj swoje wnioski. Mając przed sobą proste, wykalkulowane zapiski, łatwiej o refleksję, nowe pomysły, dostrzeżenie własnych błędów i przede wszystkim - realnych potrzeb skóry.

Czynnikami znacznie wyzwalającymi peroksydazę są wszelkie związki o potencjale oksydacyjnym - może być to zjełczały tłuszcz, tłuszcz roślinny o słabych wiązaniach (omega-3, omega-6), niestabilny kwas askorbinowy, domowe, nieustabilizowane formuły, skończywszy na użytkowaniu produktów po upływie terminu ważności (szczególnie kremów ochronnych, podkładów, kosmetyków, które mają długi i codzienny kontakt z cerą). Potencjał oksydacyjny będzie również posiadał łój ludzki (sebum), zatem wszelkie produkty, które nasilają jego ilość lub ściśle przylegają do skóry, będą jednocześnie sprzyjać nie tylko powstawaniu zaskórników, ale również przyspieszać procesy starzenia się skóry. Jest to kolejny element popierający tezę, że udana pielęgnacja przeciwtrądzikowa jest również udaną terapią przeciwstarzeniową.

W tym miejscu warto włączyć do pielęgnacji środki o działaniu detoksykacyjnym i silnie wiążącym (węgiel aktywny, olejki eteryczne, dziegieć brzozowy, zioła bogate w alkaloidy, na przykład glistnik jaskółcze ziele), które usuną pożywkę wolnorodnikową oraz stabilne antyoksydanty, najlepiej w formie o zwiększonej wchłanialności. Tematem trudnym są natomiast kremy przeciwsłoneczne - bowiem z jednej strony skuteczne i stabilne preparaty zmniejszają całą kaskadę procesów zapalnych oraz hamują nadmierną hiperkeratynizację, z drugiej zaś, formuła preparatów sama w sobie może sprzyjać ich powstawaniu. Kluczowe znaczenie odgrywa w tym miejscu zdecydowanie konsystencja i współpraca preparatu ze skórą, jednak oczywiste jest to, że niezależnie od osobniczych reakcji, skórę przed nadmiernym promieniowaniem należy chronić na wszelkie możliwe sposoby - począwszy od celowej, długotrwałej ekspozycji, a skończywszy na rozsądnej ochronie fizycznej.

KROK CZWARTY: Systematyczna, dopracowana regulacja chemiczna i/lub mechaniczna.

Nie popadaj w panikę, otóż nie zawsze wystarczające okazuje się dopięcie codziennych działań, będących trzonem dla pozostałych, dokonywanych kroków, szczególnie, gdy symultanicznie na skórze aktywne jest rogowacenie naskórka. Nic nie jest czarno-białe, a na pewno nie w rozsądnym postrzeganiu tego świata i zjawisk mu towarzyszących.

Rogowacenie jest naturalnym procesem fizjologicznym, jednak bardzo często, pod wpływem wielu, niekorzystnych warunków, narasta. Relatywnie częstą przyczyną takiego stanu rzeczy jest celowe odwadnianie skóry, uszkodzenie naskórka oraz stosowanie okluzyjnych, niedostosowanych preparatów, co jest sporym utrudnieniem szczególnie w etapach, które narażają skórę na wysuszenie. Czasami system obronny skóry jest tak głęboko zacietrzewiony, że niestety, nawet dopracowane podstawy pielęgnacyjne samodzielnie nie przyniosą spektakularnych, normalizujących efektów. W takiej sytuacji niezbędna może okazać się już konkretna regulacja skóry.

W zależności od stopnia odwodnienia naskórka, jego tolerancji oraz zaawansowania rogowacenia, należy dobrać właściwy sposób regulacji. Kluczowe znaczenie odgrywa nie tylko wybór metody normalizacyjnej i substancji aktywnej, ale przede wszystkim baza i siła preparatu oraz częstotliwość stosowania.

Przewodnią zasadą regulacji jest postępowanie zgodnie z zasadą primum non nocere - jest to element dodatni, który wyrównuje obecne patologie, nie będących wynikiem niewłaściwych kroków pielęgnacyjnych, przy generowanych stosunkowo niskich stratach. Znaczy to tyle, że regulacja nie uzależnia skóry oraz nie wywołuje nagłych, nieprzewidywalnych reakcji - musi być to etap przemyślany oraz przede wszystkim współgrający z rzeczywistymi potrzebami naskórka oraz bieżącą pielęgnacją (dobra, przystosowana regulacja nie dyktuje apodyktycznie kroków pielęgnacyjnych, ona je upraszcza). Z pewnością na cerach z dużą tendencją do odwodnienia i łojotoku wywołanego, lepiej sprawdzają się działania efektywne, ale na tyle rzadkie, by nie wymuszać na skórze żadnych, dodatkowych działań. Na cerach mniej problematycznych, z mniejszą tendencją do łojotoku, warto przedłożyć właściwe działanie mechaniczne nad chemicznymi - mechaniczne złuszczanie naskórka w wielu przypadkach okazuje się mniej drażniące, z mniejszym potencjałem wysuszającym, a przez efektywne obkurczenie porów, ogranicza znacznie zagnieżdżanie się treści w strukturach skóry. Na cerach zaś z tendencją do organicznego łojotoku, korzystne może okazać się mądre wdrożenie regulacji zasadowej.

Najważniejsza i jednocześnie najtrudniejsza w całym tym zawiłym etapie jest systematyczna obserwacja własnej skóry. Intuicyjne wyczucie, na ile i jak często można sobie pozwolić. Złapanie tego bilansu to często łapanie wiatru w dłonie, ale nabycie tej unikalnej umiejętności pozwala na osiągniecie maksymalnych i przede wszystkim trwałych efektów.

KROK PIĄTY: Przystosowany makijaż.

Wbrew pozorom, makijaż może naprawdę wiele komplikować, nawet jeśli jest on stosunkowo lekki i mało inwazyjny, to zawsze wymaga chociaż najmniejszych, dodatkowych zmian w pielęgnacji - rozbudowania kroków pielęgnacyjnych oraz wzmocnienia siły mycia.

Nie zawsze najlepszym rozwiązaniem jest również brak makijażu, otóż istnieją pewne przypadki, gdy przystosowane kosmetyki kremowe koloryzujące wspaniale zapełniają istniejące zapotrzebowanie na emolienty i tym samym równoważą pielęgnację oraz sypkie, czyste mineralne pyły dzięki swym właściwościom pochłaniającym, normalizują cerę z tendencją do przetłuszczania. Problemy są wówczas, gdy niezależnie od stosowanego produktu, po zmyciu makijażu zawsze pojawiają się problemy, których na co dzień zwyczajnie nie ma - ściągnięcie, łojotok, nieświeży wygląd skóry, podrażnienia, rumień.

Warto mieć również na uwadze fakt, że mineralne, pozbawione substancji dodatkowych, nie zawsze są jednoznaczne z lepszym wyborem dla Twojej skóry. Mimo że należę do grona fanów naturalnego makijażu i prowadzę w tym zakresie zdecydowanie największego bloga tematycznego, wiem, że kosmetyki mineralne mają również i swoje ciemne strony, których nie zakrywam nikczemną kurtyną milczenia. Kosmetyki mineralne mogą być równie toksyczne i niebezpieczne dla skóry co standardowe produkty z drogerii, jeśli generują silny, napadowy łojotok, podrażnienia, czy wzmagają tak często tolerowane odwodnienie. Podobnie jest z kremowymi kosmetykami - ich kiepski skład nie jest zawsze równoznaczny z jednoczesnym pogorszeniem stanu cery, ale jak najbardziej może również generować ropną drogę mleczną w miejscu zastosowania. Warto ocenić, skupiając się wyłącznie na faktach i własnych obserwacjach, co jest najlepsze dla Twojej cery.

KROK OSTATECZNY: Leczenie ogólnoustrojowe.

Gdy wszelkie metody zawiodą, jedynym, rozsądnym wyborem jest leczenie ogólnoustrojowe. Dotyczy ono zarówno leczenia napadowego, endogennego łojotoku, jak i histerycznie narastającego rogowacenia. Dopuść do swojej głowy myśli, że czasami problemy skórne to subtelny sygnał nieprawidłowości, do jakich dochodzi w tak skomplikowanej maszynie, jakim jest organizm ludzki, a wszelkie działania terapeutyczne o charakterze zewnętrznym bezpowrotnie uszkadzają i niszczą Twoją delikatną skórę, nie przynosząc pożądanych rezultatów. W tym miejscu warto obserwować własnego siebie - diagnostyka to jedynie wypadowa mediana liczb, Twoje objawy somatyczne często są w stanie powiedzieć znacznie więcej o Twojej chorobie niż pobranie krwi!


ARTYKUŁ NIE JEST SPONSOROWANY.

Pozdrawiam ciepło,
Ewa

00:00

NAJLEPSZA MASKA W PŁACHCIE | ORPHICA TIMELESS ANTI-AGEING FACE MASK

NAJLEPSZA MASKA W PŁACHCIE | ORPHICA TIMELESS ANTI-AGEING FACE MASK

Ja i maseczki w płachcie dotychczas nie tworzyliśmy zgranego duetu. Za śliskie, za lepkie, nie przynoszące satysfakcjonujących efektów, a to wszystko za cenę złota. Uogólniając, moich obiekcji było zawsze więcej, aniżeli realnych korzyści płynących ze stosowania masek w tak szybkiej i poręcznej postaci, zatem przez kilka lat niewzruszenie odpierałam zmasowane ataki i tkwiłam beztrosko w swojej kosmetycznej strefie komfortu. 

Mimo kilku lat praktyki, nigdy nie zadomowiło się w mojej głowie przeświadczenie o własnej nieomylności. Nie oblewam się już gorącym rumieńcem, gdy ogołocona zostaje moja niewiedza, a konfrontacja moich przekonań z odmiennym punktem widzenia staje się cenną lekcją - do takiego poziomu, że lubię się mylić. Marce Orphica to się udało. 

WPROWADZENIE: ORPHICA TIMELESS ANTI-AGEING MASK

Płachta jest nasączona odpowiednią, nie wyliczoną skąpo, ilością aksamitnego, chłodzącego płynu - naturalny, bogaty w odżywcze związki roztwór, powleka subtelnie niezwykle miłą i delikatną w dotyku tkaninę. Koktajl odróżnia się od w zdecydowanej większości budzącego rozczarowanie wnętrza kolorowych i infantylnych konkurentów - płyn pozbawiony jest nadmiernej lepkości i żelowej, kluskowatej formuły. Nakładając płachtę Orphica towarzyszyło mi już od samego początku nieomylne wrażenie, że robię dla swojej skóry rzeczywiście coś dobrego. 

W jednym, pełnym komplecie masek Orphica znajdują się cztery, oddzielnie zapakowane, w sposób skromny, pozbawiony krzykliwej ornamentacji, płachty. Po przecięciu fioletowego ambalażu z emblematem marki i wyjęciu gotowego produktu, na samym dnie pozostaje jedynie niewielka ilość płynu, wystarczająca na dogłębną pielęgnację sąsiadujących części ciała - małżowin usznych, szyi, dekoltu i górnych części ramion. Formuła maski jest nieschnąca (choć przytrzymana dłużej niż 60 minut zastyga i ściąga się podobnie do maseczek peel off, pozostawiając skórę miękką, gładką i pozbawioną jakiegokolwiek powlekającego filmu, kosztem słabszych właściwości nawilżających), zatem po zakończonym zabiegu warto wykorzystać maksymalnie pozostałości maski do pielęgnacji pozostałych części ciała. 

Produkt posiada prawidłową wielkość oraz małe, choć właściwie wyważone topograficznie otwory. Być może ktoś to uzna za czepialstwo z mojej strony, za niewielki i mało znaczący element, jednak dzięki takiemu, a nie innemu rozmieszczeniu i zastosowanym rozmiarom, płachta nie pomija rejonu bruzd nosowo-wargowych, okolic oczu oraz czerwieni wargowej, które zasługują jednak na szczególną opiekę w większości typów i rodzajów cery. Formuła maski pozwala na bezproblemową i rzeczywiście błyskawiczną aplikację, a także nie utrudnia jej użytkowania - okład nie ześlizguje się ze skóry i nie wymaga dodatkowych poprawek. Jedynym minusem, a być może i plusem - jest pełna relaksacja podczas zabiegu, bowiem wycięte starannie fragmenty ograniczają znacznie mimikę twarzy, nie pozwalając na jednoczesne przyjmowanie płynów i pokarmów.

Aromat przyjemny, delikatny, nienachalny i szybko ulatniający się - wyczuwalny, choć stonowany kwiatowy irys, delikatnie słodki, neutralny i pozbawiony chemicznej, drażniącej nuty. Odpowiedni nawet dla osób wrażliwych na zapachy.


DZIAŁANIE

Według producenta jest to maska intensywnie przeciwdziałająca nieuchronnym skutkom starzenia się skóry. Nie jestem w stanie potwierdzić tychże obietnic na podstawie kilku, przeprowadzonych zabiegów oraz przede wszystkim po tak krótkim czasie użytkowania kuracji, jednak nie mogę odmówić producentowi rzeczywistych efektów stricte pielęgnacyjnych - płachta zdecydowanie poprawia stopień nawilżenia i odżywienia naskórka, i co zaskakuje, nie jest to jedynie efekt doraźny, mimo że sam pojedynczy zabieg nie trwa więcej niż 30-60 minut. 

Moje wrażenia ze stosowania masek Orphica należą do pozytywnych, choć jednocześnie sprzecznych i dziwacznych. Początkowy okres noszenia płachty to czas błogiego uczucia ukojenia i niepowtarzalnego nawodnienia, przemija on jednak stosunkowo szybko, po około 15 minutach obecności płachty na skórze jest raczej neutralna pod każdym względem. To, co jednak wprawia mnie w największe zdziwienie, to skóra bezpośrednio po usunięciu wilgotnej tkaniny - wygląda nijako i gdybym miała jedynie opierać się na swoich pierwszych wrażeniach, z pewnością nie poleciłabym jej stosowania nikomu poza ludnością z nieograniczonymi zasobami finansowymi i ciągłą, niepohamowaną potrzebą poznawania nowych kosmetycznych wynalazków. Cóż, naskórek jest nieco pobudzony, trochę zaogniony, łagodnie lepki, intensywnie schłodzony, wręcz zimny, ale nic konkretnego poza tym się nie dzieje. Wiele osób może odstręczyć zastosowane słowo lepkość - uspokoję zatem, nie jest to lepkość niekomfortowa, glicerynowa (duży plus za modyfikowaną glicerynę w dystalnych czeluściach listy składników) a raczej dająca efekt zmiękczenia, jędrności, nawodnienia i wynikająca po prostu z dużej, choć nieprzytłaczającej ilości obecnego na skórze skondensowanego płynu. 


Tuż po usunięciu płachty oraz rozprowadzeniu i wklepaniu resztek serum, jedwabisty i cudownie gładki płyn stopniowo wsiąka w naskórek, zapewniając zdrowy, niewymuszony blask. Po około 5 minutach schłodzona skóra zaczyna pracować z odżywczym koktajlem, staje się wyczuwalnie wygładzona, jędrna i zwarta w dotyku. W tym krótkim czasie wklęsłości, szczególnie rozszerzone pory i zaskórniki otwarte, są bardziej widoczne i łatwe do usunięcia manualnego, co jest oczywiście niepodważalnym dowodem na bardzo dobre właściwości nawadniające płachty. 

Niemniej, przyznaję, zmartwiło mnie to trochę, moja skóra wymaga aptekarskiego i nieco zachowawczego dawkowania nawilżenia. Kłębiące się jednak nad moją głową czarne chmury szybko uległy przepędzeniu, bowiem po około 30-60 minutach płyn nie wymagał żadnej, stosownej ingerencji z mojej strony. Wchłonął się całkowicie, w sposób niewyczuwalny, elegancki i dyskretny, pozostawiając nawet przez chwilę nieco ściągniętą skórę. Wywołało to moje zmieszanie. 

Tak naprawdę efekty wynikające ze stosowania płachty Timeless mogłam obiektywnie ocenić co najmniej dzień po wykonanym zabiegu. Dopuszczając się retrospekcji, nie pamiętam, kiedy moja skóra była tak doskonale znormalizowana i zrównoważona - czułam rzeczywiste nawodnienie skóry, ale bez często symultanicznych skutków przeciążenia naskórka (maska nie zaogniła problemu trądziku, wręcz go wyciszyła). 

Skóra po Timeless Orphica Mask to skóra wypoczęta: świeża, promienna, znaczne wyciszona (większość moich przebarwień pozapalnych była zredukowana o co najmniej 50%, oczywiście po zaognieniu skóry uległy zaostrzeniu), wyrównana, zwłaszcza pod względem obecnych, suchych zrogowaceń. Chciałabym widzieć za każdym razem takie odbicie w lustrze po nieprzespanej nocy. Cieszy mnie to, że skóra po zastosowaniu okładu rzeczywiście ulega zdecydowanej poprawie. Nie są to efekty krótkotrwałe, zatem cenę produktu można uznać za uzasadnioną. 

Podsumowując, płachta Timeless posiada fantastyczne właściwości, dając efekt zadbanej, wypielęgnowanej skóry. Produkt różni się znacząco od drogeryjnych i przegrywających, w moim odczuciu, już w przedbiegach, konkurentów, zwłaszcza, że maska posiada niezwykle korzystny wpływ na trądzikową i trudną w pielęgnacji skórę, a jednak nie zawsze szło to w parze z tego typu produktami. Muszę przyznać, że to jeden z niewielu produktów w pielęgnacji, który pozwolił mi na tak dużą redukcję stosowanych kosmetyków oraz przynosił tak szybkie i jednocześnie widoczne efekty, nie wymagając jednocześnie rozbudowanych działań dodatkowych. Czyni to maski Timeless doskonałym prezentem, nawet dla samej siebie, na zbliżające się Święta - prosta oprawa, doskonałe i widoczne działanie, duża przyjemność stosowania. Nie chcę popadać w nadmierną egzaltację, ale to zdecydowanie jedna z najlepszych płacht jaką dotychczas stosowałam. 

Polecam. 

Wskazania: każdy typ skóry wymagający dogłębnego nawodnienia i rewitalizacji, skóra długo gojąca się o obniżonym stopniu regeneracji, skóra z przebarwieniami naczyniowymi (pozapalnymi) i nieutrwalonymi, 
Przeciwwskazania: skóra silnie atopowa i bardzo sucha, alergiczna (uwaga na ekstrakt z irysa), 

Komplet 4 płacht / 159 zł 

INCI: Aqua, Propylene Glycol, Butylene Glycol, Zinc Sulfate, Retinyl Palmitate, Iris Florentina Root Extract, Gingko Biloba Leaf Extract, Trehalose, Pueraria Lobata Root Extract, Chlorella Vulgaris Extract, Aloe Barbadensis Leaf Extract, Menthyl Lactate, Hydroxyethylcellulose, Xanthan Gum, Sodium Hyaluronate, Salva Officinalis (sage) Leaf Extract, Caviar Extract, Triethanolamine, Pentasodium Pentetate, Phytic Acid, Silver Oxide, Potassium Sorbate, Ethylhexylglycerin, Caprylyl Glycol, Glyceryl Caprylate, Dipropylene Glycol, Disodium Edta, Salix Alba (willow) Bark Extract, Propanediol.

ARTYKUŁ POWSTAŁ WE WSPÓŁPRACY Z MARKĄ ORPHICA>. 

Pozdrawiam ciepło,
Ewa

23:00

FESTIWAL KOLORÓW | CIENIE MINERALS ANNABELLE MINERALS [PEŁNA GAMA KOLORYSTYCZNA]

FESTIWAL KOLORÓW | CIENIE MINERALS ANNABELLE MINERALS [PEŁNA GAMA KOLORYSTYCZNA]
Gdy zanoszę się z zamiarem zakupu jakiegokolwiek, gotowego produktu o konsystencji innej niż sypki, mineralny pył, po chwili beztroskiej ekscytacji, natychmiast pojawia się uciskający klatkę piersiową lęk. Tworzę zawiłe, mrożące krew w żyłach scenariusze i gorączkowo rozpoczynam poszukiwania krótkoskładnikowego odpowiednika, w efekcie nierzadko wykreślając dany produkt z listy życzeń. 

Już szmat czasu temu zrezygnowałam z tradycyjnych, prasowanych i paletkowych cieni. To był mój pierwszy, zdecydowany krok w stronę optymalizacji posiadanych zasobów. Boleśnie uświadomiłam sobie, że większość zalegających i kurzących się rzeczy to fizyczny, nieodparty dowód mojego nieroztropnego marnotrawstwa, a oferowane, mineralne cienie spełniają w zasadzie większość postawionych, nie ukrywam, dość wysokich wymogów. Silna argumentacja opowiadająca się za możliwością indywidualnego doboru kolorów oraz bezterminowością czystych pyłów doprowadziła nieuchronnie do radykalnych porządków w kosmetycznej komodzie. 

Niezaprzeczalnie klasyczne cienie Annabelle Minerals należą do moich ulubionych. Miękkie wykończenie, fantastyczna łatwość w obsłudze i dobra trwałość sprawiają, że nie mam im zbyt wiele do zarzucenia. 

CIENIE MINERALNE ANNABELLE MINERALS 

Cienie wyróżnia miła, aksamitnie gładka konsystencja. Świetnie przyczepiają się do pędzla. Mimo sypkiej postaci nie są trudne w użyciu, nadmiernie nie osypują się i nie pylą (choć ze względu na sypką formułę i dużą gramaturę, niestety, ale cienie brudzą intensywnie otaczające środowisko). Pigmentacja średnia, dobra w budowaniu. Wyczuwam w nich znamienną już dla Annabelle Minerals suchość, co jest akurat w przypadku cieni ogromną zaletą, gdyż doskonale rozcierają się, nie tworząc nawet przy nieporadnych ruchach smug, plam i zacieków. Powtarza się pewna, niepisana zasada: nieznacznie gorszą przyczepność posiadają kolory ciemne i jaskrawe. Pomijając ten szkopuł, między poszczególnymi kolorami nie istnieją duże dysproporcje pod względem jakości, pigmentacji i współpracy, a sam dobór cieni nie staje się rosyjską ruletką - odróżnia je jedynie stopień roziskrzenia. Wykończenie satynowe, z delikatnymi, świetliście odbijającymi wiązki światła, drobinkami.

Po latach spędzonych wspólnie z marką Annabelle Minerals odważnie stwierdzam, że spośród wszystkich dostępnych mineralnych cieni, pracuje się z nimi najłatwiej i najprzyjemniej. Są to kosmetyki stworzone z myślą o zarówno nowicjuszach, jak i kaście zabieganych wyjadaczy, oszczędzających swój ograniczony czas. Większość oferty stanowią klasyczne barwy na całą powiekę, a przy ich zastosowaniu staranny makijaż zajmuje mniej niż pięć minut z zegarkiem w ręku. Z tego tak prostego powodu cienie towarzyszą mi podczas każdej podróży i wyjazdów studenckich, a w moim sercu kwitnie lekkie poczucie winy, że wspominam o nich dopiero teraz, po ponad 5 latach prowadzenia witryny.

W porównaniu do cieni glinkowych [pełna recenzja tutaj>], które posiadają zdecydowanie bardziej specyficzne właściwości, a przez zawarty w nich kaolin mogą nastręczać nieuchronnych problemów, szczególnie z konsystencjami mokrymi, o tyle cienie w wersji tradycyjnej są nastawione na bezproblemową współpracę z większością struktur niepowiązanych z ideą czystego makijażu. Cienie doskonale chwytają się gęstych, smolistych kredek, wspaniale reagują na dodatek wilgoci (bardziej błyszczący, mokry efekt, większa głębia koloru), przy czym sprawdzają się bez zarzutu stosowane samodzielnie, bez żadnego, wyjątkowego uprzedniego przygotowania powiek.

Trwałość cieni zależna jest od sposobu aplikacji, bazy oraz samej skóry powiek. Powtarzam to do znudzenia, ale moje potwornie tłuste powieki nie są miarodajnym wskaźnikiem, bowiem każdy cień, niezależnie od formuły i postaci, jest w stanie przetrwać u mnie maksymalnie 2-3 godziny. Cienie Annabelle Minerals cenię za to, że wraz z upływem czasu bledną i giną na powiekach bez tworzenia plam i zrolowanych, dziwacznych elementów.

GAMA KOLORYSTYCZNA

Większość kolorów to odcienie idealne na co dzień, nie brakuje jednak barw o dużym potencjalne energetycznym, mogącym ożywić każdy, nudny makijaż.

Podoba mi się to, że odcienie nie są nazbyt wyszukane i idealnie podkreślają słowiańską, przygaszoną, delikatną urodę. Warto obrać za cel Annabelle Minerals, jeśli poszukujesz cieni, których na pewno będziesz używać w codziennym makijażu, wówczas ich ogromna gramatura (aż 3g!) na pewno Cię nie przytłoczy. Na uznanie zasługują szczególnie ugłaskane do poziomu używalności kolory żywe i jaskrawe, tworząc spójną gamę kolorystyczną z resztą klasycznych barw.

Warto również zwrócić uwagę na czysty i bezterminowy skład cieni, nie zawierają one bowiem substancji dodatkowych i toksycznych, stąd też są odpowiednie do makijażu nawet wyjątkowo wrażliwych i delikatnych powiek, nie tracąc zupełnie na swoich walorach użytkowych. Nie ponoszą za sobą ryzyka infekcji. Człowiek pewnych rzeczy nie docenia, póki nie doświadczy nieprzyjemnej sytuacji - nie zliczę ile łez uroniłam po kiepskiej jakości prasowańcach, które terminowały się szybciej niż czas oczekiwania na kolejną owulację. Cieszę się mocno, że nie muszę przedkładać zdrowia własnych spojówek nad dobro makijażu. Cienie mineralne to poważnie doskonała inwestycja i kompromis w jednym!


Vanilla. Dzienny, jasny, mleczny, łagodnie zgaszony beż o wielu zastosowaniach. Iskrzący feerią srebrzystych drobinek. Jeden z najlepszych i wystarczająco jasnych, mineralnych cieni bazowych, dających efekt nienachalnie rozświetlonej powieki - dla każdego, nawet trudnego typu kolorystycznego. To jedyny cień mineralny, którego zapas regularnie uzupełniam.

Ocena: 5 / 5.


Candy. Kolor gumy balonowej. Neutralny, delikatny, niesamowicie dziewczęcy, z niewielką ilością subtelnych, ledwie zauważalnych, chłodnie migoczących drobinek.

Ocena: 4.5 / 5


Ice Cream. Stonowany, zgaszony, połyskujący księżycową poświatą, średniej jasności róż. Idealny wybór dla chłodnych i neutralnych typów urody, szczególnie posiadaczek niebieskich oczu.

Ocena: 4.5 / 5


Cappuccino. Kolejny kolor, który warto posiadać Cappuccino to barwa zgaszonego, nieoczywistego, jasnego, kawowego, choć przełamanego kremową nutą, brązu. Idealnie współgra z delikatnymi typami urody, szczególnie gdy większość ciemniejszych kolorów daje efekt ociężałej powieki i przemalowania. Idealny wybór, gdy brakuje koncepcji na makijaż. Elegancki, stonowany i zawsze adekwatny do okazji!

Ocena: 5 / 5


Chocolate. Gorzka, chłodna czekolada. Esencjonalny, głęboki, piękny, choć nieprzytłaczający. Intensywnie iskrzący.

Ocena: 4.5 / 5


Nougat. Głęboki odcień ciepłego, średniej jasności brązu z mnóstwem odbijających srebrzyście strugę światła, drobinek. Stworzony dla ciepłych i nieco ciemniejszych typów kolorystycznych.

Ocena: 5 / 5


Cinnamon. Kremowy odcień cynamonu. Odrobinę bardziej powściągliwy i zachowawczy. Mimo swej buzującej temperatury, przyjemnie stonowany. Jeden z niewielu ciepłych odcieni, których noszenie nie jest problematyczne i trudne. Spełnia wiele funkcji. Warto mieć go pod ręką. Niesamowita pigmentacja!

Ocena: 5 / 5


Cardamon. Niepowtarzalny. Cardamon trafnie odzwierciedla barwę korzennej, orientalnej przyprawy, której to zapach dosłownie świdruje w moich nozdrzach! Ależ zrobiło się aromatycznie. Na pograniczu oliwkowej zieleni, a odważnej, musztardowej żółci. Nieco bardziej suchy, choć pigmentacja potrafi zwalić z nóg.

Ocena: 4 / 5


Water Ice. Odcień niewinnej, nieskalanej niebieskości. Może być ciekawym akcentem makijażu,  choć wymaga ogromnego wyczucia i klasy użytkującego, łatwo bowiem operując Water Ice o tandetny, dyskotekowy makijaż.

Ocena: 3.5 / 5


Lilac. Jasny, liliowy róż przełamany fioletem. Uroczy, niewinny, subtelny. Cudownie podkreśli brązową tęczówkę. Migocze mnóstwem srebrnych drobinek. Wyjątkowy!

Ocena: 4.5 / 5



Lollipop. Chłodny, rozbielony liliowy róż. Połyskuje powściągliwie. Stworzony dla chłodnych, i bardzo jasnych oliwkowych typów urody.

Ocena: 4 / 5


Platinum. Stonowana, roziskrzona szarość. Zachowawczy, choć urokliwy. Zdecydowanie dla chłodnych typów urody.

Ocena: 3 / 5


Mint. Kolor zmrożonej, eleganckiej i nieco zachowawczej mięty. Jeden z niewielu stonowanych odcieni zieleni, uposażonych w ogromny takt i zrównoważenie. Doskonale napigmentowany i niebiańsko roziskrzony! Stworzony dla osób, które pragną przełamać przetarte, kosmetyczne ścieżki i nieco zaszaleć w codziennym makijażu.

Ocena: 5 / 5


Lavender. Fiolet, który nie daje efektu zmęczonych, schorowanych oczu. Przepięknie podkreśla zieloną i piwną tęczówkę. Suto połyskuje srebrzystymi drobinkami. Mimo nasycenia, nie skrada całego makijażu - potrafi być powściągliwy i tajemniczy

Ocena: 4.5 / 5


Blueberry. Jagodowy granat połyskujący obficie całą feerią kolorowych drobinek. Rozpasana i zuchwała gwiazda wieczoru! Wymaga aplikacji na mokro.

Ocena: 4 / 5


Smoky. Grafitowa czerń. Stworzona dla osób, których przytłacza czerń węgielna i pragnących podkreślić linię rzęs w bardziej subtelny i stonowany sposób. Doskonała pigmentacja. Jak na tak ciemny kolor, ze Smoky pracuje się naprawdę łatwo, szybko i przyjemnie.

Ocena: 4.5 / 5


Cornflower.  Chabrowa niebieskość ze średnią ilością połyskujących drobinek. Dość suchy, osypuje się najmocniej ze wszystkich cieni Annabelle Minerals, wymaga budowania koloru. Zyskuje podczas aplikacji na mokro.

Ocena: 2.5 / 5

Cena / gramatura: 3g / 36.90 zł 

Bezproblemowa dostępność na terenie Polski. 

ARTYKUŁ POWSTAŁ WE WSPÓŁPRACY Z MARKĄ ANNABELLE MINERALS. 

Pozdrawiam ciepło,
Ewa